5 sierpnia 2016

Rozdział XII - Zdrajczyni


              Przez chwilę stałam w miejscu, wciąż przytulając Thomasa. Nie byłam w stanie, zrobić nawet kroku na przód. Zamaskowani mężczyźni znajdowali się coraz bliżej nas. Odgłos biegnących osób, sprawił że Thomas oprzytomniał. Wyprostował się i gwałtownie odwrócił w stronę drzwi, którymi planowaliśmy uciec. 

- Ani kroku - krzyknął jeden z mężczyzn gdy Minho wysunął się do przodu. - Pójdziecie z nami – dodał.
- Po moim trupie - warknął Thomas.
Próbowałam go powstrzymać, ale wysunął się na przód, piorunując wzrokiem mężczyznę.
- To akurat da się załatwić - dodał kpiącym głosem drugi z mężczyzn.
Reakcja Thomasa była natychmiastowa. Rzucił się na rozmówcę z pięściami. Zadawał cios za ciosem, aż wreszcie pierwszy z mężczyzn go odciągnął. 
- Thomas - powiedziałam cicho chwytając brata za rękę. 

               Znowu znaleźliśmy się w podbramkowej sytuacji. Prowokowanie nowo przybyłych nie było dobrym pomysłem, chociaż ich zachowanie, pozostawiało wiele do życzenia. Wiedzieli przez co przeszliśmy. Psychika każdego z nas była mocno naruszona. Żartowanie ze śmierci, w obliczu ostatnich wydarzeń, było nie na miejscu. Śmierć stanowiła temat tabu dla większości ludzi. Dla Streferów, którzy niejednokrotnie się o nią otarli, była wyjątkowo ciężkim tematem, który nie powinien zostać poruszony.

- Skończmy te przepychanki - odezwał się drugi z mężczyzn, zsuwając maskę. 
Był młody. Nie mógł być wiele starszy ode mnie i reszty Streferów. Jego twarz pokrywał lekki zarost, a ciemne włosy pozostawały w nieładzie.
- Jestem Charlie, pracownik DRESZCZ-u - wyjaśnił - Razem z oddziałem, mam za zadanie przetransportować was w bezpieczne miejsce - dodał uważnie się nam przyglądając.
- Mamy mały problem - mruknął Minho - Nikt z nas, wam nie ufa.
- Nie zamierzamy się stąd ruszać - poparłam przyjaciela, tym samym ściągając na siebie spojrzenie Charlie'ego.
 Niebieskie tęczówki chłopaka, przez chwilę wpatrywały się we mnie z niespotykaną intensywnością. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, Charlie nieznacznie kiwnął głową, a na jego twarzy było wymalowane zdziwienie.

- Niestety, nie macie wyboru. Zostaniecie dostarczeni do siedziby DRESZCZ-u, a potem rozpocznie się kolejny etap - powiedział pierwszy z mężczyzn, który nadal pozostawał anonimowy. Jego głos choć nadal brzmiał stanowczo, złagodniał.
- Kolejny etap? Mało wam jeszcze? - warknął Thomas nie kryjąc zdenerwowania.
- Wszystkiego dowiecie się na miejscu - powiedział Charlie.

Thomas wybuchnął gwałtownym śmiechem. Spojrzałam na brata i mocniej ścisnęłam jego dłoń.

                Mogłam się tylko domyślać, co teraz czuje. Szansa na ucieczkę przepadła. Wyszliśmy z labiryntu, ale nie odzyskaliśmy wolności. Koszmar miał się skończyć, a właśnie rozpoczynał się na nowo. Nie wiedzieliśmy czy możemy im zaufać. Czy można zaufać komuś kto zniszczył nam życie? Dlaczego jacyś ludzie mieli decydować za nas? Nie byliśmy już dziećmi. Na naszych oczach ginęli ludzie, niespełna kilka metrów za nami, leżał Chuck. Ten sam chłopak, który jeszcze kilka godzin wcześniej strasznie mnie irytował, teraz leżał martwy. W tym wszystkim nie było żadnej logiki. Jak ten cały Charlie mógł wymagać od nas zaufania? Po tym co przeszliśmy? Zagryzłam wargę i przeniosłam wzrok na Newta. Był jedyną osobą, która od dłuższej chwili milczała. Jakby czytając mi w myślach, odwrócił głowę i spojrzał w moją stronę. Nie wiedziałam co mam zrobić. Jak rozmawiać z Charlie'm i reszta. Thomas po nagłym ataku śmiechu, zamilkł i podtrzymywany przez Minho, patrzył z pod łba na pracowników organizacji. 

- Jaka mamy pewność, że nie wrócimy do labiryntu?- spytał Newt - Może znowu usunięcie nam wspomnienia - dodał.
- Newt, prawda? - spytał Charlie, a potem machnął dłonią uznając tę informację za niezbyt istotną. - Grupa A zakończyła próbę pomyślnie. Już nigdy nie wrócicie do labiryntu. Wszelkie analizy jakich dostarczyliście organizacji, są wystarczające by zamknąć ten etap. Przed wami kolejne wyzwania, a na razie czeka was zasłużony wypoczynek - dodał.
- To, że pójdziecie z nami, jest nieuniknione. Szkoda czasu na spory. Macie wybór. Albo grzecznie z nami pójdziecie, albo będziemy musieli użyć bardziej radykalnych metod - ponownie odezwał się pierwszy mężczyzna.
- Spokojnie Janson - mruknął Charlie i ponownie zilustrował nas wzrokiem.
- Na zewnątrz czeka helikopter. Zabierze was do siedziby. Tam wszystkiego się dowiecie - wyjaśnił - Tylko bez żadnych głupot - dodał.
- Możecie... możecie dać nam chwilę? - spytałam zerkając na chłopaka. 
- Jasne. Rozbijemy obóz na zewnątrz, a wy się na radzicie - zakpił Janson.
- Są osoby, którym zależy na waszej śmierci - powiedział Charlie - Nie ma czasu - dodał.

                Reszta oddziału, która dotychczas trzymała się na uboczu, ustawiła się za nami, zmuszając abyśmy ruszyli do przodu. Chcąc nie chcąc, wszyscy udaliśmy się w stronę wyjścia. Zerknęłam na przyjaciół. Każdy z nich miał niewyraźną minę, jedynie z twarzy Thomasa bił gniew. Szłam obok brata nie potrafiąc zebrać myśli. Kolejne informacje dostarczone przez Charlie'ego, zrobiły mi mętlik w głowie. To DRESZCZ miał być zły. To ich powinniśmy się obawiać. Komu innemu oprócz nich mogło zależeć na naszej zgubie? A może to kolejny podstęp? Nowe rozdanie kart że strony organizacji. A co jeśli miejsce do którego nas zabiorą okaże się gorsze od labiryntu? Newt miał rację. Nie mieliśmy pewności, że znowu nie pozbawią nas wspomnień. Przekonywania Charlie'ego nie uspokoiły mnie nawet w najmniejszym stopniu. Piękne kłamstwa, nie gwarantują równie pięknej prawdy. Skoro chłopak był ich pracownikiem, działał według ich zasad. Kiedyś dla nich pracowałam. Robiłam wszystko wedle panujących reguł. Nie pamiętałam wszystkiego, ale DRESZCZ nie należał do organizacji, która dawała komuś druga szansę. Tam nie było miejsca na błędy i niedociągnięcia. Wszystko musiało być przejrzyste i posiadać swoją argumentację.

- Wchodźcie - rzucił Charlie - Szybko, za nim przybędą - dodał.
- Kto przybędzie? - warknął Minho, po czym został pociągnięty przez jednego z mężczyzn i biegiem ruszyli w stronę helikoptera. 

Pośpieszani krzykami Jansona, ruszyliśmy za Minho. Biegłam przed siebie dość szybko, jednak piasek utrudniał mi zadanie. Rozejrzałam się. Prawdopodobnie byliśmy na jakiejś pustyni. Zewsząd otaczał nas piach, a słońce paliło niemiłosiernie. Było straszne gorąco, dlatego po pokonaniu odległości dzielącej mnie od helikoptera, poczułam się podejrzanie słabo.

- Szybciej - pośpieszył mnie Charlie gdy zatrzymałam się, blokując wejście do helikoptera.

Minho wyciągnął dłoń, którą chwyciłam, aby dostać się do środka. Chwilę później, wszyscy siedzieliśmy w środku, a helikopter wystartował. Oparłam głowę o ścianę, przygryzając wargę. Dopiero teraz, dotarło do mnie jak strasznie jestem zmęczona. Nie fizycznie, ale psychiczne. Wyjrzałam przez okno. Właśnie przelatywaliśmy nad labiryntem, a chwilę później mijaliśmy Strefę. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Te rany wciąż były otwarte, a blizny po nich, nie znikną nigdy. Zawsze będą istnieć w naszej pamięci. Walka o życie, rywalizacja, patrzenie na śmierć innych. Żegnaj Strefo - powiedziałam w myślach i zamknęłam oczy. Ta prozaiczna czynność pomagała mi się wyciszyć. Spojrzałam na siedzącego obok mnie Newta i niepewnie chwyciłam jego dłoń.
Newt mocniej ją ścisnął, nic nie mówiąc. W takich chwilach jak te, potrzebowałam kogoś kto mnie zrozumie, a nikt nie rozumiał mnie lepiej, niż Newt.

******
               Nie wiem ile czasu spędziliśmy w helikopterze, ale z pewnością było to więcej, niż kilkanaście minut. Zerknęłam na zegarek. Wskazywał godzinę trzynastą. Ostatni raz sprawdzałam czas gdy opuściliśmy labirynt. Wtedy była jedenasta. Doliczając do tego film, który obejrzeliśmy, sytuację z Gally'm i krótką wymianę zdań z Charlie'm, wychodziło na to, że lecimy około godziny. Powoli zaczynałam się niepokoić. Nie byłam jedyna. Kilkakrotnie napotkałam pytający wzrok Minho, który z rosnącym zdenerwowaniem wpatrywał się w okno. Wszyscy byliśmy poddenerwowani, poraz kolejny nasze życie było w rękach DRESZCZ-u. Ucieczka miała dać nam wolność i odpowiedzi. Tymczasem dostarczyła kolejnej porcji pytań. Korzystając z tego, że siedziałam na przeciwko okna, mogłam bez przeszkód obserwować otoczenie. O ile wcześniej miałam wątpliwości, odnośnie tego co mówiła pani Paige, teraz zaczynałam jej ufać. Lecieliśmy sporo czasu, a pod nami przez całą podróż, rozciągała się pustynia. Z pod ogromu piachu, niekiedy wystawały pozostałości po konstrukcjach, które kiedyś podtrzymywały liczne budowle.
Jeśli słońce naprawdę wypaliło ziemię, Pożoga też musiała istnieć. Na wspomnienie chorego człowieka, którego widzieliśmy na filmie, na mojej twarzy pojawił się grymas. Przez co musieli przechodzić zarażeni? Jak to możliwe, że istniała tak straszna choroba? Czy naprawdę tylko my byliśmy w stanie pomóc tym ludziom? Miałam coraz większy mętlik w głowie. 

- Zaraz będziemy na miejscu - powiedział Charlie i podniósł się z miejsca.

Thomas i Newt wymienili porozumiewawcze spojrzenia, a ja z uwagą obserwowałam Charlie'ego. Jeśli wierzyć w to co mówił wcześniej, za chwilę znajdziemy się w siedzibie DRESZCZ-u. Kątem oka zerknęłam na Minho. Jego dłoń była zaciśnięta na rękojeści noża, który zawsze nosił przy sobie. Gdy zauważył, że na niego patrzę, nieznacznie kiwnął głową i bezgłośnie wypowiedział jedno słowo: Uważaj.
Przymknęłam prawą powiekę, a lewą dłoń włożyłam do kieszeni bluzy. Miałam tam schowany nóż, który drugiego dnia dostałam od Newta. Minho gdy upewnił się, że zrozumiałam przekaz, odwrócił wzrok, aby nie wzbudzać podejrzeń, pracowników organizacji. Byliśmy poza labiryntem, a Minho nadal odgrywał rolę przywódcy. Nie miałam mu tego za złe, a wręcz przeciwnie. Doskonale spełniał się w tej roli. Potrafił zachować trzeźwość umysłu, gdy inni panikowali. Był porywczy, wyszczekany, denerwujący, ale był też moim przyjacielem. Przede wszystkim przyjacielem. Najlepszym jakiego mogłam sobie wymarzyć. Początek naszej znajomości nie należał do najprzyjemniejszych, oboje mamy trudne charaktery, dlatego wzajemne 'rozgryzienie' się, trochę nam zajęło. Azjata był nadzwyczaj stanowczy, nie owijał w bawełnę. Zawsze mówił co myśli, chyba nie rozumiał czym jest 'takt' i 'delikatność', jednak nie każda przyjaźń musi wyglądać cukierkowo. Najważniejsze, żeby czuć, że można liczyć na drugą osobę. A ja mogłam liczyć na Minho. Zawsze. Chociażby w tej sytuacji. Mimo, że wydawała się bez wyjścia, on nie zamierzał się poddać. Co zapaliło iskrę nadziei w moim sercu. Nie miałam pojęcia czego możemy się spodziewać. 

Newt nieznacznie przesunął się w moją stronę.
- Musimy trzymać się razem - powiedział cicho udając, że wiąże sznurówkę.
- I uważać na siebie - dodałam cicho, gdy nasze spojrzenia się spotkały.

Wiedziałam, że Newt mówiąc, że mamy trzymać się razem, miał na myśli całą grupę. Znając metody DRESZCZ-u, gdy nas rozdzielą, możemy się już więcej nie zobaczyć.

******

- Witajcie w siedzibie DRESZCZ-u - powiedział Charlie zdejmując maskę i szeroko się uśmiechając.
Stałem w miejscu, zastanawiając się jakie będą konsekwencje obicia jego "pięknej" twarzy. 
DRESZCZ zniszczył mi życie. Zniszczył życie wszystkim Streferom. Omal nie pozbawił nas życia, a ten dureń wypowiedział to zdanie w taki sposób, jakby witał nas na ekskluzywnych wakacjach.
- To spełnienie moich marzeń - mruknął Minho - Zawsze chciałem tu trafić. Purwa nadal nie wierzę, że dożyłem tego zaszczytu - dodał prychając.

Po chwili obok nas pojawił się Janson, drugi z mężczyzn z którymi rozmawialiśmy. Gdy tylko wszedł do pomieszczenia, ogromne metalowe drzwi się zamknęły. Zdążyłem dostrzec kartę, którą schował do kieszeni.
Janson zdjął maskę i spojrzał na nas z kpiącym uśmiechem. Mężczyzna miał około pięćdziesięciu lat. Był siwy, a jego twarz przypominała, głowę szczura. Krzywy zgryz, nieumiejętnie zapuszczane wąsy i chytry wzrok. Z całą pewnością nawet w młodości, Janson nie grzeszył urodą. 
Mężczyzna nacisnął włącznik, a pomieszczenie w którym staliśmy, wypełniło się światłem. Znajdowaliśmy się na korytarzu, jakiegoś ogromnego budynku, jeśli wzięło się pod uwagę długość korytarza. Pomalowane na szaro ściany, łączyły się z betonem, z którego składała się podłoga. Nie było tu okien, a szczelnie zamknięte, ogrome, metalowe drzwi i brak klamki, przyprawiały o dreszcze.

- Nareszcie możemy normalnie porozmawiać - mruknął mężczyzna i oparł się o ścianę. - Zanim ruszymy dalej, musimy wyjaśnić sobie kilka spraw. Gratuluję ukończenia próby, chociaż nie ukrywam, że po waszej grupie spodziewaliśmy się, że nastąpi to dużo wcześniej.
- Co? To znaczy, że nie jesteśmy jedyni? - spytałem zanim zdążyłem ugryźć się w język.
- Ach te dzieciaki. Zawsze muszą przerywać - siwowłosy teatralnie wywrócił oczami. - Wracając. Tak, oprócz Grupy A do której należycie, istnieje Grupa B. Tamci dotarli tu kilka dni wcześniej. Będziecie mieli okazję się poznać.

Spojrzałem na Minho i Thomasa. Skoro jakaś grupa już tu jest, może nie grozi nam tu niebezpieczeństwo? Warto by było porozmawiać z tamtymi, może wiedzą coś więcej na temat tego, co się stało.

- Malia. Możesz odłożyć nóż, nie będzie Ci potrzebny, poproś kolege by zrobił to samo - mruknął Szczurowaty, jak zacząłem w myślach nazywać Jansona.

Zerknęłam na przyjaciół, a widząc i zdezorientowane miny, przygryzłem policzek od środka. Janson od początku wiedział, że coś planujemy. 

- Specjalnie nie pozbawiliśmy was broni. Liczyłem na to, że zachowacie się jak należy. Tym bardziej, że niektórzy z was wracają do domu - dodał z uśmiechem - Prawda Tereso? Thomas? Malia? Nie poznajecie? - dodał kpiącym głosem - Naprawdę nie? A to zagłostka.

Thomas wyrwał się do przodu, a jego pięść zaledwie o centymetr minęła twarz Szczurowatego. Pociągnąłem przyjaciela za ramię.

- Daj spokój Tommy, to prowokacja - powiedziałem cicho.

Szczerze zdziwiła mnie jego reakcja. Dotychczas Thomas stronił od przemocy, a teraz pierwszy wyrywa się z pięściami.
Nie wiedziałem o co chodzi Szczurowatemu, ale po raz kolejny nas prowokował. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie mogliśmy nic zrobić. DRESZCZ znów miał nas w garści, o czym Janson doskonale wiedział.

- Mogłeś sobie darować - mruknął Charlie, a Szczurowaty prychnął. - Może ty zdasz raport, a ja zajmę się resztą? - spytał brunet, jednak ton jego głosu, świadczył o tym, że chłopak już postanowił. 
Nie wiem kim był Charlie, ani tym bardziej jakie relacje łączyły go z Jansonem, jednak mężczyzna ustąpił.

- Nie próbujcie żadnych sztuczek. Przy próbie ucieczki włączy się alarm, a Nasi ludzie nie zawahają się strzelić - dodał i odwrócił się, aby chwilę później zniknąć w jednym z korytarzy.
- Zaprowadzę was do pokoi. Będziecie mogli się przebrać, umyć. Z resztą Streferów spotkacie się podczas kolacji - powiedział Charlie i zaczął powoli posuwać się na przód.
- Jak długo tu zostaniemy? - spytała Malia, mój wzrok natychmiast odszukał jej twarz. 
- Aż do rozpoczęcia drugiej fazy - odparł Charlie nawet na nią nie spoglądając.
- To znaczy? - spytała Teresa, która odezwała się poraz pierwszy odkąd opuściliśmy labirynt.
- Dowiecie się w swoim czasie.
- Purwa. Ty cholerny Sztamaku. Mam już tego dosyć. Dowiecie się w swoim czasie, jeszcze nie pora. Nie możecie powiedzieć niczego wprost? - warknął Minho.
Charlie gwałtownie się zatrzymał, jednak nic nie odpowiedział. Otworzył jedne z drzwi i gestem kazał nam wejść do środka.
- Wy nie - powiedział Charlie blokując wejście Malii i Teresie.
- Co? O co chodzi? - spytałem stanowczo obdarzając Charlie'ego niezbyt przyjemnym spojrzeniem.
- Właśnie w czym problem? - poparł mnie Thomas.
- Dziewczyny na pewno potrzebują odrobiny prywatności. W siedzibie jest dość pokoi - powiedział chłopak.
- Teraz zaczęliście się tym przejmować? - prychnęła Malia - Dzięki, ale nie skorzystamy - dodała.
- Przykro mi, ale takie są ustalenia - mruknął Charlie i zatrzasnął drzwi .
Orientacyjnie uderzyłem w drzwi. Cholera! Mieliśmy trzymać się razem. Jak zwykle nasze plany, szlak trafił.
- Tommy to wszystko coraz bardziej śmierdzi - mruknąłem siadając na jednym z łóżek. 
- Musimy stąd spadać - dodał Minho.
- Podziwiam twój entuzjazm Minho, ale to twierdza. Sam widziałeś. Do tego odcięli nas od siebie. Jak znajdziemy Malie i Teresę? - spytałem zrezygnowany.
- Słyszałeś tego Sztamaka, spotkamy się na kolacji. Wtedy coś ustalimy - powiedział Minho - Musimy wymyślić jak się stąd wydostać i najlepiej będzie jeśli zrobimy to jak najszybciej. Grupa B jest tu od kilku dni, a to oznacza, że z rozpoczęciem drugiego etapu, czekali na nas. Teraz nic nie stoi im na przeszkodzie.
- Świetnie Minho, niesamowity tok myślenia - mruknął Thomas - Masz jakiś plan?
- Nie. Jeszcze nie - odparł Azjata kładąc się na łóżku. - Ale to tylko kwestia czasu.
- Czasu, którego nie mamy - westchnąłem przewracając oczami. - Nie dziwi was to, że rozdzielili nas od dziewczyn? Nie wierzę w ich nagłą troskę - dodałem po chwili.
- Ani ja. Coś jest na rzeczy - mruknął Thomas.
- Nie szukajcie dziury w całym. Może naprawdę tak będzie lepiej. To dziewczyny. Ostatnie kilka dni spędziły w towarzystwie kilkudziesięciu chłopaków. Może muszą od tego odpocząć - rzucił Minho podnosząc się z łóżka.
- Nie przekonuję mnie to -powiedział Thomas, a ja pokiwałem głową.
- Przewidzieli, że będziemy próbowali uciec, a rozdzielając nas, uniemożliwią nam zaplanowanie czegokolwiek - mruknąłem po czym zeskoczyłem z łóżka. Zgarnąłem z krzesła ubrania, zapewne przygotowane dla każdego z nas i ruszyłem w stronę łazienki.

*****

Gdy Charlie wyszedł z pokoju, spojrzałam z niepokojem na Teresę. Brunetka wyglądała na nadzwyczaj spokojną.

- Jak skontaktujemy się z chłopakami? - spytałam z nerwów zaciskając pięść. 
Nie wierzyłam w nagłą troskę DRESZCZ-u. Na pewno nie chodziło im o nasz komfort.
Celowo rozbili naszą grupę, abyśmy nie mogli ustalić planu działania. Jestem pewna, że o to im chodziło.
- Spokojnie Mal. Szukasz dziury w całym - westchnęła Teresa - Spotkamy się na kolacji. Te kilka godzin niczego nie zmienią.
- Nie ufam im - mruknęłam z nerwów chodząc w kółko.
- Może powinniśmy? To co mówili brzmiało przekonująco - powiedziała niepewnie brunetka.
- Nie myśl, że nie mam uczuć. Jest mi strasznie żal tych ludzi, Pożoga to okropna choroba, ale to jak potraktował nas DRESZCZ było jeszcze gorsze.
- Nie zapominaj, że my też przy tym pracowałysmy - westchnęła Teresa, a ja zagryzłam wargę.
- I to była najgorsza decyzja w moim życiu - warknęłam. - Idę się wykąpać - dodałam kończąc rozmowę.
Tessa uderzyła w czuły punkt. Nie chciałam dłużej o tym rozmawiać. Nie. Ja nie chciałam w ogóle o tym rozmawiać. Wolałam uciec od tego tematu. Współpraca z DRESZCZ-em była czymś czego wciąż się wstydziłam. Nie mogłam tego zaakceptować, póki nie dowiem się całej prawdy, nigdy tego nie zrozumiem.
- Ale... - zaczęła Teresa.
- Nie chce o tym rozmawiać - mruknęłam i ruszyłam w stronę białych drzwi, znajdujących się w głębi pokoju. 
Tak jak się spodziewałam, prowadziły do łazienki. Weszłam do środka i zamknęłam je na zamek. Odwróciłam się i usiadłam na brzegu ogromnej wanny, omiatajac wzrokiem pomieszczenie. Duża, jasna łazienka, urządzona w sposób minimalistyczny, tworzyła swoistego rodzaju kontrast z ponurym pokojem, który nam przydzielono. Przypominał bardziej opuszczony magazyn do którego na siłę wepchnięto kilka, piętrowych łóżek i starych mebli. Na szafce pod oknem dostrzegłam stertę, poukładanych ubrań. Podeszłam do nich, niemal od razu biorąc w dłonie parę czystych jeansów. Moje spodnie oprócz licznych plam i dziur, zaczęły mi po prostu spadać. Musiałam schudnąć i to całkiem sporo. Przejrzałam kilka par, aż wybrałam te odpowiednie. Do tego zwykła czarna koszulka i rozpinana bluza. Wszystko oprócz spodni, posiadało nadruk 'Dreszcz'. Pozbyłam się ubrań i weszłam pod prysznic. Chciałam jak najszybciej zmyć z siebie cały ten brud. Woda dawała ukojenie. W Strefie mogliśmy pomarzyć o takich luksusach jak prysznic. Każdy w miarę możliwości dbał o higienę, jednak nic nie jest w stanie zastąpić prawdziwej łazienki. 
Po około dwudziestu minutach, wyszłam spod prysznica. Szybko się ubrałam, po czym zajęłam się suszeniem włosów. Pierwszy raz od dawna miałam w rękach szczotkę. Okazało się, że moje włosy są dość cienkie i łatwo dają się ułożyć. W Strefie nosiłam je związane. Ze względu na wilgoć niesamowicie się puszyły.
Przemyłam twarz i cicho zaklęłam. Teraz mogłam uważnie przyjrzeć się swojej twarzy. Z głębokiego rozcięcia na prawym policzku, pozostała ogromna blizna. Odrobinę wyblakła, ale wciąż była dobrze widoczna. Ciągnęła się od połowy policzka, aż do ucha. Teraz gdy moja twarz była idealnie czysta, blizna była doskonale widoczna. Westchnęłam i odwróciłam się od lustra, aby odłożyć szczotkę. W tym samym czasie coś przykuło moja uwagę. Dostrzegłam w lustrze jakiś czarny napis, który znajdował się na moim ciele. Był umiejscowiony na karku, dlatego nie byłam w stanie go odczytać. Wybiegłam z łazienki tak szybko, że Teresa omal nie wypuściła kubka, który trzymała w dłoni.
- Co jest tam napisane? 
Teresa spojrzała na mnie jak na wariatkę. Odwróciłam się tyłem i wskazałam ręką na swój kark. Teresa przez chwilę milczała, a ja zaczęłam się niecierpliwić.
- Grupa A, obiekt A3 - Sojusznik, Własność DRESZCZ-u - przeczytała niepewnie.
Własność DRESZCZ-u? Jakim prawem traktowali mnie jak rzecz?
- Sojusznik? O co chodzi?
Teresa wzruszyła ramionami.
- Ciekawe czy ty też coś takiego masz - powiedziałam cicho.
- Sprawdź.
Pokiwałam głową i odgarnełam włosy Teresy.
Grupa A
Obiekt A1
Zdrajczyni
Własność DRESZCZ-u
Przygryzłam wargę próbując zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi. Nie wiedziałam co znaczą te przypisy. O ile nad 'Sojusznkiem' można się było zastanawiać, o tyle określenie Teresy było dość jednoznaczne.
- I? - spytała zniecierpliwiona dziewczyna.
- Grupa A, obiekt A1, Własność DRESZCZ-u - odpowiedziałam.
- To wszystko? - Teresa odwróciła się w moją stronę i spojrzała mi prosto w oczy. - Tylko nie kłam - dodała.
- Jest coś jeszcze - powiedziałam niepewnie - Pod numerem obiektu jest jeszcze jedno słowo.
- Jakie? 
Zawahałam się przed odpowiedzią.
- Wykrztusisz to wreszcie?
- Zdrajczyni - szepnęłam.

******
Rozdział XII za Nami. Przepraszam, że pojawia się dopiero teraz, ale ostatnio cierpię na totalny brak czasu. Ty rozdziałem wkraczamy w nowy etap historii. Będzie jeszcze więcej zagadek i zwrotów akcji. Mam milion pomysłów, jeśli uda mi się wykorzystać, chociaż kilka z nich w takim stopniu, jak bym chciała, myślę, że będzie ciekawie. Zaktualizowałam wszystkie zakładki. Pojawił się Prolog, a także parę nowych informacji o blogu. Zachęcam do zapoznania się z podstronami. Jestem w trakcie poprawiania rozdziałów. Staram się wyłapać większość błędów, popracować nad estetyką tekstu. Kolejna sprawa: lost-memories-lost-love, zajęło trzecie miejsce w konkursie na blog miesiąca w Księdze Baśni. To  ogromne wyróżnienie, dlatego bardzo dziękuje wszystkim, którzy na mnie głosowali. Wiem, że mam wielu czytelników, którzy nie udzielają się pod postami, ale są ze mną od początku. Nie potrafię zachęcić Was do wyrażenia swojej opinii, ale mogę Wam podziękować za to, że jesteście. Tak więc, dziękuje bardzo. Bez Was ten blog by nie istniał. Pamiętacie jak pod ostatnim rozdziałem dziękowałam za pięć tysięcy wyświetleń bloga? Minął niespełna miesiąc, a liczba ta urosła do ponad siedmiu tysięcy. Jesteście wyjątkowi, nawet nie wiecie jak się cieszę z tego powodu. Uśmiech nie schodzi mi z twarzy.
Mam nadzieję, że rozdział przypadnie Wam do gustu. Jeśli o mnie chodzi, jestem z niego średnio zadowolona. Kolejny rozdział będący wstępem do akcji właściwej, nie oddający klimatu w taki sposób jakbym chciała, jednak niezmiernie ważny dla całości historii. Nie wiem kiedy pojawi się kolejny rozdział. Za to w przyszłym tygodniu opublikuję pierwszą miniaturkę - cofniemy się do wydarzeń z przed labiryntu.
Pozdrawiam serdecznie i do napisania.


6 komentarzy:

  1. Ten cały DRESZCZ, cały koleś Szczurowaty i inni głupi ludzie mogą sobie już odejść? A sio? Won mi stąd i te sprawy, bo chcę Newta i Malię razem? Dodam, że ta końcówka mnie zaciekawiła jak i zainteresowała najbardziej. Teresa, zdrajczyni. Na pewno coś to wiele oznacza. I tak jej nie ufałam od początku, phi. XD
    Gratuluję trzeciego miejsca w Księdze Baśni! ^^
    Czekam na miniaturkę, jestem ciekawa co tam w niej będzie. No, wystarczy mi czekać na kolejny rozdział albo tą miniaturkę. Cokolwiek. :D
    Przysyłam strasznie dużo weny i pomysłów! (Czy ty też myślisz, że powinni wymyślić jakieś tabletki na wenę, lub coś podobnego? Strasznie by się przydały...)
    Pozdrawiam i życzę miłego dzionka!;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no i muszę dodać, że zaskoczyłaś mnie nowym tytułem. Gdy wyświetlił mi się nowy rozdział, zastanawiałam się skąd taki blog wziął się w moich obserwowanych a tu ty, bam! :')

      Usuń
    2. Cześć kochana. <3
      Niestety DRESZCZ i część pracowników odegra w tej części sporą rolę. Właściwie wszystko będzie się kręcić w okół organizacji. :D
      Też bym chciała już trochę posłodzić i wepchnąć Malię w ramiona Newta, jednak to nie takie proste. :D No dobra, tak ich lubię razem, że kilka 'romantico' scen się pojawi, ale nad ich związkiem, którego defacto, jeszcze nie ma, zbierają się czarne chmury.
      Cieszę się, że końcówka Cię zaskoczyła. Teresa to franca, od początku jej nie lubiłam, chociaż starałam się do niej przekonać, podobnie jak Malia, ale słabo nam to wychodzi. :D
      Miniaturka pokaże jak bohaterowie trafili do organizacji, mniej-więcej. :D
      Pozdrawiam serdecznie i ściskam mocno. <3

      Usuń
  2. Hej, hej
    Oficjalnie powracam do świata żywych i zaczynam komentować jakiekolwiek posty. Czuj się wyróżniona. To mój pierwszy komentarz od... miesiąca? Jakoś tak.
    Możesz również być dozgonnie wdzięczna bo mam zamiar pomóc Ci z błędami
    #Kottakiłaskawy
    "dlatego wzajemne 'rozgryzienie' się nawzajem" musisz usunąć albo wzajemnie albo nawzajem
    "Woda dawała ukojenie. Czułam dreszcze gdy zimna woda spływała po moim ciele" WODA -> powtórzenie
    "W Strefie nosiłamm je związane" podwójne 'm'
    Dobra, to wszystko były żarty. Tak naprawdę baaaaardzo się cieszę, że coś napisałaś. Na początku tak jak moja poprzedniczka popadłam w stupor widząc nową nazwę bloga i nie rozpoznając autora. Newtie to w sumie fajna nazwa jest ^^
    Co do błędów to od zawsze fascynuje mnie to, że u innych strasznie rzucają mi się w oczy, a w moich tekstach skubańce chowają się tak, że ich nie widzę.
    Heh... czasem nie ogarniam swojego umysłu...
    Chciałam Ci baaaardzo pogratulować sukcesu w sondzie! To cudne uczucie kiedy widzisz dwa zarombiaszcze blogi na podium. Jeśli mam być szczera oddałam jeden głos na ciebie i jeden na autorkę "Our Destiny" więc jaram się że obydwie zostałyście nagrodzone za waszą ciężką pracę.
    Wracając do zmiany nazwy bloga to całkowicie Cię rozumiem, bo sama będę niedługo reaktywować swojego ze zmienioną nazwą ;)
    Pozdrawiam i wysyłam kilogram weny i dwa kilogramy czasu na następny rozdział
    Koteł ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Kocie. <3
      Muszę przyznać, że już stęskniłam się za Twoimi komentarzami.
      Dzięki za wyłapanie błędów. Mam dokładnie tak samo jak Ty. U innych niesamowicie mnie rażą, a swoich nie widzę. Ale co się dziwić, tak jest zawsze. :D
      Co do zmiany tytułu bloga - wkraczamy w nowy etap historii, zrobi się bardziej tajemniczo, a wszystko jeszcze bardziej się skomplikuje, stąd tytuł. Będący swoją drogą cytatem, Sama - Wiesz - Kogo i nie mówię o Voldemorcie. ;D
      Dziękuje za głos w sondzie i ogólnie dziękuje za wszystko.
      Ściskam mocno. <3

      Usuń
  3. Rozdział miło się czytało ;)
    Podoba mi się to, bo widać, że akacja opowiadania wchodzi na nowy etap i to mi się podoba!Rozdział taki spokojny na razie, ale jestem ciekawa tatuażu Malii - co oznacza ten sojusznik? W ogóle jestem ciekawa jak to dalej się pociągnie. Już nie mogę się doczekać kolejnego.
    Pozdrawiam i ściskam mocno <3

    OdpowiedzUsuń

Template by Elmo