7 czerwca 2016

Rozdział VI - Rozmowa

Patrzy­łem na Malię nie wie­dząc co mam zro­bić. To trwało zde­cy­do­wa­nie za długo, ale wciąż mia­łem nadzieję. Prze­cież ona nie mogła umrzeć. To nie było moż­liwe. Zła­pa­łem ją za dłoń czu­jąc gulę w gar­dle. Widok roz­pa­cza­ją­cego Tho­masa w niczym mi nie poma­gał. Odkrę­ci­łem wzrok, zatrzy­mu­jąc go na twa­rzy dziew­czyny.
– Ej… wra­caj, sły­szysz – powie­dzia­łem cicho gła­dząc ją po wło­sach.
Nie mia­łem poję­cia jak mam się zacho­wać. Wew­nątrz mia­łem ochotę wrzesz­czeć, a mimo to mój głos był nad­zwy­czaj spo­kojny. Po pro­stu nie wie­rzy­łem, że to dzieje się naprawdę. To nie mogło dziać się naprawdę.
– Jeste­śmy tu z Tom­mym, nie jesteś sama – szep­ną­łem.
Nie wiem dla­czego, ale byłem pewny, że dziew­czyna mnie sły­szy. Wiem, że to nie­lo­giczne, ale czy w takiej sytu­acji mogłem nor­mal­nie myśleć? Przez cały czas nie odry­wa­łem wzroku od Malii, aż wresz­cie coś się stało. Zaczęła oddy­chać. Nie odzy­skała przy­tom­no­ści, ale żyła!
– Tommy – szturch­ną­łem przy­ja­ciela – Wró­ciła – doda­łem wska­zu­jąc na dziew­czynę.
Wyrazu ulgi, który zoba­czy­łem na twa­rzy Tho­masa nie da się opi­sać żad­nymi sło­wami.
– Nie traćmy czasu. Musimy jak naj­szyb­ciej zabrać ją do Strefy – powie­dzia­łem sta­now­czo bio­rąc dziew­czynę na ręce.
Po chwili ruszy­li­śmy w drogę powrotną. Gdy tu wcho­dzi­li­śmy, mia­łem wra­że­nie, że zajęło Nam to dużo wię­cej czasu. Do miej­sca w któ­rym znaj­do­wało się wej­ście do labi­ryntu, dotar­li­śmy znacz­nie wcze­śniej. Przez cały czas zer­ka­łem na Malię. Musia­łem być pewien, że oddy­cha. Nawet nie ma poję­cia jak mnie nastra­szyła.
– Zabiorę ją do Pla­stra, a Ty pocze­kaj na Alby’ego i Teresę. Umó­wi­li­śmy się przy wej­ściu, gdy Nas nie będzie, pomy­ślą że coś się stało – powie­dzia­łem patrząc na Tho­masa.
– Ale… – zapro­te­sto­wał bru­net.
– Pocze­kaj, cho­ciaż chwilę. Zaniosę ją do szpi­tala i zaraz Cię zmie­nię – ucią­łem i skie­ro­wa­łem się w stronę jed­nej z drew­nia­nych cha­tek.
Była to raczej obiet­nica bez pokry­cia. Nie zamie­rza­łem zosta­wiać Malii samej, nawet na chwilę.
Był śro­dek dnia. Stre­fe­rzy odry­wali się od swo­ich prac i przy­sta­wali po pro­stu się na mnie gapiąc. Nor­mal­nie zapewne nie szczę­dził­bym obraź­li­wych słów, ale w tym momen­cie mało mnie inte­re­so­wali. Liczyło się tylko to by Malia była bez­pieczna.
– Pla­ster! – krzyk­ną­łem wcho­dząc do budynku.
Rozej­rza­łem się, jed­nak chło­paka ni­gdzie nie było. Deli­kat­nie poło­ży­łem Malię na łóżku i wyj­rza­łem z domku. Pla­ster musiał mnie zauwa­żyć, albo usły­szeć gdyż bie­giem ruszył w moją stronę.
– Już jestem. Co się stało? – spy­tał, jed­nak szybko zamilkł widząc Malię.
Pod­szedł do szafki w któ­rej trzy­mał lekki i inne rze­czy nie zbędne do opa­try­wa­nia ran. Naj­pierw z uwagą przyj­rzał się raną dziew­czyny. Przez chwilę patrzył na jej ramię, uważ­nie oglą­da­jąc naj­głęb­szą z ran.
– Nie wygląda jak po ciap­nię­ciu przez Bul­do­żercę – mruk­nął Pla­ster.
Mówił bar­dziej do sie­bie, niż do mnie, ale mimo wszystko poczu­łem jak kamień spada mi z serca.
– W takim razie co to jest? – spy­ta­łem sia­da­jąc na krze­sełku obok łóżka Malii.
– Nie mam poję­cia. Wygląda jakby coś jej tam utkwiło. Muszę to wyjąć – stwier­dził Pla­ster pod­cho­dząc do dru­giej, mniej­szej sza­feczki.
Wyjął z niej jakiś cienki meta­lowy przedmiot, coś jakby pęsetę. Prze­mył ją spi­ry­tu­sem i usiadł na dru­gim krze­śle, prze­my­wa­jąc deli­kat­nie ranę dziew­czyny.
– Trzy­maj ją – rzu­cił w moją stronę przy­kła­da­jąc przedmiot do rany.
Gdy tylko to zro­bił Malia drgnęła. Chwy­ci­łem deli­kat­nie za jej nad­garstki, aby się nie ruszała. Nie chcia­łem, żeby nie­świa­do­mie zra­niła się jesz­cze bar­dziej.
– Purwa. Co za paskudz­two. Nie mogę tego wycią­gnąć – wark­nął Pla­ster.
Spoj­rza­łem na kum­pla. Nigdy wcze­śniej nie wąt­pi­łem, że zna się na swoim fachu, ale teraz zaczy­na­łem mieć wąt­pli­wo­ści. Z rany ciur­kiem pły­nęła krew, a on na­dal nie wydo­był tego dziw­nego przedmiotu.
– Jest – rzu­cił po chwili kła­dąc przedmiot do miseczki z wodą – Przytrzy­maj – rzu­cił w moją stronę po czym przy­ło­żył gazę do rany.
Bez zawa­ha­nia wypeł­ni­łem jego prośbę.
– Co to było? – spy­ta­łem po chwili patrząc na chło­paka.
– Nie ma poję­cia. Coś jakby nadaj­nik.
– Nadaj­nik? – powtó­rzy­łem.
– Tak mi się wydaje, ale pewny nie jestem – mruk­nął Pla­ster i wzru­szył ramio­nami.
Wziął ze sto­lika kolejną miseczkę z wodą i zaczął obmy­wać pozo­stałe rany na ciele Malii. Po jakiś dzie­się­ciu minu­tach dziew­czyna została opa­trzona.
– Boję się, że to ramię będzie się maślić – powie­dział Pla­ster wyrzu­ca­jąc brudne gazy do kosza.
– Co? – rzu­ci­łem pode­ner­wo­wany.
– Że nie będzie się goić, ale to nic pew­nego. Spo­koj­nie Newt – dodał uważ­nie mi się przy­glą­da­jąc.
– Kiedy się obu­dzi? – spy­ta­łem odwra­ca­jąc wzrok.
– Nie wiem. Za godzinę, dwie, dzień, tydzień. Nie jestem jasno­wi­dzem. Zro­biłem co mogłem.
– Wiem, dzię­kuje – kiw­ną­łem głową w jego stronę.
– Jak coś to będę u Bena. Prze­nie­śli­śmy go do sąsied­niej sali.
– Okej – odpar­łem.
Gdy tylko Pla­ster wyszedł z pomiesz­cze­nia, ponow­nie zają­łem krze­sełko tuż obok łóżka Malii. Zaczy­nała wyglą­dać odro­binę lepiej. Nie była już tak prze­raź­li­wie blada, a na jej twarz zaczęły powoli wra­cać kolory. Oddy­chała mia­rowo. Przez chwilę patrzy­łem jak jej klatka pier­siowa unosi się i opada. Nie było w tym nic nad­zwy­czaj­nego. Gdyby ktoś wcze­śniej powie­dział mi, że widok oddy­cha­ją­cego czło­wieka może być czymś wyjąt­ko­wym, pew­nie bym go wyśmiał. Tak, kie­dyś zde­cy­do­wa­nie bym to zro­bił, ale nie teraz. Nie po tym co prze­żyłem w labi­ryn­cie. Myśla­łem, że ją stra­ci­łem. Ta myśl, że mogłaby już ni­gdy się nie obu­dzić, nie dawała mi spo­koju. Co takiego przy­tra­fiło się jej dzi­siej­szej nocy? Dla­czego była nie­przy­tomna? Do tego te słowa, które wypowie­działa tuż przed tym jak zemdlała: Prze­pra­szam za wszystko. Ale za co ona mnie prze­pra­szała? Prze­cież nie zro­biła nic złego. Jak ktoś taki jak Malia w ogóle mógłby zro­bić coś złego?
– Newt…
Pod­nio­słem wzrok patrząc na dziew­czynę. Powie­działa moje imię czy tylko się prze­sły­sza­łem? Wpa­try­wa­łem się w jej twarz, jed­nak nie wyglą­dała na kogoś kto odzy­skał przy­tom­ność.
– Nie! – krzyk­nęła Malia i zaczęła rzu­cać się po łóżku.
Nie mia­łem poję­cia co się dzieje. Bez zasta­no­wie­nia zna­la­złem się obok niej pró­bu­jąc ją uspo­koić. Usia­dłem na brzegu łóżka i deli­kat­nie ują­łem jej dłoń. Podzia­łało. Malia ponow­nie opa­dła na poduszkę, powra­ca­jąc do wcze­śniejszej pozy­cji. Gry­masy, które poja­wiały się na jej twa­rzy spra­wiały, że zaczą­łem czuć nie­po­kój. Albo coś ją strasz­nie bolało, albo miała kosz­mary. Wie­dzia­łem, że w takiej sytu­acji nie może zostać sama nawet na chwilę. Gdyby znowu zaczęła się rzu­cać, mogłaby spaść z łóżka i zro­bić sobie więk­szą krzywdę. Ktoś musi przy niej być. Gła­ska­łem ją deli­kat­nie po dłoni gdy do sali wpadł Tho­mas, a tuż za nim Teresa. Odsko­czy­łem od Malii, jed­nak Tho­mas i tak posłał mi cha­rak­te­ry­styczne spoj­rze­nie. Po tym co wyda­rzyło się w labi­ryn­cie. Chyba obaj cze­goś się o sobie dowie­dzie­li­śmy. To nie było miej­sce, ani czas, żeby sobie cokol­wiek wyja­śniać. Obaj chcie­li­śmy dobra Malii. To w tym momen­cie było naj­waż­niej­sze.
– Malia – powie­dział cicho Tho­mas pod­cho­dząc do łóżka sio­stry – Ale mnie nastra­szyłaś. Nigdy Ci tego nie wyba­czę głupku – mruk­nął cału­jąc ją w czoło.
Uśmiech­ną­łem się nie­znacz­nie. Tho­mas podob­nie jak ja był mistrzem w oka­zy­wa­niu uczuć, teraz byłem tego pewien. Mimo wszystko ta scena była piękna. Nie wiem czy kie­dy­kol­wiek mia­łem rodzeń­stwo, ale więź łącząca Tho­masa i Malie musiała być naprawdę silna. To zupeł­nie inny rodzaj miło­ści.
– Co z nią? – spy­tała Teresa wyry­wa­jąc mnie z zamy­śle­nia.
– Pla­ster powie­dział, że zro­bił wszystko co mógł. Teraz musimy cze­kać, aż się obu­dzi – powie­dzia­łem prze­no­sząc wzrok na dziew­czynę.
– Co z jej ramie­niem?
– Wiemy na pewno, że to nie Bul­do­żerca. Utkwiło w nim coś dziw­nego. Zresztą spójrz­cie – wska­za­łem głową na miseczkę gdzie Pla­ster umie­ścił przedmiot, który znaj­do­wał się w ranie.
– Wygląda jak nadaj­nik – stwier­dził Tommy bio­rąc mały, czarny, kwa­dra­towy przedmiot w rękę.
– To samo powie­dział Pla­ster.
– Cze­kaj­cie. Tu jest coś napi­sane – powie­dział Tho­mas pod­cho­dząc do okna – Trzy.
– Co ’Trzy’? – powtó­rzy­łem prze­no­sząc wzrok na przy­ja­ciela.
– No nie wiem, tu jest tylko ta cyfra.
– Cudow­nie – skwi­to­wa­łem – Ale jakim cudem, to zna­la­zło się w ramie­niu Malii?
Westch­ną­łem. Niech ktoś mi spró­buje wmó­wić, że to co się dzieje ma jakiś zwią­zek przy­czy­nowo-skut­kowy. Naj­pierw go wyśmieje, a potem skażę na słu­cha­nie żar­tów Minho, albo wyślę na par­tyjkę z sza­chów z Bul­do­żercami. Ten sam ból. O wilku mowa. Wła­śnie do sali wszedł Minho.
– Sły­sza­łem, że zna­leź­li­ście Malie. Wszystko w porządku?
– Można tak powie­dzieć. Cze­kamy, aż się obu­dzi – odpowie­dział Tho­mas.
– Nieźle ją urzą­dzili – mruk­nął Minho dokład­nie przy­glą­da­jąc się Malii – My chyba mie­li­śmy piko­lone szczę­ście – dodał zer­ka­jąc na Tho­masa.
Bru­net niepew­nie poki­wał głową.
– Dobra. Ja z nią posie­dzę, w końcu jestem jej coś winien, a Wy idź­cie się wyspać. Zapewne nikt z Was nie zmru­żył oka wczo­raj­szej nocy.
– Ale… – zapro­te­sto­wałem dokład­nie w tym samym momen­cie co Tho­mas.
– Och, daj­cie spo­kój. Ona i tak śpi. Musi­cie odpo­cząć. Jak Malia się obu­dzi to Wy będzie­cie spać, a jak mnie­mam będzie­cie chcieli się podzie­lić entu­zja­stycz­nymi histo­riami z ostat­nich prze­żyć – rzu­cił Minho poka­zu­jąc zęby w uśmie­chu.
– Gdy­bym miał, cho­ciaż odro­binę siły i chęci, to bym Cię zamor­do­wał – stwier­dził Tho­mas.
– Daj spo­kój. Obaj wiemy, że za bar­dzo mnie kochasz – opowie­dział Minho sia­da­jąc na krze­śle obok łóżka Malii.
– No już. Wyno­cha! Wró­ci­cie jak się wyśpi­cie – dodał sta­now­czo.
Obser­wo­wa­łem jak Tho­mas i Teresa nie­chęt­nie opusz­czają pomiesz­cze­nie. Może Minho miał rację? Chyba naprawdę powi­nie­nem odpo­cząć. Wcze­śniej nie zda­wa­łem sobie z tego sprawy, ale fak­tycz­nie byłem strasz­nie zmę­czony.
– Pil­nuj jej – powie­dzia­łem zer­ka­jąc na przy­ja­ciela, a następ­nie prze­nio­słem wzrok na dziew­czynę.
– Dobra­noc Malia.

********
Bra­kuje mi słów, aby opi­sać to co działo się w mojej gło­wie. Przez chwilę czu­łam coś na kształt ulgi. Przesta­łam myśleć o tym co się wyda­rzyło. Wła­ści­wie to nie myśla­łam o niczym. Po raz pierw­szy, przez moją głowę nie prze­wi­jały się setki pytań na które nie zna­łam odpo­wie­dzi. Nie było nic. Zupeł­nie jakby ktoś wyma­zał mi wszyst­kie wspo­mnie­nia. Jak­bym zaczy­nała wszystko od początku. Ten spo­kój nie trwał jed­nak długo. Szłam w stronę jedy­nego jasnego punktu w pomiesz­cze­niu, które tonęło w mroku. Byłam już tak bli­sko. Jesz­cze tylko kilka kro­ków, dzie­liło mnie od zna­le­zie­nia się w miej­scu z któ­rego wydo­by­wało się to rażące, a jed­nak na swój spo­sób piękne świa­tło. I nagle wszystko znik­nęło. Znowu zro­biło się czarno i ponuro, a przed oczami poja­wił się obraz kobiety, któ­rej głos mnie prze­śla­do­wał. Nie wiem jak to opi­sać, ale wyda­wało mi się, że ona znaj­duje się w mojej gło­wie. Tak wiem, to chore. Jed­nak tak się czu­łam. Sie­dzia­ły­śmy w małym poko­iku. Rozej­rza­łam się w okół. Wszystko było tak prze­raź­li­wie białe. Ale nie była to biel, którą zna­łam ze wcze­śniejszych wspo­mnień, ta była inna. Przy­tła­cza­jąca, rażąca. Sta­łam na środku pomiesz­cze­nia z uwagą obser­wu­jąc sie­dzącą przy sto­liku kobietę.
– Gdzie ja jestem? – spy­ta­łam nie spusz­cza­jąc wzroku z kobiety.
– Wszę­dzie i ni­gdzie za razem – odpowie­działa kobieta nad­zwy­czaj spo­koj­nie – To dzieje się w Two­jej gło­wie.
– Czyli, że co? Zwa­rio­wa­łam – mruk­nę­łam pod nosem.
– Wręcz prze­ciw­nie. Nie znam nikogo bar­dziej nor­mal­nego, niż Ty.
– Czy może pani mówić jaśniej? Naprawdę mam już dosyć tajem­nic i cią­głych nie­do­mó­wień. Kim pani jest? Znamy się?
– Rosa­lie Mar­dene. Znamy się, ale i tak pew­nie tego nie pamię­tasz – wes­tchnęła kobieta odcho­dząc od biurka i sta­jąc tuż obok mnie.
– Nic nie pamię­tam. A to wszystko przez DRESZCZ – powie­działam czu­jąc nagły przy­pływ zło­ści.
– I tak i nie. Nie wiesz wszyst­kiego o orga­ni­za­cji do któ­rej kie­dyś nale­ża­łaś, a wła­ści­wie na­dal nale­żysz.
– Co?
– Spo­koj­nie – kobieta spoj­rzała mi w oczy – Nie popie­ram w pełni ich planu dzia­ła­nia i Ty rów­nież, ale nie możesz ich od razu skre­ślić. Mieli dobre inten­cje.
– Słu­cham? Myśla­łam, że pani jest po mojej stro­nie! To co Nam zro­bili jest nie­mo­ralne i nie­ludz­kie! – krzyk­nęłam zaci­ska­jąc pię­ści.
– To co Wam zro­bili? Nie pamię­tasz kto wyszedł z ini­cja­tywą stwo­rze­nia labi­ryntu?
– Wiem, że bra­łam w tym udział, ale będąc w Stre­fie przej­rza­łam na oczy. Jest mi wstyd, że z Wami współ­pra­co­wa­łam! – powie­działam sta­now­czo patrząc kobie­cie pro­sto w oczy.
– Przej­rza­łaś na oczy znacz­nie wcze­śniej. Dla­tego Ty i Twój brat tra­fi­li­ście do Strefy.
– Zna pani Tho­masa?
– Oczy­wi­ście. Znam każ­dego kto bie­rze udział w Pró­bie.
Spoj­rzałam na kobietę. Z każdą chwilą mia­łam wra­że­nie, że nie lubię jej coraz bar­dziej. Nie wie­działam co robiła w mojej gło­wie, ani tym bar­dziej dla­czego wyga­dy­wała takie głu­poty.
– Ta roz­mowa do niczego nie pro­wa­dzi – mruk­nę­łam.
– Jesteś pewna? Musi­cie się wydo­stać z labi­ryntu. Macie coraz mniej czasu. Zosta­wi­li­ście z Tho­masem coś poza labi­ryn­tem. Coś co musi­cie dokoń­czyć.
– Co takiego?
– Przy­po­mnisz sobie w swoim cza­sie. Pamię­taj, że od tego czy uda Ci się to skoń­czyć zależy życie osoby na któ­rej tak Ci zależy – powie­działa kobieta wra­ca­jąc do biurka.
– Ale o co cho­dzi? Dla­czego ja mam to dokoń­czyć? – spy­ta­łam mając coraz więk­szy mętlik w gło­wie
– DRESZCZ zawo­dzi. Ty i Tho­mas jeste­ście ostat­nią nadzieją. Zro­zu­miesz gdy znaj­dzie­cie się poza murami.
– O ile doży­jemy – mruk­nę­łam zer­ka­jąc z pod łba na kobietę.
Naprawdę mia­łam jej już ser­decz­nie dosyć.
– Da się coś zro­bić z tymi gło­sami w mojej gło­wie? Nie chcę, żeby czaszka mi eks­plo­do­wała – mruk­nę­łam sia­da­jąc na ziemi.
– To tylko chwi­lowe. Ina­czej nie mogły­by­śmy poroz­ma­wiać. Nie­stety nie wszystko poszło tak jak chcia­łam. Ktoś pró­bo­wał zakłó­cić sygnał – wes­tchnęła kobieta, a ton jej głosu nieco zła­god­niał.
– Pani Paige, prawda? To jej głos sły­sza­łam.
– Dokład­nie – odpowie­działa.
– Kiedy uda Nam się wydo­stać ze Strefy?
Gdy zada­łam to pyta­nie obraz zaczął się roz­ma­zy­wać. Zupeł­nie jakby coś zaczęło prze­ry­wać. Po chwili stra­ci­łam kon­takt z kobietą. Musia­łam ponow­nie zasnąć, o ile to co się przed chwilą wyda­rzyło nie było snem. Przez cały czas drę­czyły mnie kosz­mary. Pow­ra­cały wyda­rze­nia z poprzed­niej nocy. Widok Bul­do­żercy, który znaj­duje się zale­d­wie kilka metrów ode mnie. Potem roz­mowa z Teresą, Tho­mas bie­gnący w moim kie­runku krzy­cząc coś nie­zro­zu­mia­łego, aż wresz­cie Newt. Ale nie ten, któ­rego zna­łam. Newt ze snu wyglą­dał strasz­nie. Miał prze­krwione oczy, a na jego twa­rzy znaj­do­wało się mnó­stwo fio­le­towo-zie­lo­nych zna­mion. I ten wzrok. Pusty i prze­ra­ża­jący. Woła­łam go, jed­nak im gło­śniej krzy­cza­łam, tym bar­dziej mia­łam wra­że­nie, że chło­pak się oddala. Zupeł­nie jakby pró­bo­wał ode mnie uciec.
– Newt! – wrza­snę­łam, jed­nak blon­dyn nawet się nie odwró­cił.
Potem obraz się roz­ma­zał. Usły­sza­łam czyjś głos. Przez chwilę nie otwie­ra­łam oczu. Chyba się obu­dziłam, jed­nak nie byłam pewna czy chcę z kimś poroz­ma­wiać. Nawet nie wiem jak mia­łaby im to wszystko wyja­śnić. Mimo wszystko chęć zoba­cze­nia gdzie się obec­nie znaj­duje, była sil­niej­sza. Niepew­nie otwo­rzy­łam oczy. Z całą pew­no­ścią nie byłam już w labi­ryn­cie. Zna­łam to miej­sce. Leża­łam tu pierw­szej nocy po przy­by­ciu do Strefy.
– Śpiąca kró­lewna się obu­dziła.
Prze­krę­ci­łam głowę i zoba­czy­łam uśmiech­nię­tego Minho sie­dzą­cego obok mojego łóżka. Nie wiem dla­czego, prze­cież wyda­wało mi się, że go nie lubię, ale poczu­łam dziwną ulgę gdy go zoba­czy­łam.
– Nie odpły­waj to zawo­łam Tho­masa i Newt’a. O ile jesz­cze nie umarli ze stra­chu o Cie­bie – chło­pak wywró­cił oczami i podniósł się z miej­sca.
– Nie. Cze­kaj… Minho, nie wołaj ich – powie­działam cicho posy­ła­jąc mu bła­galne spoj­rze­nie.
Z jed­nej strony chcia­łam ich zoba­czyć, a z dru­giej nie byłam na to gotowa. Prze­waż­nie na roz­mowę z Newt’em. Nie po tym czego dowie­działam się wczo­raj­szej nocy.
– Jesteś pewna? Oni naprawdę się o Cie­bie mar­twią.
– Jestem pewna – powie­działam sta­now­czo nie odwra­ca­jąc wzroku od tęczó­wek Minho.
– Wła­ści­wie dla­czego? – Minho posłał mi zdzi­wione spoj­rze­nie.
– To długa histo­ria – wes­tchnę­łam cicho.
– Mnie tam ni­gdzie się nie śpie­szy. Mamy czas – powie­dział chło­pak posy­ła­jąc mi deli­katny uśmiech.
– Skąd ta zmiana? Od teraz będziesz dla mnie miły? – spy­ta­łam uno­sząc brew.
– W końcu coś Ci zawdzię­czam, nie? – odparł – I wiesz…dzię­kuje – dodał po chwili.
– Nie ma za co – odpo­wie­dzia­łam posy­ła­jąc mu deli­katny uśmiech.
– Skoro to mamy już za sobą. Możesz mi powie­dzieć co Cię gry­zie.
– To nie jest takie pro­ste… – wes­tchnę­łam.
– Och daj spo­kój. Ukła­dasz sobie w gło­wie zda­nie, otwie­rasz usta i mówisz. Nawet małe dzieci to potra­fią – stwier­dził Minho sze­roko się uśmie­cha­jąc.
– Wyba­czył­byś oso­bie, która Cię tu umie­ściła? – spy­ta­łam prze­no­sząc na niego wzrok.
Minho momen­tal­nie spo­waż­niał.
– Dla­czego o to pytasz?
– Odpo­wiedz.
– Nie. Nigdy. Widzia­łaś jak to wygląda. Ciężko jest prze­ba­czyć coś takiego – powie­dział Minho, a w jego gło­sie nie było sły­chać zawa­ha­nia.
– Tak myśla­łam – odpo­wie­dzia­łam prze­krę­ca­jąc głowę.
– Wiem, że Ty i Tho­mas pra­co­wa­li­ście dla DRESZCZ-u. Wam był­bym w sta­nie wyba­czyć. Jeste­ście tutaj, wal­czy­cie z Nami o wol­ność. To coś zmie­nia. Wła­ściwe wszystko.
– A jeśli ni­gdy nie miał­byś tu tra­fić? A to, że tu jesteś byłoby tylko i wyłącz­nie moją winą? – spy­ta­łam wciąż nie potra­fiąc na niego spoj­rzeć.
– Stwier­dziłbym, że jesteś nie­źle porą­bana – mruk­nął Minho i prze­siadł się tak, aby znowu móc utrzy­my­wać ze mną kon­takt wzro­kowy.
– Wiem, że nie mie­li­śmy oka­zji się poznać, ale możesz mi zaufać. Wy dziew­czyny macie ten­den­cje do mówie­nia pół słów­kami, nie możesz wprost powie­dzieć mi o co cho­dzi? – spy­tał Minho patrząc mi pro­sto w oczy – Wtedy będę mógł Ci pomóc – dodał.
Przez chwilę waha­łam się co zro­bić. Nie byłam prze­ko­nana czy roz­mowa z Minho na temat mojego ostat­niego wspo­mnie­nia, jest dobrym pomy­słem, jed­nak czu­łam, że muszę się komuś wyga­dać.
– Newt tu jest przeze mnie. Coś sobie przy­po­mnia­łam. DRESZCZ nie chciał go tu umiesz­czać. To ja nale­ga­łam – powie­działam cicho przy­gry­za­jąc wargę.
Minho przez chwilę nic nie mówił uważ­nie mi się przy­pa­tru­jąc.
– Musia­łaś mieć jakiś powód. Wybacz, że to mówię, ale widać gołym okiem, że lecisz na Newt’a. Zresztą on też zwa­rio­wał na Twoim punk­cie. Gdy­byś chciała go skrzyw­dzić raczej byś się tak nie zacho­wy­wała. Może stało się coś co zmu­siło Cię do tej decy­zji?
Spoj­rzałam na Minho. Nie wiem dla­czego, ale jego słowa spra­wiły, że poczu­łam się znacz­nie lepiej. Sama mogłam to sobie tłu­ma­czyć na różne spo­soby, ale wyja­śnie­nie z ust Minho, brzmiało bar­dziej prze­ko­nu­jąco.
– Wcale nie ’lecę’ na Newt’a – mruk­nę­łam wywra­ca­jąc oczami.
Minho uniósł brew, a na jego twa­rzy poja­wił się kpiący uśmie­szek.
– Jasne, a ja jestem balet­nicą – stwier­dził poka­zu­jąc zęby w uśmie­chu.
– Minho… Ty nie jesteś nor­malny – powie­działam cicho nie­znacz­nie się uśmie­cha­jąc.
Chyba zaczy­nałam go lubić. Jesz­cze chwilę wcze­śniej czu­łam się bez­na­dziej­nie, teraz głow­nie dzięki niemu było mi odro­binę lepiej, jed­nak wciąż nie pozby­łam się wyrzu­tów sumie­nia. Czyli to, że Newt jest dla mnie ważny, jest aż tak widoczne? Wcze­śniej nie zda­wa­łam sobie z tego sprawy. Prze­cież nie robi­łam niczego na pokaz.
– Chyba muszę z nim poroz­ma­wiać – doda­łam prze­no­sząc wzrok na Azjatę.
– Z kim?
– Minho… bła­gam Cię… Muszę mu wszystko wyja­śnić, cho­ciaż cho­ler­nie się boje.
– Nie wiem czy to dobry pomysł. Nigdy nie mia­łem przed nim tajem­nic, ale musisz wie­dzieć, że Newt dużo bar­dziej prze­żył umiesz­cze­nie go w Stre­fie. On do tej pory się z tym nie pogo­dził. A Ty nie pamię­tasz wszyst­kiego. Może pocze­kaj, aż wspo­mnie­nia wrócą – powie­dział spo­koj­nie Minho.
– Myślisz, że gdy dowie się, że jest tu przeze mnie, ni­gdy mi nie wyba­czy? – spy­ta­łam czu­jąc, że mój głos zaczyna drżeć.
– Tego nie powie­dzia­łem – odparł Minho.
– Ale pomy­śla­łeś – wes­tchnę­łam przy­my­ka­jąc oczy.

****
Przez chwilę sta­łem pod drzwiami sali w któ­rej leżała Malia. Nadal nie mogłem uwie­rzyć w to co usły­sza­łem. Wpraw­dzie zda­wa­łem sobie sprawę, że Malia pra­co­wała dla DRESZCZ-u, ale to co usły­sza­łem wiele zmie­niało. Dla­czego chciała, żebym tu tra­fił? Mimo wszystko nie potra­fiłem się na nią zło­ścić. Kie­dyś obie­ca­łem sobie, że jeśli dorwę tego kto mnie tu wsa­dził zamor­duję go bez chwili zawa­ha­nia, ale teraz to się zmie­niło. Wiem, że nie powi­nie­nem pod­słu­chi­wać, ale to było sil­niej­sze ode mnie. Gdy tylko zaj­rza­łem do sali i zoba­czy­łem, ze Malia odzy­skała przy­tom­ność, natych­miast chcia­łem z nią poroz­ma­wiać, ale coś mnie zatrzy­mało. Jak widać słusz­nie. Od kilku minut sta­łem pod drzwiami słu­cha­jąc roz­mowy Minho i Malii. Słowa Mali z każdą chwilą zaczy­nały mnie bar­dziej nie­po­koić. W pierw­szej chwili gdy usły­sza­łem o tym, że jestem Stre­fie przez nią, znieruchomia­łem. Milion sprzecz­nych myśli poja­wiło się w mojej gło­wie, jed­nak ton głosu Malii świad­czył o tym, że nie jest jej łatwo. Po takim wyzna­niu powi­nie­nem nie chcieć jej wię­cej znać, a ja? Mia­łem ochotę wejść i ją przy­tu­lić, jed­nak się powstrzy­małem. Prze­cież nie mogłem się zdra­dzić. Nie mia­łem wąt­pli­wo­ści, że Malia nie chciała mnie skrzyw­dzić. Zresztą jak ktoś taki jak ona mógłby chcieć skrzyw­dzić kogo­kol­wiek? Może nie zda­wała sobie z tego sprawy, ale już jej wyba­czy­łem. Tak po pro­stu. Minho miał rację. Nawet, jeśli Malia i Tho­mas zawi­nili, teraz odku­pili swoje winy. Byli tu, tak jak my chcieli się wydo­stać z labi­ryntu. To zmie­niało wszystko. Jed­nak do setek pytań bez odpo­wie­dzi dołą­czyło kolejne. Dla­czego Malia chciała, żebym tu tra­fił, skoro ten cały DRESZCZ tego nie chciał? Usia­dłem na schod­kach wciąż przy­słu­chu­jąc się roz­mo­wie Minho i dziew­czyny. Chciała mi powie­dzieć prawdę, cho­ciaż się bała. Sam fakt, że chciała pod­jąć ten temat w moich oczach czy­nił ją nie­zwy­kle odważną. Nie musiała tego robić. Prze­cież wie­działa o tym tylko ona. Gdyby chciała mogła zacho­wać to dla sie­bie. Nigdy bym się tego nie domy­ślił. Nigdy bym jej o to nie podej­rze­wał. Pod­nio­słem się z miej­sca i wró­ci­łem do miej­sca, które nazy­wa­li­śmy ’noc­le­gow­nią’. Malia nie chciała teraz ze mną roz­ma­wiać. Muszę dać jej czas, żeby wszystko sobie prze­my­ślała. Zresztą i mi przyda się chwila, żeby przy­jąć to czego się dowie­dzia­łem. Odszu­ka­łem wzro­kiem Tho­masa, który sie­dział na jed­nym z hama­ków wciąż bawiąc się tajem­niczym nadaj­nikiem. Gdy mnie zauwa­żył podniósł zanie­po­ko­jony wzrok.
– Wszystko w porządku – zapew­ni­łem.
– Byłeś u Malii?
Pokrę­ci­łem prze­cząco głową. Mia­łem pewne opory przed okła­ma­niem przy­ja­ciela, jed­nak zda­wa­łem sobie sprawę z tego, że jeśli mu powiem, że jego sio­stra się obu­dziła, będzie chciał jak naj­szyb­ciej do niej iść. A prze­cież ona nie chciała Nas widzieć. Co w jakimś stop­niu spra­wiało mi ból, jed­nak nie mogłem się do tego przy­znać.
– Co z tym urzą­dze­niem? – spy­ta­łem chcąc zmie­nić temat.
Tho­mas wzru­szył ramio­nami.
– Nie wiem co to ozna­cza. Jakoś nie potra­fię zna­leźć logicz­nego wyja­śnie­nia. Myśla­łem, że może cho­dzi o uło­że­nie labi­ryntu, ale wczo­raj­szej nocy układ zmie­nił się na 4 – zaczął Tho­mas.
– Fak­tycz­nie. Jest 7 ukła­dów. Teraz jest czwarty. Cztery plus trzy?
– Sie­dem – odparł Tho­mas – Cho­lera. Siódmy układ będzie za trzy dni. Ta kap­suła, którą zna­leź­li­śmy z Minho. Tam była sió­demka. Co to ozna­cza? – spy­tał Tho­mas.
– Musimy pry­skać – rzu­ci­łem kła­dąc się na jed­nym z hama­ków.
– I mówisz to tak spo­koj­nie? – Tho­mas uniósł brew nie kry­jąc zdzi­wie­nia.
– Wszystko się wali. Minho ledwo cho­dzi, Malia jest w fatal­nym sta­nie, a my wiemy tylko tyle, że za trzy dni ma Nas tu nie być. Jeśli masz jakiś ukryty plan dzia­ła­nia, to podziel się nim ze mną – doda­łem prze­krę­ca­jąc się na bok, żeby móc spo­koj­nie patrzeć na przy­ja­ciela – Prze­pra­szam – mruk­nąłem po chwili.
Nie chcia­łem na niego naska­ki­wać. Po pro­stu moje myśli były zajęte czymś. Nawet na chwilę nie mogłem prze­stać myśleć o Malii.

********
I zawi­ta­łam do Was z roz­dzia­łem szó­stym.: ) Za poprzedni roz­dział chcie­li­ście mnie zlin­czo­wać. Biorę to na klatę. Było smutno, dołu­jąco, ale tak miało być. Ten roz­dział jest nieco bar­dziej opty­mi­styczny. Mam nadzieję, że znaj­dzie­cie w nim kilka odpo­wie­dzi. Teraz wszystko powinno się już stop­niowo wyja­śniać. Dzię­kuje za wszyst­kie komen­ta­rze.: )

12 komentarzy:

  1. *ja nie mogę usunął mi się komentarz*
    Rozdział jak zwykle cudny.
    Jak zwykle też nie mogę ogarnąć jakim cudem ty tak szybko piszesz.
    W każdym razie jest świetniaście (bo jest Newt, który dla odmiany nie martwi się aż tak bardzo 💕)
    Przepraszam za długość, ale tu był bardzo długi komentarz o tym jak bardzo lubię to, co piszesz, ale mi się usunął i mam bulwers.
    Pozdrawiam i ściskam
    Kot

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnio po prostu mnie roznosi. :D Przez dwa miesiące przez maturę nie byłam w stanie pisać. Nadszedł czas, żeby wyżyć się pisarsko. :D Tak jak mówiłam. Póki nie mam pracy, mogę sobie pisać. Niestety to nie potrwa długo, muszę pracę ogarnąć (pieniądze na studia dane się nie zarobią) wtedy rozdziały będą rzadziej, niestety.
      Cieszę się, że Ci się podobało. Newt już się wymartwił, teraz niech trochę odpocznie. Jeszcze dużo go czeka w najbliższym czasie. :)
      Buziaki.
      Ps.
      Ja niecierpliwie czekam na nowy rozdział u Ciebie. :)

      Usuń
    2. Ja wiem, ale nie mam ostatnio czasu, a 5 rozdział ma być specjalny, więc muszę nad nim nieco popracować.

      Usuń
    3. Rozumiem. :)
      To życzę mnóstwa weny i będę cierpliwie czekać. <3

      Usuń
    4. Kiedy następny rozdział?
      Bo już nie mogę się doczekać ;)

      Usuń
    5. Nie mam pojęcia. Tak sobie patrzę i doszłam do wniosku, że co rozdział to gorszy. :( Muszę znaleźć wenę. :)

      Usuń
    6. TO jest według ciebie gorszy rozdział?
      Okay... mamy nieco inną definicję przymiotnika gorszy...

      Usuń
  2. Rozmowa Minho i Malii - cud, i orzeszki. :D
    Dawno się tak nie usmiałam.
    Po wcześniejszym rozdziale na którym prawie ryczalam, na tym nie mogłam przestać się śmiać. Nadal jestem ciekawa jak to się potoczy. Newt w śnie Malii mi kogoś przypomina... I zaczynam się domyślać o co chodzi.
    Buziaki. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak jak obiecałam, jestem!
    Kurde...Czytałam nowy rozdział z zapartym tchem. Bardzo spodobał mi się moment między Minho, a Malią. To było takie... kurde zajebiści przyjaciele, by z nich byli, więc w sumie liczę na to, że pociągniesz ich relacje w tym kierunku.
    Widzę, że ucieczka ze Strefy jest co raz bliżej. Jestem ciekawa, co dalej.
    I oczywiście mój kochany Newt! <3 <3
    Czekam na nowy rozdział i życzę dużo weny :)
    P.S. Mogę się czymś pochwalić? xD Od wczoraj na moim biurku leży Więzień Labiryntu i Próba Ognia i czekają na to, aż zacznę czytać :D

    OdpowiedzUsuń
  4. UFFF, tak jak myślałam - wszystko wróci do normy i będzie fajnie! Nie wybaczyłabym Ci tej śmierci Malii, naprawdę. Mam małą obsesję na punkcie Minho, ale w twoim opowiadaniu jest prze-genialny! (Nowe słowo,cii)
    Uwielbiam ten rozdział. ^^ Czekam na kolejny z niecierpliwością! Takie rozdziały warto czytać. :D przysyłam ogromną dawkę weny na kolejny!
    Pozdrawiam!
    PS Pojawił się rozdział 2, zapraszam :") http://everyoneisamurderer.blogspot.com/2016/06/rozdzia-2.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Obejrzałam póki co film i jestem zachwycona. Twoje opowiadanie teraz rozumiem bardziej i podoba mi się jeszcze bardziej niż wcześniej. Całe szczęście, że z Malią wszystko dobrze. Bardzo podobała mi się jej rozmowa z Minho. :) Nie moge się doczekać ich ucieczki z labiryntu, wtedy to będzie się dziać. :)
    Życzę Ci duuuuuuużo weny na kolejne rozdziały! I miłego wieczoru! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiem, że nie mieliśmy okazji się poznać, ale możesz mi zaufać. Wy dziewczyny macie tendencje do mówienia pół słówkami, nie możesz wprost powiedzieć mi o co chodzi? -rozwaliłaś tym tekstem wszystko i to totalnie hahaha
    PISZ WIĘCEJ PERSPEKTYWĄ NEWTA ONA WYCHODZI CI PERFEKCYJNIE!
    godzina: 00:46 lece czytać dalej

    OdpowiedzUsuń

Template by Elmo