"Cierpienie wymaga więcej odwagi, niż śmierć."
– Już po wszystkim. Rozumiesz, Newt? To już koniec – powiedział cicho Thomas siadając na ziemię i ukrywając twarz w dłoniach.
Głos przyjaciela dobiegał jakby z oddali. To nie może dziać się naprawdę. To tylko jakiś koszmar. Koszmar, który za chwilę minie. Tylko dlaczego do cholery nikt mnie nie budzi?
– Nie mów tak – odezwałem się po chwili – Trzeba jej poszukać – dodałem patrząc na Minho.
Kumpel pokiwał głową, dając mi tym samym znak, że się zgadza. Nikt inny się nie odzywał. Nikt nie spytał czy jest sens szukać Malii. Byłem im za to wdzięczny. Mimo, że sytuacja wydawała się być beznadziejna, nadal miałem nadzieję, że dziewczyna żyje. Może tylko się zgubiła? Nie należała do osób, które przesiedziałby całą noc w jednym miejscu. A może gdzieś się ukryła czekając na pomoc? Nie mogę jej zawieść.
– Musimy się podzielić i jej poszukać – powtórzyłem stając obok Thomasa.
– Newt. Nie to, że coś, ale znasz zasady. Tylko zwiadowcy mogą wejść do labiryntu – powiedział niepewnie Alby.
Pierwszy raz w jego głosie słyszałem zawahanie. Wiedziałem, że ciemnoskóry chłopak mówi to tylko dla zasady, a mimo wszystko poczułem złość.
– Cholera. Mam gdzieś te pikolone zasady! Nie widzisz, że i tak nic nie idzie po Nasze myśli? Jeśli będą chcieli Nas pozabijać to nie zawahają się tego zrobić. Nie będzie ich obchodziło czy w labiryncie jest Plaster czy Minho – warknąłem i spojrzałem na Minho, a następnie na Teresę i Thomasa, który podniósł się z ziemi, wciąż niewyraźnie wyglądając. – Do niczego Was nie zmuszam. Poradzimy sobie z Tommym – dodałem kiwając głową w stronę bruneta.
– Idę z Wami – zadeklarowała Teresa, przypominając tym samym o swojej obecności. W tym momencie liczyła się każda pomoc, więc nawet deklaracja Teresy w jakimś stopniu mnie podbudowała.
– Alby? Idź z nimi. Ja raczej na nic się nie przydam, nad czym ubolewam – mruknął Minho wskazując głową na swoją nogę – Sorry, Newt – dodał po chwili.
– Och daj spokój Minho, tylko byś Nas opóźniał – stwierdził Thomas, ale mimo to posłał Azjacie coś na kształt uśmiechu.
Nie miałem wątpliwości, że Minho by Nam pomógł gdyby tylko miał taką możliwość. Zresztą nie mogliśmy zostawić Strefy bez przywódcy. Gally co prawda na razie siedział cicho, ale nie zdziwiłbym się gdyby pod Naszą nieobecność chciał przeciągnąć chłopaków na swoją stronę.
– Więc jak? – spytałem przenosząc wzrok na Alby’ego.
– Możecie na mnie liczyć – powiedział chłopak.
– Świetnie. Ja i Alby znamy cały układ labiryntu, każdą konfigurację. Thomas miał już okazję poznać kilka ustawień. Alby weź ze sobą Teresę, a ja i Tommy pójdziemy razem – powiedziałem kolejno patrząc na ich twarze.
Spodziewałem się, że Teresa zacznie protestować, jednak przyjęła to nadzwyczaj spokojnie, kiwając jedynie głową.
– Pasuje? – spytałem, żeby się upewnić. Naprawdę nie miałem ochoty na jakiekolwiek kłótnie. Wszyscy potwierdzili mrucząc ciche ’jasne’.
– A to spryciula… – krzyknął Minho.
Spojrzałem na chłopaka. Nawet nie wiedziałem kiedy wszedł do labiryntu.
– Widzicie to? – mówiąc to Minho podniósł do góry kapsułę za którą wczoraj pobiegła Malia.
– Przywiązała ją do muru – dodał.
– Na wypadek gdyby coś jej się stało – powiedziała cicho Teresa.
– Co? – rzuciłem odwracając się w jej stronę. – Tak mi się wydaje. Ona… jest dość zapobiegliwa – dodała.
– Teresa do cholery. W co Ty grasz? – spytał stanowczo Minho podchodząc do dziewczyny – Nawet nie zamierzam udawać, że Cię lubię. Mam już dosyć Twoich chorych gierek. Pamiętasz coś? To nam to powiedz. Purwa, mamy już tego dosyć! Tych ciągłych niedomówień – krzyknął Minho wycofując się w głąb Strefy.
Spojrzałem na odchodzącego przyjaciela. Minho zawsze był wybuchowy, ale nie do tego stopnia. Ponoć zachowanie człowieka zmienia się diametralnie gdy ten się o coś obwinia. Znałem Minho na tyle, żeby wiedzieć co się dzieje. Czuł się odpowiedzialny za to co przytrafiło się Malii.
– W porządku? – usłyszałem głos Thomasa, który próbował pocieszyć Teresę. – Tak – mruknęła – Chodźmy, szkoda czasu.
– Tu się zgadzam – wtrąciłem – Spotykamy się najpóźniej za cztery godziny przy wejściu. Musimy wiedzieć, że nikomu nic się nie stało.
– Wiem, że to dla Waszej trójki dość emocjonalne przeżycie, ale nie próbujcie zgrywać bohaterów. Wasza śmierć w żaden sposób im nie pomoże. Rozumiecie? – spytał Alby kładąc nacisk na ostatnie słowo.
– Dobra. Wiemy. Nie zgrywać bohaterów. Możemy się wreszcie ruszyć? – mruknął Thomas – I tak zmarnowaliśmy już wystarczająco dużo czasu.
– Tommy ma rację, chodźmy – poparłem przyjaciela i po chwili całą czwórką znaleźliśmy się w labiryncie. Rozdzieliliśmy się przy pierwszym zakręcie.
– Układ czwarty – powiedziałem pod nosem, jednak nie uszło to uwadze Thomasa.
– Znasz układy na pamięć?
– Bez nich wrócenie że zwiadów przed zmrokiem byłoby trudne – mruknąłem przyspieszając kroku.
– Newt. Cholera. Nie mówiłeś, że byłeś Zwiadowcą – powiedział nie kryjąc rozczarowania Thomas. – Nie pytałeś – odparłem wzruszając ramionami.
– Co się stało? Widzę, że kulejesz, ale zastanawiam się jak do tego doszło. Buldożerca? – ciągnął Tommy.
– Długa historia – mruknąłem dając tym samym znak, że nie chcę ciągnąć tego tematu. Na chwilę zapadła cisza. Jednak już po kilku sekundach Thomas znowu mnie o coś spytał. Wydawało mi się, że brunet chce zająć czymś myśli, chociaż na chwilę. Rozumiałem go. Rozmawiając nie myślałem tak intensywnie o Malii i o tym co mogło jej się przytrafić. Przeszliśmy już spory kawałek, a nie znaleźliśmy, chociażby najmniejszego śladu, który mógłby Nas doprowadzić do dziewczyny. Nic. Kompletnie nic. Z jednej strony miało to swoje plusy. Po Streferach, którzy zostali wygnani do labiryntu, znajdowaliśmy resztki ubrań, czasami zegarki czy łańcuszki, a to było jednoznaczne z ich śmiercią. To, że jak na razie nie znaleźliśmy niczego podejrzanego, w jakiś sposób mnie uspokajało. Chociaż wciąż strasznie się denerwowałem.
– Powinniśmy już ją znaleźć. Była noc, ciężko byłoby jej tak daleko odejść – stwierdził Tommy.
– Chyba, że została do tego zmuszona – westchnąłem – Pod wpływem strachu tracisz nad sobą panowanie. Może nieświadomie przemieszczała się w głąb labiryntu.
– Purwa. Ona pewnie potrzebuje Naszej pomocy! A my błądzimy jak jakieś klumpy – warknął Thomas uderzając pięścią w ścianę.
– Cholera. Spójrz! – powiedziałem podchodząc do ściany.
– O co Ci chodzi? Mam podziwiać ścianę z bluszczem tonąca w blasku słońca? – spytał szyderczo Tommy.
– Przesuń się – mruknąłem popychając bruneta w bok – Jakiś przycisk – dodałem zmuszając go by spojrzał w tę stronę.
– To coś nowego? – Wcześniej go tu nie widziałem. Co więcej… wcześniej nie było tu tej ściany – dodałem po chwili analizując w głowie przebyta drogę.
– Trzeba to sprawdzić – powiedział Thomas wciskając przycisk ledwo wystający że ściany. W tym samym momencie około dwu metrowy odcinek przesunął się w prawo ukazując przejście.
– Jak w jakiejś grze – mruknąłem – Cholera. Przecież Malia wspominała, że działając według schematu niczego nie osiągniemy.
– I to jest Twoim zdaniem wyjście poza schemat? – zakpił Thomas.
– Nie wiem. Cholera próbuje sobie to wszystko ułożyć. Czaisz? Przestań na mnie naskakiwać – warknąłem. Może pójście z Thomasem nie było, aż tak dobrym pomysłem jak myślałem. Uwielbiam go. Jest jednym z moich najlepszych przyjaciół, ale jak go kocham, tak w tym momencie miałem ochotę go udusić. – Wybacz. Denerwuje się – odparł Tommy.
– Ja za to jestem oazą spokoju – mruknąłem, a po chwili machnąłem ręką. Nie chciałem ciągnąć tej bezsensownej kłótni. Co mu w ogóle robiliśmy? Co my wprawialiśmy? Powinniśmy skupić się na odnalezieniu Malii, a nie głupich kłótniach. A może te kłótnie w jakiś sposób Nam pomagały? Sam nie wiem. Ciężko to wyjaśnić. Chyba wolałem dogryzać Thomasowi, niż trwać w dołującej ciszy. To wszystko zaczynało mi się coraz bardziej nie podobać. Od tylu miesięcy nic nie zmieniło się w labiryncie, aż teraz nagle, pojawia się nowe przejście. Przecież to nie jest normalne. Nie czekaj, wróć. Tutaj nic nie było normalne, ale to przekraczało jakiekolwiek granice. Wcześniej tego przejścia tu nie było, jestem tego pewny.
– Znam to miejsce. Z krótkiego zamyślenia wyrwał mnie głos przyjaciela. – Co? – spytałem niezbyt inteligentnie.
– Wiem gdzie jesteśmy. Wczoraj trafiliśmy tu z Minho – wyjaśnił Tommy i rozejrzał się po pomieszczeniu – Ale dotarliśmy tu inną drogą i tego tu nie było – dodał wskazując na wielki nadajnik wiszący na ścianie, która znajdowała się przed Nami.
– Gdzie my właściwie jesteśmy? – Nie mam pojęcia – Thomas wzruszył ramionami – Minho mówił, że nigdy nie widział tego pomieszczenia. Wygląda na to, że wczoraj byliśmy tu po raz pierwszy.
– Cholera. Może to jest jakiś… – zacząłem, ale coś przykuło mój wzrok.
Kucnąłem wpatrując się w ziemię. Na ziemi, która znajdowała się pomiędzy dwoma, betonowymi chodnikami, dostrzegłem czyjeś ślady. Nie mogły należeć, ani do Thomasa, ani do Minho. Każdy z nich miał stopy niczym olbrzym, a więc ktoś jeszcze tu był. I nie miałem wątpliwości kto. Te ślady należały do Malii.
– Malia też tu trafiła – powiedziałem cicho podnosząc się z ziemi i odszukując wzrokiem przyjaciela. Thomas od razu się ożywił.
– Nie mogła odejść daleko. W zasadzie oprócz tego wejścia, jest jeszcze jedno. Skoro nie znaleźliśmy jej po drodze, musi być gdzieś niedaleko – stwierdził Thomas.
– O ile jeszcze żyje – usłyszałem kpiący głos w swojej głowie. – Oh zamknij się – mruknąłem pod nosem.
– Coś mówiłeś? – spytał Tommy odwracając się w moją stronę. – Nie ważne – machnąłem dłonią dając znać, że to nic ważnego.
Przecież nie mogłem przyznać się do tego, że gadam sam ze sobą. Nawet w tych okolicznościach, nie było to powodem do dumy.
– Chodźmy. Zaczęliśmy biec przez w stronę kolejnego korytarza. Nie miałem czasu dobrze przyjrzeć się rzeczą, które znajdowały się w tym miejscu, ale bez problemu dostrzegłem ogromny napis pod nadajnikiem. DRESZCZ. No tak, czego innego mogłem się spodziewać? Pokręciłem głową starając się dotrzymać kroku przyjacielowi, jednak wciąż zostawałem jakieś dwa metry za nim. Nagle Thomas gwałtownie stanął. Niestety nie zdążyłem wyhamować i wylądowałem na nim. Szybko odzyskałem równowagę, a mój wzrok powędrował w kierunku w który patrzył Thomas. Pojedyncze ślady. Ślady krwi. Czułem, ze robi mi się słabo. W jednej chwili przed oczami pojawił mi się najgorszy obraz jaki mogłem sobie wyobrazić. Martwa Malia.
– Chodźmy – wydusiłem gdy odzyskałem głos. Pewnie ruszyłem do przodu. Malia jest ranna, na pewno potrzebuje Naszej pomocy.
– Malia! – wrzasnął Thomas – Malia! Jesteś tu?
– Dzień dobry, pani Paige – powiedziałam podnosząc się z miejsca.
– Witaj Malia, pewnie wiesz po co przychodzę – powiedziała spokojnie. Kiwnęłam głową. Byłam strasznie zdenerwowana.
– Przemyślałam wszystko. Myślę, że mogę się zgodzić i przystać na Twoją prośbę. On może wziąć udział w próbie.
– Dziękuje – powiedziałam nie mogąc ukryć uśmiechu. – Malia… Możesz mi powiedzieć dlaczego tak bardzo Ci na tym zależy? Wiesz, że on nie jest taki jak inni… Ocknęłam się. To chyba wszystko wyjaśnia. Newt jest tu przeze mnie. Ja… ja go tu umieściłam. Oni wcale nie chcieli, żeby tu trafił. To ja naciskałam. Ja. Dlaczego do cholery? Dlaczego? Poczułam ten sam silny ból głowy co kilka godzin wcześniej. Zagryzłam wargi, próbując to jakoś przetrwać. A może zasłużyłam? Może to wszystko było karą za to co zrobiłam? Nie mogłam się na niczym skupić. Nagle do moich uszu dotarł jakiś dźwięk. Nie był to głos, który słyszałam chwilę wcześniej. Ten głos… on należał do mojego brata.
Próbowałam krzyknąć, żeby dać mu znak o swoim położeniu, jednak zaschło mi w ustach. Wydobyło się z nich tylko ciche syknięcie. Cholera. Kolejna fala bólu przemknęła przez moje ciało. Sprawiając, że skrzywiłam się z bólu. Czułam, że zaraz zemdleje. Oczy zaczęły mi się zamykać gdy usłyszałam kroki. Chwilę później do moich uszu dotarł głos Newt’a, który ukląkł obok mnie. Spojrzałam w jego tęczówki i poczułam się tak jakby kamień spadł mi z serca. Już mogę umierać. Zobaczyłam go. Przecież takie było moje ostatnie życzenie.
– Przepraszam za wszystko – wyszeptałam.
Później jedyne co pamiętam to przerażająca ciemność w którą brnęłam. Szłam po omacku, aż nagle pojawiło się małe światełko, które z każdą chwilą zaczęło świecić coraz jaśniej. – To jeszcze nie czas… Nie Twój czas…
– Mal, no dalej otwórz te oczy – powiedziałem nerwowo.
– Malia! – wrzasnął Thomas, który dopiero co otrząsnął się z szoku jakim było zobaczenie siostry w takim stanie. Nie mogłem zrozumieć tej sytuacji. Jeszcze chwilę wcześniej Malia patrzyła mi prosto w oczy, a teraz nie było z nią kontaktu. Dlaczego odniosłem wrażenie, że ona się ze mną żegna? Jej wzrok… był taki inny, nigdy nie widziałem tyle smutku w jej oczach. I ślady po łzach. Dlaczego płakała? Na pewno nie ze strachu. To do niej niepodobne. – Musimy ją zabrać do Strefy i to jak najszybciej – powiedziałem po chwili przysuwając się w stronę dziewczyny.
– Newt… Ona nie oddycha! – wrzasnął Tommy.
– Co Ty gadasz… – wyjąkałem przez chwilę obserwując klatkę piersiową dziewczyny. Nie unosiła się.
– Cholera! – zakląłem po czym razem z Tommy’m zaczęliśmy ją reanimować.
– No dalej… dalej – powtarzałem pomiędzy uściskami.
Nie mogła mi tego zrobić. Nie mogła odejść. Nie teraz. Nie w taki sposób.
– Malia do cholery… – wydusiłem czując, że głos zaczyna mi się łamać.
Zerknąłem na Thomasa, który nawet nie próbował ukryć łez. Wyglądał na przerażonego, rozżalonego, a jednocześnie był w jakimś amoku. To się tak nie skończy. Nie może! Minuta, dwie, trzy…
– Obiecałem Ci, że się stąd wydostaniemy… daj mi dotrzymać słowa – powiedziałem ujmując jej twarz w dłonie. Nie przejmowałem się Thomasem. Na chwilę nawet zapomniałem o jego obecności.
– Nie zostawiaj mnie…
Głos przyjaciela dobiegał jakby z oddali. To nie może dziać się naprawdę. To tylko jakiś koszmar. Koszmar, który za chwilę minie. Tylko dlaczego do cholery nikt mnie nie budzi?
– Nie mów tak – odezwałem się po chwili – Trzeba jej poszukać – dodałem patrząc na Minho.
Kumpel pokiwał głową, dając mi tym samym znak, że się zgadza. Nikt inny się nie odzywał. Nikt nie spytał czy jest sens szukać Malii. Byłem im za to wdzięczny. Mimo, że sytuacja wydawała się być beznadziejna, nadal miałem nadzieję, że dziewczyna żyje. Może tylko się zgubiła? Nie należała do osób, które przesiedziałby całą noc w jednym miejscu. A może gdzieś się ukryła czekając na pomoc? Nie mogę jej zawieść.
– Musimy się podzielić i jej poszukać – powtórzyłem stając obok Thomasa.
– Newt. Nie to, że coś, ale znasz zasady. Tylko zwiadowcy mogą wejść do labiryntu – powiedział niepewnie Alby.
Pierwszy raz w jego głosie słyszałem zawahanie. Wiedziałem, że ciemnoskóry chłopak mówi to tylko dla zasady, a mimo wszystko poczułem złość.
– Cholera. Mam gdzieś te pikolone zasady! Nie widzisz, że i tak nic nie idzie po Nasze myśli? Jeśli będą chcieli Nas pozabijać to nie zawahają się tego zrobić. Nie będzie ich obchodziło czy w labiryncie jest Plaster czy Minho – warknąłem i spojrzałem na Minho, a następnie na Teresę i Thomasa, który podniósł się z ziemi, wciąż niewyraźnie wyglądając. – Do niczego Was nie zmuszam. Poradzimy sobie z Tommym – dodałem kiwając głową w stronę bruneta.
– Idę z Wami – zadeklarowała Teresa, przypominając tym samym o swojej obecności. W tym momencie liczyła się każda pomoc, więc nawet deklaracja Teresy w jakimś stopniu mnie podbudowała.
– Alby? Idź z nimi. Ja raczej na nic się nie przydam, nad czym ubolewam – mruknął Minho wskazując głową na swoją nogę – Sorry, Newt – dodał po chwili.
– Och daj spokój Minho, tylko byś Nas opóźniał – stwierdził Thomas, ale mimo to posłał Azjacie coś na kształt uśmiechu.
Nie miałem wątpliwości, że Minho by Nam pomógł gdyby tylko miał taką możliwość. Zresztą nie mogliśmy zostawić Strefy bez przywódcy. Gally co prawda na razie siedział cicho, ale nie zdziwiłbym się gdyby pod Naszą nieobecność chciał przeciągnąć chłopaków na swoją stronę.
– Więc jak? – spytałem przenosząc wzrok na Alby’ego.
– Możecie na mnie liczyć – powiedział chłopak.
– Świetnie. Ja i Alby znamy cały układ labiryntu, każdą konfigurację. Thomas miał już okazję poznać kilka ustawień. Alby weź ze sobą Teresę, a ja i Tommy pójdziemy razem – powiedziałem kolejno patrząc na ich twarze.
Spodziewałem się, że Teresa zacznie protestować, jednak przyjęła to nadzwyczaj spokojnie, kiwając jedynie głową.
– Pasuje? – spytałem, żeby się upewnić. Naprawdę nie miałem ochoty na jakiekolwiek kłótnie. Wszyscy potwierdzili mrucząc ciche ’jasne’.
– A to spryciula… – krzyknął Minho.
Spojrzałem na chłopaka. Nawet nie wiedziałem kiedy wszedł do labiryntu.
– Widzicie to? – mówiąc to Minho podniósł do góry kapsułę za którą wczoraj pobiegła Malia.
– Przywiązała ją do muru – dodał.
– Na wypadek gdyby coś jej się stało – powiedziała cicho Teresa.
– Co? – rzuciłem odwracając się w jej stronę. – Tak mi się wydaje. Ona… jest dość zapobiegliwa – dodała.
– Teresa do cholery. W co Ty grasz? – spytał stanowczo Minho podchodząc do dziewczyny – Nawet nie zamierzam udawać, że Cię lubię. Mam już dosyć Twoich chorych gierek. Pamiętasz coś? To nam to powiedz. Purwa, mamy już tego dosyć! Tych ciągłych niedomówień – krzyknął Minho wycofując się w głąb Strefy.
Spojrzałem na odchodzącego przyjaciela. Minho zawsze był wybuchowy, ale nie do tego stopnia. Ponoć zachowanie człowieka zmienia się diametralnie gdy ten się o coś obwinia. Znałem Minho na tyle, żeby wiedzieć co się dzieje. Czuł się odpowiedzialny za to co przytrafiło się Malii.
– W porządku? – usłyszałem głos Thomasa, który próbował pocieszyć Teresę. – Tak – mruknęła – Chodźmy, szkoda czasu.
– Tu się zgadzam – wtrąciłem – Spotykamy się najpóźniej za cztery godziny przy wejściu. Musimy wiedzieć, że nikomu nic się nie stało.
– Wiem, że to dla Waszej trójki dość emocjonalne przeżycie, ale nie próbujcie zgrywać bohaterów. Wasza śmierć w żaden sposób im nie pomoże. Rozumiecie? – spytał Alby kładąc nacisk na ostatnie słowo.
– Dobra. Wiemy. Nie zgrywać bohaterów. Możemy się wreszcie ruszyć? – mruknął Thomas – I tak zmarnowaliśmy już wystarczająco dużo czasu.
– Tommy ma rację, chodźmy – poparłem przyjaciela i po chwili całą czwórką znaleźliśmy się w labiryncie. Rozdzieliliśmy się przy pierwszym zakręcie.
– Układ czwarty – powiedziałem pod nosem, jednak nie uszło to uwadze Thomasa.
– Znasz układy na pamięć?
– Bez nich wrócenie że zwiadów przed zmrokiem byłoby trudne – mruknąłem przyspieszając kroku.
– Newt. Cholera. Nie mówiłeś, że byłeś Zwiadowcą – powiedział nie kryjąc rozczarowania Thomas. – Nie pytałeś – odparłem wzruszając ramionami.
– Co się stało? Widzę, że kulejesz, ale zastanawiam się jak do tego doszło. Buldożerca? – ciągnął Tommy.
– Długa historia – mruknąłem dając tym samym znak, że nie chcę ciągnąć tego tematu. Na chwilę zapadła cisza. Jednak już po kilku sekundach Thomas znowu mnie o coś spytał. Wydawało mi się, że brunet chce zająć czymś myśli, chociaż na chwilę. Rozumiałem go. Rozmawiając nie myślałem tak intensywnie o Malii i o tym co mogło jej się przytrafić. Przeszliśmy już spory kawałek, a nie znaleźliśmy, chociażby najmniejszego śladu, który mógłby Nas doprowadzić do dziewczyny. Nic. Kompletnie nic. Z jednej strony miało to swoje plusy. Po Streferach, którzy zostali wygnani do labiryntu, znajdowaliśmy resztki ubrań, czasami zegarki czy łańcuszki, a to było jednoznaczne z ich śmiercią. To, że jak na razie nie znaleźliśmy niczego podejrzanego, w jakiś sposób mnie uspokajało. Chociaż wciąż strasznie się denerwowałem.
– Powinniśmy już ją znaleźć. Była noc, ciężko byłoby jej tak daleko odejść – stwierdził Tommy.
– Chyba, że została do tego zmuszona – westchnąłem – Pod wpływem strachu tracisz nad sobą panowanie. Może nieświadomie przemieszczała się w głąb labiryntu.
– Purwa. Ona pewnie potrzebuje Naszej pomocy! A my błądzimy jak jakieś klumpy – warknął Thomas uderzając pięścią w ścianę.
– Cholera. Spójrz! – powiedziałem podchodząc do ściany.
– O co Ci chodzi? Mam podziwiać ścianę z bluszczem tonąca w blasku słońca? – spytał szyderczo Tommy.
– Przesuń się – mruknąłem popychając bruneta w bok – Jakiś przycisk – dodałem zmuszając go by spojrzał w tę stronę.
– To coś nowego? – Wcześniej go tu nie widziałem. Co więcej… wcześniej nie było tu tej ściany – dodałem po chwili analizując w głowie przebyta drogę.
– Trzeba to sprawdzić – powiedział Thomas wciskając przycisk ledwo wystający że ściany. W tym samym momencie około dwu metrowy odcinek przesunął się w prawo ukazując przejście.
– Jak w jakiejś grze – mruknąłem – Cholera. Przecież Malia wspominała, że działając według schematu niczego nie osiągniemy.
– I to jest Twoim zdaniem wyjście poza schemat? – zakpił Thomas.
– Nie wiem. Cholera próbuje sobie to wszystko ułożyć. Czaisz? Przestań na mnie naskakiwać – warknąłem. Może pójście z Thomasem nie było, aż tak dobrym pomysłem jak myślałem. Uwielbiam go. Jest jednym z moich najlepszych przyjaciół, ale jak go kocham, tak w tym momencie miałem ochotę go udusić. – Wybacz. Denerwuje się – odparł Tommy.
– Ja za to jestem oazą spokoju – mruknąłem, a po chwili machnąłem ręką. Nie chciałem ciągnąć tej bezsensownej kłótni. Co mu w ogóle robiliśmy? Co my wprawialiśmy? Powinniśmy skupić się na odnalezieniu Malii, a nie głupich kłótniach. A może te kłótnie w jakiś sposób Nam pomagały? Sam nie wiem. Ciężko to wyjaśnić. Chyba wolałem dogryzać Thomasowi, niż trwać w dołującej ciszy. To wszystko zaczynało mi się coraz bardziej nie podobać. Od tylu miesięcy nic nie zmieniło się w labiryncie, aż teraz nagle, pojawia się nowe przejście. Przecież to nie jest normalne. Nie czekaj, wróć. Tutaj nic nie było normalne, ale to przekraczało jakiekolwiek granice. Wcześniej tego przejścia tu nie było, jestem tego pewny.
– Znam to miejsce. Z krótkiego zamyślenia wyrwał mnie głos przyjaciela. – Co? – spytałem niezbyt inteligentnie.
– Wiem gdzie jesteśmy. Wczoraj trafiliśmy tu z Minho – wyjaśnił Tommy i rozejrzał się po pomieszczeniu – Ale dotarliśmy tu inną drogą i tego tu nie było – dodał wskazując na wielki nadajnik wiszący na ścianie, która znajdowała się przed Nami.
– Gdzie my właściwie jesteśmy? – Nie mam pojęcia – Thomas wzruszył ramionami – Minho mówił, że nigdy nie widział tego pomieszczenia. Wygląda na to, że wczoraj byliśmy tu po raz pierwszy.
– Cholera. Może to jest jakiś… – zacząłem, ale coś przykuło mój wzrok.
Kucnąłem wpatrując się w ziemię. Na ziemi, która znajdowała się pomiędzy dwoma, betonowymi chodnikami, dostrzegłem czyjeś ślady. Nie mogły należeć, ani do Thomasa, ani do Minho. Każdy z nich miał stopy niczym olbrzym, a więc ktoś jeszcze tu był. I nie miałem wątpliwości kto. Te ślady należały do Malii.
– Malia też tu trafiła – powiedziałem cicho podnosząc się z ziemi i odszukując wzrokiem przyjaciela. Thomas od razu się ożywił.
– Nie mogła odejść daleko. W zasadzie oprócz tego wejścia, jest jeszcze jedno. Skoro nie znaleźliśmy jej po drodze, musi być gdzieś niedaleko – stwierdził Thomas.
– O ile jeszcze żyje – usłyszałem kpiący głos w swojej głowie. – Oh zamknij się – mruknąłem pod nosem.
– Coś mówiłeś? – spytał Tommy odwracając się w moją stronę. – Nie ważne – machnąłem dłonią dając znać, że to nic ważnego.
Przecież nie mogłem przyznać się do tego, że gadam sam ze sobą. Nawet w tych okolicznościach, nie było to powodem do dumy.
– Chodźmy. Zaczęliśmy biec przez w stronę kolejnego korytarza. Nie miałem czasu dobrze przyjrzeć się rzeczą, które znajdowały się w tym miejscu, ale bez problemu dostrzegłem ogromny napis pod nadajnikiem. DRESZCZ. No tak, czego innego mogłem się spodziewać? Pokręciłem głową starając się dotrzymać kroku przyjacielowi, jednak wciąż zostawałem jakieś dwa metry za nim. Nagle Thomas gwałtownie stanął. Niestety nie zdążyłem wyhamować i wylądowałem na nim. Szybko odzyskałem równowagę, a mój wzrok powędrował w kierunku w który patrzył Thomas. Pojedyncze ślady. Ślady krwi. Czułem, ze robi mi się słabo. W jednej chwili przed oczami pojawił mi się najgorszy obraz jaki mogłem sobie wyobrazić. Martwa Malia.
– Chodźmy – wydusiłem gdy odzyskałem głos. Pewnie ruszyłem do przodu. Malia jest ranna, na pewno potrzebuje Naszej pomocy.
– Malia! – wrzasnął Thomas – Malia! Jesteś tu?
********
Otworzyłam oczy, jednak szybko tego pożałowałam. Nawet ta z pozoru nieistotna czynność sprawiła mi ból. Głowa nadal potwornie mnie bolała. Spróbowałam przewrócić się na bok, jednak nie mogłam się ruszyć. Wszystko mnie bolało. Zupełnie jakbym zaliczyła bliskie spotkanie z czołgiem. Wcześniej nie czułam niczego oprócz bólu głowy. Teraz czułam wszystko. Prawe ramię pulsowało żywym ogniem. Jakby ktoś zagłębiał w nie żyletkę, a potem z impetem ją wyjmował i znowu wsadzał. Z trudem podniosłam lewą rękę i przetarłam twarz. Zaschnięta krew uniemożliwiała mi otworzenie lewego oka. Po tym jakże nieudolnym zabiegu, odzyskałam pełny wzrok. Na policzku wyczułam długą ranę. Powstała zapewne wtedy gdy Buldożerca przeciągnął mnie po betonowej posadzce. Chciałam wstać, jednak z trudem ruszałam ręką. W takiej sytuacji podniesienie się, raczej nie było możliwe. Leżałam na plecach wpatrując się w niebo. Na szczęście było już widno. Wspominałam, że boje się ciemności? Mam tak odkąd pamiętam, a w zasadzie tak mi się wydaje. W końcu nie pamiętam zbyt wiele. Strach przez Buldożercami sprawił, że nie zwracałam uwagi na panujący mrok. Noc kryje wiele tajemnic. Ja mam ich dosyć. Dosyć na najbliższe kilka lat. Nie wiem ile czasu minęło, ale chyba to co najgorsze już za mną. Noc już się skończyła. Przeżyłam. Przynajmniej tak mi się wydawało. Jeśli umarłam… jeśli umarłam to raj do którego trafiłam był zdecydowanie do kitu. Nie tak to sobie wyobrażałam. Syknęłam z bólu. Ból w prawej ręce stawał się nie do zniesienia. Zacisnęłam zęby. Muszę to przetrwać. Na pewno ktoś mnie znajdzie. Przecież nie zostawią mnie na pastwę losu. Westchnęłam. A może tak byłoby lepiej? Chyba przynosiłam im pecha. Może Streferzy mieli rację, że moje pojawienie się w Strefie to nie dziwny zbieg okoliczności. Może naprawdę ten cały DRESZCZ wysłał mnie tu w konkretnym celu? I ten głos, który słyszałam zeszłej nocy. I ta kobieta. To nie była prezydent Paige. Ją pamiętam z pierwszego wspomnienia. Ta kobieta była inna. Puszysta, niska blondynka o przeraźliwie zielonych oczach. Nie mam pojęcia kim dla mnie była. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek ją widziała, a jednak próbuje mi coś przekazać. Jej głos miesza się z głosem przewodniczącej DRESZCZ-u. Nie potrafię tego pojąć. A może o to im chodzi? Może właśnie tego chcą? Żebym zwariowała. Ale co wtedy osiągną? Dlaczego to musiało być tak cholernie trudne? Nie chciałam, żeby tak wyglądało moje życie. Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje i dlaczego nie mogę wstać o własnych siłach. Nie jestem gotowa na śmierć. Wiem, że dziwnie to brzmi, ale tak właśnie jest. No, ale kto jest gotowy na przyjście Kostuchy? Nie znam takiej osoby. Czuje, że mam tu jeszcze coś do zrobienia. Nie mogę tak po prostu odejść. Nawet się z nikim nie pożegnałam. Przygryzłam wargę czując, że do oczu napływają mi łzy. Nie próbowałam ich zatrzymać. Nawet nie zdążyłam poznać własnego brata. Spędziłam z nim zaledwie kilka godzin. Thomas bez wątpienia był kimś wyjątkowym, nie chciałam odejść nie wiedząc o nim kompletnie nic. I Newt. On był niczym promyk światła w pochmurny dzień. Nigdy nie sądziłam, że z kimś połączy mnie tak wyjątkowa relacja. Nie sądziłam, że wystarczy kilkanaście minut spędzonych w czyimś towarzystwie, żeby się do niego przywiązać. Wielu rzeczy o sobie nie wiedziałam dopóki nie pojawił się on. – Chciałabym Cię jeszcze zobaczyć – szepnęłam pod nosem przymykając oczy. Tak mogłam przywołać obraz chłopaka. Przynajmniej przez chwilę czułam się tak jakby był blisko. Wiem, że to niezrozumiałe. Nawet nie liczę na to, że ktokolwiek będzie próbował mnie zrozumieć. – To Twoja wina… Pamiętaj, to Twoja wina… To Ty go tu umieściłaś! Ty go wybrałaś!Gwałtownie otworzyłam oczy. Nie to niemożliwe. Dlaczego miałam dziwne wrażenie, że chodzi o Newt’a? Dlaczego chciałam, żeby tu trafił? Dlaczego do cholery? Po co skazałam go na życie w labiryncie? Ten głos… czy on nie próbował przypomnieć mi jak okropnym człowiekiem byłam? Może ta Malia spoza labiryntu była zupełnie inna? Nie to nie możliwe. Gdym chciała go skrzywdzić, przecież bym się tak nie zachowywała. Ja naprawdę coś do niego czułam. Ale… czy ja właściwie mogłam coś do niego czuć? Przecież ten głos mógł mną manipulować. – Pogódź się z tym. Jesteś jedną z Nas. DRESZCZ jest dobry!Pokręciłam głową. Nie wiem na co liczyłam. Może, że ten drobny gest pomoże mi pozbyć się tego okropnego głosu z mojej głowy. Nagle jakby na złość w mojej głowie pojawiło się kolejne wspomnienie. Siedziałam w laboratorium. Tak znowu to cholerne laboratorium. Przeglądałam teczki. Nazwiska były zamazane, nie mogłam odczytać niczego co mogłoby mnie naprowadzić na to do kogo należą. Pisałam coś w jednej z dużych białych kart, aż nagle ktoś wszedł do gabinetu. Widząc kobietę natychmiast wstałam. – Dzień dobry, pani Paige – powiedziałam podnosząc się z miejsca.
– Witaj Malia, pewnie wiesz po co przychodzę – powiedziała spokojnie. Kiwnęłam głową. Byłam strasznie zdenerwowana.
– Przemyślałam wszystko. Myślę, że mogę się zgodzić i przystać na Twoją prośbę. On może wziąć udział w próbie.
– Dziękuje – powiedziałam nie mogąc ukryć uśmiechu. – Malia… Możesz mi powiedzieć dlaczego tak bardzo Ci na tym zależy? Wiesz, że on nie jest taki jak inni… Ocknęłam się. To chyba wszystko wyjaśnia. Newt jest tu przeze mnie. Ja… ja go tu umieściłam. Oni wcale nie chcieli, żeby tu trafił. To ja naciskałam. Ja. Dlaczego do cholery? Dlaczego? Poczułam ten sam silny ból głowy co kilka godzin wcześniej. Zagryzłam wargi, próbując to jakoś przetrwać. A może zasłużyłam? Może to wszystko było karą za to co zrobiłam? Nie mogłam się na niczym skupić. Nagle do moich uszu dotarł jakiś dźwięk. Nie był to głos, który słyszałam chwilę wcześniej. Ten głos… on należał do mojego brata.
Próbowałam krzyknąć, żeby dać mu znak o swoim położeniu, jednak zaschło mi w ustach. Wydobyło się z nich tylko ciche syknięcie. Cholera. Kolejna fala bólu przemknęła przez moje ciało. Sprawiając, że skrzywiłam się z bólu. Czułam, że zaraz zemdleje. Oczy zaczęły mi się zamykać gdy usłyszałam kroki. Chwilę później do moich uszu dotarł głos Newt’a, który ukląkł obok mnie. Spojrzałam w jego tęczówki i poczułam się tak jakby kamień spadł mi z serca. Już mogę umierać. Zobaczyłam go. Przecież takie było moje ostatnie życzenie.
– Przepraszam za wszystko – wyszeptałam.
Później jedyne co pamiętam to przerażająca ciemność w którą brnęłam. Szłam po omacku, aż nagle pojawiło się małe światełko, które z każdą chwilą zaczęło świecić coraz jaśniej. – To jeszcze nie czas… Nie Twój czas…
********
– Malia słyszysz mnie? Słyszysz? – krzyknąłem delikatnie potrząsając ramionami dziewczyny. Początkowa ulga, którą poczułem gdy zobaczyłem ją żywą, szybko się ulotniła. Była w okropnym stanie. Nie wiem co ją spotkało w nocy, ale ilość ran, wskazywała na to, że nie było to nic przyjemnego. I dlaczego do cholery mnie przepraszała? Przecież nie miała za co. Co tu się działo? – Mal, no dalej otwórz te oczy – powiedziałem nerwowo.
– Malia! – wrzasnął Thomas, który dopiero co otrząsnął się z szoku jakim było zobaczenie siostry w takim stanie. Nie mogłem zrozumieć tej sytuacji. Jeszcze chwilę wcześniej Malia patrzyła mi prosto w oczy, a teraz nie było z nią kontaktu. Dlaczego odniosłem wrażenie, że ona się ze mną żegna? Jej wzrok… był taki inny, nigdy nie widziałem tyle smutku w jej oczach. I ślady po łzach. Dlaczego płakała? Na pewno nie ze strachu. To do niej niepodobne. – Musimy ją zabrać do Strefy i to jak najszybciej – powiedziałem po chwili przysuwając się w stronę dziewczyny.
– Newt… Ona nie oddycha! – wrzasnął Tommy.
– Co Ty gadasz… – wyjąkałem przez chwilę obserwując klatkę piersiową dziewczyny. Nie unosiła się.
– Cholera! – zakląłem po czym razem z Tommy’m zaczęliśmy ją reanimować.
– No dalej… dalej – powtarzałem pomiędzy uściskami.
Nie mogła mi tego zrobić. Nie mogła odejść. Nie teraz. Nie w taki sposób.
– Malia do cholery… – wydusiłem czując, że głos zaczyna mi się łamać.
Zerknąłem na Thomasa, który nawet nie próbował ukryć łez. Wyglądał na przerażonego, rozżalonego, a jednocześnie był w jakimś amoku. To się tak nie skończy. Nie może! Minuta, dwie, trzy…
– Obiecałem Ci, że się stąd wydostaniemy… daj mi dotrzymać słowa – powiedziałem ujmując jej twarz w dłonie. Nie przejmowałem się Thomasem. Na chwilę nawet zapomniałem o jego obecności.
– Nie zostawiaj mnie…
**********
Kolejny rozdział. Wprawdzie krótszy niż wcześniejszy, ale po prostu czułam, że muszę go napisać, właśnie dzisiaj. Na razie korzystam z tego, że mam trochę wolnego czasu. Wciąż szukam pracy. Dopóki nie ogranicza ona mojego czasu, będę pisać częściej. Dlatego rozdziały mogą pojawiać się dość często. Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba, chociaż nie należy on do najprzyjemniejszych i najweselszych, ale takie też są potrzebne. Wiem, że znowu wiele się nie wyjaśniło, ale obiecuje, że w kolejnym rozdziale jakieś odpowiedzi się pojawią, tak mi się przynajmniej wydaje. Dziękuje za wszystkie komentarze i tradycyjnie, do napisania. Plus. Przepraszam za wszystkie błędy. Przyznam, że nie sprawdzałam tego rozdziału. Pewnie pod tym kątem zrobię to jutro.
AAAAAAAAAAAAAAAAGGGGGGHHHHHHH....
OdpowiedzUsuńJak możesz? Teraz czuję jeszcze większy niedosyt niż przed tym rozdziałem.
Co jest z Malią?
Ona jest odpowiedzialna za to, że Newt trafił do Labiryntu?
Czemu miałaby tego chcieć?
Newt jest taki uroczy w tym rozdziale. Tak na maxa (ja wiem, że to piszę pod każdym rozdziałem, ale to prawda). ❤
Chyba zaczynam wiedzieć czemu mogłaby go wysłać do Labiryntu, ale nie chcę ci psuć bloga, więc na razie zostawię to dla siebie.
Pozdrawiam, wysyłam wenę i życzę udanego polowania na pracę
Kot
Tak btw czy ty w ogóle śpisz dziewczyno? Dodawać rozdział o 2 w nocy??? Wow, za bardzo się dla mnie poświęcasz ;D
UsuńOj, oj. <3
UsuńWybacz mi. Malia musi się trochę pomęczyć. A Newt. Newt jak to Newt. Kurde uwielbiam nim pisać. Staram się wczuc w jego sytuację.
Tak mślałam, że się domyslisz. Mimo, że nie napisałaś o czym pomyślałaś, czuje że wiesz o co chodzi. :) Tylko my wiemy o całej sytuacji, a Malia nie pamięta tego co najważniejsze, dlatego trochę pocierpi.
Dziekuje. :)
+ Siedze do późna, a potem odsypiam w ciągu dnia. Póki mam taką możliwość. :D
Zazdro z tym odsypianiem :( ja do szkoły muszę jeszcze chodzić, a nauczyciele teraz to zło.
UsuńKOBIETO!
OdpowiedzUsuńI co ja mam Ci tutaj napisać jak sama nie mogę pozbierać myśli w mojej głowie, co do Twojego rozdziału. Tyle się dzieje, tyle wątpliwości i nie wyjaśnionych spraw, że to wszystko mi miesza w głowie i chcę więcej i więcej. No nic. Czekam na kolejny rozdział, który mam nadzieję, że będzie troszku weselszy niż ten ( uwielbiam smutne rozdziały, ale ten był nie dość, że smutny to strasznie dołujący ).
Życzę dużo weny i ściskam mocno. <3
Cholera!
OdpowiedzUsuńCo tu się dzieje? Przyznam, że nie spodziewałam się, że akcja pójdzie w tym kierunku. Nagle zrobiło się mrocznie i nic absolutnie nic się że sobą nie łączy. Kim jest kobietą, która nawiedza Malie? Czy Malia przeżyje? Co się jej stało w tym labiryncie?
I Newt. Dobrze Ci idzie pisanie z jego perspektywy. Ciągle mnie zaskakuje. A Thomas? Też było mi go strasznie zal. I Minho. Przekona się do Malii?
Pisz szybko. Tylko proszę, żeby następny rozdział był weselszy.
Pozdrawiam. :)
Mam nadzieję, że ponownie wykorzystasz wolny czas, bo ja nie wytrzymam! :D Za dużo akcji, nie wytrzymuje tego. W głowie tysiące pytań, ale postaram się uzbroić w cierpliwość i wytrzymać do kolejnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńNie no myślę, że Malia przeżyje, bo w końcu jest główną bohaterką opowiadania. Ufff. Ponieważ całkiem lubię jej postać. No ale Newt. O jeeeeeeeeeeej. Uwielbiam czytać fragmenty pisane z jego perspektywy. On jest taki uroczy. <333
Czekam z DUŻĄ niecierpliwością na kolejny rozdział, liczę że po nim uzyskam odpowiedzi choć na parę pytań. Pozdrawiam!! :)
Co!? Mam ochotę cię zabić za tą końcówkę, dosłownie!
OdpowiedzUsuńBoże, spraw, by było z nią wszystko w porządku. ;-; Strasznie się do niej przywiązałam, nie wiem dlaczego. I nie tylko ja. Nie wiem co by było gdyby... nawet nie chcę o tym myśleć!
Lecę czytać kolejny rozdział. ;)
KOBIETO SPRAWIASZ ŻE MOJE SERDUSZKO KRWAWI. MOCNO KURWA MAĆ KRWAWI.
OdpowiedzUsuńIDĘ CZYTAĆ DALEJ BO COŚ ROZNIOSĘ.