3 lipca 2016

Rozdział X - Wyjście

 – Ze wszyst­kim sobie pora­dzi­cie? Może lepiej będzie, jeśli pójdę z Wami – powie­dział Minho, który od kilku minut sta­rał się nakło­nić mnie do zmiany zda­nia.
Doce­niałem jego tro­skę, ale już coś posta­no­wi­łem i nie zamie­rza­łem tego zmie­niać. Przez długi czas to Minho i reszta Zwia­dow­ców nara­żali życie dla Stre­fe­rów, w tym także dla mnie. A ja? Mogłem tylko stać z boku i się przy­glą­dać. Ta bez­czyn­ność zaczęła mnie dobi­jać. Teraz nada­rzyła się oka­zja do rekom­pen­saty. Nie zamie­rza­łem z niej zre­zy­gno­wać.
 – Damy radę, bez obaw – stwier­dzi­łem i lekko się uśmiech­ną­łem – Wiesz, że możesz mi zaufać – doda­łem.
 – Jasne. Tak czy owak, wolał­bym iść z Wami – wes­tchnął Minho.
 – Nie możemy zosta­wić Strefy bez przy­wódcy. Niby jest Alby… ale no cóż… on też nie ufa nam, aż tak żeby…  – wyją­kał Tommy.
 – Wiem o czym mówisz – mruk­nął Minho – My damy sobie radę, bar­dziej mar­twię się o Was.
 – Oj już spo­koj­nie, tatu­siu – Tommy pokle­pał przy­ja­ciela po ramie­niu i sze­roko się uśmiech­nął.
 – Wiesz… widok Two­jej, pięk­nej ina­czej twa­rzy, każ­dego dnia popra­wia mi humor, nie chciał­bym tego stra­cić – odgryzł się Minho.
 – I tak wiem, że mnie kochasz – mruk­nął Tho­mas i cicho się zaśmiał.
 – Nie schle­biaj sobie.
      Wyw­ró­ci­łem oczami, jed­nak nie mogłem powstrzy­mać się przed śmie­chem. Lubi­łem ich sprzeczki. Zacho­wy­wali się jak stare dobre mał­żeń­stwo. Nie­za­leż­nie od sytu­acji, potra­fili zna­leźć powód do śmie­chu.
 – Dobra. Teraz już na poważ­nie – powie­dzia­łem sta­now­czo – Ja i Tho­mas szu­kamy wyj­ścia, a Ty…
 – Ja opie­kuje się Waszymi kró­lew­nami – mruk­nął Minho poka­zu­jąc zęby w sze­ro­kim uśmie­chu – Ja… nakła­niam jak naj­wię­cej osób do dołą­cze­nia do Nas i orga­ni­zuje ogni­sko – pod wpły­wem mojego spoj­rze­nia Minho szybko się popra­wił.
 – Dokład­nie – mruk­nąłem popra­wiając ramiączko od ple­caka.
      Zerk­ną­łem na zega­rek. Zostały jesz­cze dwie minuty do otwar­cia przej­ścia. Zaczy­nało świ­tać. Oprócz nas nie było nikogo. Gdy prze­sta­li­śmy roz­ma­wiać zapa­no­wała gro­bowa cisza. Prze­ry­wana tylko gło­śnym odde­chem, któ­re­goś z nas. Nie było sły­chać kom­plet­nie nic. Powiewu wia­tru, szumu liści, czy śpiewu pta­ków. Nic. Nagle usły­sza­łem gło­śne brzęk­nię­cie. Przej­ście zaczęło się otwie­rać. Po raz pierw­szy wcho­dzi­łem do labi­ryntu, dla­tego że tego chcia­łem. Od wypadku, byłem tam tylko raz. Gdy szu­ka­li­śmy Malii, ale to zupeł­nie co innego. Teraz świa­do­mie, zde­cy­do­wa­łem się wró­cić do labi­ryntu. Mając na uwa­dze co mnie tam spo­tkało i jak wiele ryzy­ko­wa­li­śmy. Nie robi­łem z sie­bie boha­tera. Nie byłem nim. Po pro­stu nie­które swoje dzia­ła­nia, uwa­ża­łem za nie­zbyt zro­zu­miałe. Cóż, mimo że ich nie rozu­mia­łem, czu­łem że postę­puje słusz­nie. Roz­dwo­je­nie jaźni? Praw­do­po­dob­nie.
 – Widzimy się wie­czo­rem – powie­dzia­łem zer­ka­jąc na przy­ja­ciela i posy­ła­jąc mu uśmiech – A jutro już Nas tu nie będzie – doda­łem by dodać mu otu­chy.
 – Cze­kaj­cie! – do moich uszu dotarło gło­śne krzyk­nię­cie.
Gdy zda­łem sobie sprawę z tego, do kogo należy ten głos, na mojej twa­rzy poja­wił się sze­roki uśmiech. Odw­ró­ci­łem się i dostrze­głem bie­gnącą w naszą stronę Malię. Nie wiem dla­czego, ale jej widok spra­wił, że poczu­łem się lepiej.
 – Czy Ty w ogóle nie śpisz? Powin­naś odpo­czy­wać – powie­dział Tho­mas ilu­stru­jąc sio­strę wzro­kiem.
 – Daj spo­kój Tommy – Malia wywró­ciła oczami i mocno go przy­tu­liła.
Potem pode­szła do mnie i zro­biła to samo. Odda­łem uścisk nie zwa­ża­jąc na Minho, który obda­rzył mnie cha­rak­te­ry­stycz­nym spoj­rze­niem.
 – Uwa­żaj­cie na sie­bie – powie­działa Malia zer­ka­jąc na mnie i na Tho­masa.
 – Będziemy – odpowie­dzia­łem.
Nie wiem na co liczy­łem? Że tymi sło­wami ją uspo­koję? To chyba tak nie dzia­łało.
Przez chwile patrzy­łem wprost w cze­ko­la­dowe tęczówki Malii. Nie mogłem wydu­sić z sie­bie nic wię­cej. Tho­mas powoli prze­kro­czył wej­ście, a ja zro­bi­łem to samo. Zanim znik­nę­li­śmy za zakrę­tem, jesz­cze raz się odwró­ciłem. Malia i Minho na­dal tam stali. Westch­ną­łem bez­gło­śnie.
 – Miejmy to już za sobą – mruk­nąłem, a Tho­mas poki­wał głową.
      Zaczę­li­śmy biec przed sie­bie. W prawo, w prawo, w lewo, pro­sto, dwa razy w lewo, znowu w prawo i wią­zanka od początku. Sły­sze­li­ście, że aby wydo­stać się z labi­ryntu powinno kie­ro­wać się zasadą pra­wej dłoni? Tutaj ona nie działa. Nie zna­jąc kon­kret­nego sche­matu obo­wią­zu­ją­cego danego dnia, wię­cej, niż praw­do­po­dobne było zgu­bie­nie się i spę­dze­nie upoj­nej nocy z Bul­do­żer­cami. Dla­tego tak ważne było two­rze­nie map. Map, które mia­łem już w gło­wie. Tylko to jedno miej­sce, które poja­wiło się dwa dni temu, nie dawało mi spo­koju. To musiało coś zna­czyć. Nigdy wcze­śniej go nie widzia­łem. Zresztą byłem tam. Nie wyglą­dało zwy­czaj­nie. Miało coś co odróż­niało je od reszty pomiesz­czeń w labi­ryn­cie. Układ się zmie­nił. Dzi­siaj dotar­cie do tego miej­sca zaj­mie nam dużo wię­cej czasu. Zapewne jego poło­że­nie nie ule­gło zmia­nie, ale kom­bi­na­cja kory­ta­rzy już tak. Doj­dziemy tam, ale na około, nadra­bia­jąc szmat drogi. Wiem, że to może głu­pio zabrzmieć, ale mia­łem złe prze­czu­cia. Sytu­acja w Stre­fie była napięta. Bałem się, że może wyda­rzyć się tam coś złego.

                                            *******

 – Długo zamie­rzasz tak stać?
Pod­nio­słam wzrok i spoj­rza­łam wprost w oczy Minho.
Pokrę­ci­łam prze­cząco głową.
 – Świet­nie, chodź. Obie­ca­łaś, że mi pomo­żesz – dodał i pocią­gnął mnie za ramię, zmu­sza­jąc tym samym do zaprze­sta­nia wpa­try­wa­nia się w głąb labi­ryntu. Wie­dzia­łam, że Minho też się mar­twi, ale w odróż­nie­niu ode mnie, potra­fił masko­wać swoje uczu­cia. Ja nie mogłam się powstrzy­mać przed przyj­ściem tutaj. Nie mogłam ich puścić bez poże­gna­nia. Nie chcia­łam robić z sie­bie histe­ryczki, ale Tho­mas i Newt to dwie naj­bliż­sze mi osoby. Chyba mam prawo się o nich mar­twić, prawda? Wie­dzia­łam jak to może wyglą­dać z boku, ale nic sobie z tego nie robi­łam. Inni mogą myśleć co chcą, naj­waż­niej­sze, że ja znam prawdę.
 – Słu­chasz mnie? – do moich uszu dotarło pyta­nie Minho.
Azjata przy­sta­nął i uważ­nie mi się przy­glą­dał.
 – Taaak – wyją­kałam rusza­jąc do przodu.
      Nie potra­fi­łam znieść spoj­rze­nia chło­paka. Polu­bi­łam Minho, jed­nak były sytu­acje w któ­rych mnie iry­to­wał, albo też takie w któ­rych po pro­stu nie wie­dzia­łam jak mam się zacho­wać. Nie wiem dla­czego, ale przy Minho zaczy­na­łam się wsty­dzić tego co robi­łam. Swo­ich uczuć, niektó­rych słów. Zupeł­nie jakby w jed­nej chwili wszystko co zrobi­łam lub mia­łam zro­bić, tra­ciło sens.
 – To czym zaj­mu­jemy się naj­pierw? – spy­ta­łam chcąc zmie­nić temat.
 – Naj­pierw idziemy coś zjeść, potem możesz się jesz­cze prze­spać, albo zor­ga­ni­zo­wać sobie jakoś czas – powie­dział Mino – Muszę poga­dać z chło­pakami o jutrze – dodał nie­znacz­nie się krzy­wiąc.
 – Jasne – mruk­nę­łam – Wiem, że w tym Ci raczej nie pomogę.
 – To naprawdę nie­sa­mo­wite.
 – Co? – spoj­rza­łam na niego nic nie rozu­mie­jąc.
 – Pierw­szy raz się ze mną nie kłó­cisz – odparł bru­net sze­roko się uśmie­cha­jąc.
 – Ten jeden raz – odpar­łam posy­ła­jąc mu uśmiech.
 – Po połu­dniu zabie­ramy się za orga­ni­za­cje ogni­ska. Trzeba będzie zebrać drewno, pomóc w orga­ni­za­cji żar­cia itp.
 – Bez pro­blemu – odpar­łam deli­kat­nie się uśmie­cha­jąc – Byleby tylko się czymś zająć – doda­łam.
 – Jak masz lenia to łapiesz doła i się pod­da­je­sz*– powie­dział Minho – Słowa Newt’a – dodał sze­rzej się uśmie­cha­jąc.
 – Coś w tym jest – poki­wałam głową.
 – Zdzi­wił­bym się gdy­byś stwier­dziła ina­czej.
Posła­łam mu zdzi­wione spoj­rze­nie.
 – Po pierw­sze powie­dział to Newt, a po dru­gie… w zasa­dzie pierw­sze robi w tym przy­padku, też za dru­gie – mruk­nął Minho.
 – Aghhh… odwal się! – mruk­nę­łam wyprze­dza­jąc go.
 – Och daj spo­kój. Nie znasz się na żar­tach? – spy­tał Minho doga­nia­jąc mnie – Zaz­drosz­czę Ci – dodał i spo­waż­niał.
Gwał­tow­nie sta­nę­łam. Nie mia­łam poję­cia o co mu cho­dzi.
 – Też bym chciał coś pamię­tać. To co łączy Cie­bie i Newt’a jest wyjąt­kowe. Widzę jak się zmie­nił pod Twoim wpły­wem. Nie widzia­łaś go wcze­śniej. Przez ostat­nie tygo­dnie był wra­kiem czło­wieka. Powi­nie­nem być Ci wdzięczny. Dzięki Tobie odzy­ska­łem daw­nego przy­ja­ciela.
      Spoj­rza­łam na Minho i deli­kat­nie przy­gry­złam wargę. Mia­łam mętlik w gło­wie. Setki sprzecz­nych myśli prze­my­kało przez moją głowę z pręd­ko­ścią świa­tła. Nie wie­dzia­łam co mam odpo­wie­dzieć. Są takie chwile, że jedyną dobrą odpo­wie­dzią wydaje się mil­cze­nie. Nie­znacz­nie kiw­nę­łam głową. Dużo pro­ściej by było gdy­bym przy­po­mniała sobie coś wię­cej. Minho oce­niał wszystko patrzą c z boku. Nie wie­dział co czuje, nie miał poję­cia jak trudna i skom­pli­ko­wana była ta sytu­acja.
 – Dobra, chodźmy już, zgłod­nia­łam – mruk­nę­łam po chwili.
      Całą drogę do sto­łówki poko­na­li­śmy w mil­cze­niu. Nie­winne stwier­dze­nie Minho spra­wiło, że na nowo zaczę­łam wszystko roz­trzą­sać i ana­li­zo­wać. Obie­ca­łam sobie, że posta­ram się nie zadrę­czać pyta­niami, aż do momentu gdy znaj­dziemy się poza murami, jed­nak tak się nie dało. Nie potra­fi­łam ode­gnać od sie­bie myśli doty­czą­cych mnie i Newt’a. Za dużo spraw było nie­wy­ja­śnio­nych. Zbyt wiele rze­czy miało miej­sce, cho­ciaż nie powinno. Usie­dli­śmy z Minho przy stole. Nagle nie wia­domo skąd poja­wił się Pata­le­niak. Na chwilę znik­nął w kuchni, aby po chwili wró­cić z mnó­stwem przy­sma­ków. Dopiero na widok spo­rej ilo­ści, pysz­nie wyglą­da­ją­cego jedze­nia, zda­łam sobie sprawę z tego jak bar­dzo jestem głodna. Zabra­łam się za jedze­nie nawet nie zer­ka­jąc na Minho. Bałam się, że znowu będzie chciał poru­szyć jakiś nie­wy­godny temat. Nie rozumia­łam, dla­czego uważa mnie za szczę­ściarę. Nie robi­łam z sie­bie ofiary, ale naprawdę wola­ła­bym nie pamię­tać nic, niż pamię­tać urywki wspo­mnień, które dopro­wa­dzały mnie do sza­leń­stwa. Dla­czego wła­ści­wie tu tra­fi­łam? Byłam tu na innych zasa­dach, niż inni. Ja, Tho­mas i Teresa. Dla­czego byli­śmy inni? Dla­czego nam nie zabrali wszyst­kich wspo­mnień? Z każdą chwilą uwa­ża­łam to za coraz bar­dziej podej­rzane. Co jeśli Gally miał rację? Może naprawdę nieświa­do­mie reali­zo­wa­li­śmy plan DRESZCZ-u? Może Stwórcy chcieli, żeby­śmy myśleli, że jeste­śmy Stre­fe­rami, a tak naprawdę wyko­ny­wa­li­śmy ich roz­kazy? To tłu­ma­czyło ilość wska­zó­wek, które dosta­li­śmy. A co jeśli te poszlaki nie zapro­wa­dzą Nas do wyj­ścia, a na pewną śmierć? Omal nie zadła­wi­łam się kawał­kiem jabłka, które wła­śnie jadłam. Jeśli to była prawda… to Tho­mas i Newt są w nie­bez­pie­czeń­stwie.
 – Muszę… – powie­dzia­łam gwał­tow­nie, jed­nak po chwili ugry­złam się w język.
      Powie­dze­nie Minho, że muszę iść za chło­pakami, wyda­wało się tak absur­dal­nym pomy­słem, że cie­szy­łam się, że nie powie­dzia­łam tego na głos. Po chwili dotarło do mnie, że Newt miał rację mówiąc, że czę­sto dzia­łam impul­syw­nie. Tho­mas na pewno wszystko dokład­nie prze­ana­li­zo­wał. Musiał zda­wać sobie sprawę z tego, że to może być pod­stęp. Ale co mie­li­śmy do zary­zy­ko­wa­nia? Strefa się zmie­nia. Prę­dzej czy póź­niej będziemy musieli się stąd wydo­stać. DRESZCZ nie zadałby sobie tyle trudu, aby teraz tak po pro­stu wysłać Nas na śmierć. Gdyby o to cho­dziło, mogli­śmy zgi­nąć już wcze­śniej. Prze­cież mieli oka­zję, żeby zabić Tho­masa i Minho. Ja też mogłam zgi­nąć. Gdyby Bul­do­żerca sie nie odwró­cił… on się zawa­hał. To musiała być ich gra. W innym przy­padku pew­nie dzi­siaj już by mnie tu nie było.
 – Musisz? Musisz co? – spy­tał Minho, który dopiero teraz uznał za sto­sowne roz­po­czę­cie roz­mowy.
 – Muszę… Muszę poga­dać z Teresą – mruk­nę­łam wsta­jąc od stołu.
 – Poroz­ma­wiać? Czy będzie­cie się bić?
 – Ten etap mamy już za sobą – powie­dzia­łam nie­znacz­nie się uśmie­cha­jąc.
 – A szkoda – mruk­nął chło­pak uda­jąc zawie­dzio­nego – Dobra bójka zawsze na cza­sie.
Wyw­ró­ci­łam oczami.
 – Do zoba­cze­nia póź­niej – mruk­nę­łam wsta­jąc od stołu. Nie spie­sząc się zbyt­nio ruszy­łam w kie­runku noc­le­gowni. Nie mia­łam poję­cia czy Teresa jesz­cze tam jest. Wła­ści­wie nie wie­dzia­łam czy, aby na pewno chce z nią poroz­ma­wiać, jed­nak nie mia­łam wyj­ścia. Wie­dzia­łam, że Minho mnie obser­wuje, a nie chcia­łam dać mu powo­dów do kolej­nych, poucza­ją­cych prze­mó­wień. Nie dostrze­głam Tessy przy leża­kach. Bez zasta­no­wie­nia ruszy­łam w stronę małego, drew­nia­nego domku, w któ­rym znaj­do­wało się coś na kształt łazienki. Pra­wie pod­sko­czy­łam widząc swoje odbi­cie w lustrze. Wyglą­da­łam bez­na­dziej­nie. Poskrę­cane włosy, liczne ślady krwi na całym ciele, roz­cię­cia. Jed­nak naj­waż­niej­sza rze­czą, która przy­kula moja uwagę była długa bli­zna na pra­wym policzku.       
Z całą pew­no­ścią szybko się jej nie pozbędę. Prze­my­łam twarz woda. Następ­nie ręką prze­cze­sa­łam włosy. Korzy­sta­jąc z tego, że mia­łam przy sobie gumkę, zwią­za­łam włosy. Zdję­łam całą umo­ru­saną krwią bluzę, zosta­jąc w koszulce na ramiączka. Dopiero teraz przy­po­mniałam sobie o ranie na ramie­niu. Zresztą całe ręce mia­łam pokryte sinia­kami i zadra­pa­niami. Jak dziw­nie by to nie zabrzmiało wcze­śniej nie zda­wa­łam sobie z tego sprawy. Ból w ramie­niu nie doku­czał mi już tak bar­dzo jak wczo­raj. Gdyby nie lekko prze­siąk­nięty krwią ban­daż, cał­kiem zapo­mnia­ła­bym o ranie. Im dłu­żej patrzy­łam w lustro, tym więk­szą mia­łam ochotę by je zbić. Jakby to miało mi w jakiś spo­sób pomóc. Chcia­łam zro­bić tyle rze­czy, a jed­nak nie byłam w sta­nie. Minho miał rację. Nie zostało nam nic poza cze­ka­niem. Musimy uzbroić się w cier­pli­wość i liczyć na to, że jutro wszystko samo się roz­wiąże. Ale czy to mogło być takie pro­ste? Czy była szansa na to, że coś cho­ciaż raz poto­czy się po naszej myśli? Po tym co ostat­nio nas spo­tkało, jakoś ciężko było mi w to uwie­rzyć. Nadzieja matką głu­pich, czyż nie? Ale czy pozo­stało nam coś lep­szego?
  – Ponoć wiara czyni cuda – mruk­nę­łam pod nosem, a po chwili pokrę­ci­łam głową – A teraz w dodatku gadam sama ze sobą. Minho miał rację… jestem nie­nor­malna.
Rzu­ci­łam bluzę do sto­ją­cego pod ścianą małego, wikli­no­wego koszyka i wyszłam z domku.
Rozej­rza­łam się i cicho wes­tchnę­łam. Mia­łam zająć sobie jakoś czas. Łatwo powie­dzieć. Ale Minho miał rację. Znowu. Jeśli zaraz nie znajdę sobie jakie­goś zaję­cia, zwa­riuje. Myśli doty­czące Newt’a i Tho­masa wra­cały niczym bume­rang.
 – Cześć!
Pod­sko­czy­łam w miej­scu. Zamy­śli­łam się, a gło­śny okrzyk zmie­rza­ją­cego w moją stronę Chuck’a, nieco mnie zasko­czył. Lekko mówiąc.
 – Hej – odpowie­dzia­łam szybko prze­no­sząc na niego wzrok.
 – Jesteś zajęta? – spy­tał chło­pak posy­ła­jąc mi uśmiech.
 – Tak – odpowie­dzia­łam szybko, jed­nak po chwili pokrę­ci­łam prze­cząco głową – Wła­ści­wie to nie – spro­sto­wa­łam.
Nie chcia­łam spę­dzać czasu z chło­pa­kiem. Nie dla­tego, że go nie lubi­łam, bo tak nie było. Jed­nak ilość pytań, które zada­wał Chuck potra­fiła ziry­to­wać. Do tego docho­dził totalny brak wyczu­cia i bez­po­śred­niość. Zresztą czego się można po nim spo­dzie­wać? W końcu to tylko dziecko. Z dwojga złego, wola­łam spę­dzić czas z nim, niż sie­dzieć bez­czyn­nie. Wtedy czas jesz­cze bar­dziej się dłuży.
 – Pomo­żesz mi nastroić gitarę? – spy­tał jak gdyby ni­gdy nic chło­pak.
 – Gitarę? Cze­kaj… co?
Chuck cicho się zaśmiał i mach­nął ręką karząc mi tym samym iść za sobą.
 – Na ogni­sko. Mar­tin umie grać, z muzyką jest wese­lej – dodał.
 – Prze­pra­szam. Po pro­stu nie spo­dzie­wa­łam się, że macie tu instru­menty muzyczne – powie­dzia­łam cał­kiem szcze­rze.
 – Spoko – Chuck sze­roko się uśmiech­nął – Cza­sami w Pudle oprócz nowych i żar­cia, znaj­do­wało się jesz­cze coś eks­tra.
Poki­wa­łam głową. Na chwilę zamil­kłam idąc za chło­pa­kiem. Po jakiś pię­ciu minu­tach dotar­li­śmy do cze­goś co śmiało mogłam nazwać skła­dzi­kiem. Małe pro­sto­kątne pomiesz­cze­nie w któ­rym znaj­do­wało się dosłow­nie wszystko. Mio­tły, narzę­dzia, broń, ciu­chy i inne prze­różne rze­czy. Po krót­kiej chwili Chuck wydo­był ze skła­dzika gitarę i jakąś małą szka­tułkę.
 – Gdzie idziemy? – spy­ta­łam prze­no­sząc na niego wzrok.
Kątem oka dostrze­głam Gally’ego. On i jakiś osi­łek stali kil­ka­na­ście metrów od nas. Nawet nie pró­bo­wali uda­wać, że na nas nie patrzą. Gally posłał mi mor­der­cze spoj­rze­nie. Mimo tego nie odwró­ci­łam wzroku. Nie byłam tchó­rzem.
 – Pod las. Mam tam swoje miej­sce – powie­dział Chuck i nie cze­ka­jąc na mnie ruszył do przodu – Idziesz?
Posła­łam pio­ru­nu­jące spoj­rze­nie Gally’emu i ruszy­łam za chło­pa­kiem. Wie­dzia­łam gdzie mnie pro­wa­dzi. Wczo­raj przecho­dziłam przez to miej­sce, gdy razem z Newt’em szli­śmy na polanę.
 – Wiesz… nie jestem pewna czy pomogę Ci z tą gitarą. Nie znam się na tym – ode­zwa­łam się po chwili sia­da­jąc na jed­nym z więk­szych kamieni.
 – Bar­dziej chcia­łem z kimś poga­dać. W Stre­fie nie mam zbyt wielu przy­ja­ciół. Wszy­scy trak­tują mnie jak popy­cha­dło – wes­tchnął chło­pak wyj­mu­jąc z kie­szeni chu­s­teczkę. Po chwili zaczął wycie­rać gitarę nie obda­rza­jąc mnie nawet spoj­rze­niem.
 – Daj spo­kój. Dla mnie nie jesteś popy­cha­dłem – powie­dzia­łam sta­now­czo i posła­łam mu deli­katny uśmiech.
 – Nie musisz uda­wać.
 – Nie udaję. Serio nie znam nikogo takiego jak Ty – doda­łam sta­ra­jąc się dobrze dobrać słowa.
Chuck naj­wy­raź­niej uznał to za kom­ple­ment gdyż na jego twa­rzy poja­wił się sze­roki uśmiech.
 – A chło­pakami nie powi­nie­neś się przej­mo­wać. Jesteś naj­młod­szy, oni ina­czej oka­zują uczu­cia, jestem pewna, że wszy­scy bar­dzo Cię lubią – doda­łam.
 – Nie jestem tego taki pewien – wes­tchnął Chuck zabie­ra­jąc się za stro­je­nie gitary.
Uważ­nie przy­glą­da­łam się temu co robi. Nie wiem dla­czego, ale im dłu­żej patrzy­łam na gitarę, tym więk­szą mia­łam ochotę na niej zagrać. Nawet nie wie­dzia­łam czy potra­fię, jed­nak coś mnie wręcz do niej cią­gnęło. Kolejny raz czu­łam coś, czego nie potra­fi­łam opi­sać sło­wami.
 – Umiesz grać? – spy­tał Chuck posy­ła­jąc mi pyta­jące spoj­rze­nie.
 – Ja… nie mam poję­cia – mruk­nę­łam wzru­sza­jąc ramio­nami.
 – Spró­buj – powie­dział chło­pak wrę­cza­jąc mi gitarę.
Wzię­łam od niego instru­ment nie­pew­nie prze­su­wa­jąc dłońmi po stru­nach. Po chwili w mojej gło­wie poja­wiła się pewna melo­dia. Chwilę się zawa­ha­łam, jed­nak zaczę­łam grać. Na twa­rzy chło­paka poja­wił się sze­roki uśmiech. Zaczął kla­skać i tupać nogą w rytm melo­dii.
 – Zaś­pie­waj coś – rzu­cił po chwili.
 – Nie potra­fię – powie­dzia­łam szybko i odło­ży­łam gitarę na bok – Następ­nym razem, obie­cuje – doda­łam posy­ła­jąc mu uśmiech.

                                        *******

 – Mia­łeś rację. To obej­ście chyba nie ma końca – mruk­nął Tho­mas wycie­ra­jąc pot z czoła.
Poki­wa­łem głową jed­no­cze­śnie zer­ka­jąc na zega­rek. Szli­śmy już ponad dwie godziny, a jakby nie patrzeć nie byli­śmy nawet w poło­wie.
 – Miejmy nadzieję, że to wszystko jest tego warte – dodał przy­ja­ciel.
 – Ucieczka stąd jest warta wszyst­kich poświę­ceń – mruk­nąłem wyprze­dza­jąc przy­ja­ciela.
      Byli­śmy już tak bli­sko. Czu­łem, że tym razem wszystko będzie ina­czej. Po raz pierw­szy naprawdę wie­rzyłem, że uda nam się stąd wydo­stać. Nigdy wcze­śniej nie byli­śmy tak bli­sko. Nawet gdy poja­wiała się szansa na ucieczkę, nikt w to nie wie­rzył. Teraz byli­śmy gotowi posta­wić wszystko na jedna kartę. Nie mogę spę­dzić tu kolej­nych trzech lat, nie jestem na to gotowy. Nie chcę, żeby wszystko po raz kolejny się zmie­niło. Nawet z Malią nie będzie pro­ściej. Nie chcia­łem patrzeć na to jak się zmie­nia. Labi­rynt jesz­cze jej nie znisz­czył, nie mogłem pozwo­lić by to się stało. Im dłu­żej tutaj jesteś, tym gor­szym czło­wie­kiem się sta­jesz. Tra­cisz poczu­cie wła­snej war­to­ści, sens życia. Nie pozwolę by ona przecho­dziła przez to samo. Wszystko co obec­nie robi­łem, robi­łem dla Malii. Chcia­łem, żeby­śmy się stąd wydo­stali. Mieli czas dla sie­bie, ale w innych oko­licz­no­ściach. Cią­gła walka o życie, nie sprzyja lep­szemu pozna­niu się. Byłem cie­kaw jak to jest spę­dzać czas z przy­ja­ciółmi w nor­mal­nych oko­licz­no­ściach. Jak wygląda życie poza labi­ryn­tem. Czy ist­nieje coś poza cią­gła ucieczką i stra­chem?
 – Gdy już się stąd wydo­sta­niemy… obie­casz mi coś? – spy­tałem prze­no­sząc wzrok na Tommy’ego.
 – Jasne. Wiesz, że dla Cie­bie wszystko – Tho­mas sze­roko się uśmiech­nął.
 – Jak już tro­chę od tego odpocz­niemy, pomo­żesz mi w dowie­dze­niu się dla­czego wła­ści­wie tutaj tra­fi­li­śmy. Dobra?
 – Chyba nie sądzisz, że umiał­bym to zosta­wić – mruk­nął Tho­mas – Jasne, że wszyst­kiego się dowiemy.
 – Mam dziwne wra­że­nie, że ucieczka to nie koniec – powie­dzia­łem cicho, ale po chwili mach­nąłem dło­nią. Na razie prio­ry­te­tem było zna­le­zie­nie wyj­ścia, całą resztą zaj­miemy się póź­niej. Bie­gli­śmy w ciszy. Prze­mie­rza­li­śmy kolejne kory­ta­rze. Z każdą chwilą mia­łem coraz bar­dziej dosyć tego miej­sca. Przy­po­mniały mi się pierw­sze tygo­dnie spę­dzone w Stre­fie. Gdy zosta­łem Zwia­dowcą, wędrówki po labi­ryn­cie przez długi czas były moją codzien­no­ścią. Musia­łem przy­znać, że gdzieś w głębi serca mi tego bra­ko­wało. Wtedy jesz­cze mia­łem nadzieję… wie­rzyłem, że uda mi się stąd wydo­stać. Każdy kolejny sche­mat dawał nadzieję. Po kilku mie­sią­cach było jasne, że wyj­ścia nie ma. Stwo­rzy­li­śmy makietę labi­ryntu. Ozna­czy­li­śmy wszyst­kie przej­ścia. Wszystko było opra­co­wane w naj­mniej­szych szcze­gó­łach. Mapy były gotowe. W labi­ryn­cie nie było już niczego nowego, a mimo to codzien­nie o świ­cie bie­ga­li­śmy na zwiady. Nie wiem kogo chcie­li­śmy oszu­kać. Resztę Stre­fe­rów, że na­dal jest szansa na zna­le­zie­nie wyj­ścia, czy sie­bie. Może mie­li­śmy nadzieję, że uda nam się zna­leźć coś jesz­cze? Że prze­ga­pi­li­śmy jakieś pomiesz­cze­nie, zakręt? Sam nie wiem. Pamię­tam tylko moment gdy stra­ci­łem nadzieję. Od tam­tego dnia moje życie się zmie­niło. Nic nie było już takie jak wcze­śniej.
 – Naresz­cie! – powie­dział wyraź­nie zado­wo­lony Tho­mas.
Spoj­rza­łem na przy­ja­ciela i posła­łem mu uśmiech. Dotar­li­śmy do miej­sca, w któ­rym zale­d­wie dwa dni wcze­śniej zna­leź­li­śmy Malię. Jesz­cze raz zer­k­ną­łem na zega­rek. Nie wiem dla­czego, ale uzna­łem, że dokładne okre­śle­nie czasu jaki zajęło nam dotar­cie tutaj, za konieczne.
Zatrzy­ma­li­śmy się, aby po chwili powoli ruszyć na przód. Dotar­li­śmy do pomiesz­cze­nia, które wcze­śniej zro­biło na nas ogromne wra­że­nie. Z ziemi wciąż wysta­wały dłu­gie, bla­szane, pro­sto­kątne barierki. Omi­nę­li­śmy je i skie­ro­wa­li­śmy się w stronę ściany na któ­rej wisiał nadaj­nik. Gdy tylko podeszli­śmy bli­żej, kap­suła, którą mie­li­śmy ze sobą zaświe­ciła się na czer­wono. Spoj­rza­łem na Tho­masa. Wyda­wał się być tak samo zdez­o­rien­to­wany jak ja. Mocno trzy­ma­łem kap­sułę idąc wprost na ścianę. Gdy zna­la­złem się tuż obok niej. Kap­suła wydała z sie­bie kilka gło­śnych pik­nięć, a ściana się roz­su­nęła uka­zu­jąc ciemny tunel.
 – Cho­lera – zaklą­łem orien­ta­cyj­nie cofa­jąc się o kilka metrów.
 – Tego się nie spo­dzie­wa­łem – mruk­nął Tho­mas pod­cho­dząc do tunelu.
 – Myślisz, że to wyj­ście? – spy­tałem po czym prze­nio­słem wzrok na kap­sułę.
Świe­ciła na zie­lono.
 – Tak mi się wydaje – powie­dział Tommy – O cho­lera! – krzyk­nął cią­gnąc mnie za ramię – Zwie­wamy!
Spoj­rza­łem na przy­ja­ciela jak na idiotę, jed­nak posłusz­nie wyko­na­łem jego pole­ce­nie. Dopiero po chwili dotarło do mnie dla­czego, kazał mi ucie­kać. To co począt­kowo uwa­ża­li­śmy za kolce, a póź­niej dziwne barierki, zaczęło się prze­su­wać, chcąc nam tym samym odciąć drogę. Bie­gli­śmy jak sza­leni przed sie­bie. W pew­nym momen­cie stra­ci­łem Tho­masa z oczu.
 – Tommy! – wrza­sną­łem roz­glą­da­jąc się za przy­ja­cie­lem.
 – Jestem! Szybko! – wrza­snął bru­net poka­zu­jąc mi drogę.
W ostat­niej chwili udało mi się prze­mknąć przed zamy­ka­ją­cym się przej­ściem. Dalej nie było lepiej. Zie­mia pod nogami zaczęła się roz­stę­po­wać i to dosłow­nie! Nigdy cze­goś podob­nego nie czu­łem. Nie mia­łem czasu, żeby się bać. Każda sekunda zwłoki, mogła być decy­du­jąca. Bie­gli­śmy przed sie­bie, a droga za nami się roz­pa­dała. W ziemi two­rzyły się ogromne wyrwy, ściany w okół zaczęły się kru­szyć, aż wresz­cie walić, jedna po dru­giej. Kurz nie­przy­jem­nie draż­nił noz­drza, od pia­chu i tynku, moje oczy zaczęły łza­wić. Sta­rałem się o tym nie myśleć. Sku­pi­łem się na biegu, kątem oka obser­wu­jąc Tho­masa. Nie mogłem pozwo­lić by coś mu się stało. Po kilku minu­tach poczu­łem silny ból w kostce. Zagry­złem wargi.
 – Tutaj! – krzyk­nął Tommy popy­cha­jąc mnie w stronę jed­nej ze ścian. Wdra­pa­łem się na górę, wycią­ga­jąc ręce by wcią­gnąć przy­ja­ciela. Gdy obaj zesko­czy­li­śmy, znaj­du­jąc się po dru­giej stro­nie, ściana zaczęła się zasu­wać. Gdy­byśmy zostali tam chwilę dłu­żej, zmiaż­dży­łaby nas.
 – Tam zde­cy­do­wa­nie jest wyj­ście – powie­dział Tho­mas poma­ga­jąc mi wstać – Rozu­miesz? Mamy to!
 – Tak. O ile uda nam się tam dotrzeć! My dali­śmy radę, a reszta? Prze­cież więk­szą grupą nie mamy szans uciec, omal nie zgi­nę­li­śmy! – mruk­nąłem.
 – To nie ten dzień, rozu­miesz? Nie ten sche­mat. Dla­tego tak się stało! Jutro wszystko będzie w porządku – powie­dział sta­now­czo Tho­mas.
 – Jesteś pewien?
 – Niczego w życiu nie byłem bar­dziej pewien. Ufasz mi?
 – Prze­cież wiesz – mruk­nąłem podno­sząc się z ziemi – W takim razie wra­cajmy. Po raz pierw­szy z dobrymi wie­ściami – powie­dzia­łem prze­no­sząc wzrok na przy­ja­ciela.
Skoro Tho­mas wie­rzył, że wszystko będzie w porządku. Może powi­nie­nem mu zaufać? Po raz pierw­szy nie zamie­rza­łem się z nim sprze­czać. Zna­leź­li­śmy wyj­ście! To było naj­waż­niej­sze.

*******
Cześć kochani!
Prze­pra­szam, że roz­dział poja­wia się dopiero teraz i w dodatku jest mar­nej jako­ści. Na taką, a nie inną sytu­ację, zło­żyło się kilka czyn­ni­ków. Myślę, że warto Wam wszystko wytłu­ma­czyć, nawet jeśli nie macie ochoty tego czy­tać, będzie mi lepiej, jeśli się Wam wyga­dam. Naj­pierw czas total­nie ogra­ni­czała mi praca. W czwar­tek wylą­do­wa­łam w szpi­talu. Jestem w total­nej roz­sypce. Nie tylko fizycz­nej, ale też psy­chicz­nej. Po pro­stu wszystko się schrza­niło i jest mi z tym cho­ler­nie źle. Zaw­sze poma­gało mi pisa­nie. Mia­łam nadzieję, że i teraz tak będzie, jed­nak czuje, że ten roz­dział nie jest naj­lep­szy. Z jed­nej strony szkoda mi go tu publi­ko­wać, a z dru­giej jest dla mnie w jakiś spo­sób ważny. Potrak­tujmy go jako przej­ście do akcji wła­ści­wej. Obie­cuje, że w następ­nych roz­działach czeka na Was sporo zwro­tów akcji. Mam nadzieję, że ucieczka z labi­ryntu, zakoń­czy się z kon­kret­nym przy­tu­pem, który przy­pa­da­nie Wam do gustu.
Sprawa numer 2. Dowie­dzia­łam się, że mój blog został nomi­no­wany do gło­so­wa­nia na blog mie­siąca (czer­wiec) w Księ­dze Baśni. Jest mi nie­zwy­kle miło, że doce­niono moją pracę. Jeśli mie­li­by­ście ochotę i chwilę czasu i chcieli na mnie zagło­so­wać, będę Wam nie­zmier­nie wdzięczna. To ogromna moty­wa­cja do dal­szego two­rze­nia. Link do Sondy ’klik’.
Sprawa numer 3. Wszel­kie zale­gło­ści u Was, posta­ram się nadro­bić w tym tygo­dniu. Spo­dzie­waj­cie się komen­ta­rzy. Wszystko czy­tam na bie­żąco z tym, że nie mia­łam czasu, aby sko­men­to­wać. Mam nadzieję, że mi to wyba­czy­cie.
Sprawa numer 4.
Opo­wia­da­nie jest też na wat­t­pa­dzie. Nama­wia­li­ście, więc ule­głam.: ) ’klik’
Dzię­kuje za wszyst­kie komen­ta­rze. Jeste­ście cudowni. < 3
Poz­dra­wiam i do napi­sa­nia.
* – cytat z pierw­szej czę­ści „Więź­nia”, wypo­wie­dziany przez Newt’a do Tho­masa.

10 komentarzy:

  1. Cudny rozdział. Uwielbiam długie rozdziały, które nie urywają się w połowie choć samamam z tym problem ;) Co do stylizacji i ortografii to nie mam się do czego przyczepić. Poza tym kocham ciemne style <3
    W wolnej chwili zapraszam do siebie: crossover-arrow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. :)
      Jak znajdę chwilę zabiorę się za czytanie Twojego opowiadania. :)

      Usuń
  2. Hej Aniołku!
    Rozdział cudny jak zawsze, ale ja jestem tak zuym człekiem, że muszę się czegoś przyczepić ;*
    "Skupiłem się na biegnięciu" nie lepiej brzmiałoby 'na biegu'?
    Jak zawsze mogłabym się rozpisywać o tym, że kocham czytać to co piszesz. Jestem w stanie długo czekać na kolejny rozdział jeśli będzie tak świetny jak zawsze. Ten też jest cudny <3<3
    Co się stało, że byłaś w szpitalu??? ;(
    Pozdrawiam, zdrówka życzę i wenki na następny cudny rozdział
    Koteł ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Kocie, jak zawsze czujna. :)
      Poprawie ten błąd. To dobrze, że mam kogoś kto wyłapuje te moje skuchy. ;)
      Zaslablam, upadłam, uraz kręgosłupa - masakra. Ale już jest lepiej. :)
      Pozdrawiam i ściskam mocno. ;*

      Usuń
    2. Współczuję z tym kręgosłupem ;(
      Trzymaj się cieplutko i szybko wracaj do zdrowia!!!

      Usuń
    3. Hej Aniołku!
      Widzę że usunęłaś bloga. Czemu? Ja bym z chęcią dowiedziała się co będzie dalej :(
      W każdym razie trzymaj się cieplutko, pisz migusiem nowy rozdział i odpowiedz na moje pytanka ;*

      Usuń
  3. Przeczytałam i jak zawsze rozdział cudowny. Uwielbiam wchodzić na Twojego bloga i czytać to, co publikujesz. I gratuluję, że bierzemy udział w tej samej sondzie. Zdrowa "rywalizacja" zawsze spoko ;)
    Rozumiem ból pracy - sama jestem wykończona o każdym dniu, a brak czasu nie poprawia mojego samopoczucia. Jeszcze jutro wyniki z matur ;c
    I witamy na wattpadzie.
    Nie wnikam w to czemu znalazłaś się w szpitalu, bo to Twoja osobista sprawa, ale życzę Ci dużo zdrowia i jeśli teraz jest gorzej to potem MUSI być już tylko lepiej.
    Trzymaj się dobrze, ściskam Cię mocno i wysyłam mnóstwo całusów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. <3 Nawet nie wiesz jak ja z kolei, uwielbiam czytać Twoje komentarze. <3 Dają niezłego 'kopa'.<3
      Pobyt w szpitalu był bezpośrednio związany z pracą. Po prostu przecenilam swoje możliwości, dluga historia. :(
      Faktycznie matury... daj znać jak Ci poszło. :)
      Co do sondy, to ja oczywiście oddałam glos na Ciebie. :) :*
      Pozdrawiam i ściskam mocno. <3

      Usuń
    2. Kocham tego bloga *-*

      Usuń
    3. Dopiero teraz znalazłam chwilkę, by sprawdzić, czy mi odpisałaś, więc teraz piszę, że tak. Zdałam maturę, jednak okazało się, że to czego najmniej się bałam napisałam najgorzej, a to o co trzepałam portkami przez cały rok napisałam najlepiej (y).
      Co do sondy to sama jeszcze nie zagłosowałam, co jest troszku ironiczne :D Musze w końcu to zrobić.
      Kuruj się i ściskam Cię mocno.

      Usuń

Template by Elmo