5 czerwca 2016

Rozdział V - Winna

"Cierpienie wymaga więcej odwagi, niż śmierć."


   – Już po wszyst­kim. Rozu­miesz, Newt? To już koniec – powie­dział cicho Tho­mas sia­da­jąc na zie­mię i ukry­wa­jąc twarz w dło­niach.    
Głos przy­ja­ciela dobie­gał jakby z oddali. To nie może dziać się naprawdę. To tylko jakiś kosz­mar. Kosz­mar, który za chwilę minie. Tylko dla­czego do cho­lery nikt mnie nie budzi?   
– Nie mów tak – ode­zwa­łem się po chwili – Trzeba jej poszu­kać – doda­łem patrząc na Minho.    
Kum­pel poki­wał głową, dając mi tym samym znak, że się zga­dza. Nikt inny się nie odzy­wał. Nikt nie spy­tał czy jest sens szu­kać Malii. Byłem im za to wdzięczny. Mimo, że sytu­acja wyda­wała się być bez­na­dziejna, na­dal mia­łem nadzieję, że dziew­czyna żyje. Może tylko się zgu­biła? Nie nale­żała do osób, które przesie­działby całą noc w jed­nym miej­scu. A może gdzieś się ukryła cze­ka­jąc na pomoc? Nie mogę jej zawieść.    
– Musimy się podzie­lić i jej poszu­kać – powtó­rzy­łem sta­jąc obok Tho­masa.    
– Newt. Nie to, że coś, ale znasz zasady. Tylko zwia­dowcy mogą wejść do labi­ryntu – powie­dział nie­pew­nie Alby. 
Pierw­szy raz w jego gło­sie sły­sza­łem zawa­ha­nie. Wie­dzia­łem, że ciem­no­skóry chło­pak mówi to tylko dla zasady, a mimo wszystko poczu­łem złość.    
– Cho­lera. Mam gdzieś te piko­lone zasady! Nie widzisz, że i tak nic nie idzie po Nasze myśli? Jeśli będą chcieli Nas poza­bi­jać to nie zawa­hają się tego zro­bić. Nie będzie ich obcho­dziło czy w labi­ryn­cie jest Pla­ster czy Minho – wark­nąłem i spoj­rza­łem na Minho, a następ­nie na Teresę i Tho­masa, który podniósł się z ziemi, wciąż nie­wy­raź­nie wyglą­da­jąc.    – Do niczego Was nie zmu­szam. Pora­dzimy sobie z Tom­mym – doda­łem kiwa­jąc głową w stronę bru­neta.    
– Idę z Wami – zade­kla­ro­wała Teresa, przy­po­mi­na­jąc tym samym o swo­jej obec­no­ści. W tym momen­cie liczyła się każda pomoc, więc nawet dekla­ra­cja Teresy w jakimś stop­niu mnie pod­bu­do­wała.    
– Alby? Idź z nimi. Ja raczej na nic się nie przy­dam, nad czym ubo­le­wam – mruk­nął Minho wska­zu­jąc głową na swoją nogę – Sorry, Newt – dodał po chwili.    
– Och daj spo­kój Minho, tylko byś Nas opóź­niał – stwier­dził Tho­mas, ale mimo to posłał Azja­cie coś na kształt uśmie­chu.    
Nie mia­łem wąt­pli­wo­ści, że Minho by Nam pomógł gdyby tylko miał taką moż­li­wość. Zresztą nie mogli­śmy zosta­wić Strefy bez przy­wódcy. Gally co prawda na razie sie­dział cicho, ale nie zdzi­wił­bym się gdyby pod Naszą nie­obec­ność chciał przecią­gnąć chło­pa­ków na swoją stronę.    
– Więc jak? – spy­ta­łem prze­no­sząc wzrok na Alby’ego.    
– Może­cie na mnie liczyć – powie­dział chło­pak.    
– Świet­nie. Ja i Alby znamy cały układ labi­ryntu, każdą kon­fi­gu­ra­cję. Tho­mas miał już oka­zję poznać kilka usta­wień. Alby weź ze sobą Teresę, a ja i Tommy pój­dziemy razem – powie­działem kolejno patrząc na ich twa­rze.    
Spo­dzie­wa­łem się, że Teresa zacznie pro­te­sto­wać, jed­nak przy­jęła to nad­zwy­czaj spo­koj­nie, kiwa­jąc jedy­nie głową.    
– Pasuje? – spy­ta­łem, żeby się upew­nić. Naprawdę nie mia­łem ochoty na jakie­kol­wiek kłót­nie. Wszy­scy potwier­dzili mru­cząc ciche ’jasne’.    
– A to spry­ciula… – krzyk­nął Minho.    
Spoj­rza­łem na chło­paka. Nawet nie wie­dzia­łem kiedy wszedł do labi­ryntu.   
 – Widzi­cie to? – mówiąc to Minho podniósł do góry kap­sułę za którą wczo­raj pobie­gła Malia.    
– Przy­wią­zała ją do muru – dodał.    
– Na wypa­dek gdyby coś jej się stało – powie­działa cicho Teresa.    
– Co? – rzu­ci­łem odwra­ca­jąc się w jej stronę.    – Tak mi się wydaje. Ona… jest dość zapo­bie­gliwa – dodała.    
– Teresa do cho­lery. W co Ty grasz? – spy­tał sta­now­czo Minho pod­cho­dząc do dziew­czyny – Nawet nie zamie­rzam uda­wać, że Cię lubię. Mam już dosyć Two­ich cho­rych gie­rek.    Pamię­tasz coś? To nam to powiedz. Purwa, mamy już tego dosyć! Tych cią­głych nie­do­mó­wień – krzyk­nął Minho wyco­fu­jąc się w głąb Strefy. 
Spoj­rza­łem na odcho­dzą­cego przy­ja­ciela. Minho zawsze był wybu­chowy, ale nie do tego stop­nia. Ponoć zacho­wa­nie czło­wieka zmie­nia się dia­me­tral­nie gdy ten się o coś obwi­nia.     Zna­łem Minho na tyle, żeby wie­dzieć co się dzieje. Czuł się odpo­wie­dzialny za to co przytra­fiło się Malii.     
– W porządku? – usły­sza­łem głos Tho­masa, który pró­bo­wał pocie­szyć Teresę.     – Tak – mruk­nęła – Chodźmy, szkoda czasu.    
 – Tu się zga­dzam – wtrą­ci­łem – Spo­ty­kamy się najpóź­niej za cztery godziny przy wej­ściu.     Musimy wie­dzieć, że nikomu nic się nie stało.     
– Wiem, że to dla Waszej trójki dość emo­cjo­nalne prze­ży­cie, ale nie pró­buj­cie zgry­wać boha­te­rów. Wasza śmierć w żaden spo­sób im nie pomoże. Rozu­mie­cie? – spy­tał Alby kła­dąc nacisk na ostat­nie słowo.    
– Dobra. Wiemy. Nie zgry­wać boha­te­rów. Możemy się wresz­cie ruszyć? – mruk­nął Tho­mas – I tak zmar­no­wa­li­śmy już wystar­cza­jąco dużo czasu.    
– Tommy ma rację, chodźmy – popar­łem przy­ja­ciela i po chwili całą czwórką zna­leź­li­śmy się w labi­ryn­cie. Roz­dzie­li­li­śmy się przy pierw­szym zakrę­cie.    
– Układ czwarty – powie­działem pod nosem, jed­nak nie uszło to uwa­dze Tho­masa.    
– Znasz układy na pamięć?   
– Bez nich wró­ce­nie że zwia­dów przed zmro­kiem byłoby trudne – mruk­ną­łem przy­spie­sza­jąc kroku.    
– Newt. Cho­lera. Nie mówi­łeś, że byłeś Zwia­dowcą – powie­dział nie kry­jąc roz­cza­ro­wa­nia Tho­mas.    – Nie pyta­łeś – odpar­łem wzru­sza­jąc ramio­nami.    
– Co się stało? Widzę, że kule­jesz, ale zasta­na­wiam się jak do tego doszło. Bul­do­żerca?      – cią­gnął Tommy.    
– Długa histo­ria – mruk­ną­łem dając tym samym znak, że nie chcę cią­gnąć tego tematu.    Na chwilę zapa­dła cisza. Jed­nak już po kilku sekun­dach Tho­mas znowu mnie o coś spy­tał. Wyda­wało mi się, że bru­net chce zająć czymś myśli, cho­ciaż na chwilę. Rozu­mia­łem go. Rozma­wia­jąc nie myśla­łem tak inten­syw­nie o Malii i o tym co mogło jej się przy­tra­fić. Prze­szli­śmy już spory kawa­łek, a nie zna­leź­li­śmy, cho­ciażby naj­mniej­szego śladu, który mógłby Nas dopro­wa­dzić do dziew­czyny. Nic. Kom­plet­nie nic. Z jed­nej strony miało to swoje plusy.     Po Stre­fe­rach, któ­rzy zostali wygnani do labi­ryntu, znaj­do­wa­li­śmy resztki ubrań, cza­sami zegarki czy łań­cuszki, a to było jed­no­znaczne z ich śmier­cią. To, że jak na razie nie zna­leź­li­śmy niczego podej­rza­nego, w jakiś spo­sób mnie uspo­ka­jało. Cho­ciaż wciąż strasz­nie się dener­wo­wa­łem.    
 – Powin­ni­śmy już ją zna­leźć. Była noc, ciężko byłoby jej tak daleko odejść – stwier­dził Tommy.    
– Chyba, że została do tego zmu­szona – wes­tchną­łem – Pod wpły­wem stra­chu tra­cisz nad sobą pano­wa­nie. Może nie­świa­do­mie prze­miesz­czała się w głąb labi­ryntu.   
 – Purwa. Ona pew­nie potrze­buje Naszej pomocy! A my błą­dzimy jak jakieś klumpy – wark­nął Tho­mas ude­rza­jąc pię­ścią w ścianę.    
– Cho­lera. Spójrz! – powie­działem pod­cho­dząc do ściany.    
– O co Ci cho­dzi? Mam podzi­wiać ścianę z blusz­czem tonąca w bla­sku słońca? – spy­tał szy­der­czo Tommy.    
– Prze­suń się – mruk­ną­łem popy­cha­jąc bru­neta w bok – Jakiś przy­cisk – doda­łem zmu­sza­jąc go by spoj­rzał w tę stronę.    
– To coś nowego?  – Wcze­śniej go tu nie widzia­łem. Co wię­cej… wcze­śniej nie było tu tej ściany – doda­łem po chwili ana­li­zu­jąc w gło­wie prze­byta drogę.    
– Trzeba to spraw­dzić – powie­dział Tho­mas wci­ska­jąc przy­cisk ledwo wysta­jący że ściany. W tym samym momen­cie około dwu metrowy odci­nek prze­su­nął się w prawo uka­zu­jąc przej­ście.    
– Jak w jakiejś grze – mruk­ną­łem – Cho­lera. Prze­cież Malia wspo­mi­nała, że dzia­ła­jąc według sche­matu niczego nie osią­gniemy.    
– I to jest Twoim zda­niem wyj­ście poza sche­mat? – zakpił Tho­mas.   
 – Nie wiem. Cho­lera pró­buje sobie to wszystko uło­żyć. Cza­isz? Prze­stań na mnie naska­ki­wać – wark­nąłem.     Może pój­ście z Tho­masem nie było, aż tak dobrym pomy­słem jak myśla­łem. Uwiel­biam go. Jest jed­nym z moich naj­lep­szych przy­ja­ciół, ale jak go kocham, tak w tym momen­cie mia­łem ochotę go udu­sić.    – Wybacz. Dener­wuje się – odparł Tommy.    
– Ja za to jestem oazą spo­koju – mruk­ną­łem, a po chwili mach­ną­łem ręką. Nie chcia­łem cią­gnąć tej bez­sen­sow­nej kłótni. Co mu w ogóle robi­li­śmy? Co my wpra­wia­li­śmy? Powin­ni­śmy sku­pić się na odna­le­zie­niu Malii, a nie głu­pich kłót­niach. A może te kłót­nie w jakiś spo­sób Nam poma­gały? Sam nie wiem. Ciężko to wyja­śnić. Chyba wola­łem dogry­zać Tho­masowi, niż trwać w dołu­ją­cej ciszy. To wszystko zaczy­nało mi się coraz bar­dziej nie podo­bać. Od tylu mie­sięcy nic nie zmie­niło się w labi­ryn­cie, aż teraz nagle, poja­wia się nowe przej­ście. Prze­cież to nie jest nor­malne. Nie cze­kaj, wróć. Tutaj nic nie było nor­malne, ale to prze­kra­czało jakie­kol­wiek gra­nice. Wcze­śniej tego przej­ścia tu nie było, jestem tego pewny.    
– Znam to miej­sce. Z krót­kiego zamy­śle­nia wyrwał mnie głos przy­ja­ciela.    – Co? – spy­ta­łem nie­zbyt inte­li­gent­nie.  
– Wiem gdzie jeste­śmy. Wczo­raj tra­fi­li­śmy tu z Minho – wyja­śnił Tommy i rozej­rzał się po pomiesz­cze­niu – Ale dotar­li­śmy tu inną drogą i tego tu nie było – dodał wska­zu­jąc na wielki nadaj­nik wiszący na ścia­nie, która znaj­do­wała się przed Nami.    
– Gdzie my wła­ści­wie jeste­śmy?   – Nie mam poję­cia – Tho­mas wzru­szył ramio­nami – Minho mówił, że ni­gdy nie widział tego pomiesz­cze­nia. Wygląda na to, że wczo­raj byli­śmy tu po raz pierw­szy.    
– Cho­lera. Może to jest jakiś… – zaczą­łem, ale coś przy­kuło mój wzrok.    
Kuc­ną­łem wpa­tru­jąc się w zie­mię. Na ziemi, która znaj­do­wała się pomię­dzy dwoma, beto­no­wymi chod­ni­kami, dostrze­głem czy­jeś ślady. Nie mogły nale­żeć, ani do Tho­masa, ani do Minho. Każdy z nich miał stopy niczym olbrzym, a więc ktoś jesz­cze tu był. I nie mia­łem wąt­pli­wo­ści kto. Te ślady nale­żały do Malii.     
– Malia też tu tra­fiła – powie­działem cicho podno­sząc się z ziemi i odszu­ku­jąc wzro­kiem przy­ja­ciela. Tho­mas od razu się oży­wił.    
– Nie mogła odejść daleko. W zasa­dzie oprócz tego wej­ścia, jest jesz­cze jedno. Skoro nie zna­leź­li­śmy jej po dro­dze, musi być gdzieś nie­da­leko – stwier­dził Tho­mas.    
– O ile jesz­cze żyje – usły­sza­łem kpiący głos w swo­jej gło­wie.    – Oh zamknij się – mruk­ną­łem pod nosem.    
– Coś mówi­łeś? – spy­tał Tommy odwra­ca­jąc się w moją stronę.    – Nie ważne – mach­ną­łem dło­nią dając znać, że to nic waż­nego. 
Prze­cież nie mogłem przy­znać się do tego, że gadam sam ze sobą. Nawet w tych oko­licz­no­ściach, nie było to powo­dem do dumy.    
– Chodźmy.     Zaczę­li­śmy biec przez w stronę kolej­nego kory­ta­rza. Nie mia­łem czasu dobrze przyj­rzeć się rze­czą, które znaj­do­wały się w tym miej­scu, ale bez pro­blemu dostrze­głem ogromny napis pod nadaj­nikiem. DRESZCZ. No tak, czego innego mogłem się spo­dzie­wać? Pokrę­ci­łem głową sta­ra­jąc się dotrzy­mać kroku przy­ja­cie­lowi, jed­nak wciąż zosta­wa­łem jakieś dwa metry za nim. Nagle Tho­mas gwał­tow­nie sta­nął. Nie­stety nie zdą­ży­łem wyha­mo­wać i wylą­do­wa­łem na nim. Szybko odzy­ska­łem rów­no­wagę, a mój wzrok powę­dro­wał w kie­runku w który patrzył Tho­mas. Poje­dyn­cze ślady. Ślady krwi. Czu­łem, ze robi mi się słabo. W jed­nej chwili przed oczami poja­wił mi się naj­gor­szy obraz jaki mogłem sobie wyobra­zić. Mar­twa Malia.     
– Chodźmy – wydu­si­łem gdy odzy­ska­łem głos. Pew­nie ruszy­łem do przodu. Malia jest ranna, na pewno potrze­buje Naszej pomocy.     
– Malia! – wrza­snął Tho­mas – Malia! Jesteś tu?


********
    Otwo­rzy­łam oczy, jed­nak szybko tego poża­ło­wa­łam. Nawet ta z pozoru nie­istotna czyn­ność spra­wiła mi ból. Głowa na­dal potwor­nie mnie bolała. Spró­bo­wa­łam prze­wró­cić się na bok, jed­nak nie mogłam się ruszyć. Wszystko mnie bolało. Zupeł­nie jak­bym zali­czyła bli­skie spo­tka­nie z czoł­giem. Wcze­śniej nie czu­łam niczego oprócz bólu głowy. Teraz czu­łam wszystko. Prawe ramię pul­so­wało żywym ogniem. Jakby ktoś zagłę­biał w nie żyletkę, a potem z impe­tem ją wyj­mo­wał i znowu wsa­dzał. Z tru­dem podnio­słam lewą rękę i prze­tar­łam twarz. Zasch­nięta krew unie­moż­li­wiała mi otwo­rze­nie lewego oka. Po tym jakże nie­udol­nym zabiegu, odzy­ska­łam pełny wzrok. Na policzku wyczu­łam długą ranę. Pow­stała zapewne wtedy gdy Bul­do­żerca przecią­gnął mnie po beto­no­wej posadzce.     Chcia­łam wstać, jed­nak z tru­dem rusza­łam ręką. W takiej sytu­acji podnie­sie­nie się, raczej nie było moż­liwe. Leża­łam na ple­cach wpa­tru­jąc się w niebo. Na szczę­ście było już widno. Wspo­mi­na­łam, że boje się ciem­no­ści? Mam tak odkąd pamię­tam, a w zasa­dzie tak mi się wydaje. W końcu nie pamię­tam zbyt wiele. Strach przez Bul­do­żer­cami spra­wił, że nie zwra­ca­łam uwagi na panu­jący mrok. Noc kryje wiele tajem­nic. Ja mam ich dosyć. Dosyć na naj­bliż­sze kilka lat. Nie wiem ile czasu minęło, ale chyba to co naj­gor­sze już za mną. Noc już się skoń­czyła. Prze­ży­łam. Przy­naj­mniej tak mi się wyda­wało. Jeśli umar­łam… jeśli umar­łam to raj do któ­rego tra­fiłam był zde­cy­do­wa­nie do kitu. Nie tak to sobie wyobra­ża­łam. Syk­nę­łam z bólu. Ból w pra­wej ręce sta­wał się nie do znie­sie­nia.      Zaci­snę­łam zęby. Muszę to prze­trwać. Na pewno ktoś mnie znaj­dzie. Prze­cież nie zosta­wią mnie na pastwę losu. Westch­nę­łam. A może tak byłoby lepiej? Chyba przy­no­si­łam im pecha. Może Stre­fe­rzy mieli rację, że moje poja­wie­nie się w Stre­fie to nie dziwny zbieg oko­licz­no­ści. Może naprawdę ten cały DRESZCZ wysłał mnie tu w kon­kret­nym celu? I ten głos, który sły­sza­łam zeszłej nocy. I ta kobieta. To nie była pre­zy­dent Paige. Ją pamię­tam z pierw­szego wspo­mnie­nia. Ta kobieta była inna. Puszy­sta, niska blon­dynka o prze­raź­li­wie zie­lo­nych oczach. Nie mam poję­cia kim dla mnie była. Nie przy­po­mi­nam sobie, żebym kie­dy­kol­wiek ją widziała, a jed­nak pró­buje mi coś prze­ka­zać. Jej głos mie­sza się z gło­sem prze­wod­ni­czą­cej DRESZCZ-u. Nie potra­fię tego pojąć. A może o to im cho­dzi? Może wła­śnie tego chcą? Żebym zwa­rio­wała. Ale co wtedy osią­gną? Dla­czego to musiało być tak cho­ler­nie trudne? Nie chcia­łam, żeby tak wyglą­dało moje życie. Nie mam poję­cia co się ze mną dzieje i dla­czego nie mogę wstać o wła­snych siłach. Nie jestem gotowa na śmierć. Wiem, że dziw­nie to brzmi, ale tak wła­śnie jest. No, ale kto jest gotowy na przyj­ście Kostu­chy? Nie znam takiej osoby. Czuje, że mam tu jesz­cze coś do zro­bie­nia. Nie mogę tak po pro­stu odejść. Nawet się z nikim nie poże­gna­łam. Przy­gry­złam wargę czu­jąc, że do oczu napły­wają mi łzy. Nie pró­bo­wałam ich zatrzy­mać. Nawet nie zdą­ży­łam poznać wła­snego brata. Spę­dzi­łam z nim zale­d­wie kilka godzin. Tho­mas bez wąt­pie­nia był kimś wyjąt­ko­wym, nie chcia­łam odejść nie wie­dząc o nim kom­plet­nie nic. I Newt. On był niczym pro­myk świa­tła w pochmurny dzień. Nigdy nie sądzi­łam, że z kimś połą­czy mnie tak wyjąt­kowa rela­cja. Nie sądzi­łam, że wystar­czy kil­ka­na­ście minut spę­dzo­nych w czy­imś towa­rzy­stwie, żeby się do niego przy­wią­zać. Wielu rze­czy o sobie nie wie­dzia­łam dopóki nie poja­wił się on.    – Chcia­ła­bym Cię jesz­cze zoba­czyć – szep­nę­łam pod nosem przy­my­ka­jąc oczy.     Tak mogłam przy­wo­łać obraz chło­paka. Przy­naj­mniej przez chwilę czu­łam się tak jakby był bli­sko. Wiem, że to nie­zro­zu­miałe. Nawet nie liczę na to, że kto­kol­wiek będzie pró­bo­wał mnie zro­zu­mieć.     – To Twoja wina… Pamię­taj, to Twoja wina… To Ty go tu umie­ści­łaś! Ty go wybra­łaś!Gwał­tow­nie otwo­rzy­łam oczy. Nie to niemoż­liwe. Dla­czego mia­łam dziwne wra­że­nie, że cho­dzi o Newt’a? Dla­czego chcia­łam, żeby tu tra­fił? Dla­czego do cho­lery? Po co ska­za­łam go na życie w labi­ryn­cie? Ten głos… czy on nie pró­bo­wał przy­po­mnieć mi jak okrop­nym czło­wie­kiem byłam? Może ta Malia spoza labi­ryntu była zupeł­nie inna? Nie to nie moż­liwe. Gdym chciała go skrzyw­dzić, prze­cież bym się tak nie zacho­wy­wała. Ja naprawdę coś do niego czu­łam. Ale… czy ja wła­ści­wie mogłam coś do niego czuć? Prze­cież ten głos mógł mną mani­pu­lo­wać.      – Pogódź się z tym. Jesteś jedną z Nas. DRESZCZ jest dobry!Pokrę­ci­łam głową. Nie wiem na co liczy­łam. Może, że ten drobny gest pomoże mi pozbyć się tego okrop­nego głosu z mojej głowy. Nagle jakby na złość w mojej gło­wie poja­wiło się kolejne wspo­mnie­nie. Sie­dzia­łam w labo­ra­to­rium. Tak znowu to cho­lerne labo­ra­to­rium. Prze­glą­da­łam teczki. Nazwi­ska były zama­zane, nie mogłam odczy­tać niczego co mogłoby mnie napro­wa­dzić na to do kogo należą. Pisa­łam coś w jed­nej z dużych bia­łych kart, aż nagle ktoś wszedł do gabi­netu. Widząc kobietę natych­miast wsta­łam.     
– Dzień dobry, pani Paige – powie­działam podno­sząc się z miej­sca.     
– Witaj Malia, pew­nie wiesz po co przy­cho­dzę – powie­działa spo­koj­nie. Kiw­nę­łam głową. Byłam strasz­nie zde­ner­wo­wana.   
 – Prze­my­śla­łam wszystko. Myślę, że mogę się zgo­dzić i przy­stać na Twoją prośbę. On może wziąć udział w pró­bie.    
– Dzię­kuje – powie­działam nie mogąc ukryć uśmie­chu.    – Malia… Możesz mi powie­dzieć dla­czego tak bar­dzo Ci na tym zależy? Wiesz, że on nie jest taki jak inni…    Ock­nę­łam się. To chyba wszystko wyja­śnia. Newt jest tu przeze mnie. Ja… ja go tu umie­ści­łam. Oni wcale nie chcieli, żeby tu tra­fił. To ja naci­ska­łam. Ja. Dla­czego do cho­lery? Dla­czego? Poczu­łam ten sam silny ból głowy co kilka godzin wcze­śniej. Zagry­złam wargi, pró­bu­jąc to jakoś prze­trwać. A może zasłu­ży­łam? Może to wszystko było karą za to co zro­bi­łam? Nie mogłam się na niczym sku­pić. Nagle do moich uszu dotarł jakiś dźwięk. Nie był to głos, który sły­sza­łam chwilę wcze­śniej. Ten głos… on nale­żał do mojego brata.     
Pró­bo­wałam krzyk­nąć, żeby dać mu znak o swoim poło­że­niu, jed­nak zaschło mi w ustach. Wydo­było się z nich tylko ciche syk­nię­cie. Cho­lera. Kolejna fala bólu prze­mknęła przez moje ciało. Spra­wia­jąc, że skrzy­wi­łam się z bólu. Czu­łam, że zaraz zemdleje. Oczy zaczęły mi się zamy­kać gdy usły­sza­łam kroki. Chwilę póź­niej do moich uszu dotarł głos Newt’a, który ukląkł obok mnie. Spoj­rzałam w jego tęczówki i poczu­łam się tak jakby kamień spadł mi z serca. Już mogę umie­rać. Zoba­czy­łam go. Prze­cież takie było moje ostat­nie życze­nie.     
– Prze­pra­szam za wszystko – wyszep­ta­łam. 
Póź­niej jedyne co pamię­tam to prze­ra­ża­jąca ciem­ność w którą brnę­łam. Szłam po omacku, aż nagle poja­wiło się małe świa­tełko, które z każdą chwilą zaczęło świe­cić coraz jaśniej.    – To jesz­cze nie czas… Nie Twój czas…
********
   – Malia sły­szysz mnie? Sły­szysz? – krzyk­ną­łem deli­kat­nie potrzą­sa­jąc ramio­nami dziew­czyny. Począt­kowa ulga, którą poczu­łem gdy zoba­czy­łem ją żywą, szybko się ulot­niła. Była w okrop­nym sta­nie. Nie wiem co ją spo­tkało w nocy, ale ilość ran, wska­zy­wała na to, że nie było to nic przy­jem­nego. I dla­czego do cho­lery mnie prze­pra­szała? Prze­cież nie miała za co. Co tu się działo?   
 – Mal, no dalej otwórz te oczy – powie­działem ner­wowo.    
– Malia! – wrza­snął Tho­mas, który dopiero co otrzą­snął się z szoku jakim było zoba­cze­nie sio­stry w takim sta­nie. Nie mogłem zro­zu­mieć tej sytu­acji. Jesz­cze chwilę wcze­śniej Malia patrzyła mi pro­sto w oczy, a teraz nie było z nią kon­taktu. Dla­czego odnio­słem wra­że­nie, że ona się ze mną żegna? Jej wzrok… był taki inny, ni­gdy nie widzia­łem tyle smutku w jej oczach. I ślady po łzach. Dla­czego pła­kała? Na pewno nie ze stra­chu. To do niej nie­po­dobne.    – Musimy ją zabrać do Strefy i to jak naj­szyb­ciej – powie­działem po chwili przy­su­wa­jąc się w stronę dziew­czyny.    
– Newt… Ona nie oddy­cha! – wrza­snął Tommy.    
– Co Ty gadasz… – wyją­ka­łem przez chwilę obser­wu­jąc klatkę pier­siową dziew­czyny. Nie uno­siła się.    
– Cho­lera! – zaklą­łem po czym razem z Tommy’m zaczę­li­śmy ją reani­mo­wać.    
– No dalej… dalej – powta­rza­łem pomię­dzy uści­skami.
 Nie mogła mi tego zro­bić. Nie mogła odejść. Nie teraz. Nie w taki spo­sób.   
 – Malia do cho­lery… – wydu­si­łem czu­jąc, że głos zaczyna mi się łamać. 
Zerk­ną­łem na Tho­masa, który nawet nie pró­bo­wał ukryć łez. Wyglą­dał na prze­ra­żo­nego, roz­ża­lo­nego, a jed­no­cze­śnie był w jakimś amoku. To się tak nie skoń­czy. Nie może! Minuta, dwie, trzy…   
– Obie­ca­łem Ci, że się stąd wydosta­niemy… daj mi dotrzy­mać słowa – powie­działem ujmu­jąc jej twarz w dło­nie. Nie przej­mo­wa­łem się Tho­masem. Na chwilę nawet zapo­mnia­łem o jego obec­no­ści.    
– Nie zosta­wiaj mnie…
**********

Kolejny roz­dział. Wpraw­dzie krót­szy niż wcze­śniejszy, ale po pro­stu czu­łam, że muszę go napi­sać, wła­śnie dzi­siaj. Na razie korzy­stam z tego, że mam tro­chę wol­nego czasu. Wciąż szu­kam pracy. Dopóki nie ogra­ni­cza ona mojego czasu, będę pisać czę­ściej. Dla­tego roz­działy mogą poja­wiać się dość czę­sto. Mam nadzieję, że roz­dział Wam się spodoba, cho­ciaż nie należy on do naj­przy­jem­niej­szych i naj­we­sel­szych, ale takie też są potrzebne. Wiem, że znowu wiele się nie wyja­śniło, ale obie­cuje, że w kolej­nym roz­dziale jakieś odpo­wie­dzi się poja­wią, tak mi się przy­naj­mniej wydaje. Dzię­kuje za wszyst­kie komen­ta­rze i tra­dy­cyj­nie, do napi­sa­nia. Plus. Prze­pra­szam za wszyst­kie błędy. Przy­znam, że nie spraw­dza­łam tego roz­działu. Pew­nie pod tym kątem zro­bię to jutro.

9 komentarzy:

  1. AAAAAAAAAAAAAAAAGGGGGGHHHHHHH....
    Jak możesz? Teraz czuję jeszcze większy niedosyt niż przed tym rozdziałem.
    Co jest z Malią?
    Ona jest odpowiedzialna za to, że Newt trafił do Labiryntu?
    Czemu miałaby tego chcieć?
    Newt jest taki uroczy w tym rozdziale. Tak na maxa (ja wiem, że to piszę pod każdym rozdziałem, ale to prawda). ❤
    Chyba zaczynam wiedzieć czemu mogłaby go wysłać do Labiryntu, ale nie chcę ci psuć bloga, więc na razie zostawię to dla siebie.
    Pozdrawiam, wysyłam wenę i życzę udanego polowania na pracę
    Kot

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak btw czy ty w ogóle śpisz dziewczyno? Dodawać rozdział o 2 w nocy??? Wow, za bardzo się dla mnie poświęcasz ;D

      Usuń
    2. Oj, oj. <3
      Wybacz mi. Malia musi się trochę pomęczyć. A Newt. Newt jak to Newt. Kurde uwielbiam nim pisać. Staram się wczuc w jego sytuację.
      Tak mślałam, że się domyslisz. Mimo, że nie napisałaś o czym pomyślałaś, czuje że wiesz o co chodzi. :) Tylko my wiemy o całej sytuacji, a Malia nie pamięta tego co najważniejsze, dlatego trochę pocierpi.
      Dziekuje. :)
      + Siedze do późna, a potem odsypiam w ciągu dnia. Póki mam taką możliwość. :D

      Usuń
    3. Zazdro z tym odsypianiem :( ja do szkoły muszę jeszcze chodzić, a nauczyciele teraz to zło.

      Usuń
  2. KOBIETO!
    I co ja mam Ci tutaj napisać jak sama nie mogę pozbierać myśli w mojej głowie, co do Twojego rozdziału. Tyle się dzieje, tyle wątpliwości i nie wyjaśnionych spraw, że to wszystko mi miesza w głowie i chcę więcej i więcej. No nic. Czekam na kolejny rozdział, który mam nadzieję, że będzie troszku weselszy niż ten ( uwielbiam smutne rozdziały, ale ten był nie dość, że smutny to strasznie dołujący ).
    Życzę dużo weny i ściskam mocno. <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Cholera!
    Co tu się dzieje? Przyznam, że nie spodziewałam się, że akcja pójdzie w tym kierunku. Nagle zrobiło się mrocznie i nic absolutnie nic się że sobą nie łączy. Kim jest kobietą, która nawiedza Malie? Czy Malia przeżyje? Co się jej stało w tym labiryncie?
    I Newt. Dobrze Ci idzie pisanie z jego perspektywy. Ciągle mnie zaskakuje. A Thomas? Też było mi go strasznie zal. I Minho. Przekona się do Malii?
    Pisz szybko. Tylko proszę, żeby następny rozdział był weselszy.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam nadzieję, że ponownie wykorzystasz wolny czas, bo ja nie wytrzymam! :D Za dużo akcji, nie wytrzymuje tego. W głowie tysiące pytań, ale postaram się uzbroić w cierpliwość i wytrzymać do kolejnego rozdziału.
    Nie no myślę, że Malia przeżyje, bo w końcu jest główną bohaterką opowiadania. Ufff. Ponieważ całkiem lubię jej postać. No ale Newt. O jeeeeeeeeeeej. Uwielbiam czytać fragmenty pisane z jego perspektywy. On jest taki uroczy. <333
    Czekam z DUŻĄ niecierpliwością na kolejny rozdział, liczę że po nim uzyskam odpowiedzi choć na parę pytań. Pozdrawiam!! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Co!? Mam ochotę cię zabić za tą końcówkę, dosłownie!
    Boże, spraw, by było z nią wszystko w porządku. ;-; Strasznie się do niej przywiązałam, nie wiem dlaczego. I nie tylko ja. Nie wiem co by było gdyby... nawet nie chcę o tym myśleć!
    Lecę czytać kolejny rozdział. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. KOBIETO SPRAWIASZ ŻE MOJE SERDUSZKO KRWAWI. MOCNO KURWA MAĆ KRWAWI.
    IDĘ CZYTAĆ DALEJ BO COŚ ROZNIOSĘ.

    OdpowiedzUsuń

Template by Elmo