Przez chwilę stałam
w miejscu, wciąż przytulając Thomasa. Nie byłam w stanie, zrobić
nawet kroku na przód. Zamaskowani mężczyźni znajdowali się coraz
bliżej nas. Odgłos biegnących osób, sprawił że Thomas
oprzytomniał. Wyprostował się i gwałtownie odwrócił w stronę
drzwi, którymi planowaliśmy uciec.
-
Ani kroku - krzyknął jeden z mężczyzn gdy Minho wysunął się do
przodu. - Pójdziecie z nami – dodał.
-
Po moim trupie - warknął Thomas.
Próbowałam
go powstrzymać, ale wysunął się na przód, piorunując wzrokiem
mężczyznę.
-
To akurat da się załatwić - dodał kpiącym głosem drugi z
mężczyzn.
Reakcja
Thomasa była natychmiastowa. Rzucił się na rozmówcę z pięściami.
Zadawał cios za ciosem, aż wreszcie pierwszy z mężczyzn go
odciągnął.
-
Thomas - powiedziałam cicho chwytając brata za rękę.
Znowu
znaleźliśmy się w podbramkowej sytuacji. Prowokowanie nowo
przybyłych nie było dobrym pomysłem, chociaż ich zachowanie,
pozostawiało wiele do życzenia. Wiedzieli przez co przeszliśmy.
Psychika każdego z nas była mocno naruszona. Żartowanie ze
śmierci, w obliczu ostatnich wydarzeń, było nie na miejscu. Śmierć
stanowiła temat tabu dla większości ludzi. Dla Streferów, którzy
niejednokrotnie się o nią otarli, była wyjątkowo ciężkim
tematem, który nie powinien zostać poruszony.
-
Skończmy te przepychanki - odezwał się drugi z mężczyzn,
zsuwając maskę.
Był
młody. Nie mógł być wiele starszy ode mnie i reszty Streferów.
Jego twarz pokrywał lekki zarost, a ciemne włosy pozostawały w
nieładzie.
-
Jestem Charlie, pracownik DRESZCZ-u - wyjaśnił - Razem z oddziałem,
mam za zadanie przetransportować was w bezpieczne miejsce - dodał
uważnie się nam przyglądając.
-
Mamy mały problem - mruknął Minho - Nikt z nas, wam nie ufa.
-
Nie zamierzamy się stąd ruszać - poparłam przyjaciela, tym samym
ściągając na siebie spojrzenie Charlie'ego.
Niebieskie
tęczówki chłopaka, przez chwilę wpatrywały się we mnie z
niespotykaną intensywnością. Gdy nasze spojrzenia się spotkały,
Charlie nieznacznie kiwnął głową, a na jego twarzy było
wymalowane zdziwienie.
-
Niestety, nie macie wyboru. Zostaniecie dostarczeni do siedziby
DRESZCZ-u, a potem rozpocznie się kolejny etap - powiedział
pierwszy z mężczyzn, który nadal pozostawał anonimowy. Jego głos
choć nadal brzmiał stanowczo, złagodniał.
-
Kolejny etap? Mało wam jeszcze? - warknął Thomas nie kryjąc
zdenerwowania.
-
Wszystkiego dowiecie się na miejscu - powiedział Charlie.
Thomas
wybuchnął gwałtownym śmiechem. Spojrzałam na brata i mocniej
ścisnęłam jego dłoń.
Mogłam
się tylko domyślać, co teraz czuje. Szansa na ucieczkę przepadła.
Wyszliśmy z labiryntu, ale nie odzyskaliśmy wolności. Koszmar miał
się skończyć, a właśnie rozpoczynał się na nowo. Nie
wiedzieliśmy czy możemy im zaufać. Czy można zaufać komuś kto
zniszczył nam życie? Dlaczego jacyś ludzie mieli decydować za
nas? Nie byliśmy już dziećmi. Na naszych oczach ginęli ludzie,
niespełna kilka metrów za nami, leżał Chuck. Ten sam chłopak,
który jeszcze kilka godzin wcześniej strasznie mnie irytował,
teraz leżał martwy. W tym wszystkim nie było żadnej logiki. Jak
ten cały Charlie mógł wymagać od nas zaufania? Po tym co
przeszliśmy? Zagryzłam wargę i przeniosłam wzrok na Newta. Był
jedyną osobą, która od dłuższej chwili milczała. Jakby czytając
mi w myślach, odwrócił głowę i spojrzał w moją stronę. Nie
wiedziałam co mam zrobić. Jak rozmawiać z Charlie'm i reszta.
Thomas po nagłym ataku śmiechu, zamilkł i podtrzymywany przez
Minho, patrzył z pod łba na pracowników organizacji.
-
Jaka mamy pewność, że nie wrócimy do labiryntu?- spytał Newt -
Może znowu usunięcie nam wspomnienia - dodał.
-
Newt, prawda? - spytał Charlie, a potem machnął dłonią uznając
tę informację za niezbyt istotną. - Grupa A zakończyła próbę
pomyślnie. Już nigdy nie wrócicie do labiryntu. Wszelkie analizy
jakich dostarczyliście organizacji, są wystarczające by zamknąć
ten etap. Przed wami kolejne wyzwania, a na razie czeka was zasłużony
wypoczynek - dodał.
-
To, że pójdziecie z nami, jest nieuniknione. Szkoda czasu na spory.
Macie wybór. Albo grzecznie z nami pójdziecie, albo będziemy
musieli użyć bardziej radykalnych metod - ponownie odezwał się
pierwszy mężczyzna.
-
Spokojnie Janson - mruknął Charlie i ponownie zilustrował nas
wzrokiem.
-
Na zewnątrz czeka helikopter. Zabierze was do siedziby. Tam
wszystkiego się dowiecie - wyjaśnił - Tylko bez żadnych głupot -
dodał.
-
Możecie... możecie dać nam chwilę? - spytałam zerkając na
chłopaka.
-
Jasne. Rozbijemy obóz na zewnątrz, a wy się na radzicie - zakpił
Janson.
-
Są osoby, którym zależy na waszej śmierci - powiedział Charlie -
Nie ma czasu - dodał.
Reszta
oddziału, która dotychczas trzymała się na uboczu, ustawiła się
za nami, zmuszając abyśmy ruszyli do przodu. Chcąc nie chcąc,
wszyscy udaliśmy się w stronę wyjścia. Zerknęłam na przyjaciół.
Każdy z nich miał niewyraźną minę, jedynie z twarzy Thomasa bił
gniew. Szłam obok brata nie potrafiąc zebrać myśli. Kolejne
informacje dostarczone przez Charlie'ego, zrobiły mi mętlik w
głowie. To DRESZCZ miał być zły. To ich powinniśmy się obawiać.
Komu innemu oprócz nich mogło zależeć na naszej zgubie? A może
to kolejny podstęp? Nowe rozdanie kart że strony organizacji. A co
jeśli miejsce do którego nas zabiorą okaże się gorsze od
labiryntu? Newt miał rację. Nie mieliśmy pewności, że znowu nie
pozbawią nas wspomnień. Przekonywania Charlie'ego nie uspokoiły
mnie nawet w najmniejszym stopniu. Piękne kłamstwa, nie gwarantują
równie pięknej prawdy. Skoro chłopak był ich pracownikiem,
działał według ich zasad. Kiedyś dla nich pracowałam. Robiłam
wszystko wedle panujących reguł. Nie pamiętałam wszystkiego, ale
DRESZCZ nie należał do organizacji, która dawała komuś druga
szansę. Tam nie było miejsca na błędy i niedociągnięcia.
Wszystko musiało być przejrzyste i posiadać swoją argumentację.
-
Wchodźcie - rzucił Charlie - Szybko, za nim przybędą - dodał.
-
Kto przybędzie? - warknął Minho, po czym został pociągnięty
przez jednego z mężczyzn i biegiem ruszyli w stronę helikoptera.
Pośpieszani
krzykami Jansona, ruszyliśmy za Minho. Biegłam przed siebie dość
szybko, jednak piasek utrudniał mi zadanie. Rozejrzałam się.
Prawdopodobnie byliśmy na jakiejś pustyni. Zewsząd otaczał nas
piach, a słońce paliło niemiłosiernie. Było straszne gorąco,
dlatego po pokonaniu odległości dzielącej mnie od helikoptera,
poczułam się podejrzanie słabo.
-
Szybciej - pośpieszył mnie Charlie gdy zatrzymałam się, blokując
wejście do helikoptera.
Minho
wyciągnął dłoń, którą chwyciłam, aby dostać się do środka.
Chwilę później, wszyscy siedzieliśmy w środku, a helikopter
wystartował. Oparłam głowę o ścianę, przygryzając wargę.
Dopiero teraz, dotarło do mnie jak strasznie jestem zmęczona. Nie
fizycznie, ale psychiczne. Wyjrzałam przez okno. Właśnie
przelatywaliśmy nad labiryntem, a chwilę później mijaliśmy
Strefę. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Te rany wciąż
były otwarte, a blizny po nich, nie znikną nigdy. Zawsze będą
istnieć w naszej pamięci. Walka o życie, rywalizacja, patrzenie na
śmierć innych. Żegnaj
Strefo - powiedziałam w
myślach i zamknęłam oczy. Ta prozaiczna czynność pomagała mi
się wyciszyć. Spojrzałam na siedzącego obok mnie Newta i
niepewnie chwyciłam jego dłoń.
Newt
mocniej ją ścisnął, nic nie mówiąc. W takich chwilach jak te,
potrzebowałam kogoś kto mnie zrozumie, a nikt nie rozumiał mnie
lepiej, niż Newt.
******
Nie
wiem ile czasu spędziliśmy w helikopterze, ale z pewnością było
to więcej, niż kilkanaście minut. Zerknęłam na zegarek.
Wskazywał godzinę trzynastą. Ostatni raz sprawdzałam czas gdy
opuściliśmy labirynt. Wtedy była jedenasta. Doliczając do tego
film, który obejrzeliśmy, sytuację z Gally'm i krótką wymianę
zdań z Charlie'm, wychodziło na to, że lecimy około godziny.
Powoli zaczynałam się niepokoić. Nie byłam jedyna. Kilkakrotnie
napotkałam pytający wzrok Minho, który z rosnącym zdenerwowaniem
wpatrywał się w okno. Wszyscy byliśmy poddenerwowani, poraz
kolejny nasze życie było w rękach DRESZCZ-u. Ucieczka miała dać
nam wolność i odpowiedzi. Tymczasem dostarczyła kolejnej porcji
pytań. Korzystając z tego, że siedziałam na przeciwko okna,
mogłam bez przeszkód obserwować otoczenie. O ile wcześniej miałam
wątpliwości, odnośnie tego co mówiła pani Paige, teraz
zaczynałam jej ufać. Lecieliśmy sporo czasu, a pod nami przez całą
podróż, rozciągała się pustynia. Z pod ogromu piachu, niekiedy
wystawały pozostałości po konstrukcjach, które kiedyś
podtrzymywały liczne budowle.
Jeśli
słońce naprawdę wypaliło ziemię, Pożoga też musiała istnieć.
Na wspomnienie chorego człowieka, którego widzieliśmy na filmie,
na mojej twarzy pojawił się grymas. Przez co musieli przechodzić
zarażeni? Jak to możliwe, że istniała tak straszna choroba? Czy
naprawdę tylko my byliśmy w stanie pomóc tym ludziom? Miałam
coraz większy mętlik w głowie.
-
Zaraz będziemy na miejscu - powiedział Charlie i podniósł się z
miejsca.
Thomas
i Newt wymienili porozumiewawcze spojrzenia, a ja z uwagą
obserwowałam Charlie'ego. Jeśli wierzyć w to co mówił wcześniej,
za chwilę znajdziemy się w siedzibie DRESZCZ-u. Kątem oka
zerknęłam na Minho. Jego dłoń była zaciśnięta na rękojeści
noża, który zawsze nosił przy sobie. Gdy zauważył, że na niego
patrzę, nieznacznie kiwnął głową i bezgłośnie wypowiedział
jedno słowo: Uważaj.
Przymknęłam
prawą powiekę, a lewą dłoń włożyłam do kieszeni bluzy. Miałam
tam schowany nóż, który drugiego dnia dostałam od Newta. Minho
gdy upewnił się, że zrozumiałam przekaz, odwrócił wzrok, aby
nie wzbudzać podejrzeń, pracowników organizacji. Byliśmy poza
labiryntem, a Minho nadal odgrywał rolę przywódcy. Nie miałam mu
tego za złe, a wręcz przeciwnie. Doskonale spełniał się w tej
roli. Potrafił zachować trzeźwość umysłu, gdy inni panikowali.
Był porywczy, wyszczekany, denerwujący, ale był też moim
przyjacielem. Przede wszystkim przyjacielem. Najlepszym jakiego
mogłam sobie wymarzyć. Początek naszej znajomości nie należał
do najprzyjemniejszych, oboje mamy trudne charaktery, dlatego
wzajemne 'rozgryzienie' się, trochę nam zajęło. Azjata
był nadzwyczaj stanowczy, nie owijał w bawełnę. Zawsze mówił co
myśli, chyba nie rozumiał czym jest 'takt' i 'delikatność',
jednak nie każda przyjaźń musi wyglądać cukierkowo.
Najważniejsze, żeby czuć, że można liczyć na drugą osobę. A
ja mogłam liczyć na Minho. Zawsze. Chociażby w tej sytuacji. Mimo,
że wydawała się bez wyjścia, on nie zamierzał się poddać. Co
zapaliło iskrę nadziei w moim sercu. Nie miałam pojęcia czego
możemy się spodziewać.
Newt
nieznacznie przesunął się w moją stronę.
-
Musimy trzymać się razem - powiedział cicho udając, że wiąże
sznurówkę.
-
I uważać na siebie - dodałam cicho, gdy nasze spojrzenia się
spotkały.
Wiedziałam,
że Newt mówiąc, że mamy trzymać się razem, miał na myśli całą
grupę. Znając metody DRESZCZ-u, gdy nas rozdzielą, możemy się
już więcej nie zobaczyć.
******
-
Witajcie w siedzibie DRESZCZ-u - powiedział Charlie zdejmując maskę
i szeroko się uśmiechając.
Stałem
w miejscu, zastanawiając się jakie będą konsekwencje obicia jego
"pięknej" twarzy.
DRESZCZ
zniszczył mi życie. Zniszczył życie wszystkim Streferom. Omal nie
pozbawił nas życia, a ten dureń wypowiedział to zdanie w taki
sposób, jakby witał nas na ekskluzywnych wakacjach.
-
To spełnienie moich marzeń - mruknął Minho - Zawsze chciałem tu
trafić. Purwa nadal nie wierzę, że dożyłem tego zaszczytu -
dodał prychając.
Po
chwili obok nas pojawił się Janson, drugi z mężczyzn z którymi
rozmawialiśmy. Gdy tylko wszedł do pomieszczenia, ogromne metalowe
drzwi się zamknęły. Zdążyłem dostrzec kartę, którą schował
do kieszeni.
Janson
zdjął maskę i spojrzał na nas z kpiącym uśmiechem. Mężczyzna
miał około pięćdziesięciu lat. Był siwy, a jego twarz
przypominała, głowę szczura. Krzywy zgryz, nieumiejętnie
zapuszczane wąsy i chytry wzrok. Z całą pewnością nawet w
młodości, Janson nie grzeszył urodą.
Mężczyzna
nacisnął włącznik, a pomieszczenie w którym staliśmy, wypełniło
się światłem. Znajdowaliśmy się na korytarzu, jakiegoś
ogromnego budynku, jeśli wzięło się pod uwagę długość
korytarza. Pomalowane na szaro ściany, łączyły się z betonem, z
którego składała się podłoga. Nie było tu okien, a szczelnie
zamknięte, ogrome, metalowe drzwi i brak klamki, przyprawiały o
dreszcze.
-
Nareszcie możemy normalnie porozmawiać - mruknął mężczyzna i
oparł się o ścianę. - Zanim ruszymy dalej, musimy wyjaśnić
sobie kilka spraw. Gratuluję ukończenia próby, chociaż nie
ukrywam, że po waszej grupie spodziewaliśmy się, że nastąpi to
dużo wcześniej.
-
Co? To znaczy, że nie jesteśmy jedyni? - spytałem zanim zdążyłem
ugryźć się w język.
-
Ach te dzieciaki. Zawsze muszą przerywać - siwowłosy teatralnie
wywrócił oczami. - Wracając. Tak, oprócz Grupy A do której
należycie, istnieje Grupa B. Tamci dotarli tu kilka dni wcześniej.
Będziecie mieli okazję się poznać.
Spojrzałem
na Minho i Thomasa. Skoro jakaś grupa już tu jest, może nie grozi
nam tu niebezpieczeństwo? Warto by było porozmawiać z tamtymi,
może wiedzą coś więcej na temat tego, co się stało.
-
Malia. Możesz odłożyć nóż, nie będzie Ci potrzebny, poproś
kolege by zrobił to samo - mruknął Szczurowaty, jak zacząłem w
myślach nazywać Jansona.
Zerknęłam
na przyjaciół, a widząc i zdezorientowane miny, przygryzłem
policzek od środka. Janson od początku wiedział, że coś
planujemy.
-
Specjalnie nie pozbawiliśmy was broni. Liczyłem na to, że
zachowacie się jak należy. Tym bardziej, że niektórzy z was
wracają do domu - dodał z uśmiechem - Prawda Tereso? Thomas?
Malia? Nie poznajecie? - dodał kpiącym głosem - Naprawdę nie? A
to zagłostka.
Thomas
wyrwał się do przodu, a jego pięść zaledwie o centymetr minęła
twarz Szczurowatego. Pociągnąłem przyjaciela za ramię.
-
Daj spokój Tommy, to prowokacja - powiedziałem cicho.
Szczerze
zdziwiła mnie jego reakcja. Dotychczas Thomas stronił od przemocy,
a teraz pierwszy wyrywa się z pięściami.
Nie
wiedziałem o co chodzi Szczurowatemu, ale po raz kolejny nas
prowokował. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie mogliśmy
nic zrobić. DRESZCZ znów miał nas w garści, o czym Janson
doskonale wiedział.
-
Mogłeś sobie darować - mruknął Charlie, a Szczurowaty prychnął.
- Może ty zdasz raport, a ja zajmę się resztą? - spytał brunet,
jednak ton jego głosu, świadczył o tym, że chłopak już
postanowił.
Nie
wiem kim był Charlie, ani tym bardziej jakie relacje łączyły go z
Jansonem, jednak mężczyzna ustąpił.
-
Nie próbujcie żadnych sztuczek. Przy próbie ucieczki włączy się
alarm, a Nasi ludzie nie zawahają się strzelić - dodał i odwrócił
się, aby chwilę później zniknąć w jednym z korytarzy.
-
Zaprowadzę was do pokoi. Będziecie mogli się przebrać, umyć. Z
resztą Streferów spotkacie się podczas kolacji - powiedział
Charlie i zaczął powoli posuwać się na przód.
-
Jak długo tu zostaniemy? - spytała Malia, mój wzrok natychmiast
odszukał jej twarz.
-
Aż do rozpoczęcia drugiej fazy - odparł Charlie nawet na nią nie
spoglądając.
-
To znaczy? - spytała Teresa, która odezwała się poraz pierwszy
odkąd opuściliśmy labirynt.
-
Dowiecie się w swoim czasie.
-
Purwa. Ty cholerny Sztamaku. Mam już tego dosyć. Dowiecie się w
swoim czasie, jeszcze nie pora. Nie możecie powiedzieć niczego
wprost? - warknął Minho.
Charlie
gwałtownie się zatrzymał, jednak nic nie odpowiedział. Otworzył
jedne z drzwi i gestem kazał nam wejść do środka.
-
Wy nie - powiedział Charlie blokując wejście Malii i Teresie.
-
Co? O co chodzi? - spytałem stanowczo obdarzając Charlie'ego
niezbyt przyjemnym spojrzeniem.
-
Właśnie w czym problem? - poparł mnie Thomas.
-
Dziewczyny na pewno potrzebują odrobiny prywatności. W siedzibie
jest dość pokoi - powiedział chłopak.
-
Teraz zaczęliście się tym przejmować? - prychnęła Malia -
Dzięki, ale nie skorzystamy - dodała.
-
Przykro mi, ale takie są ustalenia - mruknął Charlie i zatrzasnął
drzwi .
Orientacyjnie
uderzyłem w drzwi. Cholera! Mieliśmy trzymać się razem. Jak
zwykle nasze plany, szlak trafił.
-
Tommy to wszystko coraz bardziej śmierdzi - mruknąłem siadając na
jednym z łóżek.
-
Musimy stąd spadać - dodał Minho.
-
Podziwiam twój entuzjazm Minho, ale to twierdza. Sam widziałeś. Do
tego odcięli nas od siebie. Jak znajdziemy Malie i Teresę? -
spytałem zrezygnowany.
-
Słyszałeś tego Sztamaka, spotkamy się na kolacji. Wtedy coś
ustalimy - powiedział Minho - Musimy wymyślić jak się stąd
wydostać i najlepiej będzie jeśli zrobimy to jak najszybciej.
Grupa B jest tu od kilku dni, a to oznacza, że z rozpoczęciem
drugiego etapu, czekali na nas. Teraz nic nie stoi im na
przeszkodzie.
-
Świetnie Minho, niesamowity tok myślenia - mruknął Thomas - Masz
jakiś plan?
-
Nie. Jeszcze nie - odparł Azjata kładąc się na łóżku. - Ale to
tylko kwestia czasu.
-
Czasu, którego nie mamy - westchnąłem przewracając oczami. - Nie
dziwi was to, że rozdzielili nas od dziewczyn? Nie wierzę w ich
nagłą troskę - dodałem po chwili.
-
Ani ja. Coś jest na rzeczy - mruknął Thomas.
-
Nie szukajcie dziury w całym. Może naprawdę tak będzie lepiej. To
dziewczyny. Ostatnie kilka dni spędziły w towarzystwie
kilkudziesięciu chłopaków. Może muszą od tego odpocząć -
rzucił Minho podnosząc się z łóżka.
-
Nie przekonuję mnie to -powiedział Thomas, a ja pokiwałem głową.
-
Przewidzieli, że będziemy próbowali uciec, a rozdzielając nas,
uniemożliwią nam zaplanowanie czegokolwiek - mruknąłem po czym
zeskoczyłem z łóżka. Zgarnąłem z krzesła ubrania, zapewne
przygotowane dla każdego z nas i ruszyłem w stronę łazienki.
*****
Gdy
Charlie wyszedł z pokoju, spojrzałam z niepokojem na
Teresę. Brunetka wyglądała na nadzwyczaj spokojną.
-
Jak skontaktujemy się z chłopakami? - spytałam z nerwów
zaciskając pięść.
Nie
wierzyłam w nagłą troskę DRESZCZ-u. Na pewno nie chodziło im o
nasz komfort.
Celowo
rozbili naszą grupę, abyśmy nie mogli ustalić planu działania.
Jestem pewna, że o to im chodziło.
-
Spokojnie Mal. Szukasz dziury w całym - westchnęła Teresa -
Spotkamy się na kolacji. Te kilka godzin niczego nie zmienią.
-
Nie ufam im - mruknęłam z nerwów chodząc w kółko.
-
Może powinniśmy? To co mówili brzmiało przekonująco -
powiedziała niepewnie brunetka.
-
Nie myśl, że nie mam uczuć. Jest mi strasznie żal tych ludzi,
Pożoga to okropna choroba, ale to jak potraktował nas DRESZCZ było
jeszcze gorsze.
-
Nie zapominaj, że my też przy tym pracowałysmy - westchnęła
Teresa, a ja zagryzłam wargę.
-
I to była najgorsza decyzja w moim życiu - warknęłam. - Idę się
wykąpać - dodałam kończąc rozmowę.
Tessa
uderzyła w czuły punkt. Nie chciałam dłużej o tym rozmawiać.
Nie. Ja nie chciałam w ogóle o tym rozmawiać. Wolałam uciec od
tego tematu. Współpraca z DRESZCZ-em była czymś czego wciąż się
wstydziłam. Nie mogłam tego zaakceptować, póki nie dowiem się
całej prawdy, nigdy tego nie zrozumiem.
-
Ale... - zaczęła Teresa.
-
Nie chce o tym rozmawiać - mruknęłam i ruszyłam w stronę białych
drzwi, znajdujących się w głębi pokoju.
Tak
jak się spodziewałam, prowadziły do łazienki. Weszłam do środka
i zamknęłam je na zamek. Odwróciłam się i usiadłam na brzegu
ogromnej wanny, omiatajac wzrokiem pomieszczenie. Duża, jasna
łazienka, urządzona w sposób minimalistyczny, tworzyła swoistego
rodzaju kontrast z ponurym pokojem, który nam przydzielono.
Przypominał bardziej opuszczony magazyn do którego na siłę
wepchnięto kilka, piętrowych łóżek i starych mebli. Na szafce
pod oknem dostrzegłam stertę, poukładanych ubrań. Podeszłam do
nich, niemal od razu biorąc w dłonie parę czystych jeansów. Moje
spodnie oprócz licznych plam i dziur, zaczęły mi po prostu spadać.
Musiałam schudnąć i to całkiem sporo. Przejrzałam kilka par, aż
wybrałam te odpowiednie. Do tego zwykła czarna koszulka i rozpinana
bluza. Wszystko oprócz spodni, posiadało nadruk 'Dreszcz'. Pozbyłam
się ubrań i weszłam pod prysznic. Chciałam jak najszybciej zmyć z
siebie cały ten brud. Woda dawała ukojenie. W Strefie mogliśmy pomarzyć o takich luksusach jak
prysznic. Każdy w miarę możliwości dbał o higienę, jednak nic
nie jest w stanie zastąpić prawdziwej łazienki.
Po
około dwudziestu minutach, wyszłam spod prysznica. Szybko się
ubrałam, po czym zajęłam się suszeniem włosów. Pierwszy raz od
dawna miałam w rękach szczotkę. Okazało się, że moje włosy są
dość cienkie i łatwo dają się ułożyć. W Strefie nosiłam je
związane. Ze względu na wilgoć niesamowicie się puszyły.
Przemyłam
twarz i cicho zaklęłam. Teraz mogłam uważnie przyjrzeć się
swojej twarzy. Z głębokiego rozcięcia na prawym policzku,
pozostała ogromna blizna. Odrobinę wyblakła, ale wciąż była
dobrze widoczna. Ciągnęła się od połowy policzka, aż do ucha.
Teraz gdy moja twarz była idealnie czysta, blizna była doskonale
widoczna. Westchnęłam i odwróciłam się od lustra, aby odłożyć
szczotkę. W tym samym czasie coś przykuło moja uwagę. Dostrzegłam
w lustrze jakiś czarny napis, który znajdował się na moim ciele.
Był umiejscowiony na karku, dlatego nie byłam w stanie go odczytać.
Wybiegłam z łazienki tak szybko, że Teresa omal nie wypuściła
kubka, który trzymała w dłoni.
-
Co jest tam napisane?
Teresa
spojrzała na mnie jak na wariatkę. Odwróciłam się tyłem i
wskazałam ręką na swój kark. Teresa przez chwilę milczała, a ja
zaczęłam się niecierpliwić.
-
Grupa A, obiekt A3 - Sojusznik, Własność DRESZCZ-u - przeczytała
niepewnie.
Własność
DRESZCZ-u? Jakim prawem traktowali mnie jak rzecz?
-
Sojusznik? O co chodzi?
Teresa
wzruszyła ramionami.
-
Ciekawe czy ty też coś takiego masz - powiedziałam cicho.
-
Sprawdź.
Pokiwałam
głową i odgarnełam włosy Teresy.
Grupa
A
Obiekt
A1
Zdrajczyni
Własność
DRESZCZ-u
Przygryzłam
wargę próbując zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi. Nie
wiedziałam co znaczą te przypisy. O ile nad 'Sojusznkiem' można
się było zastanawiać, o tyle określenie Teresy było dość
jednoznaczne.
-
I? - spytała zniecierpliwiona dziewczyna.
-
Grupa A, obiekt A1, Własność DRESZCZ-u - odpowiedziałam.
-
To wszystko? - Teresa odwróciła się w moją stronę i spojrzała
mi prosto w oczy. - Tylko nie kłam - dodała.
-
Jest coś jeszcze - powiedziałam niepewnie - Pod numerem obiektu
jest jeszcze jedno słowo.
-
Jakie?
Zawahałam
się przed odpowiedzią.
-
Wykrztusisz to wreszcie?
-
Zdrajczyni - szepnęłam.
******
Rozdział
XII za Nami. Przepraszam, że pojawia się dopiero teraz, ale
ostatnio cierpię na totalny brak czasu. Ty rozdziałem wkraczamy w
nowy etap historii. Będzie jeszcze więcej zagadek i zwrotów akcji.
Mam milion pomysłów, jeśli uda mi się wykorzystać, chociaż
kilka z nich w takim stopniu, jak bym chciała, myślę, że będzie
ciekawie. Zaktualizowałam wszystkie zakładki. Pojawił się Prolog,
a także parę nowych informacji o blogu. Zachęcam do zapoznania się
z podstronami. Jestem w trakcie poprawiania rozdziałów. Staram się
wyłapać większość błędów, popracować nad estetyką tekstu.
Kolejna sprawa: lost-memories-lost-love, zajęło trzecie miejsce w
konkursie na blog miesiąca w Księdze Baśni. To ogromne
wyróżnienie, dlatego bardzo dziękuje wszystkim, którzy na mnie
głosowali. Wiem, że mam wielu czytelników, którzy nie udzielają
się pod postami, ale są ze mną od początku. Nie potrafię
zachęcić Was do wyrażenia swojej opinii, ale mogę Wam podziękować
za to, że jesteście. Tak więc, dziękuje bardzo. Bez Was ten blog
by nie istniał. Pamiętacie jak pod ostatnim rozdziałem dziękowałam
za pięć tysięcy wyświetleń bloga? Minął niespełna miesiąc, a
liczba ta urosła do ponad siedmiu tysięcy. Jesteście wyjątkowi,
nawet nie wiecie jak się cieszę z tego powodu. Uśmiech nie schodzi
mi z twarzy.
Mam
nadzieję, że rozdział przypadnie Wam do gustu. Jeśli o mnie
chodzi, jestem z niego średnio zadowolona. Kolejny rozdział będący
wstępem do akcji właściwej, nie oddający klimatu w taki sposób
jakbym chciała, jednak niezmiernie ważny dla całości historii.
Nie wiem kiedy pojawi się kolejny rozdział. Za to w przyszłym
tygodniu opublikuję pierwszą miniaturkę - cofniemy się do
wydarzeń z przed labiryntu.
Pozdrawiam
serdecznie i do napisania.
Ten cały DRESZCZ, cały koleś Szczurowaty i inni głupi ludzie mogą sobie już odejść? A sio? Won mi stąd i te sprawy, bo chcę Newta i Malię razem? Dodam, że ta końcówka mnie zaciekawiła jak i zainteresowała najbardziej. Teresa, zdrajczyni. Na pewno coś to wiele oznacza. I tak jej nie ufałam od początku, phi. XD
OdpowiedzUsuńGratuluję trzeciego miejsca w Księdze Baśni! ^^
Czekam na miniaturkę, jestem ciekawa co tam w niej będzie. No, wystarczy mi czekać na kolejny rozdział albo tą miniaturkę. Cokolwiek. :D
Przysyłam strasznie dużo weny i pomysłów! (Czy ty też myślisz, że powinni wymyślić jakieś tabletki na wenę, lub coś podobnego? Strasznie by się przydały...)
Pozdrawiam i życzę miłego dzionka!;>
A no i muszę dodać, że zaskoczyłaś mnie nowym tytułem. Gdy wyświetlił mi się nowy rozdział, zastanawiałam się skąd taki blog wziął się w moich obserwowanych a tu ty, bam! :')
UsuńCześć kochana. <3
UsuńNiestety DRESZCZ i część pracowników odegra w tej części sporą rolę. Właściwie wszystko będzie się kręcić w okół organizacji. :D
Też bym chciała już trochę posłodzić i wepchnąć Malię w ramiona Newta, jednak to nie takie proste. :D No dobra, tak ich lubię razem, że kilka 'romantico' scen się pojawi, ale nad ich związkiem, którego defacto, jeszcze nie ma, zbierają się czarne chmury.
Cieszę się, że końcówka Cię zaskoczyła. Teresa to franca, od początku jej nie lubiłam, chociaż starałam się do niej przekonać, podobnie jak Malia, ale słabo nam to wychodzi. :D
Miniaturka pokaże jak bohaterowie trafili do organizacji, mniej-więcej. :D
Pozdrawiam serdecznie i ściskam mocno. <3
Hej, hej
OdpowiedzUsuńOficjalnie powracam do świata żywych i zaczynam komentować jakiekolwiek posty. Czuj się wyróżniona. To mój pierwszy komentarz od... miesiąca? Jakoś tak.
Możesz również być dozgonnie wdzięczna bo mam zamiar pomóc Ci z błędami
#Kottakiłaskawy
"dlatego wzajemne 'rozgryzienie' się nawzajem" musisz usunąć albo wzajemnie albo nawzajem
"Woda dawała ukojenie. Czułam dreszcze gdy zimna woda spływała po moim ciele" WODA -> powtórzenie
"W Strefie nosiłamm je związane" podwójne 'm'
Dobra, to wszystko były żarty. Tak naprawdę baaaaardzo się cieszę, że coś napisałaś. Na początku tak jak moja poprzedniczka popadłam w stupor widząc nową nazwę bloga i nie rozpoznając autora. Newtie to w sumie fajna nazwa jest ^^
Co do błędów to od zawsze fascynuje mnie to, że u innych strasznie rzucają mi się w oczy, a w moich tekstach skubańce chowają się tak, że ich nie widzę.
Heh... czasem nie ogarniam swojego umysłu...
Chciałam Ci baaaardzo pogratulować sukcesu w sondzie! To cudne uczucie kiedy widzisz dwa zarombiaszcze blogi na podium. Jeśli mam być szczera oddałam jeden głos na ciebie i jeden na autorkę "Our Destiny" więc jaram się że obydwie zostałyście nagrodzone za waszą ciężką pracę.
Wracając do zmiany nazwy bloga to całkowicie Cię rozumiem, bo sama będę niedługo reaktywować swojego ze zmienioną nazwą ;)
Pozdrawiam i wysyłam kilogram weny i dwa kilogramy czasu na następny rozdział
Koteł ;)
Hej Kocie. <3
UsuńMuszę przyznać, że już stęskniłam się za Twoimi komentarzami.
Dzięki za wyłapanie błędów. Mam dokładnie tak samo jak Ty. U innych niesamowicie mnie rażą, a swoich nie widzę. Ale co się dziwić, tak jest zawsze. :D
Co do zmiany tytułu bloga - wkraczamy w nowy etap historii, zrobi się bardziej tajemniczo, a wszystko jeszcze bardziej się skomplikuje, stąd tytuł. Będący swoją drogą cytatem, Sama - Wiesz - Kogo i nie mówię o Voldemorcie. ;D
Dziękuje za głos w sondzie i ogólnie dziękuje za wszystko.
Ściskam mocno. <3
Rozdział miło się czytało ;)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się to, bo widać, że akacja opowiadania wchodzi na nowy etap i to mi się podoba!Rozdział taki spokojny na razie, ale jestem ciekawa tatuażu Malii - co oznacza ten sojusznik? W ogóle jestem ciekawa jak to dalej się pociągnie. Już nie mogę się doczekać kolejnego.
Pozdrawiam i ściskam mocno <3