Całą naradę przesiedziałam wiercąc się na krześle. Niejednokrotnie miałam ochotę coś powiedzieć, a nawet wykrzyczeć tym idiotom, że wszystko co robimy, robimy dla ich dobra. Gdy do akcji wkroczył Gally, byłam bliska rzucenia się na niego z pięściami. W tym starciu miałabym takie same szanse jak statek, przy bliskim spotkaniu z górą lodową. Tak czy owak, niesamowicie mnie korciło, żeby wtrącić swoje „trzy grosze”. I pewnie bym to zrobiła gdyby nie Newt. Przez cały czas starł się utrzymywać ze mną kontakt wzrokowy. Gdy sytuacja zaczęła się robić nerwowa, a Thomas wdał się w bójkę z Gally’m, nie wytrzymałam i zerwałam się z miejsca. Gdyby Newt mnie nie powstrzymał, zapewne w tym momencie wyglądałabym nieco gorzej, niż zwykle. Chcąc czy nie chcąc, siedziałam na krześle. Nerwowo tupałam nogami, rozglądając się po pomieszczeniu. Po części rozumiałam chłopaków. Wiem jak to wyglądało. Sądzili, że ja i Thomas jesteśmy szpiegami Stwórców. Ale przecież tak nie było! Czy swoim zachowaniem nie udowodniliśmy już, że jesteśmy po ich stronie? Chociaż… właściwie mogło być im ciężko nas zrozumieć. Minho i Newt znali całą prawdę, a reszta? Nasze działania mogły być dla nich niezrozumiałe. Złamaliśmy zasady, a nasze zachowanie mogło budzić zainteresowanie. Zagryzłam wargę przenosząc wzrok na Newt’a. Nic mi wcześniej nie mówili. Nie wiedziałam, że mieliśmy tylko trzy dni, ale im dłużej nad tym myślałam, tym bardziej wszystko zaczęło mi się układać. Kapsuła, wyświetlacz w labiryncie, tylko ten nadajnik… nie miałam pojęcia skąd go mają. Teresa trąciła mnie w ramię, a z moich ust wydobyło się ciche syknięcie. Trafiła akurat w miejsce w którym miałam ranę.
– Co jest? – powiedziałam cicho dostrzegając, że siedzący najbliżej nas Streferzy uważnie nas obserwują.
– Ten nadajnik… wygląda znajomo – odpowiedziała Teresa.
– Nie teraz – wyszeptałam wskazując głową na przysłuchującym się nam chłopaków.
Byłam strasznie ciekawa o co chodzi Teresie. To jasne, że chciałam dowiedzieć się czegoś więcej, jednak w tym momencie jej słowa mogły zrobić więcej szkody, niż pożytku.
Niemal podskoczyłam gdy usłyszałam krzyknięcie Alby’ego. Chłopak wyprosił wszystkich z sali. No prawie wszystkich. Zostaliśmy w pomieszczeniu w szóstkę. Ja, Teresa, Thomas, Minho, Newt i Alby. Nie podziewałam się przyjemnej rozmowy. Chyba byłabym nienormalna gdybym liczyła na spokojną pogawędkę przy szklance ciepłej herbatki, jednak czułam jakiś wewnętrzny niepokój.
– Nie mieli innego wyjścia. Przecież to Gally ich sprowokował! – powiedziałam stanowczo podnosząc się z miejsca i patrząc wprost na Alby’ego.
Może nie powinnam się unosić. Może nie powinnam patrzeć na niego z wyrzutem. Może… no okay, umówmy się, wielu rzeczy nie powinnam, a jednak zawsze je robiłam.
– Dziękuje pani adwokat – mruknął złośliwie chłopak – Ale mieliśmy inny plan – dodał patrząc wściekle na Minho i Newt’a.
– Staraliśmy się – mruknął Minho.
– Staraliśmy się?! Staraliśmy się? Serio, Minho? Tylko na to Cię stać? – wrzasnął Alby uderzając pięścią w drewnianą bele.
– Ej stary, spokojnie – powiedział Newt podchodząc do przyjaciela – Wyszło jak wyszło. Przecież widziałeś. To nie zależało od Nas. Uwierz, ze gdyby tak było, ktoś by już nie żył – dodał klepiąc Alby’ego po ramieniu.
Czarnoskóry chłopak nieznacznie pokiwał głową, a po chwili ponownie się odezwał, jednak ton jego głosu nieco złagodniał.
– I Ty Thomas? Wiesz jaki jest Gally, zdążyłeś się o tym przekonać pierwszego dnia. Wiesz, że on wszystko wykorzysta przeciwko Wam.
– Jakby już tego nie zrobił – mruknęłam nie potrafiąc ugryźć się w język
Minho pokręcił głową, a na jego twarzy pojawił się nieznaczny uśmiech. Nie wiem dlaczego, ale nie uznałam tego za dobry znak. Zresztą Minho był dziwny. To też już przerabialiśmy.
– Wybacz Malia, ale jest sporo rzeczy, które zmieniły się po Waszym przybyciu. Nie wiemy do czego to wszystko prowadzi, dlatego musisz nam wybaczyć, że nie przyjęliśmy Was z otwartymi ramionami. I nie wznieśliśmy pomnika na Waszą cześć – powiedział Alby.
Jego ton był przepełniony sarkazmem. Nie wiem dlaczego, ale dział na mnie jak płachta na byka. Wiem, że nie wypada. Wiem, że jestem dziewczyną, ale miałam ochotę wstać i mu przywalić. Tak po prostu. W myślach już widziałam jak moja pięść spotyka się z jego twarzą.
– Też nad tym ubolewam – mruknęłam unosząc brew – Może to, że my tu trafiliśmy jest początkiem czegoś nowego? Nie jesteśmy tu bez powodu, może wspólnie znajdziemy wyjście. Ale nic nie zrobimy bez konieczności wprowadzenia zmian. Zmian, których się boisz! – warknęłam patrząc prosto w oczy chłopaka.
– Malia, przestań – powiedział Thomas ciągnąc mnie za rękę.
– Nie – zaprzeczyłam – Dlaczego nikt z Was nie potrafi zrozumieć, że wszyscy jesteśmy w takiej samej sytuacji? Każdy z nas może przeżyć, podobnie jak każdy może zginąć. Co Wam daje szukanie kolejnych wrogów? Może dlatego do tej pory tu jesteście. Zamiast walczyć ze Stwórcami, walczycie sami ze sobą! – warknęłam wyrywając rękę z uścisku Thomasa i szybko ruszyłam w stronę wyjścia.
Wybiegłam na zewnątrz mając gdzieś ciekawskie spojrzenia innych Streferów. Musiałam zostać sama przynajmniej na chwilę. Nie miałam pojęcia co się ze mną dzieje. Z każdą chwilą czułam się coraz gorzej. Nie potrafiłam zapanować nad emocjami. Wzięłam kilka głębokich wdechów, a potem ze świstem wypuściłam powietrze. Nie powinnam się tak zachować. Ale nie mogłam już dłużej znieść gadania Alby’ego. Nie robiłam z siebie męczennicy, ale ja też przeżywałam to co się działo. Wcale nie uśmiechało mi się wracanie do labiryntu. Dziwna chęć znalezienia się tam, która towarzyszyła mi od momentu pojawienia się w Strefie, już dawno zniknęła. Po nocy pełnej wrażeń, labirynt był ostatnim miejscem w którym chciałabym się teraz znaleźć. Ale byłam na to gotowa, jeśli to miałoby nam pomóc, pewnie weszłabym do niego nawet teraz. Chłodny wiatr rozwiewał moje włosy, przyjemnie drażniąc policzki. Zaczynałam się uspokajać.
Wdech, wydech. Ochłonęłam. Wzięłam głęboki oddech i wróciłam do pomieszczenia. Owszem było mi głupio, owszem był moment, że chciałam zapaść się pod ziemię, ale nie jestem tchórzem. Trzeba było się z tym zmierzyć. Moje wejście nie pozostało nie zauważone. Alby spojrzał w moją stronę, a ja nieznacznie kiwnęłam głową. Słowo przepraszam, nie chciało mi przejść przez gardło, ale chłopak chyba zrozumiał.
– Macie na siebie uważać. Nie wiemy czy to nie jest kolejne zagranie ze strony Stwórców. Przede wszystkim wróćcie cali i zdrowi – powiedział Alby patrząc na Thomasa i Newt’a.
Spojrzałam na jednego, potem na drugiego, jednak obydwaj nawet na mnie nie zerknęli.
– Thomas i Newt idą jutro na zwiady – wyjaśnił Minho, który uważnie mi się przypatrywał.
– Co?! Znaczy… nie uważam, że to dobry pomysł – wyjaśniłam szybko.
Dlaczego akurat oni? Nie… to nie musi być konieczne. Nie chciałam, nie mogłam pozwolić na to by dwie najbliższe mi osoby znowu wróciły do labiryntu. Same. Nie chciałam, żeby coś im się stało.
– Spokojnie Mal, wszystko już ustalone. To tylko formalność – stwierdził Thomas delikatnie się uśmiechając – Musimy wszystko sprawdzić zanim weźmiemy ze sobą Streferów – dodał.
Pokiwałam głową. Co on sobie myślał? Tym chciał mnie przekonać? Miałam koszmarne przeczucia. Nie chciałam, żeby tam szli.
– Tessa? – spojrzałam na dziewczynę szukając w niej wsparcia.
Zależało jej na Thomasie, przecież mogła spróbować odwieść go od tego pomysłu.
– Już protestowałam. Nie słuchają – wyjaśniła wzruszając ramionami.
– Spokojnie dziewczyny. My też będziemy mieli jutro masę zajęć. Ktoś musi nazbierać drewna na ognisko – wtrącił Minho szeroko się uśmiechając.
– Jasne, a potem będziemy piec kiełbaski i śpiewać wesołe piosenki – zakpiła Teresa.
– Tak właśnie będzie – stwierdził Minho.
Posłałam mu spojrzenie w stylu: „W domu wszyscy zdrowi?”, na co ten odpowiedział mi kolejnym uśmiechem.
– W Strefie jest paru dzieciaków, oni potrzebują się od tego odciąć, chociaż na chwilę. Zresztą siedzenie i zamartwianie się w żaden sposób im nie pomoże. Ważne, że my mamy głowę na karku, oni niech się pobawią – stwierdził Alby.
– Kto wie, może to ich ostatnie ognisko – dodał Minho.
– Och, zamknij się Minho – powiedział Newt, nieznacznie uśmiechając się w moją stronie.
Zmrużyłam powieki. Nie zamierzałam się do niego uśmiechać, chociaż na jego widok, zazwyczaj nie potrafiłam opanować uśmiechu. Byłam na niego zła. No dobra. Ja nie umiem być na niego zła. Bałam się o niego, ale musiałam to maskować, co było cholernie trudne.
– Tak na poważnie. Chcemy, żeby zaufało nam jak najwięcej osób. Ostatnio wszystko się skomplikowało, co odczuł każdy z nich. Potrzebują chwili wytchnienia – powiedział Alby.
– Ciekawa forma przekupstwa – mruknęłam pod nosem, jednak w tym samym momencie przypomniałam sobie Chuck’a. To tylko dziecko. Przecież Alby i Minho mieli rację. Musieliśmy dać im nadzieję. Pokazać, że wszystko jest w porządku. To nasze brzemię.
– Tak zrobimy – dodałam po chwili zmuszając się do uśmiechu.
Musiałam zrobić dość śmieszną minę, gdyż Minho parsknął śmiechem przez chwilę nie potrafiąc się opanować.
– Jesteś gorsza, niż Thomas – stwierdził Alby również z trudem powstrzymując śmiech.
– Ten niezręczny moment gdy nie wiesz czy ktoś Cię obraża, czy prawi Ci komplement – mruknął Thomas szeroko się uśmiechając.
– Ha, ha, ha – mruknęłam wywracając oczami – Coś jeszcze? – spytałam obdarzając ich niezbyt przyjemnym spojrzeniem.
– To chyba tyle – powiedział Alby uważnie obserwując każdego z nas – Chyba, że chcecie coś jeszcze powiedzieć.
Już otworzyłam usta, jednak Newt mnie ubiegł.
– Jeśli dotyczy to labiryntu, to już zamknięta sprawa. Jutro zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, idziemy tam z Thomasem – powiedział Newt patrząc mi prosto w oczy.
Gdy nasze spojrzenia się spotkały, znowu poczułam to przyjemne ciepło w okolicach serca. To spojrzenie, ta zmartwiona mina i te błyszczące oczy. Jedno skinięcie głową wystarczyło, żebym i ja pokiwała głową, na znak, że się zgadzam. Nie chciałam się z nim kłócić. Nie teraz. Znacie to dziwne uczucie, że chcielibyście być blisko kogoś, ale jednocześnie zdajecie sobie sprawę z istnienia bariery, która uniemożliwia zbliżenie się do tej osoby? Ja właśnie poznałam.
– Dobra. Skoro wszystko ustalone. To jesteście wolni. Ja pogadam jeszcze z naszą zaufaną grupą – powiedział Alby i delikatnie się uśmiechnął – Nie jestem Waszą niańką, ale radzę Wam odpocząć, jutro czeka nas pracowity dzień – dodał.
– Sugerujesz, że dotychczas się obijaliśmy? – spytał Minho unosząc brew.
Nie wiem jak on to robi, ale zawsze ma tak komiczną minę, że nie mogłam powstrzymać się przed zaśmianiem.
– Jeśli kiedykolwiek będziesz miał dzieci… no cóż, współczuje – powiedział Alby i wywrócił oczami.
– Dzięki. Też nie lubię dzieci – odpowiedział Minho.
– Im współczuje. Im… – dodał Alby, a wszyscy wybuchliśmy śmiechem.
– Już nie rozpaczaj Minho – Thomas poklepał go po ramieniu – Chodźmy coś zjeść.
– Świetny pomysł! – stwierdził Azjata – Idziecie? – spojrzał zerkając na mnie i Newt’a.
– Ja idę – powiedziała Teresa i dołączyła do pozostałej dwójki. Alby zdążył już wyjść z domku.
– Nie jestem głodna – odparłam widząc, że Minho mierzy mnie wzrokiem.
– Ja też nie – powiedział Newt.
Odruchowo spojrzałam w jego stronę.
– Jak sobie chcecie. Do zobaczenia później – mruknął Minho i po chwili razem z Thomasem i Teresą wyszli na zewnątrz.
Znowu zostaliśmy sami. Ja i Newt. Z jednej strony strasznie się cieszyłam. Starałam się doceniać każdą sekundę spędzoną z blondynem. Z drugiej strony, odrobinę krępowałam się w jego towarzystwie. Bałam się, że popełnię jakąś gafę. Cholera jakby to w tym momencie było najistotniejsze. W każdej chwili mogliśmy zginąć, a ja bałam się, że zrobię coś nie tak.
– Przejdziemy się? – spytaliśmy w tym samym momencie.
Uśmiechnęłam się szeroko i pokiwałam głową. Wyszliśmy z budynku i po woli ruszyliśmy w stronę lasu. Zaczynało się ściemniać. Chłopcy siedzieli w sporej grupie w centrum Strefy. Jedni się siłowali, inni grali w karty, a jeszcze inni żywo nad czymś dyskutowali. Odwróciłam wzrok skupiając się na lesie do którego po woli się zbliżaliśmy. Zerknęłam na Newt’a. Miałam wrażenie, że cały czas mi się przygląda. Nie myliłam się. Po raz kolejny nasze spojrzenia się spotkały. Nie mogłam wydusić z siebie słowa, Newt też się nie odzywał, a mimo wszystko ta cisza, nie była niezręczna, a wręcz przeciwnie. Pełna zrozumienia. Szliśmy blisko siebie, bliżej niż było to konieczne. Nasze ramiona co jakiś czas się stykały, podobnie jak dłonie. Podobała mi się taka sytuacja. Chciałam być blisko niego. Tak blisko jak tylko się da. To był mój Newt. Newt który był dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Dla niego zrobiłabym wszystko. Wszystko. Nadal mnie bolało, że on nic nie pamięta. Nic z tego co wydarzyło się pomiędzy nami wcześniej. Wczoraj po rozmowie z Minho, wróciło jeszcze jedno wspomnienie. Chyba najcenniejsze ze wszystkich, które dotychczas udało mi się odzyskać.
Staliśmy z Newt’em na jakimś balkonie. Musieliśmy nadal być w siedzibie DRESZCZ-u. Miałam na sobie ten sam biały fartuch co we wcześniejszych wspomnieniach. Wydaje mi się, że nie chodziłam w nim wszędzie więc jasne jest, że nie oddaliliśmy się zbyt daleko od laboratorium. Zresztą to nie istotny szczegół. Wracając. Oboje wyglądaliśmy na zmartwionych. Przez chwilę milczeliśmy. Stukałam nerwowo palcami o barierkę, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. W pewnym momencie Newt złapał mnie za rękę i zmusił, żebym na niego spojrzała.
– Nie przejmuj się. Mamy jeszcze tydzień. Wszystko się ułoży – blondyn mocniej ścisnął moją dłoń i delikatnie się uśmiechnął.
– Nie chcę się z Tobą żegnać – powiedziałam czując, że głos zaczyna mi się łamać.
– Ej… – szepnął Newt i otarł łzę spływającą mi po policzku – Przecież to tylko na chwilę. Niedługo znowu się spotkamy.
– Nie będziesz mnie pamiętał – wyjąkałam nawet nie próbując zatrzymać łez – Wymarzą Ci wszystkie wspomnienia.
Newt ujął moją twarz w dłonie i spojrzał mi głęboko w oczy.
– Zawsze będę Cię pamiętał, rozumiesz? Mam Cię nie tylko we wspomnieniach, ale też tu – mówiąc to wskazał na serce – Tego mi nie odbiorą. Pamiętaj, że moje serce należy do Ciebie. Nigdy o Tobie nie zapomnę – powtórzył składając na moich ustach delikatny pocałunek.
Z zamyślenia wyrwało mnie pytanie Newt’a. Przeniosłam na niego wzrok. Tak wiele chciałam mu powiedzieć, jednak nie mogłam. Nie mogę zmusić go do tego by mnie kochał. To wspomnienie zachowam dla siebie. Boli. Tak cholernie boli, gdy ktoś kogo kochasz patrzy na Ciebie jak na kogoś obcego. Tak. Właśnie oficjalnie przyznałam się przed samą sobą, że kocham Newt’a. Ale on nie pamięta nic. Ani tego jak się poznaliśmy, ani tego co nas łączy, a raczej łączyło. Przygryzłam wargę czując łzy zbierające się pod powiekami. Nie chciałam płakać, a już na pewno nie przy nim. Nie chciałam, żeby Newt zobaczył, że coś jest nie tak.
– Ej… co się dzieje?
Mocniej przygryzłam wargę. To ’ej’ powiedział dokładnie takim samym głosem jak w moim wspomnieniu. Niby nic, a jednak wywołało to u mnie nagły przypływ emocji.
– Nie należysz do osób, które płaczą bez powodu. Możesz mi zaufać – dodał patrząc mi prosto w oczy.
Jego spojrzenie przeszywało na wylot. Czułam się tak jakbym nie mogła nic przed nim ukryć.
– Nie mogę Ci tego powiedzieć, chociaż bardzo bym chciała – powiedziałam spuszczając wzrok.
– Nie ufasz mi? – spytał.
Albo mi się zdawało, albo wyczułam w jego głosie zawiedzenie.
– Nikomu nie ufam bardziej – powiedziałam zgodnie z prawdą.
– Więc powiedz o co chodzi – Newt złapał mnie za dłoń.
– Nie mogę. Nie chcę niczego na Tobie wymuszać. Kiedyś Ci powiem, ale jeszcze nie teraz – powiedziałam podnosząc wzrok.
– Coś sobie przypomniałaś, prawda? – spytał Newt uważnie mi się przyglądając.
Niepewnie pokiwałam głową.
– Szczerość za szczerość? – spytał mocniej ściskając moją dłoń – Ja zacznę – dodał.
– Dobrze – szepnęłam nie spuszczając z niego wzroku.
– Odkąd się pojawiłaś, wszystko w moim życiu wywróciło się do góry nogami. Coś zaczęło do mnie wracać. Jakieś obrazy z przeszłości. Pamiętasz rozmowę o zegarku? Od tamtej pory w mojej głowie pojawiło się kilka obrazów, wszystkie z nami w rolach głównych. Gdy byłaś sama w labiryncie… całą noc przesiedziałem pod murami. Bałem się o Ciebie. Nie wiem czy to przez strach, ale zacząłem odszukiwać w głowie więcej wspomnień. Wszystkie postrzępione, nie mające ze sobą pozornie nic wspólnego, ale pokazujące nas. Nawet słyszałem nasz śmiech. Ty… Ty byłaś moim pierwszym wspomnieniem. Wcześniej nie pamiętałem nic – powiedział Newt wciąż nie puszczając mojej dłoni.
– Moje wspomnienie też dotyczyło nas… – zaczęłam – Rozmawialiśmy, kilka dni przed tym jak trafiłeś do Strefy. Nie chciałam się z Tobą rozstawać. Wiedzieliśmy, że usuną Ci wspomnienia. Powiedziałeś, że zawsze będziesz mnie pamiętał. Że zabiorą Ci wspomnienia, nie serce – dodałam.
Newt przez chwilę nic nie mówił.
– Przedwczoraj chcieli mnie pozbawić i tego – szepnął patrząc mi głęboko w oczy – Chodź – dodał delikatnie ciągnąc mnie za rękę.
Przeszliśmy kilkanaście metrów, aż znaleźliśmy się w lesie. Minęliśmy pojedyncze krzaki, a moim oczom ukazała się mała polana. Właściwie była to kilkumetrowa przestrzeń zewsząd otoczona drzewami. Znajdowała się niedaleko brzegu lasu, a jednak dawała poczucie minimalnej prywatności.
– Kiedyś przychodziłem tu pomyśleć – powiedział Newt i położył się na trawie. Gestem zachęcił mnie bym zrobiła to samo. Położyłam się tuż obok niego. Chciałam być blisko, a Newt nie miał nic przeciwko. Objął mnie ramieniem. Przez chwilę leżeliśmy wpatrując się w ciemniejące z każdą chwilą niebo. Są takie chwile, których nie chce się przerywać. Ta bez wątpienia do takich należała.
********
Gładziłem Malię po ramieniu uważnie się jej przyglądając. Nigdy czegoś takiego nie czułem. Przy niej wszystko było inne. Z każdą chwilą coraz bardziej docierało do mnie jak ważna jest dla mnie Malia. Wciąż miałem w głowie jej słowa. Czułem, że nie powiedziała mi wszystkiego. Mimo wszystko nie byłem na nią zły. Widziałem jak się męczy. Skoro uznała, że nie może mi powiedzieć, pewnie miała konkretny powód. Nie pamiętam co dokładnie było pomiędzy nami przed trafieniem do Strefy. Jedyne czego jestem pewien to to, że dobrze się znaliśmy. Może łączyło nas coś więcej? To tłumaczyłoby moje zachowanie. Zresztą Malia w przeciągu kilku dni zrobiła się dla mnie cholernie ważna. Nawet, jeśli nigdy nie odzyskam wspomnień, nie chce się zamykać przed tym co narodziło się pomiędzy nami.
– O czym myślisz? – spytała dziewczyna kładąc się na boku, aby móc spokojnie na mnie spojrzeć.
– Zastanawiam się nad tym co będziemy robić po opuszczeniu Strefy – odpowiedziałem delikatnie się uśmiechając.
– Pojedziemy gdzieś. Jak najdalej od tego miejsca. Może nad morze?
Spojrzałem na Malię i szeroko się uśmiechnąłem.
– Nad morze?
Może to dziwne, ale doskonale pamiętałem czym jest morze. Ogromny zbiornik wodny, fale, duża piaszczysta plaża. Bryza morska, która niemal poczułem w nozdrzach.
– Tak. Chyba tam kiedyś byłam. Przynajmniej tak mi się wydaje – wyjaśniła dziewczyna.
– W takim razie pierwszy cel już mamy. A potem?
– Potem się zobaczy.
Uśmiechnąłem się nie odrywając od niej wzroku. Z boku to mogło wyglądać strasznie dziwnie. Nie mieliśmy pewności czy uda nam się wydostać z labiryntu, a rozmawialiśmy o tak błahych rzeczach. Jednak oboje tego potrzebowaliśmy. Chwili oderwania od rzeczywistości.
– I kupię psa – dodałem po chwili – Będziemy z nim chodzić na spacery.
Nie jestem pewny, ale wydaje mi się, że kiedyś miałem psa. Wielu rzeczy o sobie nie wiem. Gdzieś musiał czekać na mnie dom, rodzina, a może mam rodzeństwo? Kiedyś na pewno się tego dowiem.
– Myślisz, że po ucieczce z labiryntu odzyskamy wspomnienia? – spytałem po chwili.
Nie wiem dlaczego liczyłem na to, że Malia zna odpowiedź. Przez ostatnie miesiące myślałem tylko o tym jak się stąd wydostać, nie zastanawiałem się co będzie na nas czekać po ucieczce.
– Nie mam pojęcia – odpowiedziała Malia.
– Nawet jeśli to się nie uda, mamy już jakieś wspomnienia. Nie wszystko co działo się w Strefie jest warte zapamiętania, ale jest kilka rzeczy o których, nigdy nie chciałabym zapomnieć – uśmiechnąłem się w jej kierunku.
Wiedziałem, że Malia zrozumie co mam na myśli. Oboje nie potrafiliśmy powiedzieć niczego wprost, ale jakimś dziwnym trafem, domyślaliśmy się o co chodzi drugiej osobie. Patrzyłem wprost w jej piękne, brązowe tęczówki. Niepewnie zbliżyłem twarz do jej twarzy. Nasze nosy niemal się stykały. Czułem jej oddech na swoich wargach. Przymknąłem oczy. Nagle po prawej stronie usłyszeliśmy głośne sapanie i dziwne odgłosy, świadczące o tym, że ktoś się zbliża. Razem z Malią poderwaliśmy się z miejsca. Chwyciłem ją za rękę zmuszając do tego, aby stanęła za mną. Spojrzałem w głąb lasu. Odgłosy z każdą chwilą stawały się coraz głośniejsze. W myślach widziałem już pędzącego w naszą stronę Buldożerce. Zaczęliśmy się cofać. Krzaki niebezpiecznie się poruszały. Od spotkania z dziwnym „czymś” dzieliły nas sekundy.
– Chuck?! – krzyknąłem widząc jak chłopak niezdarnie wygramolił się z krzaków – Co Ty tu robisz do diabła?
Zerknąłem na Malię, która odetchnęła z ulgą. Chuck napędził nam niezłego stracha.
– No ten… karmiłem jaszczurkę – wydusił chłopak unosząc prawą dłoń po której chodziła mała gadzina.
– Pogięło Cię? Po zmroku nie wchodzi się do lasu, pamiętasz? – warknąłem mierząc chłopaka wzrokiem.
– A Wy? – Chuck skrzyżował ręce na piersiach.
– My to co innego. Spadaj stąd Sztamaku – warknąłem pokazując mu dłonią drogę.
– Daj spokój Newt – powiedziała Malia lekko się uśmiechając.
– Po prostu nas przestraszyłeś – wyjaśniła patrząc na Chuck’a.
Chłopak pokiwał głową i wymruczał ciche ’przepraszam’ po czym odszedł, kierując się w stronę Strefy.
– My chyba też powinniśmy iść. Alby ma rację, musisz odpocząć przed jutrem – powiedziała Malia patrząc mi prosto w oczy – Chyba, że zmieniłeś zdanie – dodała z nadzieją.
Pokręciłem przecząco głową.
– Wszystko będzie w porządku. Zaufaj mi – powiedziałem cicho łapiąc ją za rękę.
Po woli ruszyliśmy w stronę Strefy. Nie puściłem dłoni Malii, aż do momentu gdy doszliśmy do ’noclegowni’. Chłopaki powiesili dwa hamaki nieco dalej od wszystkich, aby dać Teresie i Malii, chociaż minimum prywatności.
– To chyba dobranoc – uśmiechnąłem się delikatnie i niechętnie puściłem jej dłoń.
– Dobranoc – powiedziała Malia i odwróciła się idąc w kierunku jednego z hamaków. Odeszła kilka metrów i gwałtownie stanęła. Odwróciła się i podbiegła w moją stronę po czym mocno mnie uścisnęła.
– Uważaj na siebie – wyszeptała i pocałowała mnie w policzek.
Odeszła już się nie odwracając. Stałem przez chwilę nie potrafiąc ruszyć się z miejsca.
– A Ty co tak sterczysz? – spytał Thomas, który pojawił się nie wiadomo skąd.
– Nic, nie ważne – machnąłem dłonią i ruszyłem w stronę ’noclegowni’.
– Oj Newt, Newt – Thomas teatralnie wywrócił oczami – Nie potrafię Cię zrozumieć.
– Ja sam siebie nie rozumiem, stary – mruknąłem zanim zdążyłem ugryźć się w język.
Tommy parsknął śmiechem i wepchnął mi w ręce dwa batony.
– Nie byliście na kolacji – wyjaśnił – Pomyślałem, że będziesz głodny – dodał.
– Dzięki- mruknąłem zabierając się za jedzenie.
Usiedliśmy na hamakach przez chwilę nic nie mówiąc.
– Myślisz, że jutro coś się wyjaśni? – spytałem przełykając kęs batona.
– Mam taką nadzieję. Wolałbym nie iść tam pojutrze w ciemno. Już chyba gorzej być nie może – dodał.
– Zawsze gdy to mówisz, tak właśnie jest! – mruknąłem.
– Jak?
– Gorzej.
********
Rozdział IX. Z dużym opóźnieniem, ale wreszcie jest. W zamyśle miał być inny, mieliście dostać odpowiedzi, dowiedzieć się co Newt i Thomas ’ugrają’ w labiryncie, ale sprawy się skomplikowały. Tak to jest jak się pisze rozdział na ’raty’. Zaczęłam pracę. Z jednej strony plus, a z drugiej – ograniczony czas na pisanie. Przez ten tydzień miałam drugie zmiany tzn. od 13.00–22.00, dlatego rozdział pojawia się tak późno. Od jutra pracuje od 5.00–13.00, dlatego postaram się wrzucić nowy post w środę/czwartek. Teraz rozdziały będą pojawiać się nieregularnie, ale postaram się, żeby nowy wpis pojawiał się przynajmniej raz w tygodniu. Dziękuje za wyrozumiałość. Błędów nie sprawdzałam, zrobię to później. Wszystkie zaległości u Was nadrobię wieczorkiem. Pozdrawiam i ściskam mocno. < 3
Yaaaaay! Nowy rozdział!
OdpowiedzUsuńPrzez pierwsze kilka zdań nie ogarniałam, że Thomas to Thomas, a nie aktor, który gra Newta. Boshhh... ta polszczazna.
Ojoj <3
Newt i Malia tak uroczo <3<3<3
Powodzenia w pracy! Tak w ogóle to gdzie pracujesz? (Z ciekawości pytam. Nie mam zamiaru napaść cię w pracy)
Pozdrawiam i wysyłam tony weny
Koteł :3
Ps: Aniołku, kiedy zamierzasz wstawić kolejny rozdział?
Tak btw świetny szablon i ta Amanda :,)
UsuńWidać, że masz dobry gust xD
Wspomnienie Malii było jednocześnie smutne i urocze <3 <3 to co mówił Newt, normalnie moje serce należy zdecydowanie do niego w tym opowiadaniu :3
OdpowiedzUsuńChoć trochę za ostro potraktował Chucka, ale Malia była całe szczęście łagodniejsza. :)
Oooo, super że udało Ci się znaleźć pracę. :)
A tak po za tym, chciałabym jeszcze dodać, że bardzo mi się podoba nowy wygląd bloga! Jest ślicznie! :) Sama zrobiłaś ten szablon?
Trzymaj się! :*
Chuuuuuck, popsułeś tą piękną atmosferę! :( Mam ochotę Cię za to udusić. ;-;
OdpowiedzUsuńTrochę romantyczny rozdzialik Ci wyszedł. ^^ Newt i Malia to życie. "I don't care! I ship it"
A szablon jest przepiękny, mogłabym wpatrywać się w niego godzinami.
Powodzenia w pracy! ;D
Przysyłam dużo weny.
Pozdrawiam ;>
Ahhhh, jak pięknie <3
OdpowiedzUsuńKocham Newta i Malię. This is my favourite ship!
Ta piękna sytuacja miedzy nimi i idealny moment na pocałunek! Wspaniale. Chociaż jak Chuck wparował to miałam ochotę go udusić. Nie no, lubię Chucka nic mu nie zrobię xd
Rozdział genialny, wspaniały i wszystko inne.
Czekam na kolejny!
Pozdrawiam i całuję <3