19 czerwca 2016

Rozdział IX - Spacer

Całą naradę prze­sie­dzia­łam wier­cąc się na krze­śle. Nie­jed­no­krot­nie mia­łam ochotę coś powie­dzieć, a nawet wykrzy­czeć tym idio­tom, że wszystko co robimy, robimy dla ich dobra. Gdy do akcji wkro­czył Gally, byłam bli­ska rzu­ce­nia się na niego z pię­ściami. W tym star­ciu mia­ła­bym takie same szanse jak sta­tek, przy bli­skim spo­tka­niu z górą lodową. Tak czy owak, nie­sa­mo­wi­cie mnie kor­ciło, żeby wtrą­cić swoje „trzy gro­sze”. I pew­nie bym to zro­biła gdyby nie Newt. Przez cały czas starł się utrzy­my­wać ze mną kon­takt wzro­kowy. Gdy sytu­acja zaczęła się robić ner­wowa, a Tho­mas wdał się w bójkę z Gally’m, nie wytrzy­ma­łam i zerwa­łam się z miej­sca. Gdyby Newt mnie nie powstrzy­mał, zapewne w tym momen­cie wyglą­da­ła­bym nieco gorzej, niż zwy­kle. Chcąc czy nie chcąc, sie­dzia­łam na krze­śle. Ner­wowo tupa­łam nogami, roz­glą­da­jąc się po pomiesz­cze­niu. Po czę­ści rozumia­łam chło­paków. Wiem jak to wyglą­dało. Sądzili, że ja i Tho­mas jeste­śmy szpie­gami Stwór­ców. Ale prze­cież tak nie było! Czy swoim zacho­wa­niem nie udo­wod­ni­li­śmy już, że jeste­śmy po ich stro­nie? Cho­ciaż… wła­ści­wie mogło być im ciężko nas zro­zu­mieć. Minho i Newt znali całą prawdę, a reszta? Nasze dzia­ła­nia mogły być dla nich nie­zro­zu­miałe. Zła­ma­li­śmy zasady, a nasze zacho­wa­nie mogło budzić zain­te­re­so­wa­nie. Zagry­złam wargę prze­no­sząc wzrok na Newt’a. Nic mi wcze­śniej nie mówili. Nie wie­dzia­łam, że mie­li­śmy tylko trzy dni, ale im dłu­żej nad tym myśla­łam, tym bar­dziej wszystko zaczęło mi się ukła­dać. Kap­suła, wyświe­tlacz w labi­ryn­cie, tylko ten nadaj­nik… nie mia­łam poję­cia skąd go mają. Teresa trą­ciła mnie w ramię, a z moich ust wydo­było się ciche syk­nię­cie. Tra­fiła aku­rat w miej­sce w któ­rym mia­łam ranę.
– Co jest? – powie­dzia­łam cicho dostrze­ga­jąc, że sie­dzący najbli­żej nas Stre­fe­rzy uważ­nie nas obser­wują.
– Ten nadaj­nik… wygląda zna­jomo – odpowie­działa Teresa.
– Nie teraz – wyszep­ta­łam wska­zu­jąc głową na przy­słu­chu­ją­cym się nam chło­paków.
Byłam strasz­nie cie­kawa o co cho­dzi Tere­sie. To jasne, że chcia­łam dowie­dzieć się cze­goś wię­cej, jed­nak w tym momen­cie jej słowa mogły zro­bić wię­cej szkody, niż pożytku.
Nie­mal pod­sko­czy­łam gdy usły­sza­łam krzyk­nię­cie Alby’ego. Chło­pak wypro­sił wszyst­kich z sali. No pra­wie wszyst­kich. Zosta­li­śmy w pomiesz­cze­niu w szóstkę. Ja, Teresa, Tho­mas, Minho, Newt i Alby. Nie podzie­wa­łam się przy­jemnej roz­mowy. Chyba była­bym nie­nor­malna gdy­bym liczyła na spo­kojną poga­wędkę przy szklance cie­płej her­batki, jed­nak czu­łam jakiś wewnętrzny nie­po­kój.
– Nie mieli innego wyj­ścia. Prze­cież to Gally ich spro­wo­ko­wał! – powie­dzia­łam sta­now­czo podno­sząc się z miej­sca i patrząc wprost na Alby’ego.
Może nie powin­nam się uno­sić. Może nie powin­nam patrzeć na niego z wyrzu­tem. Może… no okay, umówmy się, wielu rze­czy nie powin­nam, a jed­nak zawsze je robi­łam.
– Dzię­kuje pani adwo­kat – mruk­nął zło­śli­wie chło­pak – Ale mie­li­śmy inny plan – dodał patrząc wście­kle na Minho i Newt’a.
– Sta­ra­li­śmy się – mruk­nął Minho.
– Sta­ra­li­śmy się?! Sta­ra­li­śmy się? Serio, Minho? Tylko na to Cię stać? – wrza­snął Alby ude­rza­jąc pię­ścią w drew­nianą bele.
– Ej stary, spo­koj­nie – powie­dział Newt pod­cho­dząc do przy­ja­ciela – Wyszło jak wyszło. Prze­cież widzia­łeś. To nie zale­żało od Nas. Uwierz, ze gdyby tak było, ktoś by już nie żył – dodał kle­piąc Alby’ego po ramie­niu.
Czar­no­skóry chło­pak nie­znacz­nie poki­wał głową, a po chwili ponow­nie się ode­zwał, jed­nak ton jego głosu nieco zła­god­niał.
– I Ty Tho­mas? Wiesz jaki jest Gally, zdą­ży­łeś się o tym prze­ko­nać pierw­szego dnia. Wiesz, że on wszystko wyko­rzy­sta prze­ciwko Wam.
– Jakby już tego nie zro­bił – mruk­nę­łam nie potra­fiąc ugryźć się w język
Minho pokrę­cił głową, a na jego twa­rzy poja­wił się nie­znaczny uśmiech. Nie wiem dla­czego, ale nie uzna­łam tego za dobry znak. Zresztą Minho był dziwny. To też już prze­ra­bia­li­śmy.
– Wybacz Malia, ale jest sporo rze­czy, które zmie­niły się po Waszym przy­by­ciu. Nie wiemy do czego to wszystko pro­wa­dzi, dla­tego musisz nam wyba­czyć, że nie przy­ję­li­śmy Was z otwar­tymi ramio­nami. I nie wznie­śli­śmy pomnika na Waszą cześć – powie­dział Alby.
Jego ton był prze­peł­niony sar­ka­zmem. Nie wiem dla­czego, ale dział na mnie jak płachta na byka. Wiem, że nie wypada. Wiem, że jestem dziew­czyną, ale mia­łam ochotę wstać i mu przy­wa­lić. Tak po pro­stu. W myślach już widzia­łam jak moja pięść spo­tyka się z jego twa­rzą.
– Też nad tym ubo­le­wam – mruk­nę­łam uno­sząc brew – Może to, że my tu tra­fi­li­śmy jest począt­kiem cze­goś nowego? Nie jeste­śmy tu bez powodu, może wspól­nie znaj­dziemy wyj­ście. Ale nic nie zro­bimy bez koniecz­no­ści wpro­wa­dze­nia zmian. Zmian, któ­rych się boisz! – wark­nę­łam patrząc pro­sto w oczy chło­paka.
– Malia, prze­stań – powie­dział Tho­mas cią­gnąc mnie za rękę.
– Nie – zaprze­czy­łam – Dla­czego nikt z Was nie potrafi zro­zu­mieć, że wszy­scy jeste­śmy w takiej samej sytu­acji? Każdy z nas może prze­żyć, podob­nie jak każdy może zgi­nąć. Co Wam daje szu­ka­nie kolej­nych wro­gów? Może dla­tego do tej pory tu jeste­ście. Zamiast wal­czyć ze Stwór­cami, wal­czy­cie sami ze sobą! – wark­nę­łam wyry­wa­jąc rękę z uści­sku Tho­masa i szybko ruszy­łam w stronę wyj­ścia.
Wybie­głam na zewnątrz mając gdzieś cie­kaw­skie spoj­rze­nia innych Stre­fe­rów. Musia­łam zostać sama przy­naj­mniej na chwilę. Nie mia­łam poję­cia co się ze mną dzieje. Z każdą chwilą czu­łam się coraz gorzej. Nie potra­fi­łam zapa­no­wać nad emo­cjami. Wzię­łam kilka głę­bokich wde­chów, a potem ze świ­stem wypu­ści­łam powie­trze. Nie powin­nam się tak zacho­wać. Ale nie mogłam już dłu­żej znieść gada­nia Alby’ego. Nie robi­łam z sie­bie męczen­nicy, ale ja też prze­ży­wa­łam to co się działo. Wcale nie uśmie­chało mi się wra­ca­nie do labi­ryntu. Dziwna chęć zna­le­zie­nia się tam, która towa­rzy­szyła mi od momentu poja­wie­nia się w Stre­fie, już dawno znik­nęła. Po nocy peł­nej wra­żeń, labi­rynt był ostat­nim miej­scem w któ­rym chcia­ła­bym się teraz zna­leźć. Ale byłam na to gotowa, jeśli to mia­łoby nam pomóc, pew­nie weszła­bym do niego nawet teraz. Chłodny wiatr roz­wie­wał moje włosy, przy­jem­nie draż­niąc policzki. Zaczy­na­łam się uspo­ka­jać.
Wdech, wydech. Och­ło­nę­łam. Wzię­łam głę­boki oddech i wró­ci­łam do pomiesz­cze­nia. Owszem było mi głu­pio, ow­szem był moment, że chcia­łam zapaść się pod zie­mię, ale nie jestem tchó­rzem. Trzeba było się z tym zmie­rzyć. Moje wej­ście nie pozo­stało nie zauwa­żone. Alby spoj­rzał w moją stronę, a ja nie­znacz­nie kiw­nę­łam głową. Słowo prze­pra­szam, nie chciało mi przejść przez gar­dło, ale chło­pak chyba zro­zu­miał.
– Macie na sie­bie uwa­żać. Nie wiemy czy to nie jest kolejne zagra­nie ze strony Stwór­ców. Przede wszyst­kim wróć­cie cali i zdrowi – powie­dział Alby patrząc na Tho­masa i Newt’a.
Spoj­rzałam na jed­nego, potem na dru­giego, jed­nak oby­dwaj nawet na mnie nie zer­k­nęli.
– Tho­mas i Newt idą jutro na zwiady – wyja­śnił Minho, który uważ­nie mi się przy­pa­try­wał.
– Co?! Zna­czy… nie uwa­żam, że to dobry pomysł – wyja­śniłam szybko.
Dla­czego aku­rat oni? Nie… to nie musi być konieczne. Nie chcia­łam, nie mogłam pozwo­lić na to by dwie naj­bliż­sze mi osoby znowu wró­ciły do labi­ryntu. Same. Nie chcia­łam, żeby coś im się stało.
– Spo­koj­nie Mal, wszystko już usta­lone. To tylko for­mal­ność – stwier­dził Tho­mas deli­kat­nie się uśmie­cha­jąc – Musimy wszystko spraw­dzić zanim weź­miemy ze sobą Stre­fe­rów – dodał.
Poki­wa­łam głową. Co on sobie myślał? Tym chciał mnie prze­ko­nać? Mia­łam kosz­marne prze­czu­cia. Nie chcia­łam, żeby tam szli.
– Tessa? – spoj­rzałam na dziew­czynę szu­ka­jąc w niej wspar­cia.
Zale­żało jej na Tho­masie, prze­cież mogła spró­bo­wać odwieść go od tego pomy­słu.
– Już pro­te­sto­wa­łam. Nie słu­chają – wyja­śniła wzru­sza­jąc ramio­nami.
– Spo­koj­nie dziew­czyny. My też będziemy mieli jutro masę zajęć. Ktoś musi nazbie­rać drewna na ogni­sko – wtrą­cił Minho sze­roko się uśmie­cha­jąc.
– Jasne, a potem będziemy piec kieł­ba­ski i śpie­wać wesołe pio­senki – zakpiła Teresa.
– Tak wła­śnie będzie – stwier­dził Minho.
Posła­łam mu spoj­rze­nie w stylu: „W domu wszy­scy zdrowi?”, na co ten odpowie­dział mi kolej­nym uśmie­chem.
– W Stre­fie jest paru dzie­cia­ków, oni potrze­bują się od tego odciąć, cho­ciaż na chwilę. Zresztą sie­dze­nie i zamar­twia­nie się w żaden spo­sób im nie pomoże. Ważne, że my mamy głowę na karku, oni niech się poba­wią – stwier­dził Alby.
– Kto wie, może to ich ostat­nie ogni­sko – dodał Minho.
– Och, zamknij się Minho – powie­dział Newt, nie­znacz­nie uśmie­cha­jąc się w moją stro­nie.
Zmru­ży­łam powieki. Nie zamie­rza­łam się do niego uśmie­chać, cho­ciaż na jego widok, zazwy­czaj nie potra­fi­łam opa­no­wać uśmie­chu. Byłam na niego zła. No dobra. Ja nie umiem być na niego zła. Bałam się o niego, ale musia­łam to masko­wać, co było cho­ler­nie trudne.
– Tak na poważ­nie. Chcemy, żeby zaufało nam jak najwię­cej osób. Ostat­nio wszystko się skom­pli­ko­wało, co odczuł każdy z nich. Potrze­bują chwili wytchnie­nia – powie­dział Alby.
– Cie­kawa forma prze­kup­stwa – mruk­nę­łam pod nosem, jed­nak w tym samym momen­cie przy­po­mnia­łam sobie Chuck’a. To tylko dziecko. Prze­cież Alby i Minho mieli rację. Musie­li­śmy dać im nadzieję. Poka­zać, że wszystko jest w porządku. To nasze brze­mię.
– Tak zro­bimy – doda­łam po chwili zmu­sza­jąc się do uśmie­chu.
Musia­łam zro­bić dość śmieszną minę, gdyż Minho par­sk­nął śmie­chem przez chwilę nie potra­fiąc się opa­no­wać.
– Jesteś gor­sza, niż Tho­mas – stwier­dził Alby rów­nież z tru­dem powstrzy­mu­jąc śmiech.
– Ten nie­zręczny moment gdy nie wiesz czy ktoś Cię obraża, czy prawi Ci kom­ple­ment – mruk­nął Tho­mas sze­roko się uśmie­cha­jąc.
– Ha, ha, ha – mruk­nę­łam wywra­ca­jąc oczami – Coś jesz­cze? – spy­tałam obda­rza­jąc ich nie­zbyt przy­jem­nym spoj­rze­niem.
– To chyba tyle – powie­dział Alby uważ­nie obser­wu­jąc każ­dego z nas – Chyba, że chce­cie coś jesz­cze powie­dzieć.
Już otwo­rzy­łam usta, jed­nak Newt mnie ubiegł.
– Jeśli doty­czy to labi­ryntu, to już zamknięta sprawa. Jutro zgod­nie z wcze­śniejszymi usta­le­niami, idziemy tam z Tho­masem – powie­dział Newt patrząc mi pro­sto w oczy.
Gdy nasze spoj­rze­nia się spo­tkały, znowu poczu­łam to przy­jemne cie­pło w oko­li­cach serca. To spoj­rze­nie, ta zmar­twiona mina i te błysz­czące oczy. Jedno ski­nię­cie głową wystar­czyło, żebym i ja poki­wała głową, na znak, że się zga­dzam. Nie chcia­łam się z nim kłó­cić. Nie teraz. Zna­cie to dziwne uczu­cie, że chcie­li­by­ście być bli­sko kogoś, ale jed­no­cze­śnie zda­je­cie sobie sprawę z ist­nie­nia bariery, która unie­moż­li­wia zbli­że­nie się do tej osoby? Ja wła­śnie pozna­łam.
– Dobra. Skoro wszystko usta­lone. To jeste­ście wolni. Ja poga­dam jesz­cze z naszą zaufaną grupą – powie­dział Alby i deli­kat­nie się uśmiech­nął – Nie jestem Waszą niańką, ale radzę Wam odpo­cząć, jutro czeka nas pra­co­wity dzień – dodał.
– Suge­ru­jesz, że dotych­czas się obi­ja­li­śmy? – spy­tał Minho uno­sząc brew.
Nie wiem jak on to robi, ale zawsze ma tak komiczną minę, że nie mogłam powstrzy­mać się przed zaśmia­niem.
– Jeśli kie­dy­kol­wiek będziesz miał dzieci… no cóż, współ­czuje – powie­dział Alby i wywró­cił oczami.
– Dzięki. Też nie lubię dzieci – odpowie­dział Minho.
– Im współ­czuje. Im… – dodał Alby, a wszy­scy wybu­chli­śmy śmie­chem.
– Już nie roz­pa­czaj Minho – Tho­mas pokle­pał go po ramie­niu – Chodźmy coś zjeść.
– Świetny pomysł! – stwier­dził Azjata – Idzie­cie? – spoj­rzał zer­ka­jąc na mnie i Newt’a.
– Ja idę – powie­działa Teresa i dołą­czyła do pozo­sta­łej dwójki. Alby zdą­żył już wyjść z domku.
– Nie jestem głodna – odpar­łam widząc, że Minho mie­rzy mnie wzro­kiem.
– Ja też nie – powie­dział Newt.
Odru­chowo spoj­rzałam w jego stronę.
– Jak sobie chce­cie. Do zoba­cze­nia póź­niej – mruk­nął Minho i po chwili razem z Tho­masem i Teresą wyszli na zewnątrz.
Znowu zosta­li­śmy sami. Ja i Newt. Z jed­nej strony strasz­nie się cie­szy­łam. Sta­ra­łam się doce­niać każdą sekundę spę­dzoną z blon­dynem. Z dru­giej strony, odro­binę krę­po­wa­łam się w jego towa­rzy­stwie. Bałam się, że popeł­nię jakąś gafę. Cho­lera jakby to w tym momen­cie było naj­istot­niej­sze. W każ­dej chwili mogli­śmy zgi­nąć, a ja bałam się, że zro­bię coś nie tak.
– Przej­dziemy się? – spy­ta­li­śmy w tym samym momen­cie.
Uśmiech­nę­łam się sze­roko i poki­wa­łam głową. Wysz­li­śmy z budynku i po woli ruszy­li­śmy w stronę lasu. Zaczy­nało się ściem­niać. Chłopcy sie­dzieli w spo­rej gru­pie w cen­trum Strefy. Jedni się siło­wali, inni grali w karty, a jesz­cze inni żywo nad czymś dys­ku­to­wali. Odwró­ci­łam wzrok sku­pia­jąc się na lesie do któ­rego po woli się zbli­ża­li­śmy. Zerk­nę­łam na Newt’a. Mia­łam wra­że­nie, że cały czas mi się przy­gląda. Nie myli­łam się. Po raz kolejny nasze spoj­rze­nia się spo­tkały. Nie mogłam wydu­sić z sie­bie słowa, Newt też się nie odzy­wał, a mimo wszystko ta cisza, nie była nie­zręczna, a wręcz prze­ciw­nie. Pełna zro­zu­mie­nia. Szli­śmy bli­sko sie­bie, bli­żej niż było to konieczne. Nasze ramiona co jakiś czas się sty­kały, podob­nie jak dło­nie. Podo­bała mi się taka sytu­acja. Chcia­łam być bli­sko niego. Tak bli­sko jak tylko się da. To był mój Newt. Newt który był dla mnie naj­waż­niej­szą osobą na świe­cie. Dla niego zro­biłabym wszystko. Wszystko. Nadal mnie bolało, że on nic nie pamięta. Nic z tego co wyda­rzyło się pomię­dzy nami wcze­śniej. Wczo­raj po roz­mo­wie z Minho, wró­ciło jesz­cze jedno wspo­mnie­nie. Chyba naj­cen­niej­sze ze wszyst­kich, które dotych­czas udało mi się odzy­skać.
Sta­li­śmy z Newt’em na jakimś bal­ko­nie. Musie­li­śmy na­dal być w sie­dzi­bie DRESZCZ-u. Mia­łam na sobie ten sam biały far­tuch co we wcze­śniejszych wspo­mnie­niach. Wydaje mi się, że nie cho­dziłam w nim wszę­dzie więc jasne jest, że nie odda­li­li­śmy się zbyt daleko od labo­ra­to­rium. Zresztą to nie istotny szcze­gół. Wra­ca­jąc. Oboje wyglą­da­li­śmy na zmar­twio­nych. Przez chwilę mil­cze­li­śmy. Stu­ka­łam ner­wowo pal­cami o barierkę, wyraź­nie się nad czymś zasta­na­wia­jąc. W pew­nym momen­cie Newt zła­pał mnie za rękę i zmu­sił, żebym na niego spoj­rzała.
– Nie przej­muj się. Mamy jesz­cze tydzień. Wszystko się ułoży – blon­dyn moc­niej ści­snął moją dłoń i deli­kat­nie się uśmiech­nął.
– Nie chcę się z Tobą żegnać – powie­dzia­łam czu­jąc, że głos zaczyna mi się łamać.
– Ej… – szep­nął Newt i otarł łzę spły­wa­jącą mi po policzku – Prze­cież to tylko na chwilę. Nie­długo znowu się spo­tkamy.
– Nie będziesz mnie pamię­tał – wyją­ka­łam nawet nie pró­bu­jąc zatrzy­mać łez – Wyma­rzą Ci wszyst­kie wspo­mnie­nia.
Newt ujął moją twarz w dło­nie i spoj­rzał mi głę­boko w oczy.
– Zaw­sze będę Cię pamię­tał, rozu­miesz? Mam Cię nie tylko we wspo­mnie­niach, ale też tu – mówiąc to wska­zał na serce – Tego mi nie odbiorą. Pamię­taj, że moje serce należy do Cie­bie. Nigdy o Tobie nie zapo­mnę – powtó­rzył skła­da­jąc na moich ustach deli­katny poca­łu­nek.
Z zamy­śle­nia wyrwało mnie pyta­nie Newt’a. Prze­nio­słam na niego wzrok. Tak wiele chcia­łam mu powie­dzieć, jed­nak nie mogłam. Nie mogę zmu­sić go do tego by mnie kochał. To wspo­mnie­nie zacho­wam dla sie­bie. Boli. Tak cho­ler­nie boli, gdy ktoś kogo kochasz patrzy na Cie­bie jak na kogoś obcego. Tak. Wła­śnie ofi­cjal­nie przy­zna­łam się przed samą sobą, że kocham Newt’a. Ale on nie pamięta nic. Ani tego jak się pozna­li­śmy, ani tego co nas łączy, a raczej łączyło. Przy­gry­złam wargę czu­jąc łzy zbie­ra­jące się pod powie­kami. Nie chcia­łam pła­kać, a już na pewno nie przy nim. Nie chcia­łam, żeby Newt zoba­czył, że coś jest nie tak.
– Ej… co się dzieje?
Moc­niej przy­gry­złam wargę. To ’ej’ powie­dział dokład­nie takim samym gło­sem jak w moim wspo­mnie­niu. Niby nic, a jed­nak wywo­łało to u mnie nagły przy­pływ emo­cji.
– Nie nale­żysz do osób, które pła­czą bez powodu. Możesz mi zaufać – dodał patrząc mi pro­sto w oczy.
Jego spoj­rze­nie prze­szy­wało na wylot. Czu­łam się tak jak­bym nie mogła nic przed nim ukryć.
– Nie mogę Ci tego powie­dzieć, cho­ciaż bar­dzo bym chciała – powie­dzia­łam spusz­cza­jąc wzrok.
– Nie ufasz mi? – spy­tał.
Albo mi się zda­wało, albo wyczu­łam w jego gło­sie zawie­dze­nie.
– Nikomu nie ufam bar­dziej – powie­dzia­łam zgod­nie z prawdą.
– Więc powiedz o co cho­dzi – Newt zła­pał mnie za dłoń.
– Nie mogę. Nie chcę niczego na Tobie wymu­szać. Kie­dyś Ci powiem, ale jesz­cze nie teraz – powie­dzia­łam podno­sząc wzrok.
– Coś sobie przy­po­mnia­łaś, prawda? – spy­tał Newt uważ­nie mi się przy­glądając.
Niepew­nie poki­wa­łam głową.
– Szcze­rość za szcze­rość? – spy­tał moc­niej ści­ska­jąc moją dłoń – Ja zacznę – dodał.
– Dobrze – szep­nę­łam nie spusz­cza­jąc z niego wzroku.
– Odkąd się poja­wiłaś, wszystko w moim życiu wywró­ciło się do góry nogami. Coś zaczęło do mnie wra­cać. Jakieś obrazy z prze­szło­ści. Pamię­tasz roz­mowę o zegarku? Od tam­tej pory w mojej gło­wie poja­wiło się kilka obra­zów, wszyst­kie z nami w rolach głów­nych. Gdy byłaś sama w labi­ryn­cie… całą noc prze­sie­dzia­łem pod murami. Bałem się o Cie­bie. Nie wiem czy to przez strach, ale zaczą­łem odszu­ki­wać w gło­wie wię­cej wspo­mnień. Wszyst­kie postrzę­pione, nie mające ze sobą pozor­nie nic wspól­nego, ale poka­zu­jące nas. Nawet sły­sza­łem nasz śmiech. Ty… Ty byłaś moim pierw­szym wspo­mnie­niem. Wcze­śniej nie pamię­tałem nic – powie­dział Newt wciąż nie pusz­cza­jąc mojej dłoni.
– Moje wspo­mnie­nie też doty­czyło nas… – zaczę­łam – Rozma­wia­li­śmy, kilka dni przed tym jak tra­fi­łeś do Strefy. Nie chcia­łam się z Tobą roz­sta­wać. Wie­dzie­li­śmy, że usuną Ci wspo­mnie­nia. Powie­dzia­łeś, że zawsze będziesz mnie pamię­tał. Że zabiorą Ci wspo­mnie­nia, nie serce – doda­łam.
Newt przez chwilę nic nie mówił.
– Przed­wczo­raj chcieli mnie pozba­wić i tego – szep­nął patrząc mi głę­boko w oczy – Chodź – dodał deli­kat­nie cią­gnąc mnie za rękę.
Prze­szli­śmy kil­ka­na­ście metrów, aż zna­leź­li­śmy się w lesie. Minę­li­śmy poje­dyn­cze krzaki, a moim oczom uka­zała się mała polana. Wła­ści­wie była to kil­ku­me­trowa prze­strzeń zewsząd oto­czona drze­wami. Znaj­do­wała się nie­da­leko brzegu lasu, a jed­nak dawała poczu­cie mini­mal­nej pry­wat­no­ści.
– Kie­dyś przycho­dziłem tu pomy­śleć – powie­dział Newt i poło­żył się na tra­wie. Gestem zachę­cił mnie bym zro­biła to samo. Poło­ży­łam się tuż obok niego. Chcia­łam być bli­sko, a Newt nie miał nic prze­ciwko. Objął mnie ramie­niem. Przez chwilę leże­li­śmy wpa­tru­jąc się w ciem­nie­jące z każdą chwilą niebo. Są takie chwile, któ­rych nie chce się prze­ry­wać. Ta bez wąt­pie­nia do takich nale­żała.
********
Gła­dzi­łem Malię po ramie­niu uważ­nie się jej przy­glądając. Nigdy cze­goś takiego nie czu­łem. Przy niej wszystko było inne. Z każdą chwilą coraz bar­dziej docie­rało do mnie jak ważna jest dla mnie Malia. Wciąż mia­łem w gło­wie jej słowa. Czu­łem, że nie powie­działa mi wszyst­kiego. Mimo wszystko nie byłem na nią zły. Widzia­łem jak się męczy. Skoro uznała, że nie może mi powie­dzieć, pew­nie miała kon­kretny powód. Nie pamię­tam co dokład­nie było pomię­dzy nami przed tra­fie­niem do Strefy. Jedyne czego jestem pewien to to, że dobrze się zna­li­śmy. Może łączyło nas coś wię­cej? To tłu­ma­czy­łoby moje zacho­wa­nie. Zresztą Malia w prze­ciągu kilku dni zro­biła się dla mnie cho­ler­nie ważna. Nawet, jeśli ni­gdy nie odzy­skam wspo­mnień, nie chce się zamy­kać przed tym co naro­dziło się pomię­dzy nami.
– O czym myślisz? – spy­tała dziew­czyna kła­dąc się na boku, aby móc spo­koj­nie na mnie spoj­rzeć.
– Zasta­na­wiam się nad tym co będziemy robić po opusz­cze­niu Strefy – odpowie­działem deli­kat­nie się uśmie­cha­jąc.
– Poje­dziemy gdzieś. Jak naj­da­lej od tego miej­sca. Może nad morze?
Spoj­rzałem na Malię i sze­roko się uśmiech­nąłem.
– Nad morze?
Może to dziwne, ale dosko­nale pamię­tałem czym jest morze. Ogromny zbior­nik wodny, fale, duża piasz­czy­sta plaża. Bryza mor­ska, która nie­mal poczu­łem w noz­drzach.
– Tak. Chyba tam kie­dyś byłam. Przy­naj­mniej tak mi się wydaje – wyja­śniła dziew­czyna.
– W takim razie pierw­szy cel już mamy. A potem?
– Potem się zoba­czy.
Uśmiech­ną­łem się nie odry­wa­jąc od niej wzroku. Z boku to mogło wyglą­dać strasz­nie dziw­nie. Nie mie­li­śmy pew­no­ści czy uda nam się wydo­stać z labi­ryntu, a roz­ma­wia­li­śmy o tak bła­hych rze­czach. Jed­nak oboje tego potrze­bo­wa­li­śmy. Chwili ode­rwa­nia od rze­czywistości.
– I kupię psa – doda­łem po chwili – Będziemy z nim cho­dzić na spa­cery.
Nie jestem pewny, ale wydaje mi się, że kie­dyś mia­łem psa. Wielu rze­czy o sobie nie wiem. Gdzieś musiał cze­kać na mnie dom, rodzina, a może mam rodzeń­stwo? Kie­dyś na pewno się tego dowiem.
– Myślisz, że po ucieczce z labi­ryntu odzy­skamy wspo­mnie­nia? – spy­tałem po chwili.
Nie wiem dla­czego liczy­łem na to, że Malia zna odpo­wiedź. Przez ostat­nie mie­siące myśla­łem tylko o tym jak się stąd wydo­stać, nie zasta­na­wia­łem się co będzie na nas cze­kać po ucieczce.
– Nie mam poję­cia – odpowie­działa Malia.
– Nawet jeśli to się nie uda, mamy już jakieś wspo­mnie­nia. Nie wszystko co działo się w Stre­fie jest warte zapa­mię­ta­nia, ale jest kilka rze­czy o któ­rych, ni­gdy nie chcia­ła­bym zapo­mnieć – uśmiech­nąłem się w jej kie­runku.
Wie­dzia­łem, że Malia zro­zu­mie co mam na myśli. Oboje nie potra­fi­li­śmy powie­dzieć niczego wprost, ale jakimś dziw­nym tra­fem, domy­śla­li­śmy się o co cho­dzi dru­giej oso­bie. Patrzy­łem wprost w jej piękne, brą­zowe tęczówki. Niepew­nie zbli­ży­łem twarz do jej twa­rzy. Nasze nosy nie­mal się sty­kały. Czu­łem jej oddech na swo­ich war­gach. Przy­mkną­łem oczy. Nagle po pra­wej stro­nie usły­sze­li­śmy gło­śne sapa­nie i dziwne odgłosy, świad­czące o tym, że ktoś się zbliża. Razem z Malią pode­rwa­li­śmy się z miej­sca. Chwy­ci­łem ją za rękę zmu­sza­jąc do tego, aby sta­nęła za mną. Spoj­rzałem w głąb lasu. Odgłosy z każdą chwilą sta­wały się coraz gło­śniej­sze. W myślach widzia­łem już pędzą­cego w naszą stronę Bul­do­żerce. Zaczę­li­śmy się cofać. Krzaki nie­bez­piecz­nie się poru­szały. Od spo­tka­nia z dziw­nym „czymś” dzie­liły nas sekundy.
– Chuck?! – krzyk­ną­łem widząc jak chło­pak nie­zdar­nie wygra­mo­lił się z krza­ków – Co Ty tu robisz do dia­bła?
Zerk­ną­łem na Malię, która ode­tchnęła z ulgą. Chuck napę­dził nam nie­złego stra­cha.
– No ten… kar­mi­łem jasz­czurkę – wydu­sił chło­pak uno­sząc prawą dłoń po któ­rej cho­dziła mała gadzina.
– Pogięło Cię? Po zmroku nie wcho­dzi się do lasu, pamię­tasz? – wark­ną­łem mie­rząc chło­paka wzro­kiem.
– A Wy? – Chuck skrzy­żo­wał ręce na pier­siach.
– My to co innego. Spa­daj stąd Szta­maku – wark­ną­łem poka­zu­jąc mu dło­nią drogę.
– Daj spo­kój Newt – powie­działa Malia lekko się uśmie­cha­jąc.
– Po pro­stu nas prze­stra­szy­łeś – wyja­śniła patrząc na Chuck’a.
Chło­pak poki­wał głową i wymru­czał ciche ’prze­pra­szam’ po czym odszedł, kie­ru­jąc się w stronę Strefy.
– My chyba też powin­ni­śmy iść. Alby ma rację, musisz odpo­cząć przed jutrem – powie­działa Malia patrząc mi pro­sto w oczy – Chyba, że zmie­ni­łeś zda­nie – dodała z nadzieją.
Pokrę­ci­łem prze­cząco głową.
– Wszystko będzie w porządku. Zau­faj mi – powie­działem cicho łapiąc ją za rękę.
Po woli ruszy­li­śmy w stronę Strefy. Nie puści­łem dłoni Malii, aż do momentu gdy doszli­śmy do ’noc­le­gowni’. Chło­paki powie­sili dwa hamaki nieco dalej od wszyst­kich, aby dać Tere­sie i Malii, cho­ciaż mini­mum pry­wat­no­ści.
– To chyba dobra­noc – uśmiech­nąłem się deli­kat­nie i nie­chęt­nie puści­łem jej dłoń.
– Dobra­noc – powie­działa Malia i odwró­ciła się idąc w kie­runku jed­nego z hama­ków. Ode­szła kilka metrów i gwał­tow­nie sta­nęła. Odw­ró­ciła się i pod­bie­gła w moją stronę po czym mocno mnie uści­snęła.
– Uwa­żaj na sie­bie – wyszep­tała i poca­ło­wała mnie w poli­czek.
Ode­szła już się nie odwra­ca­jąc. Sta­łem przez chwilę nie potra­fiąc ruszyć się z miej­sca.
– A Ty co tak ster­czysz? – spy­tał Tho­mas, który poja­wił się nie wia­domo skąd.
– Nic, nie ważne – mach­ną­łem dło­nią i ruszy­łem w stronę ’noc­le­gowni’.
– Oj Newt, Newt – Tho­mas teatral­nie wywró­cił oczami – Nie potra­fię Cię zro­zu­mieć.
– Ja sam sie­bie nie rozu­miem, stary – mruk­nąłem zanim zdą­żyłem ugryźć się w język.
Tommy par­sk­nął śmie­chem i wepchnął mi w ręce dwa batony.
– Nie byli­ście na kola­cji – wyja­śnił – Pomyśla­łem, że będziesz głodny – dodał.
– Dzięki- mruk­nąłem zabie­ra­jąc się za jedze­nie.
Usie­dli­śmy na hama­kach przez chwilę nic nie mówiąc.
– Myślisz, że jutro coś się wyja­śni? – spy­tałem prze­ły­ka­jąc kęs batona.
– Mam taką nadzieję. Wolał­bym nie iść tam poju­trze w ciemno. Już chyba gorzej być nie może – dodał.
– Zaw­sze gdy to mówisz, tak wła­śnie jest! – mruk­nąłem.
– Jak?
– Gorzej.
********
Roz­dział IX. Z dużym opóź­nie­niem, ale wresz­cie jest. W zamy­śle miał być inny, mie­li­ście dostać odpo­wie­dzi, dowie­dzieć się co Newt i Tho­mas ’ugrają’ w labi­ryn­cie, ale sprawy się skom­pli­ko­wały. Tak to jest jak się pisze roz­dział na ’raty’. Zaczę­łam pracę. Z jed­nej strony plus, a z dru­giej – ogra­ni­czony czas na pisa­nie. Przez ten tydzień mia­łam dru­gie zmiany tzn. od 13.00–22.00, dla­tego roz­dział poja­wia się tak późno. Od jutra pra­cuje od 5.00–13.00, dla­tego posta­ram się wrzu­cić nowy post w śro­dę­/czwar­tek. Teraz roz­działy będą poja­wiać się nie­re­gu­lar­nie, ale posta­ram się, żeby nowy wpis poja­wiał się przy­naj­mniej raz w tygo­dniu. Dzię­kuje za wyro­zu­mia­łość. Błę­dów nie spraw­dza­łam, zro­bię to póź­niej. Wszyst­kie zale­gło­ści u Was nadro­bię wie­czor­kiem. Poz­dra­wiam i ści­skam mocno. < 3

5 komentarzy:

  1. Yaaaaay! Nowy rozdział!
    Przez pierwsze kilka zdań nie ogarniałam, że Thomas to Thomas, a nie aktor, który gra Newta. Boshhh... ta polszczazna.
    Ojoj <3
    Newt i Malia tak uroczo <3<3<3
    Powodzenia w pracy! Tak w ogóle to gdzie pracujesz? (Z ciekawości pytam. Nie mam zamiaru napaść cię w pracy)
    Pozdrawiam i wysyłam tony weny
    Koteł :3
    Ps: Aniołku, kiedy zamierzasz wstawić kolejny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak btw świetny szablon i ta Amanda :,)
      Widać, że masz dobry gust xD

      Usuń
  2. Wspomnienie Malii było jednocześnie smutne i urocze <3 <3 to co mówił Newt, normalnie moje serce należy zdecydowanie do niego w tym opowiadaniu :3
    Choć trochę za ostro potraktował Chucka, ale Malia była całe szczęście łagodniejsza. :)
    Oooo, super że udało Ci się znaleźć pracę. :)
    A tak po za tym, chciałabym jeszcze dodać, że bardzo mi się podoba nowy wygląd bloga! Jest ślicznie! :) Sama zrobiłaś ten szablon?
    Trzymaj się! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Chuuuuuck, popsułeś tą piękną atmosferę! :( Mam ochotę Cię za to udusić. ;-;
    Trochę romantyczny rozdzialik Ci wyszedł. ^^ Newt i Malia to życie. "I don't care! I ship it"
    A szablon jest przepiękny, mogłabym wpatrywać się w niego godzinami.
    Powodzenia w pracy! ;D
    Przysyłam dużo weny.
    Pozdrawiam ;>

    OdpowiedzUsuń
  4. Ahhhh, jak pięknie <3
    Kocham Newta i Malię. This is my favourite ship!
    Ta piękna sytuacja miedzy nimi i idealny moment na pocałunek! Wspaniale. Chociaż jak Chuck wparował to miałam ochotę go udusić. Nie no, lubię Chucka nic mu nie zrobię xd
    Rozdział genialny, wspaniały i wszystko inne.
    Czekam na kolejny!
    Pozdrawiam i całuję <3

    OdpowiedzUsuń

Template by Elmo