11 października 2016

Rozdział XV - Sojusznik

  – Cholera - zaklęłam, gdy po raz trzeci z rzędu uderzyłam głową w sufit.
Aris uśmiechnął się pod nosem i wywrócił oczami. Nie miał zamiaru znowu mnie upominać. Nadal nie potrafiłam zrozumieć, jak udaje mu się niemal bezszelestnie poruszać tunelami. Był w siedzibie DRESZCZ-u tylko kilka dni dłużej, niż ja, a wyglądało to tak jakby zdążył przez ten czas przyswoić całą wiedzę o rozkładzie budynku.
           W tunelach panował pół mrok. Po ścianach  ciągnęła się sieć różnokolorowych kabli. Nie dało się, po prostu niemożliwością było przebrnięcie przez tunel bez zaplątania się w któryś z nich. Do tego, cały czas trzeba było pamiętać o odpowiednim kącie nachylenia ciała. Gwałtowne podniesienie głowy lub chwilowy, powrót do pozycji siedzącej mógł zakończyć się dość pokaźnym guzem.
           Podczas gdy Aris zgrabnie pokonywał kolejny zakręt, ja próbując wyplątać rękę z pęczka kabli, uderzyłam głową w sufit. Ostatecznie udało mi się "uwolnić" i mogliśmy ruszyć dalej. Przez całą drogę niemal nie zmieniliśmy ze sobą słowa, nie licząc moich przekleństw. Aris przed wejściem do szyldu, wspominał że musimy zachowywać się w miarę cicho, szczególnie w momencie, gdy będziemy przechodzić nad konkretnymi pomieszczeniami. Umówiliśmy się, że da mi wtedy znak.
          Od kilkunastu minut w ślimaczym tempie kierowaliśmy się naprzód. Po serii zakrętów, których nie potrafiłam zapamiętać, droga się wyrównała. Gdyby Aris zechciał mnie tut teraz zostawić z całą pewnością, nie potrafiłabym się stąd wydostać. Wizja śmierci w szyldzie jakoś nieszczególnie przypadła mi do gustu. Pchnięta tą niezbyt optymistyczną myślą, dogoniłam Arisa. Zadbałam o to, aby nie dzieliło nas więcej, niż dwa metry. Niespełna minutę później, chłopak po raz pierwszy uniósł dłoń. Wzięłam głęboki oddech i nieco bardziej ostrożnie, zaczęłam przesuwać się do przodu. Niemal całkiem przyległam do ściany. Gdyby ktoś zdecydował się spojrzeć w kratkę, znajdującą się w suficie, prawdopodobnie nie miałby szans, aby mnie dostrzec. Przemknęłam tuż obok kratki, nawet nie spoglądając w dół. Z dołu dochodziły ciche dźwięki, energicznej piosenki. Poczułam jak ogarnia mnie złość. Zacisnęłam pięści. Paznokcie boleśnie wbijały się w skórę, ale mój umysł zdawał się to ignorować. Pracownicy DRESZCZ-u jak gdyby nigdy nic słuchają muzyki. W jednej chwili przed oczami stanęła mi postać Chuck'a trzymającego w dłoniach gitarę. Przypomniała mi się jego prośba i moja obietnica. Obietnica, której nigdy nie spełnię. Nie wiem ile trwałabym w transie, gdyby nie Aris, Pomachał mi dłonią przed oczami i posłał zaniepokojone spojrzenie. Rozluźniłam pięści, kwitnięciem głowy i bezgłośnym "w porządku", zapewniłam że nic mi nie jest.
   – To tutaj – powiedział Aris, gdy znaleźliśmy się przy kolejnym zakręcie. - Ta kratka, zaprowadzi cię prosto do przyjaciół - wyjaśnił wskazując głową w prawo.
   – A ty? – spojrzałam na chłopaka.
Przyzwyczaiłam się już do myśli, że Aris stał się częścią grupy. Cóż w naszej sytuacji, każdy wróg naszego wroga, był naszym potencjalnym przyjacielem. Zresztą, poczułam do chłopaka nić sympatii. W końcu kiedyś się znaliśmy, prawdopodobnie byliśmy przyjaciółmi.
   – Pamiętasz Evanlyn? Nie mogę jej tu zostawić.
Pokiwałam głową i spojrzałam mu prosto w oczy.
   – Spotkamy się z wami za kwadrans - dodał.
Nie wiedziałam dlaczego, ale na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
   – Jasne, będziemy czekać - odparłam niezbyt inteligentnie i ruszyłam w stronę wspomnianej przez Arisa kratki.
            Dziwnie się czułam w jego towarzystwie. Z jednej strony był dla mnie zupełnie obcą osobą. Nie mogłam widzieć w nim niczego więcej, niż przeciętny obserwator. Z drugiej strony, czułam się tak jakbym go znała. Potrafiłam rozszyfrować jego zachowanie, poprzez konkretne gesty, które coś mi przypominały. Konkretniej przypominały, że coś takiego już kiedyś miało miejsce. Ciężko było mi to wyjaśnić, a co dopiero zrozumieć. Mimo wszystko obecność Arisa mnie krępowała. Nie czułam się tak skrepowana, jak w towarzystwie nowo poznanej osoby. To uczucie było inne. Dziwne, a nawet bardzo dziwne. Po tym wszystkim co powiedział mi o Rachel, bałam się że zrobię coś nie tak. Dla niego byłam kimś innym. Wymagał ode mnie konkretnych zachowań, czegoś czego nie potrafiłam mu dać. Nawet, jeśli kiedyś byłam Rachel, ona już nie istnieje. Tak samo jak dawana Malia, ta która współpracowała z DRESZCZE-em. To minęło. Nie powinnam się tym przejmować, ale mimo wszystko czułam się źle. Nie chciałam niczego na sobie wymuszać, a tym bardziej działać wbrew sobie, ale nie chciałam też zranić Arisa. Wiem co czułam, gdy straciłam Newta. Wciąż pamiętał dużo mniej, niż ja. Nie mogłam obciążyć go wszystkimi wspomnieniami dotyczącymi nas, które do mnie wróciły. Po początkowej euforii dotyczącej powrotu wspomnień, przyszedł smutek. Pamiętałam nasze pierwsze spotkanie, pierwszy pocałunek, pożegnanie na kilka dni przed tym, gdy Newt trafił do labiryntu. Świadomość, że zdarzyło się tyle ważnych dla nas rzeczy, o których Newt nie pamięta, sprawiała że moje serce pękało. Jednak nie mogłam nic zrobić. Niczego na nim wymusić. Wszystko musiało toczyć się swoim tempem. Budowanie naszej relacji od początku, nie należało do najprostszych rzeczy. Bywały chwile, gdy chciałam się do niego przytulić, pocałować. Kiedyś był moim chłopakiem, ale to już przeszłość. Teraz muszę mu na nowo przypomnieć siebie i wszystko co nas łączyło
         Aris działał podobnie. Mówił mi tyle i uważał za konieczne. Każde wypowiedziane przez niego zdanie było w pełni przemyślane. Nie chciał niczego przypominać mi na siłę, a wręcz przeciwnie. Nie potrafiłam nic poradzić na to, że zbyt głęboko wzięłam sobie jego słowa do serca. Byłam jego przyjaciółką, a to słowo do czegoś zobowiązuje. Czasami nie potrafię tego wszystkiego pojąć. A co, jeśli Newt czuje podobną presję z mojej strony?
         Westchnęłam cicho i podeszłam do kratki. Otworzyłam ją i nie wychylając głowy, spojrzałam w dół. Centralnie pode mną znajdowało się łóżko. Idealnie, aby bezboleśnie znaleźć się na ziemi. Aris musiał jakoś zejść na dół. Skoro nic mu się nie stało, ta metoda musiała być wystarczająco bezpieczna. Mimo tego, że od ziemi dzieliły mnie zaledwie trzy metry, poczułam jak kręci mi się w głowie. Nie sądziłam że mam lęk wysokości.
   – Aris, Malia to wy? – do moich uszu dotarł głos Minho.
Niespełna sekundę później, Minho wszedł na łóżko i spojrzał w górę.
   – Cześć Mals – powiedział Azjata i wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Nie schodzisz?
   – Właśnie mam mały problem – wyjąkałam wychylając się z szyldu.
   – Tylko mi nie mów, że się boisz – Minho parsknął śmiechem, jednak po chwili spoważniał. – Chodź, pomogę Ci – mruknął i wyciągnął ręce w górę.
Niepewnie usiadłam na skraju szyldu i wzięłam głęboki oddech. Pomoc Minho była nieoceniona, ale i tak dzielił mnie od niego jakiś metr.
   – Na trzy – stwierdził Minho i spojrzał prosto na mnie. – Raz, dwa... trzy – powiedział, a ja przymknęłam oczy i zsunęłam się na dół. Spodziewałam się bolesnego upadku, ale wylądowałam bezpiecznie w ramionach przyjaciela, który szybko postawił mnie na ziemi.
   – Dzięki Minho – stwierdziłam z uśmiechem – Jest szansa, żeby to zostało między nami?
   – Znikoma – odparł śmiertelnie poważnie Azjata i wzruszył ramionami.
Wywróciłam oczami. Cały Minho.
   – Malia!
Odwróciłam się w stronę z której dobiegał głos Thomasa. Zanim zdążyłam pojąć co się dzieje, Tommy trzymał mnie w objęciach.
  – Jak dobrze, że nic Ci nie jest – wydusił po chwili, nieznacznie się ode mnie odsuwając.
  – Też się o was bałam – powiedziałam zgodnie z prawdą – Gdzie jest Newt? – spytałam rozglądając się po pomieszczeniu.
  – Na badaniach – odparł Thomas siadając na skraju łóżka.
  – Na badaniach? – powtórzyłam – I mówisz to tak spokojnie? Zapomniałeś gdzie jesteśmy? Co jest z wami nie tak? – warknęłam czując narastającą złość.
  – Malia spokojnie – Thomas próbował złapać mnie za rękę, ale wyrwałam się i spojrzałam na niego ze złością.
  – Wiesz gdzie jesteśmy! Jak mogliście go tak po prostu puścić? Tacy z was przyjaciele?
  – Ej, nie przeginaj! – warknął Minho podnosząc się z miejsca. – Co mieliśmy zrobić? Zresztą zabrał go ten cały Charlie, a z tego co mówiłaś jest po naszej stronie.
  – Może i tak, ale nie ufam mu, aż tak bardzo, żeby powierzać mu czyjeś życie.
  – Uspokój się – powtórzył Thomas – Teresę też zabrali na badania, przecież to oczywiste, że po nich pójdziemy. Nie denerwuj się tak.
  – Łatwo Ci mówić – mruknęłam, siadając obok Minho.
Było mi odrobinę głupio, za ten zupełnie niekontrolowany wybuch, ale nie mogłam sobie poradzić z emocjami, które mną targały.
  – Przeszło? – spytał Minho i objął mnie po przyjacielsku – Wiemy, że martwisz się o Newta trochę bardziej i eee, inaczej niż my, ale pamiętaj, że jesteśmy po tej samej stronie.
Kiwnęłam głową, a na mojej twarzy pojawiło się coś na kształt uśmiechu.
  – Jaki mamy plan?
Minho wzruszył ramionami, a jego twarz wykrzywił dziwny grymas.
  – Rozumiem, że nie mamy żadnego planu – westchnęłam, podnoszą się z łóżka.
  – Na razie czekamy na Arisa i Evanlyn, potem się zobaczy – stwierdził Thomas.
Pokręciłam głową.
  – To najgorszy nie-plan jaki kiedykolwiek mieliśmy. Musimy dostać się do szpitala, który znajduje się w lewym skrzydle. Z tego co wiem, my znajdujemy się w prawym. Masz jakiś pomysł, jak mamy przemknąć niezauważeni przez pół siedziby?
  – Mamy kartę. Możemy otworzyć dowolne drzwi. Najważniejsze to dostać się jak najbliżej szpitala, pozostając niezauważonymi. Myślę, że w tym pomoże nam Aris. Doskonale zna sieć kanałów – wyjaśnił Thomas.
  – Nie mamy karty – mruknął Minho.
  – Co? – jęknął Tommy.
  – Newt ją ma. Schował ją przed przyjściem Charlie'go, później nie było szans, żeby mógł ją nam przekazać – wyjaśnił Azjata.
  – No to, purwa cudownie!
  – Mamy kartę, spokojnie – powiedział Aris wychylając się przez otwartą kratę. Chwilę później zeskoczył na ziemię, a tuż za nim, zgrabnie wylądowała brunetka, która zatrzymała mnie na stołówce.
  – Skąd? – spytał Minho na którym obecność nowo przybyłych, nie zrobiła najmniejszego wrażenia.
  – Niezbyt rozgarnięty strażnik. Mało istotne – mruknęła Evanlyn krzyżując ręce na piersiach. Wzrok miała wbity centralnie we mnie, co odrobinę mnie krępowało. Stanęłam obok Thomasa, aby w jakiś sposób uniknąć kontaktu wzrokowego z dziewczyną.
  – Skoro mamy współpracować, może spokojniej? – mruknął Minho, a jego brew powędrowała ku górze.
  – Liczyłeś na to, że będziecie rozdawać karty, a my grzecznie się podporządkujemy?
  – Liczyłem na trochę większe zaufanie. Przypominam, że to wy chcieliście uciekać z nami, a nie na odwrót – dodał Azjata.
  – Bez nas nie wyszlibyście nawet z tego pokoju!
  – Purwa, przestańcie! Mamy większe problemy! – warknęłam.
  – Rach... Malia ma rację. Mamy mało czasu – poparł mnie Aris.
  – Do rana musimy zniknąć, w przeciwnym razie... – urwał Thomas.
  – Co widzieliście w tym laboratorium? – spytała Evanlyn.
  – W jakim laboratorium?
  – Kilka godzin wcześniej Aris i Thomas wybrali się na "przechadzkę" – wyjaśniła brunetka.
  – Czemu nic mi nie powiedzieliście? – spytałam.
  – Nie chciałem Cię martwić – sprostował Thomas.
  – Co tam widzieliście? – powtórzyła Evanlyn.
  – Innych Streferów. Nie żywych, ale też nie martwych. DRESZCZ coś z nich wydobywa. Oni chcą czegoś, co znajduje się w nas. Do jutra wszyscy mają być gotowi. Słyszeliśmy rozmowę Szczurowatego i kanclerz Paige – wyjaśnił Thomas.
  – Przecież ona... – zaczęłam.
  – Nie żyje – dokończył za mnie Aris – Też byliśmy zdziwieni. Dlatego nie mamy czasu. Musimy działać jak najszybciej.
 – Oszukują nas na każdym kroku. Można się pogubić w ich kłamstwach – westchnęłam ponownie siadając obok Minho.
– Jedno jest pewne. Nie będziemy ich pionkami, dlatego musimy zacząć działać – mruknął Minho.
– Najpierw musimy dostać się do szpitala – wtrąciłam.
– A później? – Evanlyn przeniosła na mnie zaciekawione spojrzenie.
– Pójdziemy na żywioł – westchnęłam wzruszający ramionami.
– Już to kiedyś słyszałam – powiedziała cicho brunetka - A później straciłam przyjaciółkę – dodała spuszczając wzrok.
Zerknęłam na Ev, chciałam ją jakoś pocieszyć, ale nie potrafiłam wydusić z siebie, chociażby słowa. Wiedziałam, że mówi o mnie. Pamiętała mnie jako Rachel, ale to wciąż byłam ja.
– Lepszego pomysłu nie mamy – wtrącił Aris, a Thomas pokiwał głową.
– Więcej mi nie potrzeba - powiedział stanowczo Minho i podniósł się z miejsca. – Zwijamy się stąd.

*********

Od dobrej godziny siedziałem w dawnym pokoju Malii. Ze względu na dwójkę pracowników, którzy urządzili sobie miła pogawędkę tuż pod drzwiami. Starałem się zachować jak najciszej, jednak siedzenie nieruchomo obok drzwi, po kilku minutach stało się niezbyt komfortowe.
Wstałem z podlogi i najciszej jak umiałem, podszedłem do biura. Usiadłem na krześle, a mój wzrok zatrzymał się na szufladzie. Z jednej strony wiedziałem, że cała jej zawartość to własność Malii i nie powinienem tam zaglądać, a z drugiej stała zwykła ciekawość. Otworzyłem szufladkę. Wszystko było perfekcyjnie ułożone, niemal od linijki. Kilka teczek, typowe drobiazgi, przyrządy do pisania i granatowy, gruby notatnik. Zamknąłem szufladę i otworzyłem zeszyt na przypadkowej stronie. Omiołem wzrokiem treść, a jeden fragment przykuł moją uwagę.
"Nie mogę uwierzyć, że Teresa to zrobiła. Traktowałam ją, jak siostrę. Nie wtajemniczyłam jej w projekt, żeby ją chronić. A ona? Ona mnie zdradziła.
Oni już o wszystkim wiedzą. Od teraz wszystko się zmieni."
Zagryzłem wargę, kurczowo ściskając w dłoni notatnik. Notatnik, który musiał być pamiętnikiem Mals. Czymś czego nie powinien czytać. Nie byłem fer względem niej. Pewnie, gdy to pisała, nie sądziła że ktoś przejrzy jej zapiski. Jednak to co sugerował ten fragment, potwierdziło moje obawy względem Teresy. Nie mogliśmy jej ufać. Może w notatniku natknę się na jakąś istotną dla nas informacje? Może nie zajrzałem do tej szuflady przypadkiem? Co ja właściwie robiłem? Próbowałem tłumaczyć swoją ciekawość? A może nie chciałem czuć się winnym? Powinienem odłożyć pamiętnik na miejsce, ale nie mogłem tego zrobić. To była jedyna szansa by dowiedzieć się czegoś o mojej Malii. Może coś z jej zapisków pomoże mi w odzyskaniu, chociażby części wspomnień, które dotyczyły nas. Zacząłem kartkować notatnik, czytając poszczególne fragmenty. Po kilku stronach, po raz pierwszy natknąłem się na swoje imię.
"Po raz pierwszy z Charlie'm mogliśmy przygotowywać wybrańców do badań. Podzieliliśmy się zupełnie przypadkowo. Obiekty od 1-4 z obu grup trafiły pod skrzydła Charlie'ego, a od 5-9 przypadły w udziale mnie. Siedziałam przy biurku wypełniając kartę, gdy Janson go przyprowadził. Ma na imię Newt i jest inny od wszystkich."
Przekręcałem strony szukając wzmianki na swój temat.
"Kolejne badania, a etap prac wchodzi na nowy poziom. Pracuje nad swoim projektem i mimo tego, że padam ze zmęczenia, uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Wszystko dzięki niemu. Tylko codzienne, krótkie spotkania z Newt'em podczas kontroli, dają mi siłę by przetrwać to co się dzieje."
Przeskoczyłem kilkanaście kartek i znowu pojedynczy fragment przykuł mój wzrok.
"Obiecałam sobie, że nigdy się do nikogo nie przywiaże. Ale Newt zburzył moją koncepcję. Zmienił mnie, przewrócił moje życie do góry nogami. Jedno spojrzenie w jego oczy wystarczy, żebym wiedziała że nie muszę już niczego szukać. Zależy mi na nim.
DRESZCZ zabiera mi wszystko. Z Newtem, też tak będzie. Tak bardzo się boję."
Wziąłem głęboki oddech, aby następnie że światem wypuścić powietrze. Tak bardzo chciałbym ją teraz przytulić. Przez długi czas skupiałem się na sobie. Na tym co czuje, jak bardzo zniszczyła mnie Strefa. Nie pomyślałem o uczuciach Malii. Co czuła gdy nagle zniknąłem? Musiała się obwiniać, do ten pory to robi. Nadal nie wiem wszystkiego, ale te kilka fragmentów naprowadziło mnie na trop. Nie powinienem tego robić, ale schowałem notatnik do kieszeni bluzy. Muszę to zrozumieć. Nawet, jeśli postępuje źle. Przejechałem otwartą dłonią po twarzy. Dziwnie się czułem. Nie sądziłem, że coś będzie w stanie, aż tak mnie poruszyć. Westchnąłem bezgłośnie i podniosłem się z miejsca. W tej samej chwili za drzwiami usłyszałem głos Charlie'go. Przegonił dwójkę laborantów i zajrzał do pokoju.
   – Chwilę to trwało, ale już wszystko wiem – mruknął cicho, uznając że wyjaśnienie mi czegokolwiek nie jest konieczne. – Musimy się dostać do sali szpitalnej i to możliwie jak najszybciej – dodał.
   – Dlaczego to jest takie ważne? – spytałem podchodząc bliżej drzwi.
   – Myśl. Twoi przyjaciele, myślą że robimy ci badania. Jak sądzisz, gdzie będą cię szukać? – burknął Charlie i wszedł do środka.
   – Naprawdę jesteś z nami? – spytałem, a moja brew mimowolnie powędrowała ku górze.
   – A jak sądzisz? – spytał, a gdy miałem się odezwać, szybko mi przerwał. – Nie odpowiadaj. Po prostu mi zaufaj. Poza siedzibą wszystko wam wyjaśnię.
   – Chcesz iść z nami?
   – Tylko tak mogę to wszystko przerwać – odparł – Dosyć gadania. Nie mamy czasu – dodał.
Po chwili szliśmy korytarzem kierując się na zachód. Charlie nie odzywał się do mnie nawet słowem, aby nie zwracać niepotrzebnie uwagi, nielicznych strażników, których mijaliśmy. Nie minęło kilka minut, a znaleźliśmy się w szpitalu.
   – Rosalie, przyprowadziłem Ci kogoś – Charlie zwrócił się bezpośrednio do lekarki stojącej pod oknem. Gdy kobieta się odwróciła, na jej twarzy pojawiło się, coś na kształt uśmiechu.
   – Do tych badań – dodał Charlie specjalnie akcentując przedostatnie słowo.
Kobieta pokiwała głową i gestem ręki kazała mi usiąść.
   – Wracam na patrol – powiedział Charlie i posłał mi porozumiewawcze spojrzenie.
Nie wiedziałem co ma na myśli, więc mogłem tylko, wierzyć że zamierza sprowadzić tu Malię i resztę. Gdy Charlie zamknął za sobą drzwi, lekarka wzięła w dłoń jakąś kartę i przez chwilę oglądała ją w skupieniu.
   – Newt, prawda? – bardziej twierdziła, niż spytała – Chciałabym zadać Ci kilka pytań i porównać je z odpowiedziami Teresy. Mam nadzieję, że nie będziesz miał mi za złe, jeśli na chwile cię zostawię? Muszę przyprowadzić pacjentkę – powiedziała przesadnie spokojnym tonem i ruszyła w stronę drzwi, znajdujących się wewnątrz gabinetu.
Parsknąłem śmiechem. To wszystko wydawało się zdecydowanie za proste. Lekarka poszła po Teresę, aby umieścić nas w jednym pomieszczeniu. To zaoszczędziłoby nam czasu w trakcie ucieczki. Jasne, że Charlie musiał ją przekupić, a może razem to zaplanowali? Wszystko szło zdecydowanie za łatwo. Z naszym szczęściem, to było nie do przyjęcia. Kwestią czasu pozostawało, aż coś się spieprzy.
*********

   – Nie macie wrażenia, że idzie nam zbyt łatwo? – spytałam gdy wszyscy wydostaliśmy się z szyldu.
   – Przypominam Ci, że nie jesteśmy nawet w połowie realizacji naszego planu, także zawrzyj tworzostan i przestań krakać Mals – mruknął Minho i wychylił się za ściany, aby upewnić się, że w kolejnym korytarzu nikt na nas nie czeka.
   – Po prostu mam na uwadze nasze ostatnie akcje – mruknęłam cicho i wzruszyła ramionami.
   – Naprawdę nie macie nic lepszego do roboty? – fuknęła Evanlyn ściszonym głosem. – Banda dzieciaków.
   – Ona ma rację – powiedział Thomas wyraźnie nad czymś się zastanawiając. – Ogarnijcie się.
Westchnęła cicho i kiwnęłam głowę. Obydwoje mieli rację. Nie wiem dlaczego zawsze daje się sprowokować Minho. Tyle wrażeń i emocji, próbuje znaleźć ujście, że powoli przestaje nad tym panować.
   – Aby dojść do części w której znajduje się szpital, musimy przejść dwa główne korytarze – powiedział Aris nerwowo przeczesując włosy.
   – Za trzy minuty strażnicy mają zmianę warty. Będziemy mieli kwadrans – odezwał się niespodziewanie Minho, zerkając na zegarek.
Spojrzałam na niego jak na dziwny okaz w zoo. Reszta również wyglądała na zaskoczonych.   
   – Jeden z nich dzisiaj na stołówce, mówił że o osiemnastej mają przerwę – odparł Minho – Wystarczy słuchać – dodał, nie mogąc się powstrzymać.
   – W takim razie za chwilę ruszamy – mruknął Thomas – Miejmy nadzieję, że nie będą tedy przechodzić.
   – Mają siedzibę tuż nad stołówką. Nie ma szans – powiedział Aris.
   – Ruszamy – powiedział po chwili Minho i wysunął się na przód. – Trzymajcie się blisko ścian, żeby kamery zbyt szybko nas nie wychwyciły – dodał.
Zapewne jeszcze nie raz i nie dwa będę podważać słowa Minho, ale zawsze będę darzyć go szacunkiem. Od zawsze zachowuje się jak przywódca, ale ma ku temu wszelkie predyspozycje. Jest nie tylko świetnym obserwatorem, ale doskonale wpływa na ludzi. Nie manipuluje nimi, ale jak kogoś do siebie przekona, ten ktoś jest w stanie skoczyć za nim w ogień. Przynajmniej tak było w moim przypadku. Ruszyłam za Minho zgodnie z instrukcją trzymając się blisko ściany. Biegliśmy dość szybko, starając się przy tym nie narobić zbyt wiele hałasu. Po skręceniu w kolejny korytarz, usłyszeliśmy czyjeś kroki. Przyległam do ściany, analizując nasze szanse w bezpośrednim starciu ze strażnikiem. Piątka na jednego człowieka? Teoretycznie wygraną mamy w banku. W praktyce? Tego nikt nie wie. Minho uniósł pięść, przygotowany do ewentualnego ataku, jednak w polu widzenia pojawił się Charlie.
    – Nareszcie. Teresa i Newt są gabinecie obok sali szpitalnej, nie mamy zbyt wiele czasu – stwierdził brunet, odwracając się w stronę z której dopiero co przyszedł. 
   – O co chodzi? – spytała Evanlyn patrząc wprost na mnie.
   – Charlie jest z nami – wyjaśniłam. 
   – Świetnie – mruknęła sarkastycznie brunetka.
   – Naprawdę nie mamy czasu – powtórzył Charlie ruszając do przodu. 
Po chwili zrównałam się z nim krokiem.
   – Pomożesz nam się stąd wydostać? – spytałam, uważnie obserwując jego reakcję.
   – Nie tylko pomogę wam się wydostać, ale też idę z wami – odpowiedział cicho – Muszę ci wszystko wyjaśnić, ale na razie priorytetem jest wydostanie się stąd.
   – Nie za bardzo ryzykujesz?
   – Kolejny raz nie chcę żałować – uciął chłopak i przyśpieszył kroku.
Kilka minut później, po pokonaniu serii schodów, staliśmy pod białymi drzwiami prowadzącymi do pokoju lekarskiego. Charlie otworzył drzwi kartą, a potem po kolei wpakowaliśmy się do środka. Gdy tylko zobaczyłam Newta, całego i zdrowego, w przeciągu sekundy znalazłam się obok niego. Bez słowa mocno go przytuliłam. Tak strasznie się o niego bałam. Raz już go straciłam, kolejny raz bym tego nie przeżyła.
    – Ehhem – odkaszlną Minho – Nie che wam przeszkadzać, tylko grzecznie, przypominam że jesteśmy w trakcie ucieczki – dodał przesadnie miłym tonem.
Orientacyjnie wywróciłam oczami i odsunęłam się od Newta.
   – Tessa. Wszystko w porządku? – spytałam, gdy zdałam sobie sprawę z obecności przyjaciółki.
Brunetka pokiwała głową. Chciała coś odpowiedzieć, ale przerwał jej Charlie.
   – Idziemy – zarządził otwierając drzwi. – Za mną i ani słowa – powiedział stanowczo.
Posłusznie wykonaliśmy jego prośbę. W biegu pokonywaliśmy kolejne korytarze. Szybko zorientowałam się, że Charlie prowadzi nas na dół. Po pokonaniu niezliczonej ilości zakrętów i serii schodów, znaleźliśmy się na poziomie zerowym. Chwilę później moim oczom ukazała się, ogromna metalowa brama. Ta sama, którą się tu dostaliśmy.
   – Co do cholery? – mruknął Charlie, gdy wyświetlacz przy windzie zaświecił się na zielono. 
Nagle zaczęła wyć syrena, a wszystkie drzwi zaczęły się automatycznie zamykać. Charlie zaklął i wcisnął przycisk na urządzeniu, które wyjął z kieszeni. Główna brama zaczęła się otwierać, jednak po paru metrach, coś się zacięło. 
  – Biegiem do wyjścia! – krzyknął Charlie – Blokują system! – dodał – No już!
Przez chwilę byłam w totalnym szoku, dopiero gdy zostałam popchnięta do przodu przez Thomasa, zaczęłam biec. Kątem oka zauważyłam jak Charlie mocnym kopnięciem, niszczy przycisk przy windzie.
  – Purwa – wrzasnął Minho – Brama się zamyka!
Spojrzałam na przyjaciela, a następnie przeniosłam wzrok na bramę. Dzieliło nas od niej kilkanaście metrów, a otwór z każdą chwilą się zmniejszał.
Nagle obok mich nóg przeturlała się mała, szara kula, a chwilę później do moich uszu dotarło ciche pyknięcie. W tym samym momencie ktoś powalił mnie na ziemię. Kulka eksplodowała tuż obok mojej nogi. Tworząc zasłonę dymną. 
  – Zatkaj oczy – do moich uszu dotarł głos Charlie'go. Czując, że moje oczy zaczynają łzawić, wykonałam jego prośbę. Chłopak złapał mnie za rękę i po omacku szliśmy naprzód. Kolejne głośne szczeknięcie uświadomiło mi, że brama się zamknęła. Nie miałam pojęcia gdzie są moi przyjaciele. Czy udało im się wydostać? Ja i Charlie z całą pewnością byliśmy nadal w siedzibie.
  – Cholera – mruknął Charlie. 
Czując, że mgła przestaje drażnić moje powieki, niepewnie otworzyłam oczy. Dym stopniowo opadł, jednak wciąż widziałam tylko kontury.
  – Chodź za mną, jest jeszcze jedno wyjście – powiedział chłopak nie tracąc zimnej krwi.
Biegłam tuż za nim, gdy ktoś stanął nam na drodze. Tym kimś okazał się nie kto inny, jak Janson.
Mężczyzna trzymał uniesiony pistolet i z szyderczym uśmiechem patrzył wprost na nas.
  – Charlie możesz mi wyjaśnić co tu się dzieje? – spytał opuszczając broń.– Myślałem że mogę ci zaufać. Wiesz, że będę musiał wyciągnąć konsekwencje?
Spojrzałam na Charlie'go nie bardzo rozumiejąc co się właśnie dzieje. Janson w normalnej sytuacji, nie zawahałby się pociągnąć za spust. Przecież nie był idiotą. Wiedział co zrobił Charlie. Grał na czas, ale dlaczego?
  – Nie tym razem. Sorry, tato – mruknął unosząc pistolet i bez chwili zawahania pociągnął za spust. Janson padł na ziemię, sparaliżowany prądem.
  – Tak, wiem. Potem mi wszystko wyjaśnisz – wyjąkałam w amoku, dając się pociągnąć za rękę w stronę kolejnych drzwi.


   *********
Mam nadzieję że rozdział sprosta waszym oczekiwaniom. Zauważyłam że ostatnio nie idzie mi opisywanie akcji, dlatego wybaczcie, jeśli wyszło zbyt sztywno. Postaram się nad tym popracować. Obiecałam więcej Newta i Malii i tym rozdziałem rozpoczynam spełnianie swojej obietnicy. Nie ukrywam że strasznie chce się, już skupić na ich uczuciu. Kolejny rozdział będzie należał do tych słodkich, aż do bólu. Pozdrawiam serdecznie i ściskam mocno.
*Błędy niesprawdzane. Postaram się je wyłapać w najbliższym czasie.

8 komentarzy:

  1. Przybyłam, przeczytałam i niedługo skomentuję :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej !<3
    Nie zapomniałam o Tobie! Postaram się pojawić tutaj wieczorem z dłuższym komentarzem o tym rozdziale oraz o poprzednim! BuziakI!<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej. <3
      Właśnie już mi przeszło przez myśl, że o mnie nie pamiętasz.
      Cieszę się, że jesteś i oczywiście będę czekać. ;)

      Usuń
  3. Kochana Newtie!
    Wiesz jak się stęskniłam za tym opowiadaniem? Na pewno wiesz. To było takie urocze jak widziałam Malię i Newt'a w końcu razem. Oh i scena z pamiętnikiem Mals! Ale co do akcji to nie ma, co narzekać Newtie. Może nie było idealnie - skoro sama tak uważasz - ale z pewnością nikogo nie zanudziłaś, a już na pewno nie mnie!
    I zaskoczenie - Charlie to syn Szczurowatego. To mnie rozwalił i to ostatnie zdanie Malii do niego. Chyba mega polubię ich relację.
    Czekam na więcej, życzę weny i ściskam mocno. :* <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Ellize! <3
      Nawet nie wiesz, jak się stęskniłam za Twoimi komentarzami!
      Zawsze dają mi niezłego "kopa" do dalszego działania. <3
      Newt i Mals najchętniej już bym ich połączyła tak na serio, ale kurcze to by było za proste. ;) Pomysł z pamiętnikiem, przyszedł dość niespodziewanie, ale stwierdziłam że fajnie coś takiego wprowadzić.
      To, że Charlie będzie synem Szczurowatego, zaplanowałam już na początku. Co więcej... Charlie to niejedyne dziecko Jansona. ;) Także coś jeszcze niebawem wyjdzie na jaw.
      Dziękuje za komentarz.
      Pozdrawiam serdecznie. <3

      Usuń
    2. To z tym dawaniem "kopa" to rozumiem doskonale. Mam tak samo z Twoimi komentarzami :* <3

      Usuń
  4. Witaj :)
    Jakie ja mam dzisiaj szczęście! Fajne opowiadanie piszesz. Widać, że masz talent i wkładasz w nie duuuuuuuużo serducha. Za to podziwiam pisarzy. Sama fabuła wzbudza mnóstwo pytań oraz wzbudza we mnie ogromną ciekawość. Malia jest fajną laską i z chęcią poznam jej przeszłość.
    Ps. Zapraszam do siebie po długiej nieobecności. Zamierzam pisać od nowa opowiadanie, ale możesz się zaznajomić że starym
    batgirlpisze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Template by Elmo