31 maja 2016

Rozdział III - DRESZCZ


 "Blizny przypominają Nam, że przeszłość była rzeczywistością."

                        

                                Siedziałam pod jednym z drzew wciąż zastanawiając się nad słowami Teresy, jednocześnie próbując zapanować nad złością. Słowa brunetki wyprowadziły mnie z równowagi. Nie potrafiłam o tym zapomnieć. Co miała na myśli mówiąc, że DRESZCZ jest dobry? Dlaczego ludzie, którzy Nas tu umieścili mieliby być dobrzy? Przecież to nielogiczne. Dlaczego Teresa twierdziła, że gdybym nie kombinowała niczego z Thomasem nic by się nie stało? Nad czym pracowałam z moim bratem? Może udało Nam się rozgryźć coś o czym teraz nie pamiętam? Tamtym ludziom to się nie spodobało i postanowili wysłać Nas do Strefy. To dość prawdopodobna wersja. Ale dlaczego nagle coś się zmieniło? Thomas był przekonany, że oboje pracowaliśmy dla tej organizacji. Zresztą ja podzielałam jego zdanie. Nie rozumiałam, jednak co się stało, że nagle z pracowników staliśmy się ich więźniami. Z nielicznych przebłysków, które pojawiały się w mojej głowie, udało mi się ustalić, że musiałam spędzić w siedzibie organizacji, przynajmniej kilka lat. Pamiętałam kilkuletnią siebie i Thomasa. Z ciekawością oglądaliśmy różne próbki, a jakaś kobieta w kółko powtarzała, że dzięki Nam wszystko się zmieni. Nie miałam pojęcia kim była ta kobieta, ale widziałam ją już we wcześniejszym wspomnieniu. Stała obok mnie patrząc mi prosto w oczy, a słowa które wypowiedziała, wciąż odbijały się echem w mojej głowie: Pamiętaj Malia, DRESZCZ jest dobry. O tym samym powiedział mi Thomas, jego prześladowało podobne wspomnienie. I teraz Teresa. Jednak ona reagowała inaczej. Zupełnie jakby była przekonana o słuszności tego przekazu. Jakby pamiętała coś czego, nie pamiętał nikt inny. Nie wiem dlaczego, ale nie potrafiłam jej zaufać. Wydawało mi się, że Teresa coś ukrywa. Nawet jeśli kiedyś się przyjaźniłyśmy, teraz nic z tego nie zostało. Prawdopodobnie znałam ją dłużej, niż chociażby Newt'a, jednak to jego pamiętałam lepiej i od razu poczułam, że mogę mu zaufać. Z Teresą było inaczej. Nie podobało mi się jej zachowanie. Zresztą z tego co zdążyłam ustalić, nikt specjalnie za nią nie przepadał. Teresa nie wyglądała na przestraszoną. Zachowywała się tak jakby nowe miejsce nie robiło na niej żadnego wrażenia. Zupełnie jakby je znała. Jakby o wszystkim wiedziała. Pokręciłam głową. Nie to nie możliwe. Dziewczyna była jaka była, ale gdyby wiedziała jak się stąd wydostać na pewno by komuś z Nas o tym powiedziała. Westchnęłam i podniosłam z ziemi kamyk kilkakrotnie obracając go w dłoni. Nadal nie potrafiłam sobie przypomnieć niczego więcej. Może to i głupie, ale byłam zła. Zła na samą siebie za to, że nie potrafię odszukać w głowie więcej wspomnień. Gdyby wróciły może udałoby mi się rozwiązać tę zagadkę. Dowiedziałbym się dlaczego tu jesteśmy i jaki był cel umieszczenia Nas w Strefie. Przymknęłam oczy, jakby to miało mi pomóc w znalezieniu odpowiedzi na setki pytań krążących po mojej głowie. Próbowałam się skupić i odnaleźć w głowie jakiekolwiek wspomnienie. Coś co pomogłoby mi zacząć układać te puzzle, jednak nic się nie stało. Kompletna, przytłaczająca pustka. Pamiętam bez istotne szczegóły, jak jakiś film, który musiałam oglądać w przeszłości. Ludzie zamknięcie w jakimś Departamencie. Stop! Zaczęłam pod nosem powtarzać: Departament.

   - Mam – mruknęłam – Departament Rozwoju Eksperymentów Strefa Zamknięta: Czas Zagłady – powiedziałam na jednym wdechu i zamarłam.   

Powtórzyłam jeszcze kilkakrotnie całą nazwę, aż coś do mnie dotarło. Przecież pierwsze litery tych słów, tworzyły tajemniczą nazwę DRESZCZ. Ale czym jest ten departament? O co chodzi z eksperymentami i czasem zagłady? A może to my. Wszyscy, którzy zostali umieszczeni tutaj byli eksperymentami? Ale Czas Zagłady? Czy to oznaczało, że czeka Nas śmierć? Dlaczego akurat teraz przypomniałam sobie tę nazwę? Jak coś takiego mogło być dla Nas dobre? I ta Strefa Zamknięta...może chodziło o miejsce w którym się znaleźliśmy? Nie mam pojęcia jak mam to sobie wytłumaczyć. Muszę porozmawiać z Thomasem i to jak najszybciej. Może on coś sobie przypomni. Może wspólnie to rozgryziemy. Na razie najlepiej będzie, jeśli nie będę nikomu o tym wspominać. Nie ufają mi. W sumie wcale się im nie dziwie. Niektórzy trafiając tutaj nie pamiętali nawet własnego imienia, a ja? Dość szybko przypomniałam sobie, że mam brata, pamiętałam Newt'a. Mogli uważać to za podejrzane. Jednak nigdy nie przyznam się, że pracowałam dla DRESZCZ-u. Nie przed nimi wszystkimi. Wystarczy, że Thomas, Newt i Teresa o tym wiedzą. Zapewne ta wiadomość dotrze też do Minho, ale tym się nie przejmowałam. Podniosłam głowę przez chwilę wpatrując się w wejście do labiryntu. Znowu poczułam silną potrzebę wejścia do środka. Chociaż na chwilę. Zupełnie jakby jakaś niewidzialna siła pchała mnie w stronę wejścia. Gdy Thomas i Minho wrócą muszę z nimi porozmawiać. Z Thomasem o DRESZCZ-u, a z Minho o ewentualnej możliwości zostania Zwiadowcą. Jak dziwnie by to nie brzmiało, bardziej bałam się tej drugiej rozmowy. Wiedziałam, że muszę wejść do labiryntu, a jak zdążyłam się dowiedzieć, żeby to zrobić muszę zostać Zwiadowcą, a to ponoć nie jest łatwe. No cóż spróbować nie zaszkodzi, jeśli to nie przyniesie oczekiwanych skutków, trzeba będzie złamać zasady. Jeśli moje wejście do labiryntu ma jakoś pomóc Nam wszystkim w wydostaniu się ze Strefy, zamierzam zaryzykować. Nawet własne życie. Nie mogę siedzieć bezczynnie. Mam wrażenie jakby wraz z moim przybyciem zaczął się jakiś nowy etap, etap który jak najszybciej trzeba ukończyć. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale czuje się dziwnie. Zupełnie tak jakby coś wisiało w powietrzu i kwestią czasu było, aż to coś się stanie, a skutki będą opłakane. Nigdy nie uważałam się za kogoś lepszego, wręcz przeciwnie, jednak teraz czułam, że mogę coś zmienić, jeśli tylko Streferzy pozwolą mi działać. Łatwiej byłoby gdyby Thomas się za mną wstawił, ale on próbuje mnie chronić. Nie chce, żeby coś mi się stało, jednak bez jego pomocy ciężko będzie mi przekonać innych. Nie podoba mi się bliska relacja łącząca mojego brata z Teresą. Boje się, że może chcieć przeciągnąć Thomasa na swoją stronę. Wydaje mi się, że nie gramy w tej samej drużynie. Ciężko wyciągać wnioski po jednej rozmowie, ale coś mi mówi, że tak jest. I nie jest to mój wymysł, a wręcz przeciwnie. Jasna ocena sytuacji.  - Nie tylko nie to – mruknęłam pod nosem widząc zbliżającego się w moją stronę Chuck'a.  Nie wiem ile ten chłopak miał lat, ale musiał być ode mnie sporo młodszy. Nie był głupi, jednak momentami strasznie irytujący. Nie miałam ochoty na przebywanie w jego towarzystwie. Nie dlatego, że uważałam go za gorszego, a z tego względu, że w obecnym nastroju bałam się, że mogę powiedzieć coś co go zrani.  



  - Siema Sztamaku i jak pogadałaś z koleżanką? - spytał Chuck szeroko się uśmiechając.  

  - Mówiłam Ci, że to… - zaczęłam, ale chłopak mi przerwał.  

  - Tak wiem, to nie jest Twoja koleżanka – skończył za mnie – W takim razie porozmawiałaś ze swoją NIE koleżanką?  

   - Można tak powiedzieć – westchnęłam podnosząc się z miejsca.  

   - Coś się stało? - spytał Chuck poważniejąc.  

   - Nie – odparłam próbując się uśmiechnąć.  

Wydawało mi się, że informowanie chłopaka o moich zmartwieniach nie jest konieczne. To tylko dziecko. Nie mogłam mu powiedzieć, że boje się tego, że zostaniemy tutaj na zawsze. On musiał wierzyć, że kiedyś się stąd wydostaniemy. Musiał.  

   - Ale jestem głodna – stwierdziłam orientacyjnie łapiąc się za brzuch – Można tu gdzieś coś zjeść? - spytałam po czym obdarzyłam go uśmiechem.  

   - Myślę, że uda mi się coś załatwić. Chcesz zjeść tutaj czy w stołówce?  

   - Jeśli to nie problem to tutaj. Wiesz jeszcze nie do końca mi ufają i czuje się odrobinę nieswojo.  

   - Zluzuj, na początku zawsze tak jest, potem się przyzwyczają – odparł pogodnie chłopak – A bo bym zapomniał. Newt Cię szuka. Chce z Tobą o czymś porozmawiać.  

  - Co? Trzeba było tak od razu. Gdzie on jest? - spytałam szybko.  

   - Widziałem go w okolicach naszego szpitala, zaprowadzę Cię.  

   - Dzięki – odparłam i ruszyłam za chłopakiem.                                

                  Chwilę później dotarliśmy do małej sali, która marnie próbowała udawać szpital. Niepewnie weszłam do środka nie wiedząc czy powinnam tam być. Na jednym z łóżek leżał jakiś wysoki chłopak, wijąc się na łóżku i głośno krzycząc. Obok niego kręcił się chłopak, zwany Plastrem, który opatrywał mu rany. W momencie gdy weszłam do sali, podwinął mu koszulkę, a moim oczom ukazała się okropna rana. Czegoś takiego nie widziałam nigdy wcześniej. Zrobiło mi się niedobrze. Już chciałam się wycofać gdy dostrzegłam Newt'a.

  - Co mu się stało? - spytałam opierając się dłonią o framugę drzwi.

  - Buldożerca go zaatakował. I to w dzień. To zdarzyło się po raz pierwszy – powiedział nieźle zdenerwowany Newt.

  - Chuck mówił, że mnie szukałeś…

  - To może poczekać, chodźmy stąd – wydusił Newt.  

W tym samym momencie chłopak leżący na łóżku chwycił mnie mocno za rękę. Próbowałam się wyrwać z jego uścisku, jednak bez skutku. Na chwilę jakby oprzytomniał. Spojrzał na mnie nadzwyczaj normalnym wzrokiem i wydusił dwa słowa: Pomóż mi. Wyszarpnęłam rękę z jego uścisku i przez chwilę nie mogłam ruszyć się z miejsca. Mój wzrok powędrował do ampułek i różnych lekarstw stojących na szafce obok łóżka.

   - Chodźmy stąd – Newt próbował mnie odciągnąć, jednak coś kazało mi tu zostać.

   - Daj mu coś od bólu – powiedziałam cicho patrząc na Plastra.

   - Chciałbym, ale nic nie mamy. Zresztą nic nie jest w stanie złagodzić bólu po ugryzieniu. To i tak jego koniec.

  - Nie prawda. Mogę? - spytałam wskazując głową na szafkę. 

Plaster pokiwał głową, a ja zaczęłam przeglądać lekarstwa.  Wyjęłam po dwie tabletki z trzech opakowań i rozgniotłam je w małym pojemniczku. Następnie wymieszałam je z płynnymi witaminami i płynnym antybiotykiem. Następnie nabrałam specyfiku do strzykawki.

  - Jesteś pewna? - spytał Plaster, a ja nieznacznie pokiwałam głową. 

Czułam, że nie robię tego po raz pierwszy.  Podciągnęłam koszulkę chłopaka, a Newt i Plaster trzymali go, żeby się nie wierzgał, zaaplikowałam mu lekarstwo w sam środek rany. Chłopak jeszcze przez chwilę się wierzgał, a potem opadł na poduszkę, głęboko oddychając. Jego oczy z przekrwionych, znowu zaczęły wracać do normalnego stanu.  

  - To tylko złagodzi ból, ale nie cofnie zakażenia – dodałam po chwili.  

  - To jasne. Przecież nie ma leku na śmierć – odparł Newt.  

Gdy blondyn wypowiedział te słowa poczułam się dziwnie. Lek na śmierć, jakbym już wcześniej to gdzieś słyszała.  

   - Chodźmy stąd, chyba już za dużo widziałaś – powiedział Newt i pociągnął mnie za rękę w stronę wyjścia.  

Chyba miał rację. Sytuacja z chłopakiem kosztowała mnie nie mało nerwów. I jeszcze to błagane spojrzenia i to, ze chciał żebym mu pomogła. Przecież nie potrafiłam tego zrobić. Nie wiedziałam jak. Teraz będzie mnie to męczyć. A jednak od razu chwyciłam lekarstwa. Nie miałam pojęcia skąd wiedziałam co należy zmieszać i w jakiej formie to poddać, a jednak to zrobiłam, zupełnie odruchowo jakby nie było to dla mnie nic nowego. Podniosłam wzrok i napotkałam spojrzenie Newt'a.  

  - Co się z nim teraz stanie? Plaster powiedział, że nie ma już dla niego ratunku. Czy to znaczy, że on umrze? - spytałam nie do końca wiedząc czy aby na pewno chce poznać odpowiedź.


****
                                Patrzyłem na Malię nie bardzo wiedząc co mam odpowiedzieć. To jasne, że dla Bena nie było już ratunku. Każdy Strefer, który został ugryziony przez Buldożercę zostawał skazany na wygnanie i pewną śmierć. Takie były realia, jednak nie potrafiłem powiedzieć o tym Malii. Niepewnie objąłem ją ramieniem przez chwilę nic nie mówiąc. Czułem, że dziewczyna jest zdenerwowana. Cała się trzęsła, wzrok przez większość czasu miała wbity w ziemię. Nie dziwiłem jej się. Odkąd pojawiła się w Strefie działo się mnóstwo dziwnych i niewyjaśnionych rzeczy. Do tego Ben, który poprosił ją o pomoc. Dlaczego akurat ją? Skąd wiedział, że Malia tam jest? Przecież w pierwszej fazie po ugryzieniu, ranni nikogo nie rozpoznawali. Spojrzałem na nadgarstek dziewczyny na którym widniała czerwona plama. Dokładnie w tym miejscu w którym ścisnął ją Ben.  

  - Newt? - wyszeptała dziewczyna – Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.  

  - Niestety tak – wychrypiałem po chwili nieco mocniej ją obejmując. 

Naprawdę nie chciałem, żeby się załamała.  Widziałem jak jej ciężko. Będąc w Strefie widziałem już wielu cierpiących ludzi, ale smutek w jej oczach, bolał mnie kilkadziesiąt razy bardziej.  

  - Wszystkie skreślone imiona, które wczoraj widziałaś to zmarli. Każdy z nich został chapnięty przez Buldożercę. Na to nie ma lekarstwa. Chłopaki wariowali i stanowili zagrożenie dla reszty, musieliśmy się ich pozbyć. To nie było proste. Musieliśmy skazywać na wygnanie osoby, które jeszcze kilka godzin wcześniej jadły z nami śniadanie czy pomagały w zbieraniu plonów. To nie było normalne.  

  - Tutaj nic nie jest normalne – powiedziała cicho Malia i spojrzała mi prosto w oczy.  - Ci ludzie, ten cały DRESZCZ… oni grają z Nami w jakąś grę. Nierówną grę. Póki działamy według ich planu, to oni wygrywają. Musimy coś zrobić, złamać schemat. Może to jest rozwiązanie.

Spojrzałem na Malię nie bardzo wiedząc co powiedzieć. Dużo czasu zajęło Nam zaprowadzenie porządku w Strefie. Każdy miał swoje zadania i obowiązki. I przez jakiś czas wszystko funkcjonowało w odpowiedni sposób. Chociaż… nawet Nasz plan miał mankamenty. Nie przewidziane ataki, liczne śmierci. Przez trzy lata nie znaleźliśmy wyjścia. Mapa labiryntu była już skończona. Minho znał schemat zmian na pamięć. Wycieczki Zwiadowców były już raczej tylko przebieżkami po labiryncie, nie było tam niczego nowego. Może Malia ma rację. Może trzeba coś zmienić?  

  - To nie takie proste… - westchnąłem – Co masz na myśli?  

  - Wydaje mi się, że tamci ludzie Nas kontrolują. Coś jakby dokładnie znali każdy Nas ruch. Może gdy zaczniemy działać niespodziewanie coś się zmieni. Naszą jedyną szansą jest labirynt. Nie pytaj skąd wiem. Po prostu to czuje. Tam są wszystkie odpowiedzi.  

  - Minho zna układ labiryntu na pamięć. Mapa jest już gotowa. Malia… tam nie ma wyjścia. My mieliśmy nadzieję, ale… - westchnąłem.  

Nie chciałem jej dołować, ale taka była prawda. Wszelka nadzieja jaką w sobie miałem już dawno zgasła.  

   - Może nie wszystko zostało sprawdzone. Błagam Cię Newt, nie mów tak. Stąd na pewno da się wydostać – powiedziała Malia łamiącym się głosem.  

Zrobiło mi się głupio. Nie chciałem, żeby było jej przykro. Czułem się tak jakby to wszystko było moja wina. Nie wiem co mną kierowało, ale po prostu ją przytuliłem. Malia nie protestowała. Widać potrzebowała wsparcia. Właściwie to sam czułem się nadzwyczaj dobrze. Nie miałam doświadczenia w kontaktach z dziewczynami, jednak nie czułem żadnego skrępowania. Po chwili odsunąłem się od niej na krok i spojrzałem jej prosto w oczy.  

  - Wszystko się ułoży, rozumiesz? Obiecuje Ci – szepnąłem pewnie. 

Zupełnie jakbym naprawdę mógł jej to obiecać.  

  - Ehehem – nagle do moich uszu dotarło ciche chrząknięcie. Odwróciłem się i dostrzegłem Chuck'a. Chłopak jak zwykle w rękach trzymał jedzenie.  

  - Co jest Smrodasie? - rzuciłem od niechcenia przenosząc na niego wzrok.  

Chuck był w Strefie taktowany jak popychadło. Wprawdzie wszyscy go lubili, ale większość wolała okazywać swoją wyższość nad młodszym kolegą.  

  - To chyba o mnie chodzi. Poprosiłam, żeby Chuck zorganizował mi coś do jedzenia – powiedziała Malia.  

  - Purwa. Zupełnie o tym nie pomyślałem. Przecież ty już prawie dwa dni nic nie jadłaś – stwierdziłem patrząc na dziewczynę.  

  - Nic się nie stało. W sumie nawet nie czułam, że jestem głodna przez ten nadmiar emocji – dodała Malia delikatnie się uśmiechając – Idziesz z Nami?  

  - Chciałbym, ale muszę jeszcze pogadać z Plastrem i Alby'm. Buldożercy po raz pierwszy zaatakowali w dzień. Coraz mniej mi się to podoba – westchnąłem i przeniosłem na nią wzrok – Ale Wam życzę smacznego – posłałem im uśmiech.  

Już miałem odejść gdy ponownie odezwała się Malia.  

  - Chciałeś chyba ze mną o czymś porozmawiać…  

  - To może poczekać. Znajdę Cię wieczorem, dobrze? - spytałem, a gdy blondynka pokiwała głową, posłałem jej uśmiech i odwróciłem się wracając do sali szpitalnej.                                

                  Nie wiem dlaczego, ale nie potrafiłem powiedzieć Malii tego co chciałem. Przypomniałem sobie kilka szczegółów związanych z Naszym pierwszym spotkaniem. Chciałem ją o to spytać, jednak nie potrafiłem. Nie wiedziałem jak mam zacząć. Jedyne czego byłem pewny to to, że Malia już nigdy nie będzie mi obojętna. Od wczoraj nie myślę o nikim innym. Wciąż mam przed oczami jej uśmiechniętą twarz ze wspomnienia. Jedynego wspomnienia, które na razie wróciło. Wciąż o niej myślę. Jest taka mądra. Próbuje udawać, że wszystko jest w porządku, ale ta drobna osóbka przeżywa to wszystko o wiele bardziej, niż daje po sobie poznać. Wziąłem głęboki oddech i wszedłem do sali, aby porozmawiać z Plastrem.  

  - Co z nim? - spytałem.  

  - Trucizna nie zniknęła, ale się uspokoił. I nawet przestał bredzić – stwierdził Plaster wzruszając ramionami – Nie wiem gdzie ta dziewczyna się tego nauczyła, ale nie wpadłbym na to by wymieszać te leki – dodał.  

  - Myślisz, że to mu pomoże? Może nie trzeba będzie wysyłać go do labiryntu? - zacząłem niepewnie.  

  - Nie łudź się Newt. On po prostu nie czuje bólu, ale to nie znaczy, że nie zwariował – westchnął chłopak.  

  - Jak z nim skończysz, przyjdź do lasu. Musimy porozmawiać z Alby'm – powiedziałem i jeszcze raz spojrzałem na Bena.  

Oddychał miarowo, jednak wyglądał na nieobecnego.                                

                  Po jakiś dwóch godzinach narada wreszcie się skończyła. W sumie nie ustaliliśmy kompletnie nic. Nie mieliśmy pojęcia dlaczego Buldożerca zaatakował Bena w dzień i jak zapobiec kolejnym atakom. Wszystko zaczęło się komplikować. Zerknąłem na zegarek. Za pół godziny wejście się zamyka, a Minho i Thomasa nadal nie było widać. Zaczynałem się już niepokoić. Poszedłem w stronę wejścia i nerwowo chodziłem w te i z powrotem. Dwadzieścia minut do zamknięcia, piętnaście, dziesięć.  

  - Gdzie wy purwa jesteście! - zakląłem patrząc wewnątrz.  

  - Co się dzieje? - spytała Malia, która pojawiła się obok mnie. Tuż za nią stał Chuck.  

  - Wejście zaraz się zamknie, a ich nadal nie ma – odpowiedziałem nie kryjąc zdenerwowania.  - Cztery minuty – wydusiłem zerkając na zegarek – No dawajcie.  

Po kilkunastu sekundach rozległo się głośne przeklęcie, a chwilę później na horyzoncie pojawił się Thomas ciągnący Minho, który musiał zrobić sobie coś w nogę. Przy wejściu zebrał się spory tłu, jednak nikt nie ruszył się by im pomóc.  

  - Thomas! - krzyknęła Malia i zanim zdążyłem ją zatrzymać wpadła do labiryntu.   

Nie było czasu na nic. Mogłem tylko obserwować jak dopada do Thomasa i pomaga mu ciągnąć Minho. Dzieliło ich kilka metrów, a wejście zaczęło się zamykać. Byli już metr przed wyjściem gdy z plecaka Minho wytoczył się dziwny przedmiot, który dwa dni temu znalazł Tommy.  

  - Malia! - krzyknąłem zupełnie nieświadomie widząc jak dziewczyna puszcza Minho i cofa się próbując złapać toczący się przedmiot.  

Pomogłem Thomasowi doczołgać Minho. Oboje byli już bezpieczni. Wejście się zamykało. Chciałem wpaść do labiryntu i pomóc Malii, jednak Alby pociągnął mnie w tył. Podobnie jak któryś z chłopaków Thomasa.  

  - MALIA! - wrzasnął Tommy w momencie w którym przejście się zamknęło – Puszczaj mnie do cholery! - dodał próbując wyszarpnąć się z uścisku Plastra.  

  - Nigdy więcej mnie nie zatrzymuj – krzyknąłem w stronę Alby'ego - To nie dzieje się naprawdę – warknąłem uderzając pięściami w mur.

****
Świeżutki trzeci rozdział, pojawia się wcześniej z racji chwili wolnego czasu. :) Bardzo dziękuje za tak dużą ilość wyświetleń mojego bloga! To naprawdę bardzo motywujące. Zachęcam Was do komentowania. Wasze opinie dają mi niezłego kopa do dalszego pisania. To naprawdę nic nie kosztuje, a kilka napisanych przez Was zdań może mi poprawić humor na cały dzień. Także wiecie co robić. :) Zostawiajcie też linki do siebie, chętnie poznam moich czytelników. Pozdrawiam i do napisania. :*

9 komentarzy:

  1. Nareszcie nowy rozdział!
    Już nie mogłam się doczekać. Świetnie ^.^ Jak zawsze. :D
    Serio podoba mi się pisanie i z perspektywy Newt'a i Malii - to ma swój urok. <3
    Moment gdy Newt przytulił dziewczynę był uroczy. <3 Mam nadzieję, że szybko zacznie sobie przypominać co go łączyło z Malią. I ja też chce wiedziec co tam pomiędzy nimi było. ^.^
    Fajnie, że dodajesz ich wspomnienia, to dużo wprowadza do akcji.
    A końcówka!? Jak mogłaś skończyć w takim momencie?!
    Malia sama w labiryncie? Jak ona sobie tam poradzi? Mogłaś dać jej chociaż Newt'a do pomocy. :< Jestem zła, ale i tak Cię wielbię. :D
    Pisz szybkoooo. ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponoć zawsze kończę w najmniej odpowiednich momentach. No nic, taka moja natura. Pocieszę Cię mówiąc, że nowy rozdział pojawi się prawdopodobnie dzisiaj? Coś powinno się wyjaśnić.
      Właśnie nie mogłam dać Malii, ani Thomasa, ani Newt'a. To zaburzyłoby fabułę. Malia sobie poradzi, tak myślę, przynajmniej po części. Nowy rozdział już się pisze, zobaczymy jak to ostatecznie wyjdzie.
      Pozdrawiam i dziękuje za opinie.

      Usuń
  2. Cudo. ^.^
    Ten rozdział był świetny. Krótki, ale bardzo ciekawy i wiele wnoszący.
    Malia przypomina sobie, że pracowała w laboratorium. I Ben proszący ją o pomoc... Newt, który chce się nią zaoopiekować i przypływ uczuć. Dla niego to coś nowego, ale ten fragment był tak cholernie slodki, że to aż miód na moje serce i oczy. xD Chuck, on mnie zawsze niszczył. ;D Ale fajnie, że jest. :]
    Jak mogłaś zostawić Malie samą w labiryncie, dlaczego go jasnej ciasnej Newt, albo Thomas za nią nie pobiegli. Ja bym walnła Alby'ego i na miejscu Newtie rzuciałbym się za nią. :D Ale Newt tak nieumiejętnie maskuje, że Malia jest dla niego ważna. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za komentarz. :)
      Cieszę się, że Ci się spodobało. W ogóle to miło czytać Twoje komentarz, cieszę się że jesteś ze mną od początku.
      Szykuj się na więcej takich momentów, ale nie za szybko. Na razie szykuje się trochę zwrotów akcji, a cukierkowy klimat szybko zniknie.
      Pozdrawiam i do napisania. :)

      Usuń
  3. Cudowny rozdział!
    Kupiłaś mnie nim. Tak swoją drogą Malia jest mega podobna do Thomasa. Jeśli chodzi o błędy to raczej ich nie ma. Czasem zdarzają się literówki i raz zmieniłaś narracje z pierwszoosobowej na trzecioosobową.
    Och Newt... jak ja cię uwielbiam.
    Jeśli chodzi o Teresę to nigdy jej nie lubiłam. No może trochę odkupiła swe winy na końcu trzeciej części, ale tylko trochę.
    Pozdrawiam, wysyłam porcję weny i przepraszam za tak krótki komentarz - muszę ochłonąć po tym rozdziale...
    Kot

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje, strasznie miło mi to słyszeć. Faktycznie Malia jest strasznie podobna do Tommy'ego, nawet Newt to zauważył, ale to celowy zabieg. W dalszej części opowiadania ich podobieństwo do siebie (pod względem charakterów) odegra kluczową rolę.
      Dziękuje za zwrócenie uwagi na narracje. Jestem przyzwyczajona do trzecioosobowej, jednak na potrzeby tego opowiadania, postanowiłam pisać w pierwszej osobie. Głownie dlatego, że chcę się skupić na przeżyciach wewnętrznych Malii i Newt'a.
      Też zauważyłam parę literówek, dzisiaj mam trochę czasu więc postaram się wszystko wyłapać i poprawić.
      Też nigdy nie lubiłam Teresy. Od początku czekałam na jej śmierć, jak brutalnie to nie zabrzmi. Dlatego teraz trochę się na niej zemszczę za wszystko co zrobiła Naszym Streferom.
      Nic nie szkodzi i tak bardzo dziękuje za opinię i poświęcony czas.

      Usuń
    2. Tak btw zapraszam do siebie ;)
      http://ostatniamysl.blogspot.com/?m=1
      Ja nie piszę jakoś rewelacyjnie.
      Robię masę błędów, ale byłoby mi bardzo miła jakbyś wpadła.
      Pozdrawiam
      Kot

      Usuń
  4. Cholera, co raz lepiej się zapowiada! Rozdział jest genialny i czytając go byłam tak rozemocjonowana, że nawet nie zwróciłam uwagi na jakieś większe błędy.
    Fabułą genialna. Uwielbiam Malię. I Newt. Fajnie, że i on sobie coś przypomina, a nie tylko Thomas, Teresa i Malia. Jestem ciekawa, co będzie dalej, bo to dopiero 3 rozdział, a akcja się rozkręca.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje.
      Strasznie mi miło czytać taki komentarz. :)
      To dopiero początek, ale akcja nie zwolni, a wręcz przeciwnie nabierze tempa. Głownie dlatego, że akcja całego opowiadania nie będzie toczyć się tylko w labiryncie.
      Jeszcze raz dziękuje za komentarz i również pozdrawiam. :)

      Usuń

Template by Elmo