8 lipca 2016

Rozdział XI - Ucieczka


           Od kilku godzin, wraz z pozostałymi Streferami przygotowywaliśmy ognisko. Minho chciał by wszystko było wyjątkowe. Nie powiedział tego wprost, ale czułam, że jest to dla niego, pewnego rodzaju pożegnanie ze Strefą. Mógł nienawidzić tego miejsca, jednak przez długi czas było jego domem. Nie jest łatwo, tak po prostu wymazać z pamięci miejsce, w którym spędziło się długi okres swojego życia. Ku mojemu zdziwieniu wszyscy chłopcy dołączyli się do przygotowań. W obliczu ostatnich wydarzeń, sądziłam, że Streferzy nie będą chcieli z Nami współpracować, a tym bardziej brać udział, w czymś taki nieistotnym dla sprawy, jak ognisko. Miło się zaskoczyłam. Chłopcy przyjęli ten pomysł z entuzjazmem. Wszyscy oprócz Gally'ego i jego osiłków. Tamta grupa trzymała się na uboczu, czasami głośno komentując bezsensowność tego pomysłu. Minho łypał na nich spod łba, jednak nie wdawał się w konwersację. Jak to ujął, nie zamierzał zniżać się do ich poziomu. Minho należał do osób wybuchowych, często najpierw mówił, a potem myślał. Jego zachowanie, utwierdziło mnie w przekonaniu, że chłopak myślami jest już poza Strefą. Oboje niecierpliwe czekaliśmy na powrót Thomasa i Newt'a. Minho wytłumaczył mi, że układ korytarzy uległ zmianie i powrót do Strefy, zajmie chłopakom trochę czasu. Po raz pierwszy byłam dziwnie spokojna. Biorąc pod uwagę, wszystko co się ostatnio stało, była to miła odmiana. Wierzyłam, że Newt i Thomas znajdą wyjście, a wszystko potoczy się według planu. Byliśmy o krok od odnalezienia wyjścia. Być może, tylko dzisiejsza noc, dzieliła nas od wydostania się poza mury.
          Wzięłam ze stołówki tacę z kanapkami. Patelniak kwadrans temu, prosił bym ją wzięła i postawiła na stołach, które na potrzeby ogniska, zostały ustawione w centrum Strefy. Wykonałam jego prośbę dopiero teraz, ponieważ wcześniej uniemożliwił mi to Chuck. Chłopak miał problem ze swoją gitarą. Co ważniejsze, stwierdził, że jestem jedną osobą, która może mu pomóc, owy problem rozwiązać. Po dziesięciu minutowym tłumaczeniu, że nie jestem muzykiem i nie mam pojęcia jak naprawić instrument, odszedł wyraźnie rozczarowany. Z tacą w dłoniach, ruszyłam w stronę długich, drewnianych stołów, które uginały się pod ciężarem smakołyków. Nie wiem czy Pateniak wykorzystał cały zapas jedzenia, ale ilość smakołyków robiła wrażenie. Poczynając od owoców, kanapek, batonów, słodyczy, a kończąc na smakowicie wyglądającej pieczeni. Położyłam kanapki na stole i przystanęłam, rozglądając się za przyjaciółmi. Nie dostrzegłam, ani Teresy, ani Minho. Chciałam z nimi porozmawiać, dlatego uznałam, że warto ich poszukać. Nie wiedziałam gdzie jest Tessa, ale miałam pewne przepuszczenia, odnośnie miejsca gdzie znajdę Minho.
            Zaczęło się ściemniać. Słońce chyliło się ku zachodowi, a niebo pokryły szare, burzowe chmury. Zerwał się wiatr. Wydawało się, że kwestią czasu jest, aż zacznie padać. Nigdy nie widziałam, aby pogoda zmieniła się tak szybko. Nie wiedziałam czy w Strefie może padać deszcz, a tym bardziej czy występuje tu zjawisko pogodowe, zwane burzą. Miałam nadzieję, że chmury, mówiąc potocznie się "rozejdą". Nie chciałam, żeby pogoda zniszczyła nam ognisko. Zbyt dużo pracy włożyliśmy w przygotowania. Zerknęłam na zegarek. Dochodziła dwudziesta. Po przejściu kilkuset metrów, przy wejściu do labiryntu, dostrzegłam Minho. Tak jak się spodziewałam. Thomas i Newt mieli jeszcze ponad kwadrans, jednak wszyscy zdążyliśmy się przekonać, że czas w labiryncie, płynie inaczej.
- Martwisz się? - spytałam podchodząc do przyjaciela i kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Też - odparł chłopak, cicho wzdychając - Powinienem pójść z nimi - dodał po chwili.
- Dadzą sobie radę. Tutaj byłeś bardziej potrzebny - powiedziałam spokojnie, posyłając mu delikatny uśmiech.
Zazwyczaj to Minho pocieszał mnie, nadszedł moment by się zrewanżować. Minho pokręcił głową, jednak nic nie powiedział.
- Wierzysz, że się stąd wydostaniemy? - spytał po chwili.
Bez chwili namysłu, pokiwałam głową.
- Wierzę, jesteśmy już blisko - odparłam przenosząc na niego wzrok.
- Przez tyle miesięcy wyobrażałem sobie jak wygląda życie poza Strefą, a teraz, gdy pojawia się realna szansa na opuszczenie labiryntu, nie wiem czy jestem gotowy - westchnął chłopak.
Wiedziałam, że Minho nie lubi mówić o sobie, a tym bardziej o osobistych odczuciach, dlatego takie zachowanie chłopaka, sprawiało, że wierzyłam, iż w pełni mi zaufał.
- To kolejna zmiana, kolejne niewiadome. To jasne, że mamy prawo się obawiać. Nie wiemy jak wygląda życie gdzieś indziej, jakie panują tam zasady. Nie wiemy nic, a więc mamy prawo czuć lęk, jednak jestem pewna, że wszystko się ułoży - powiedziałam lekko ściskając jego ramię.
- Nie wierzę, że do tego doszło - mruknął Azjata i wywrócił oczami - Ty mnie pocieszasz...Ty.
- Czy ty zawsze musisz to robić? - mruknęłam.
- Co?
- Psuć momenty - wyjaśniłam cicho się śmiejąc - Następnym razem, zwykłe "dziękuje" w zupełności wystarczy.
- Następnego razu nie będzie - Minho wyszczerzył zęby w uśmiechu i zerknął na zegarek. 
Na jego twarzy wymalowane było zdziwienie, które po chwili połączyło się z zaskoczeniem. Chłopak spojrzał w moją stronę. Zanim powiedział, chociażby słowo, już wiedziałam, że coś się stało.
- Która godzina? - spytał.
- Przecież masz zegarek - odpowiedziałam, wskazując głową na jego nadgarstek.
- Malia, która godzina? - powtórzył chłopak.
Posłałam mu zdziwione spojrzenie, ale spojrzałam na zegarek. 
- Pięć po dwudziestej - odpowiedziałam i zamarłam - Czy przejście, czy ono nie powinno się zamknąć - wyjąkałam nie odrywając wzroku od przyjaciela.
- Powinno - mruknął chłopak - Coś się dzieje - dodał.
W tym samym momencie, rozległy się potężne huki i brzęknięcia. Rozejrzałam się, próbując zlokalizować źródło hałasu. Mój wzrok zatrzymał się na ścianie znajdującej się, na przeciwko wejścia. Zaczęła się rozsuwać, aż utworzyła się w niej ogromna szpara, dokładnie taka sama jak wejście, przed którym stałam.
- Co się dzieje? - spytałam podchodząc bliżej chłopaka.
- Nie mam pojęcia. To chyba nowe przejścia - powiedział Azjata - Trzymaj się mnie - dodał.
Pokiwałam głową, jednak coś przykuło moją uwagę. Wydawało mi się, że na jednej ze ścian, tuż przy wyjściu pojawił się cień, chwilę później do moich uszu dotarły odgłosy, świadczące o czyjeś obecności. Nim zdążyłam przyswoić tę wiadomość, na horyzoncie pojawił się Thomas, a tuż za nim Newt. Uśmiechnęłam się na ich widok, jednak oni wyglądali na przerażonych.
- Buldożercy, szybko - krzyknął Tommy i pociągnął mnie za rękę.
Całą czwórką ruszyliśmy biegiem w stronę Strefy.
- Co się, do cholery stało? - spytał Minho.
- Znaleźliśmy wyjście - odpowiedział Newt.
Chciał coś jeszcze dodać, ale zagłuszył go czyjś ryk. Odwróciłam się i zamarłam. Gdyby nie to, że Thomas ciągnął mnie za rękę, zapewne umarłabym z przerażenia. Z labiryntu, każdym z wejść, zaczęli wysypywać się Buldożercy. Było ich kilkanaście. Stwory kierowały się w stronę centrum Strefy.
- Wiejcie! - wrzasnął Minho do grupki przerażonych, całą sytuacją, chłopaków.
- Chuck! Chodź! - wrzasnął Thomas puszczając moją dłoń i popychając Chuck'a do przodu, zmuszając go tym samym do biegu.
- Do sali obrad, szybko - zdecydował Minho.
Nikt nie zamierzał się z nim kłócić. W Strefie zapanował chaos. Wszyscy biegali próbując znaleźć schronienie. Buldożercy rozproszyli się po całym obszarze, próbując dopaść Streferów.
- Teresa! - krzyknęłam przypominając sobie o przyjaciółce.
Tessa poszła nazbierać drewna na ognisko, na pewno była teraz sama w lesie. Odłączyłam się od grupy i zaczęłam biec w stronę lasu.
- Malia! - usłyszałam za sobą głos Newt'a. 
Nie minęła chwila, a znalazł się tuż obok mnie.
- Co ty wyprawiasz? - spytał łapiąc mnie za dłoń.
- Teresa. Jest sama w lesie, muszę po nią iść - powiedziałam szybko.
Newt pociągnął mnie za rękę, zmuszając do tego, abym się zatrzymała.
- Na pewno zdążyła się już schować, cho... - zaczął chłopak, jednak przerwało mu głośne sapnięcie.
Tuż obok nas pojawili się Buldożercy. Ustawili się po obu stronach, odcinając nam drogę. Nie mieliśmy przy sobie żadnej broni, z góry byliśmy skazani na porażkę. Newt omiótł wzrokiem Strefę i mocno ścisnął moją dłoń.
- Biegniemy do Pudła, na mój znak - powiedział.
Kiwnęłam głową. Buldożercy zaczęli si zbliżać. Byli zaledwie kilka metrów od Nas. Czułam się tak jakby, serce miało mi zaraz wyskoczyć z piersi. Poczułam dziwny uścisk w żołądku. Strach zaczął mnie paraliżować.
- Teraz! - krzyknął Newt.
Zaczęliśmy biec w stronę windy. Nie musiałam się odwracać. Warkot i głośne sapanie, utwierdzało mnie w przekonaniu, że Buldożercy depczą Nam po piętach. Gdy przebiegaliśmy obok jednej z pochodni, wyrwałam ją z ziemi, rzucając wprost w stwora. Buldożerca zaskamlał i na chwilę przystanął. Jednak drugi wciąż był kilka kroków za nami. Nie minęły dwie minuty, a znaleźliśmy się przy Pudle. Newt otworzył klapę i i oboje wskoczyliśmy do środka. Zdążyliśmy zamknąć kratę, w momencie, gdy Buldożerca dotarł do Pudła. Wieko zaczęło głośno skrzypieć pod ciężarem bestii. Newt pociągnął mnie w kąt. Usiedliśmy pomiędzy kartonami, upewniając się, że jesteśmy poza zasięgiem stwora. Newt mocno mnie przytulił. Zupełnie tak, jakby chciał, osłonić mnie własnym ciałem.
- Czy ty, chociaż raz mogłabyś pomyśleć o sobie? - spytał patrząc mi prosto w oczy.
- Boje się o nią - wyjaśniłam zagryzając wargę.
- A ja, boje się o ciebie, zrozum to - dodał chwytając moją dłoń.
Splotłam nasze palce, nic więcej nie mówiąc. Cieszyłam się, że Newt jest blisko mnie. Jego obecność działała na mnie kojąco. Nadal strasznie się bałam, ale czułam się lepiej wiedząc, że mam go przy sobie.                  Położyłam głowę na jego ramieniu. Buldożerca, który nas gonił nadal próbował dostać się do Pudła, jednak wciąż bezskutecznie. Wieko zatrzasnęło się od środka. Człowiek nie miałby problemów z poradzeniem sobie z zamkiem, ale dla Buldożercy, który nie posiadał rąk, stanowiło to pewną trudność. Byliśmy uwięzieni w windzie, którą kilka dni wcześniej dostałam się do Strefy. Dziwne uczucie, znowu tutaj wrócić. W jednej chwili, wspomnienia z tamtego dnia wróciły. To co poczułam widząc Newt'a, a potem Thomasa. Na myśl o bracie, poczułam uścisk w okolicach żołądka. A co jeśli coś mu się stało? Czy on i Minho zdążyli się ukryć? Najgorszy w tym wszystkim był fakt, że nie mogłam nic zrobić. Nie miałam szans w bezpośredniej walce z Buldożercą. Zresztą, nie mieliśmy nawet czym walczyć.
*****
          To co się wydarzyło, było czymś nadzwyczajnym. Nie sądziłem, że sprawy mogą, aż tak się skomplikować. Znaleźliśmy wyjście, mieliśmy przekonać Strefrów do ucieczki, a do czego doszło? Stwórcy postanowili dokonać naturalnej selekcji, wpuszczając do Strefy Buldożerców? Teraz byłem więcej, niż pewien, że wszystko co się dzieje, ma jakiś ukryty sens. Nawet, jeśli nie potrafiłem go dostrzec. Nigdy nie byłem dobry w przewidywaniu, tego jak ktoś postąpi, jednak gra DRESZCZ-u, była dość przejrzysta. Znaleźliśmy wyjście, dotarliśmy już ta daleko, więc należało zrobić coś, aby zahamować nasz entuzjazm. Czy w tej, cholernej organizacji, naprawdę pracują ludzie? Czy oni nie mają serca? Tego, że nie cofną się przed niczym, byłem świadom, ale nie mogłem pojąć, braku ludzkich odruchów. Współczucia, chociażby odrobiny empatii. Chcieli, aby w Strefie zapanował chaos? Przecież to jasne, że po takiej sytuacji, żaden ze Streferów nie będzie chciał uciekać. Może o to chodziło? Może od początku, nie wszyscy mieli się stąd wydostać?
           Przez cały czas, mocno trzymałem dłoń Malii. Ta bezczynność zaczynała mnie dobijać. Nie wiedziałem, ile czasu przyjdzie nam spędzić w Pudle. Nie mieliśmy przy sobie broni. Nie miałem też pomysłu jak pokonać Buldożercę. Nie pozostało nam nic innego, jak czekanie. Coś czego nienawidziłem. Byłem przyzwyczajony do działania. Nienawidziłem siedzieć i czekać, tym bardziej teraz. Nie wiedziałem, co dzieje się z moimi przyjaciółmi. Oparłem się plecami o ścianę, nasłuchując. Na górze słychać było pojedyncze krzyki, odgłosy łamanych gałęzi i głośne ryki - zapewne należące do Buldożerców. Z każdą chwilą odgłosy zaczynały cichnąć. 
            Przyciągnąłem Malię do siebie. Chciałem, żeby była blisko. Tylko w taki sposób mogłem ją ochronić. To brzmiało tak komicznie, nawet jak dla mnie. Przecież tak naprawdę, nie mogłem nic zrobić. Ta prozaiczna czynność, jednak w jakiś sposób mnie uspokoiła.
- Będzie dobrze, Mal - powiedziałem cicho, delikatnie gładząc ją po ramieniu.
Chciałem ją uspokoić. Zerknąłem w górę. Buldożerca, który od kilku minut, próbował dostać się do Pudła, odpuścił, jednak wciąż ich pilnował. Stwór usiadł, tuż obok windy, uniemożliwiając im wydostanie się. Od dłuższej chwili siedzieliśmy w ciszy. Każde z nas, zajęte było swoimi myślami. Przez chwilę uważnie obserwowałem twarz Malii. Dziewczyna miała przymknięte oczy, a wyraz jej twarzy, co chwilę ulegał zmianie. Czasami chciałbym umieć czytać w myślach. Dostać się do mózgu, tej drobnej istotki i dowiedzieć się co, aż tak ją trapi.
           Zamknąłem oczy. Miałem nadzieję, że ten koszmar w końcu się skończy. Uśmiechnąłem się pod nosem. Musiałem wyglądać jak psychopata, jednak nic sobie z tego nie robiłem. Czasami miałem ochotę śmiać się sam z siebie, a dokładniej z własnej naiwności. Ile razy powtarzałem, że będzie dobrze? Ile razy oszukiwałem sam siebie, mówiąc, że to co się dzieje jest przejściowe, że to tylko na chwilę? Setki, tysiące razy? Chyba nie potrafiłem tego zliczyć. Dlaczego do cholery to musiało być takie trudne? Dlaczego?
           Otworzyłem oczy i nieco się zdziwiłem. Nie pamiętam, żebym zasypiał., jednak fakt, że zrobiło się już jasno, bez wątpienia o tym świadczył. Co za ironia losu. Przez ostatnie tygodnie, praktycznie nie sypiałem, a w tym strategicznym momencie, nie miałem z tym problemu. Mój mózg, chyba całkiem zwariował. Spojrzałem na Malię. Nadal spała. Podniosłem się podchodząc pod kratę. Nie miałem pojęcia czy pilnujący nas Buldożerca nadal tam jest. Wdrapałem się po szczebelkach, które dla wygody, kilka dni temu, zamontował tu Alby. Stanąłem na trzecim od góry szczeblu i uważnie omiotłem wzrokiem okolice Pudła. Nie dostrzegłem nigdzie naszego "przyjaciela". Zszedłem z drabiny i podszedłem do Malii.
- Mal - powiedziałem cicho i delikatnie szturchnąłem ją w ramię.
Dziewczyna musiała czuwać, gdyż niemal od razu po usłyszeniu mojego głosu, otworzyła oczy.
- Już rano i ani śladu Buldożerców - powiedziałem wyciągając dłoń, aby pomóc jej wstać.
- Musimy znaleźć resztę - powiedziała Malia.
Pokiwałem głową. Wszedłem na drabinę. Po pokonaniu szczebelków, otworzyłem wieko i jako pierwszy wyszedłem na powierzchnię. Jeszcze raz upewniłem się, że w pobliżu nie ma Buldożerców i dopiero wtedy, pomogłem opuścić Pudło, Malii.
- Chodźmy do sali obrad, tam chciał iść Minho - zaproponowałem przenosząc wzrok na dziewczynę.
Malia pokiwała głową od razu kierując się w tamtym kierunku.
            Buldożercy zrobili ze Strefy istne pobojowisko. W ziemi pełno było odcisków ich łap, krwi, a niektórych miejscach, dało się dostrzec to co po nich zostało. Streferzy poradzili sobie z kilkoma ze stworów. Udało mi się naliczyć pięć ogromnych, obrzydliwych ciał tych bestii. Jedno leżało tuż obok noclegowni, a raczej tego co z niej zostało. Buldożercy zniszczyli wszystko. Pola uprawne, budynki, których budowa zajęła im szmat czasu, a nawet część lasu. Westchnąłem bezgłośnie. Nienawidziłem tego miejsca, ale miałem duży wkład w jego budowę. Ciężko mi było patrzeć na to co pozostało ze Strefy.
             Malia w pewnym momencie zaczęła biec. Nie chcąc zostać w tyle, zrobiłem to samo. Weszliśmy do sali obrad, jednak w środku nikogo nie było.
- Cholera - warknąłem przejeżdżając dłonią po twarzy - Chodź - dodałem po chwili zerkając na Malię.
Ponownie wyszliśmy na zewnątrz. Rozejrzałem się, próbując dostrzec któregoś ze Strefrów. Nagle na horyzoncie pojawił się Plaster. Bez zastanowienia rzuciłem się w jego stronę.
- Gdzie jest Minho i Thomas? Gdzie wszyscy? - spytałem nie siląc się na jakikolwiek wstęp.
- Też się cieszę, że Cię widzę - prychnął chłopak - Żyją, jest jakaś zadyma przy wejściu do labiryntu - rzucił niedbale.
- Wczoraj wszyscy mogliśmy zginąć, a oni znowu coś kombinują? - mruknąłem zaciskając pięści.
- Mnie nie pytaj. Nie biorę w tym udziału - odparł Plaster.
- Dzięki - powiedziałem i razem z Malią ruszyliśmy w stronę labiryntu.
Gdy dotarliśmy przed główne wejście, już wiedziałem co się święci. Gally i jego grupa dyskutowali nad czymś z Minho, Thomasem i Teresą. Reszta stała z boku, przyglądając się zaistniałej sytuacji. Ulga, którą poczułem widząc, że są cali i zdrowi, była nie do opisania. Nawet nie dopuszczałem do siebie myśli, że coś mogło im się stać, jednak wiara w to, że żyją, nie umywała się z możliwością zobaczenia tego na własne oczy.
- Zamknij się Minho. To wszystko ich wina - warknął Gally mierząc wzrokiem Thomasa - To przez nich. Zniszczyli Strefę, a teraz chcą Nas zaprowadzić na pewną śmierć.
- Czy ty się dobrze czujesz? Skretyniałeś do reszty? - warknął Thomas - My też tam idziemy, też ryzykujemy.
- Założę się, że wam nic nie zrobią. W końcu z nimi współpracujecie! - krzyknął chłopak, a jego przyjaciele mu zawtórowali.
- Możecie mi powiedzieć, co tu się, do cholery dzieje? - spytałem przeciskając się przez tłum.
Razem z Malią stanęliśmy obok Minho.
- Cudownie! Mamy komplecik! - zakpił Gally - Chłopaki wiecie co robić - powiedział kiwając głową w stronę swoich osiłków.
Tamci nie ruszyli się z miejsca, co rozłościło Gally'ego.
- Nawet twoi kumple, mają Cię dosyć - mruknął Thomas - Zrozum, że chcemy wam pomóc.
- Daj spokój Tommy, tak do niczego nie dojdziemy - mruknąłem krzyżując ręce na klatce piersiowej.
Cała ta sytuacja, zaczynała doprowadzać mnie do szału. Rozumiałem, że każdy z Nas jest zdenerwowany. Wszyscy czuliśmy niepokój, a wydarzenia ze wczorajszej nocy, w żaden sposób nam nie pomagały. Ale to nie usprawiedliwiało postępowania żadnego z nas. Powinniśmy się trzymać razem, przynajmniej teraz.
- Zrozumcie, że Strefa, którą znamy przestała istnieć. Dostaliśmy wskazówki, które doprowadziły nas do wyjścia. Po to organizowaliśmy ognisko, chcieliśmy wam powiedzieć, że uda nam się stąd wydostać - wyjaśniłem nieco spuszczając z tonu.
- Ale Buldożercy pokrzyżowali nam plany - wtrącił Thomas.
- I my mamy tak po prostu w to uwierzyć, tak? - Gally spojrzał na mnie jak na idiotę i pokręcił głową.
- Takie są fakty, nikt nie zmusza was do ucieczki, macie wybór - powiedział Minho uważnie wpatrując się w chłopaka, a potem przenosząc wzrok na resztę Streferów.
- Ci którzy chcą iść z nami, niech przejdą na prawo, Ci którzy wolą zostać... cóż to wasza decyzja - powiedziałem spokojnie.
Nie chciałem siać paniki, ale nie sądziłem, że pozostanie w Strefie jest dobrym pomysłem.
- Nie słuchajcie go - warknął Gally - Alby by z nimi nie poszedł, poparłby mnie.
- Alby nie żyje? - spytałem cicho zerkając na Minho.
Przyjaciel pokiwał głową, odwracając wzrok. Poczułem uścisk w okolicach żołądka. Ostatnio moje relacje z Alby'm uległy pogorszeniu, jednak zawsze uważałem go za przyjaciela. Dużo mu zawdzięczałem, a teraz dowiedziałem się, że nie żyje. Już nigdy nie będę mógł mu podziękować i odwdzięczyć się za to co dla mnie zrobił.
- Zamknij się - warknąłem - Nie masz pojęcia co on by zrobił. Na pewno podjąłby słuszną decyzję. Co próbujesz nam wmówić? Że nagle zaczęło Cie interesować zdanie innych? - warknąłem doskakując do Gally'ego.
- Alby by chciał, żebyśmy wszyscy przeżyli.
 Posłałem mu piorunujące spojrzenie. Od początku za nim nie przepadałem, ale teraz przesadził.
- Idę z wami - usłyszałem dobrze znany mi głos Chuck'a, który przeszedł na naszą stronę.
Po jego deklaracji jeszcze kilku chłopaków, zdecydowało się iść z nami. Minho odciągnął mnie od Gally'ego, który nie próbował ukryć wściekłości.
Stanąłem obok Thomasa, patrząc na resztę z Streferów. Większość z nich wolała zostać w Strefie. Nie potrafiłem tego zrozumieć. Wszyscy deklarowali chęć ucieczki, a gdy nadszedł ten czas, woleli tu zostać? Rozumiem, że się bali, ale to prawdopodobnie jedyna szansa na wydostanie się stąd. Nie tak to planowałem. Mieliśmy wszystko uzgodnić, ułożyć plan. Nie sądziłem, że będziemy zmuszeni do spontanicznego działania, ale nawet prze myśl mi nie przeszło, żeby się wycofać. Nie teraz, nie w momencie gdy byliśmy tak blisko. Omiotłem wzrokiem osoby, które przeszły na naszą stronę. Nie było wielkich zaskoczeń, Ci których obstawiałem, nie zawiedli. Wyminąłem Gally'ego idąc w stronę składzika. Nie miałem pewności, że Buldożercy nie pojawią się w dzień. Pateniak i Plaster, poszli za mną. Wydobyliśmy z środka długie kije, zakończone ostrymi, metalowymi końcami. Chwyciłem sztylet, wtykając go za pasek spodni. Wziąłem jeszcze dwa, dla Malii i Teresy. Nie była to wprawdzie, jakaś specjalna broń, ale lepsza taka, niż żadna. Po kilku minutach dołączyliśmy do reszty.
- Gotowi? - spojrzałem na przyjaciół.
- Jak nigdy wcześniej - mruknął Minho.

****
              Przez chwilę patrzyłam na Streferów. Nie potrafiłam ich zrozumieć. Dlaczego chcieli tu zostać? Wiedzieli, że DRESZCZ nie cofnie się przed niczym. Ci ludzie chcieli ich zabić. Wypuścili Buldożerców nie zważając na konsekwencje. Czy chłopcy naprawdę uważali, że pozostanie w Strefie ma przyszłość?
            Wzięłam od Newt'a sztylet i mocniej ścisnęłam go w dłoni. Podeszłam do wejścia, nie potrafiąc określić co czuje. Targały mną sprzeczne emocje. Z jednej strony się bałam, a z drugiej czułam coś na kształt ekscytacji. Tylko kilka korytarzy dzieliło nas od wolności. Czy to nie jest niesamowite? Jednak ilość niebezpieczeństw, która mogła na nas czyhać po drodze, hamowała mój entuzjazm. Nie było jednak siły, która mogłaby mnie zmusić do pozostania w Strefie. Zerknęłam na Thomasa. Brat kiwnął głową, dając znać, że możemy ruszać. Całą grupą wbiegliśmy do labiryntu. Minho i Thomas biegli z przodu, ja i Newt zamykaliśmy stawkę. 
- Malia chodź tu! - usłyszałam krzyk brata. 
Przyśpieszyłam i po kilku sekundach znalazłam się tuż obok niego.
- Co się stało? - spytałam starając się skupić na nim wzrok.
- Mam prośbę. Pilnuj Chuck'a, dobrze? - Thomas spojrzał na mnie wyczekująco.
- Możesz na mnie liczyć - odparłam odszukując wzrokiem chłopaka.
Dostrzegłam go tuż obok Newt'a. Musiał się zmęczyć. Jeszcze chwilę wcześniej, starał się dotrzymać kroku Thomasowi.
- Trzymaj się mnie - powiedziałam gdy znalazłam się kilka metrów przed nim.
              Po kilku minutach Thomas i Minho gwałtownie stanęli. Brunet przyłożył palec do ust, nakazując nam być cicho. Przylegliśmy do ściany. Thomas stał tuż obok wejścia, wyraźnie zaniepokojony tym co zobaczył.
- Co się stało? - spytał Newt wysuwając się do przodu.
- Buldożerca - odparł Minho - Pilnuje wyjścia - dodał.
- Co teraz? - spytałam podchodząc do nich.
- Musimy działać razem. Tylko tak uda nam się go pokonać. My odciągniemy Buldożerce od przejścia, a ty i Teresa umieścicie kapsułę gdzie trzeba. Musimy działać szybko, to nasza jedyna szansa. Albo nam się uda, albo zginiemy walcząc - powiedział Thomas.
- Tego się właśnie obawiam - mruknął Minho, jednak poprawił w dłoni sztylet.
- Na mój znak - powiedział Thomas wychylając się za ściany - Teraz! - wrzasnął wybiegając.
Poszliśmy za jego przykładem. Chłopcy dopadli do Buldożercy, atakując go kijami. Stwór wyglądał na rozwścieczonego, a przez to był jeszcze bardziej niebezpieczny. 
- Chuck! - wrzasnęłam widząc, że chłopak próbuje rzucić się na Buldożercę. Pociągnęłam go za plecak.
- Tessa, musimy go jakoś wyminąć - powiedziałam próbując znaleźć odpowiedni moment, aby minąć stwora. Co nie było wcale łatwe, gdyż miotał się na wszystkie strony.
- Teraz, chodź! - Teresa pobiegła do przodu.
Popchnęłam Chuck'a i sama ruszyłam biegiem w ich stronę.
- Kapsuła! - wrzasnął Chuck.
Spojrzałam na przedmiot, który turlał się po podłodze, w stronę przepaści.
- Cholera! - warknęłam rzucając się w jego stronę. Udało mi się chwycić go w ostatniej chwili. Gdy byłam pewna, że najgorsze już za mną, wspinając się na górę, omsknęła mi się ręka. Zawisłam na pomoście trzymając się go, jedynie jedną ręką.
- Malia! - krzyknęła Teresa poddając mi rękę. Obok niej pojawił się Minho i oboje wciągnęli mnie na górę.
- Dzięki - powiedziałam i razem z Teresą pobiegłyśmy w stronę przejścia, gdzie czekał Chuck. Kątem oka zobaczyłam, że na pomoście pojawili się kolejni Buldożercy.
- Szybciej - pośpieszyłam Teresę.
Dobiegłyśmy do ściany. Kapsuła zamigała, a ściana się rozsunęła, a za nią kolejne. 
- Idźcie! - wrzasnął Thomas, który dostrzegł co się dzieje.
Bez chwili zastanowienia pobiegliśmy nowo powstałym korytarzem. Na końcu dostrzegliśmy ogromny właz. Gdy podniosłam kapsułę, zaświecił się na niebiesko. Na okrągłej powierzchni, pojawiło się coś na kształt kalkulatora.
- Kod - mruknęłam pod nosem - Zostańcie tu - powiedziałam i wracając do początku tunelu.
- Thomas, potrzebujemy kodu! Osiem cyfr! - wrzasnęłam.
Chłopcy zaczęli się zbliżać do tunelu, nadal odpędzając Buldożerców.
- Osiem sektorów - powiedział Thomas - Minho, kolejność!
- Co?
- Podaj kolejność schematów, szybko - krzyknęłam - Teresa, wprowadzaj - dodałam.
- Siedem, jeden, pięć, dwa, sześć, cztery - zaczął Azjata, jednak w tym samym momencie kolejny Buldożerca wypadł z szyldu. Wprost na Minho.
- Minho! - wrzasnęłam równo z Newt'em i wybiegłam z tunelu.
Minho próbował powstrzymać Buldożercę, ten jednak przygwoździł go do ziemi. Jedynym co dzieliło go od spotkania z kłami bestii, był kij. Wydobyłam z kieszeni sztylet i rzuciłam nim w Buldożercę. Trafiłam centralnie w oko. Bestia zawyła, na chwilę rozluźniając uścisk. W tym samym momencie Newt i Thomas zaatakowali Buldożercę, spychając go do przepaści. Pomogłam wstać przyjacielowi.
- Co dalej? - spytała Teresa, która nadal stała przy włazie, nieświadoma tego co się przed chwilą stało.
- Osiem, trzy - dokończył Minho.
- Kod zaakceptowany - krzyknął Chuck.
Do moich uszu dotarło głośne skrzypienie, a po chwili właz się otworzył, ukazując kolejne przejście. Ściany zaczęły się zasuwać, odcinając Buldożerców.
Teresa otworzyła metalowe drzwi, ostrożnie wychodząc do pomieszczenia, które znajdowało się za nimi.
- To chyba jakiś korytarz - powiedziałam gdy tylko znalazłam się obok niej.
- Trzymajmy się blisko siebie. To nie musi być koniec niespodzianek - stwierdził Thomas.
Nikt się nie odezwał. Ruszyliśmy korytarzem, rozglądając się w okół. To miejsce wyglądało jak opuszczony magazyn, albo fabryka. Po kilkunastu sekundach dotarliśmy do jakiś drzwi. Thoma wysunął się naprzód. Położył dłoń na klamce i niepewnie wszedł do środka. Minęłam Teresę i weszłam tuż za nim. Znaleźliśmy się w laboratorium. Spojrzałam na Thomasa i kiwnęłam głową. To miejsce nawiedzało mnie w snach, to musiało być laboratorium w którym pracowaliśmy. Ale co się tu stało? Powybijane szyby, potłuczone próbówki. Pomieszczenie wyglądało tak, jakby przeszło przez nie tornado.
- Co tu się stało? - spytałam patrząc na brata.
- Sam chciałbym to wiedzieć - odparł ruszając do przodu.
Podeszłam do ściany na której znajdowało się kilkanaście ocalałych monitorów. Po chwili obok mnie znalazł się Newt.
- Obserwowali nas - powiedział cicho - Przez cały czas.
Przeniosłam na niego wzrok. Miał rację. Podeszłam do szklanego stołu, czując jak coś ściska mnie w sercu. Opuszkami palców przejechałam po blacie. Nie miałam żadnych wątpliwości. To przy tym stole siedziałam, prosząc panią Paige o to by Newt trafił do Strefy. Spojrzałam na Teresę. Ona też miała nietęgą minę. Thomas podszedł do przezroczystej szyby, przez chwilę wpatrując się w nią bez słowa. Dopiero po jakimś czasie, coś przykuło jego wzrok. Podeszłam do niego w momencie gdy nacisnął czerwony przycisk, znajdujący się na klawiaturze, tuż obok szyby.
W tej samej chwili, zgaszony do rej pory ekran, się uruchomił. Na wyświetlaczu pojawiła się kobieta. Ta sama, którą znałam ze snów - prezydent Paige.
- Witajcie. Nazywam się Ava Paige, dyrektor programu badawczego Strefa Śmierci. Jeśli to oglądacie, oznacza to, że ukończyliście próbę w labiryncie. Chciałbym móc wam osobiście pogratulować, ale nie pozwoliły na to okoliczności. Z pewnością jesteście zdezorientowani, wściekli i przerażeni. Mogę was tylko zapewnić, że wszystko co was spotkało i co wam zrobiliśmy, ma ważne przyczyny. Nie pamiętacie tego, ale słońce wypaliło Ziemię. Miliardy ludzi zginęło w pożarach i z głodu. To kataklizm w skali planetu. Skutki były straszne, a potem przyszło gorsze, tzw. Pożoga - wirusowa choroba mózgu. Gwałtowna, nieznana i nieuleczalna, jak sądziliśmy. Nowe pokolenie okazało się odporne, pojawiła się nadzieja na lek. Znalezienie go nie jest łatwe. Musimy poddać młode osobniki testom w ekstremalnych warunkach, obserwując działanie ich mózgów. Wszystko po to by ustalić, co ich wyróżnia, co was wyróżnia. Nie zdajecie sobie sprawy, jacy jesteście ważni. Niestety to dopiero początek. Jak się wkrótce przekonacie, nie wszyscy się z nami zgadzają. Postęp jest powolny, a ludzie się boją, dla nas jest już za późno, ale nie dla was. Świat na was czeka. Pamiętajcie, DRESZCZ jest dobry.*
                 Gdy kobieta wygłaszała swój monolog na ekranie pojawiały się filmiki, mające potwierdzić jej słowa. Gdy na ekranie pojawił się człowiek chory na Pożogę, zagryzłam wargi. Ta postać wyglądała strasznie. Newt widząc co się dzieje chwycił mnie za rękę. W tym momencie miałam w głowie więcej pytań, niż odpowiedzi. Czy to wszystko prawda? A może to kolejne zagranie DRESZCZ-u? Koniec filmiku, mnie zaskoczył. Kobieta strzeliła sobie w głowę. Nie wiem dlaczego, ale jej słowa mnie nie przekonały. Po raz kolejny usłyszałam, trzy prześladujące mnie słowa: DRESZCZ jest dobry. Spojrzałam na Newt'a, a następnie na Thomasa i Teresę. Wszyscy mieli zdezorientowane miny. Nie tego się spodziewaliśmy, to wszystko nie miało tak wyglądać. Thomas gwałtownie się odwrócił, idąc w kierunku jednej z rozbitych szyb. Na ziemi ktoś leżał. Ktoś kto wyglądem i posturą przypominał panią Paige. Teresa zakryła usta dłonią. Nie wiem dlaczego, ale zrobiło mi się żal, leżącej na ziemi kobiety. Chciałam podejść, aby upewnić się, że to Ava, ale Newt mnie powstrzymał. Rozległo się głośne szczęknięcie, a grube, metalowe drzwi znajdujące się na przeciwko ekranu, zaczęły się otwierać.
- To koniec? - spytał Chuck.
- To dopiero początek - powiedział Thomas patrząc tępo w ścianę.
- Co robimy? - spytał Minho, jednak nikt mu nie odpowiedział.
- Nie wiem - mruknął po chwili Thomas.
- Wynośmy się stąd - powiedziałam stając obok brata.
Zrobiliśmy krok na przód, jednak coś nas powstrzymało.
- Nigdzie nie pójdziecie.
Odwróciłam się i zastygłam w bezruchu. Gally? Co on tu robił?
Thomas chciał do niego podejść, jednak Teresa go zatrzymała.
- Dziabnęło go - wyjaśniła.
Spojrzałam na chłopaka. Rzeczywiście, na jego ciele dostrzegłam ranę po ukąszeniu.
W prawej dłoni trzymał pistolet, a w jego oczach dostrzegłam łzy.
- Nie możemy wyjść.
- Gally, przestań. Widzisz, że jesteśmy już blisko - powiedział Minho, jednak chłopak tylko się zdenerwował. Podniósł pistolet celując w Thomasa.
- Nigdzie nie pójdziecie! - krzyknął.
- Uspokój się - powiedziałam unosząc ręce - Dogadamy się.
- To wasza wina, zapłacicie za to.
- Jesteś chory, możemy Ci pomóc - powiedział Thomas, jednak Gally nie słuchał.
Trzymał pistolet w dłoni, kładąc kciuk na spuście.
- To wasza wina, wasza wina - powtarzał jak w amoku - Zapłacisz za to - warknął.
W tym samym momencie, Minho rzucił w niego sztyletem, chłopak jednak pociągnął za spust. 
Spojrzałam na Thomasa. Nie odniósł żadnych obrażeń. Wszystko było w porządku. Przyległam do Newt'a, chowając twarz w dłoniach. To co się wydarzyło, zaczęło mnie przerastać.
- Chuck! - usłyszałam głośne krzyknięcie Thomasa, które sprowadziło mnie na ziemię. 
Podniosłam głowę i zakryłam usta dłonią. Chuck był ranny. Thomas położył go na ziemię, dłońmi próbując zahamować krwawienie.
- Thomas - usłyszałam słabnący głos chłopaka.
Mój brat ukląkł tuż obok Chuck'a.
- Patrz na mnie, wszystko będzie dobrze - powiedział Thomas nie spuszczając wzroku z przyjaciela.
- W porządku - odparł Chuck - Thomas... dziękuje. Dziękuje, że przy mnie byłeś - szepnął chłopak wpychając w dłoń bruneta jakąś figurkę.
Czułam łzy zbierające się pod powiekami. 
- Patrz na mnie! Patrz - wrzasnął Thomas, jednak Chuck już go nie słyszał. Odszedł.
Thomas zachowywał się jakby był w totalnym amoku. Nie próbował zahamować łez, odepchnął Teresę, która chciała go pocieszyć, nikomu nie pozwalał się do siebie zbliżyć. 
- Tommy - wyjąkałam podchodząc do brata i mocno go przytulając. Sama nie mogłam powstrzymać łez. To nie działo się naprawdę. Dlaczego on? Przecież Chuck w żaden sposób im nie zawinił. Mocno ścisnęłam Thomasa, wiedziałam, że traktował Chuck'a jak przyjaciela. Rozumiałam co teraz czuje. Kolejne drzwi się otworzyły. Przez ramię brata, dostrzegłam oślepiające światło i ludzi biegnących w naszą stronę. Thomas miał rację. To dopiero początek.

****
Kolejny rozdział za nami. W założeniu, miał być wyjątkowy. Szczególnie ważny dla mnie i bohaterów. Ponoć im bardziej Ci na czymś zależy, tym bardziej to spieprzysz. Myślę, że tak jest, również w moim przypadku. Wydaje mi się, że ta część, to jeden z najgorszych rozdziałów jakie napisałam, nie jestem z niego zadowolona, jednak nie mam pomysłu, jak inaczej mogłabym przedstawić sytuację. Podoba mi się koncepcja, ale opis zdarzeń już niekoniecznie. Cóż, nie pozostaje mi nic innego, niż trzymanie kciuków, za to że znajdziecie coś pozytywnego w tym rozdziale. Dziękuje za ponad pięć tysięcy wyświetleń bloga. Miło się patrzy na takie statystyki. Szkoda tylko, że nie przekłada się to na ilość komentarzy. Naprawdę każdy z nich jest dla mnie niezwykle ważny. Jeśli zauważycie jakieś błędy, możecie mi je śmiało wypisać - będę wdzięczna. Zostałam nominowana do LBA - odpowiedzi na pytania, znajdziecie w poprzednim wpisie. 
Pozdrawiam i do napisania.
*Wypowiedź z filmowej wersji "Więźnia labiryntu".

12 komentarzy:

  1. Świetny rozdział, ale żeby dotrzymać tradycji...
    "Buldożercy zniszczyli wszystko. Pola uprawne, budynki, których budowa zajęła im szmat czasu, a nawet część lasu." Coś trochę nie zrozumiałe to być ;)
    W każdym razie według mnie zabrakło trochę emocji. Nie wiem czemu, ale ta scena z Chackiem po mnie zupełnie spłynęła ;(
    Wybacz, że tak krótko, ale nie mam dziś weny ;(
    Pozdrawiam
    Koteł

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie. Jak sobie teraz czytam to zdanie, to sensu zabrakło, ale się zrymowało. ;D Poprawie, dzięki.
      Scena ze śmiercią Chuck'a rzeczywiście nie wyszła zbyt emocjonalna, ale to kwestia punktu widzenia. Jeśli pisalabym w trzeciej osobie, mogłabym porozczulac się nad Thomasem i jego odczuciami. Chuck był jego przyjacielem, to on czuł się za niego odpowiedzialny. Z punktu widzenia Malii czy Newt'a, śmierć Chuck'a to śmierć kolejnego Strefera, bądź niewinnego dziecka. Doświadczenie przykre, ale nie tak emocjonalne, jak dla Thomasa. Ogólnie scena śmierci Chuck'a była już opisana i przedstawiona w filmie. Ja nawet byłam skłonna go oszczedzic, ale jestem wredna. :D A tak na serio: zarówno Malia jak i Thomas muszą stracić kogoś ważnego, bo będzie to kluczowe dla dalszego etapu opowiadania.
      Dzięki i również pozdrawiam. :)

      Usuń
  2. Przyjemnie mi się czytało ten rozdział, nie ukrywam. Jestem naprawdę ciekawa co dalej, jak wszystko się potoczy.. rozdziały przeczytałam oczywiście wcześniej. I NIE, NIE ZAPOMNIAŁAM O TOBIE. JUŻ SIĘ ODE MNIE NIE UWOLNISZ, BO TWOJE DZIEŁA MNIE PRZYCIĄGAJĄ.<3
    *tak przy okazji zapraszam cię do siebie na rozdział 4, ale cii*
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. ^w^ życzę dużo weny i ogrom pomysłów.
    Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje. <3
      Cieszę się, że rozdział przypadł Ci do gustu.
      Nie mam zamiaru się od Ciebie uwalniać. :D
      Uwielbiam czytać Twoją twórczość, a Twoje komentarze zawsze podnoszą mnie an duchu.
      Rozdział już przeczytany, komentarz obiecuję, gdy tylko dorwę się do laptopa na dłużej, niż dziesięć minut.
      Pozdrawiam i ściskam mocno. ;*

      Usuń
  3. Dlaczego oszukani wybrańcy zostało skasowane?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pochopnie zdecydowałam się na założenie drugiego bloga. "Oszukani: Wybrańcy", to pierwsza część trylogii, którą napisałam. Pierwszy tom skończyłam już dawno temu. Mój styl pisania, uległ zmianie od tamtej pory. Warstwa składniowa wymaga wielu popraw, na co obecnie nie mam czasu. Chcę się skupić na tym opowiadaniu. Nie ukrywam, że historia Newt'a i Malii jest dla mnie bardzo ważna i chciałabym by lost memories, lost love, było pierwszym blogiem, który skończę. Do publikacji Oszukanych, pewnie wrócę. Najpewniej, jednak dopiero po zakończeniu tego opowiadania.

      Usuń
  4. Nawet nie wiem jak mam Cię przepraszać.Wiem, że długo mnie tu nie było, nie skomentowalam, ale z rozdziałami bylam raczej na bieżąco. Tyle się działo przez te kilka części, że aż nie wiem od czego zacząć. Cieszę się, że Mali nic się nie stało w labiryncie. Było mi jej strasznie szkoda gdy obwinisla się za umieszczanie Newt'a w labiryncie. Ale on jej wybaczył, w taki piękny sposób. Świetnie rozwija się akcja pomiędzy nimi. Ta chemia jest coraz bardziej widoczna. Ten przytulas, potem złączone dłonie i wspomnienie Malii, które przyspieszyo bicie serca. I Newt, który coraz bardziej uświadamia sobie, ze coś czuję do Malii. Bawisz się naszymi uczuciami. Z jednej strony wdpomnienie, z drugiej przemyślenia Malii "Nie mogę go zmusić by mnie kochał." I ten rozdział. Ucieczka, ładnie Ci to wyszło, az nie mogę się doczekać co będzie dalej. Klimat Prób ognia, Lęku na Śmierć? Mieszanka? Czekam na następny rozdział i ogromną niecierpliwością.
    Całuję. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale się cieszę, że wróciłaś, nawet nie masz pojęcia jak bardzo. <3
      Jesteś ze mną od początku, co wiele dla mnie znaczy.
      Faktycznie, sporo się działo, ale to od początku było zamierzone. Akcja, akcja, akacja i jeszcze raz akcja. W dalszych rozdziałach będzie jeszcze ciekawiej.
      Masz rację. Kolejny etap przygód Malii i reszty to mieszanka Prób Ognia i Leku na Śmierć z wzięciem pod uwagę najważniejszych wątków.
      Mam nadzieję, że nie długo uda mi się coś dodać.
      Pozdrawiam i ściskam mocno. <3

      Usuń
  5. Hejka, naklejka Aniołku!
    W końcu wpadłam i przeczytałam. Rozdział dłuuuuugi, ale podoba mi się. Sama śmierć Chuck'a - podejrzewałam, że to tak zrobisz, ale jakaś cząstka mnie miała małą nadzieję, że jednak ten dzieciak przeżyje. No nic. Czekam na kolejny.
    I po raz pierwszy chcę Ci wytknąć błąd xd Nie miej mi tego za złe, ale po prostu rzuciło mi się to w oczy, ale to w sumie nic takiego, bo zwykła literówka. Jak masz "(...)w czymś taki nieistotnym dla sprawy(...)" to osobiście dałabym "(...)w czymś tak nieistotnym (..)". Taka małą dygresja.
    Nie mam dzisiaj weny do większego komentowania, wiec tylko ściskam mocno i gratuluję pięciu tysięcy wyświetleń! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej kochana. <3

      Cieszę się, że Ci się podobało. Pierwszy raz rozdział wyszedł taki długi. Może dlatego, że pisałam go na raty? Chciałam zamknąć akcję w labiryncie w jednym poście. Od rozdziału XII, zaczyna się nowy etap, jeśli tak mogę to nazwać. :)
      Żaden problem, błąd poprawię, dziękuje.
      Pozdrawiam i do usłyszenia. :)

      Usuń
  6. Heeeej! Większość już nadrobiłam, aczkolwiek jeszcze trochę czasu potrzebuję, żeby to jakoś sobie posklejać. Podoba mi się fabuła całości, zgranie, akcja i emocje jakie u mnie wywołujesz. Ostatnio jak czytałam to miałam takie ciarki i gęsią skórę, że szok! ;o

    Czekam na newsy! I zapraszam na siebie, bo odkopałam się z pracy i mogę znowu poświęcać czas moim opowiadaniom.
    http://kryminalne-opowiesci.blogspot.com/
    Dużo, dużo weny i pozdrowienia! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, że się odezwałaś. :)
      Wpadnę jak najszybciej.
      Pozdrawiam,

      Usuń

Template by Elmo