– Okay, czyli oficjalną wersję już mamy? – spojrzałem na Minho, a potem na Alby’ego.
Gdy obaj pokiwali głowami, usiadłem na małym drewnianym stołku przez chwilę nic nie mówiąc.
– Wczoraj znaleźliśmy nowe przejście, które prowadzi do wyjścia. Musimy się tam pojawić pojutrze, a uda nam się opuścić Strefę. Tak? – spytałem, aby się upewnić czy dobrze zapamiętałem tekst, który mam przekazać reszcie Streferów na dzisiejszej naradzie.
– Szkoda, że prawdziwa wersja nie brzmi tak optymistycznie – stwierdził posępnie Alby podnosząc się z miejsca.
Doskonale rozumiałem, że chłopak się martwi. Z jego podejściem do życia nie spodziewałem się, że będzie inaczej. Nie chciał oszukiwać chłopaków, a jednocześnie chciał dla nich jak najlepiej. W tej sytuacji nie mówienia prawdy było najlepszym wyjściem, co jeszcze bardziej przybiło i tak będącego już w nie najlepszym nastroju Alby’ego. Nie mogliśmy czekać. Stwórcy dawali nam wskazówki, a my nie mogliśmy…nie powinniśmy z nich zrezygnować.
– Jutro z samego rana pójdę z Thomasem to sprawdzić. Może uda nam się dowiedzieć czegoś więcej o tym nowym miejscu – powiedziałem spoglądając na przyjaciół.
Wstałem i zacząłem nerwowo chodzić w te i z powrotem. Gdy się denerwowałem, nie potrafiłem usiedzieć w miejscu. Jakikolwiek ruch dawał mi względne poczucie panowania nad sytuacją. Jak beznadziejna by nie była.
– Co Ty? Z moją nogą już wszystko w porządku. Ja pójdę. Ktoś musi zostać w Strefie i trzymać chłopaków w ryzach. Ty najlepiej się do tego nadajesz – mruknął Minho opierając się o jedną z kolumn podtrzymujących dach.
Łypnąłem na przyjaciela spod łba. Doskonale wiedziałem dlaczego Minho nie chce, żebym wchodził do labiryntu. Po pierwsze moja noga, zaczynało mnie już denerwować to, że wszyscy traktowali mnie jak kogoś gorszego. Przecież ja tylko nieznacznie kuleję, do cholery. Nie jestem niedorozwojem! A przez ich zachowanie czasami tak właśnie się czuje. Wiedziałem gdzie znajduje się tajemnicze miejsce, które udało się nam odkryć. Wiedziałem, że uda mi się wrócić na czas. Przecież nie podjąłbym się zadania, któremu nie sprostam. Czy im naprawdę tak ciężko to zrozumieć?
– Ja pójdę – powiedziałem stanowczym głosem, dając tym samym do zrozumienia, że nie przyjmuje odmowy.
– Obgadamy to jeszcze – powiedział Minho nadal bacznie mnie obserwując.
Po chwili spoważniał, a jego twarz przybrała poważny wyraz.
– Co jest? – spytał Alby przenosząc wzrok na chłopaka.
– Myślę o naradzie. Nadal nie wiem jak to rozegrać – westchnął Minho – Spodziewam się najgorszego – dodał z impetem kopiąc stojące przed nim wiadro, które służyło za śmietnik.
Pojemnik przeleciał parę metrów, aż ostatecznie uderzył z hukiem w ścianę, a jego zawartość wylądowała na podłodze. Na Minho nie zrobiło to nawet najmniejszego wrażenia. Usiadł na podłodze pod kolumną i zaczął bawić się małym scyzorykiem, który zawsze nosił przy sobie.
– Jedyne co musimy to przekonać resztę, że wszystko zaczyna się układać – mruknąłem nerwowo przeczesując włosy.
– Tak bo inni na to pójdą, a już szczególnie Gally i jego ekipa – powiedział kpiącym głosem Minho – Będą chcieli pozbyć się problemu, a wiesz kogo uważają za największy problem. Nasze kochane rodzeństwo i Tereske – mruknął chłopak.
– To i tak bez znaczenia. Za trzy dni już nas tu nie będzie. Gally może mówić i robić co chce. My potrzebujemy argumentów. Nie oszukujmy się. W obecnej sytuacji Streferzy wybiorą tych, którzy mogą zaoferować więcej. My możemy doprowadzić ich do wyjścia, a Gally? Jedynie wskazać domniemanych winnych… właściwie to czego? Przecież na razie nikt z mieszkańców Strefy nie odczuł w żaden sposób ich obecności. Jedyne do czego mogą się przyczepić do złamanie regulaminu – powiedziałem i przeniosłem wzrok na Alby’ego, szukając potwierdzenia moich słów.
– Niekoniecznie Newt – westchnął chłopak – Wiadomość, że Malia jest siostrą Thomasa rozniosła się po Strefie w błyskawicznym tempie. Oboje przeżyli noc w labiryncie, pamiętają siebie, podczas gdy część chłopaków nadal nie zna swojego imienia. Teresa ma przy sobie lekarstwo, które ratuje mnie przed śmiercią, chociaż każdy ugryziony przez Buldożercę ginął. Thomas stale gada przez sen, a każde z ich trójki przynajmniej raz wspomniało o DRESZCZ-u. Uważają ich za szpiegów. Sądzą, że pracują dla Stwórców. Sami przyznacie, że ich relacja jest dziwna. Trafiają tutaj w bliskim odstępie czasu i każde z nich pamięta coś z dawnego życia. Sam mam co do nich mieszane uczucia, a co dopiero inni – powiedział Alby i spuścił wzrok.
Zerknąłem na Minho, który również obdarzył mnie spojrzeniem. Z opowieści Alby’ego wynikało, że nasza dwójka wie o wiele więcej. Przecież to jasne, że Thomas, Malia i Teresa pracowali dla DRESZCZ-u. Co więcej brali udział w tworzeniu Strefy. Pamiętali więcej, więcej rozumieli. Ale Streferzy nie wiedzieli o jeszcze innej rzeczy. Teraz graliśmy w tej samej drużynie. Nie mniej, jednak uznałem, że lepiej będzie, jeśli chłopaki nie poznają całej prawdy. Im mniej wiedzą, tym lepiej. Szczególnie w tej sytuacji. I tak nie darzyli ich nawet cieniem zaufania, a ta wiadomość mogła okazać się dla nich szokiem, którego nie potrafiliby zaakceptować. Nieznacznie kiwnąłem głową w stronę Minho, a ten odpowiedział mi niemal niewidocznym skinieniem. Reszta nie mogła się dowiedzieć prawdy. Jeszcze nie teraz.
– Nie róbmy z tego wielkiej hecy. Im bardziej napompujemy balonik z tym głośniejszym hukiem później pęknie – powiedział po chwili Minho – Uznajmy, że to zwykła narada. Dajmy im wybór, ale dyskretnie zasugerujmy drogę, którą powinni pójść – dodał.
– Mam złe przeczucia – westchnął Alby zerkając w stronę okna.
W oddali bez problemu dostrzegłem Thomasa i Malie. Dokładnie w tym samym miejscu w którym ich zostawiłem jakieś pół godziny temu.
– Ufacie im, a ja ufam Wam – powiedział Alby zerkając na Minho, a potem dłużej zatrzymując wzrok na mnie – Obyśmy tylko się na tym nie przejechali – dodał wstając z miejsca i kierując się w stronę drzwi.
Spojrzałem na Minho i zakląłem. Dotychczas myślałem, że Alby jest po naszej stronie. Może i mieliśmy jakiś posłuch wśród Streferów, ale to zdanie Alby’ego mogło zmienić wszystko.
– Wiedziałeś, że to tak wygląda? – spytałem nie spuszczając wzroku z przyjaciela.
Minho podniósł się z podłogi przez chwilę się nie odzywając. Co w jego przypadku było jednoznaczne z odpowiedzią.
– Wspaniale – rzuciłem nie kryjąc złości – Lepiej, żeby Thomas miał jakiś plan.
********
Rozmowa z Thomasem była niesamowicie męcząca. Oczywiście cieszyłam się, że mogę spędzić trochę czasu z bratem. Odkąd trafiłam do Strefy, rozmawialiśmy ze sobą może ze trzy razy. To jasne, że potrzebowałam jego bliskości, chociażby tego, żeby po prostu ze mną posiedział, nawet w milczeniu. Co prawda o tym ostatnim mogłam tylko pomarzyć. Tommy najpierw mnie wyściskał, później zaczął się o wszystko obwiniać, a na końcu chcąc nie chcąc musiałam mu opowiedzieć o wszystkim co zdarzyło się w labiryncie. Przynajmniej miałam pewność, że chłopak mnie nie wyśmieje. Co więcej dowiedziałam się, że też coś podobnego przeszedł. Pani Paige odwiedzała go w snach powtarzając dobrze znaną nam regułkę. Thomas nie wspominał nic o drugim głosie, dlatego postanowiłam pominąć ten fakt. Dopóki sama nie wiem o co w tym chodziło, nie zamierzałam mu o tym mówić. I tak wystarczająco się zdenerwował.
– I to mnie najbardziej męczy – westchnęłam mrużąc oczy, a po chwili przekręcając głowę, gdyż promienie słoneczne uniemożliwiały mi normalne widzenie.
Thomas wyglądał jakby nad czymś intensywnie myślał.
– Nie mam pojęcia o co w tym chodzi, ale wiem co czujesz. Oni wszyscy są tu przez Nas. Przez NAS – powtórzył akcentując ostatnie słowo – Nie możesz brać wszystkiego na siebie, każde z nas zawiniło. A najbardziej ten cholerny DRESZCZ, który nas w to wplątał – mruknął Thomas.
– DRESZCZ – powtórzyłam pod nosem i nagle dostałam olśnienia – Mam! – powiedziałam do siebie ignorując dziwne spojrzenie Thomasa – Gdzie jest Tessa?
– Kto?
– Teresa – wyjaśniłam gwałtownie podnosząc się z miejsca.
– Widziałem ją w okolicach lasu. Spędza tam całe dnie, ale o co chodzi? – Thomas nie krył zdziwienia.
– Nie ważne. Muszę z nią porozmawiać – wyjaśniłam i praktycznie biegiem ruszyłam w stronę małego lasu znajdującego się we wschodniej części Strefy.
Jak mogłam wcześniej o tym nie pomyśleć. Teresa na pewno będzie mogła mi pomóc, a przynajmniej taką miałam nadzieję. W każdym wspomnieniu dotyczącym tego co działo się poza labiryntem, widziałam też ją. To musi coś znaczyć. I nasza pierwsza rozmowa. Teresa na pewno wiedziała coś więcej. Po kilkudziesięciu sekundach byłam już koło lasu. Omiotłam wzrokiem okolicę i szybko dostrzegłam brunetkę siedzącą pod wielkim dębem.
– Tessa, możemy pogadać? – spytałam niepewnie patrząc na dziewczynę.
– Jak mnie nazwałaś? – Teresa obdarzyła mnie zaskoczonym spojrzeniem, ale na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
Wzruszyłam ramionami. Nie miałam pojęcia dlaczego posłużyłam się tym skrótem. Mam nadzieję, że w żaden sposób jej nie uraziłam.
– Kiedyś tak na mnie mówiłaś – wyjaśniła dziewczyna wskazując dłonią miejsce obok siebie.
Tym samym dając mi znak, żebym usiadła.
– Naprawdę? Nie pamiętam – westchnęłam nerwowo poprawiając włosy.
Nie miałam pojęcia jak mam zacząć tę rozmowę. Jeszcze dwa dni temu skakałyśmy sobie do gardeł, a teraz miałam zapytać ją o tak istotne rzeczy.
– Ja też nie pamiętam wszystkiego, ale niektóre wspomnienia wróciły. Pierwsze co sobie przypomniałam to właśnie ten skrót, dopiero potem odkryłam swoje pełne imię – wyjaśniła dziewczyna odwracając wzrok.
Pierwszy raz zrobiło mi się jej żal. Tak, zrobiło mi się żal Teresy. Tej samej, którą jeszcze niedawno uważałam za zło konieczne. Przecież ona też musiała to wszystko przeżywać. Też trafiła do Strefy niewiele pamiętając. Może za szybko ją skreśliłam? Pokiwałam głową. Wciąż zastanawiając się nad sformułowaniem pytania, które chce jej zadać.
– Pamiętasz co powiedziałaś mi gdy trafiłam do Strefy? Że DRESZCZ jest dobry i kiedyś to zrozumiem. Możesz mi to wyjaśnić? – spytałam spokojnie przez chwilę patrząc jej prosto w oczy.
– Ja… nie wiem jak mam Ci to wyjaśnić. Wcześniej po protu to czułam, jakby coś zmuszało mnie, żebym to powiedziała. W głowie miałam milion obrazów, i wciąż słyszałam głos, który stale powtarzał, że DRESZCZ jest dobry. Wydaje mi się, że nie przechodzimy przez to bez powodu, że to wszystko ma jakiś ukryty sens – wyjaśniła cicho wzdychając.
– Słyszałaś dziwny głos? – ożywiłam się – Ja też miałam podobną sytuację. W labiryncie. Oprócz prezydent Paige, którą na pewno pamiętasz, słyszałam, a nawet widziałam drugą kobietę. Jakąś Rosalie…
– Rosalie? – powtórzyła Teresa przygryzając wargę – Pracowała z nami. Laborantka – wyjaśniła Teresa mrużąc powieki.
– Skąd wiesz?
– Pewnie mi nie uwierzysz, ale… ukazała mi się. Matko…nie wiem jak to wyjaśnić. Zupełnie jakbym widziała ją w swojej głowie…
– Tak się składa, że Ci wierzę. Przeszłam przez to samo – wyjaśniłam.
Pierwszy raz poczułam, że coś mnie łączy z Teresą. Prawdopodobnie w tym momencie nienawidziłam jej odrobinę mniej.
– Czego od nas chce? – spytałam.
Liczyłam, że Tessa dowiedziała się czego więcej, niż ja.
– Powiedziała, że wszystkiego dowiemy się w odpowiednim momencie.
– Cholera. Usłyszałam dokładnie to samo – mruknęłam – Ale… chciałabym Cię spytać o coś jeszcze… – dodałam.
Cholera. Nie miałam pojęcia czy powinnam i czy właściwie chce się zwierzać ze swoich uczuć komukolwiek, a co dopiero Teresie, jednak jeśli była szansa, że czegoś się od niej dowiem, postanowiłam ją wykorzystać.
– Otóż… przypomniałam sobie coś… właściwie chodzi mi o dwa wspomnienia. W obu byłyśmy razem… Wiesz, że Newt… no on jest dla mnie ważny – wyjąkałam czując, że zaczynają mnie piec policzki – I no. dowiedziałam się, że ja chciałam go tu umieścić. W sensie, ani Ty ani DRESZCZ tego nie chcieliście, ba Ty mi to nawet odradzałaś, byłaś pewna, że pani Paige się na to nie zgodzi… a ja… nalegałam i dopięłam swego. Wiesz jaki miałyśmy w tym udział? Dlaczego to my wybierałyśmy chłopaków, którzy tu trafią? – spytałam nie mając pojęcia czy Teresa w ogóle zrozumiała coś z tego monologu.
Brunetka na chwile zamilkła. Prawdopodobnie analizując to co powiedziałam.
– Wiem, że pracowałaś w laboratorium, tak Cię zapamiętałam. Siebie widzę stale przy komputerach, albo ślęczącą nad jakimś papierami. Nie wiem. Ale prawdopodobnie masz rację. To my musiałyśmy ich wybierać… Ale nie pytaj dlaczego. Nie mam pojęcia. Nie wiem czym się kierowałyśmy, a tym bardziej nie mam pojęcia o co chodzi z Twoim Newt’em – powiedziała Teresa obdarzając mnie smutnym spojrzeniem.
Kiwnęłam głową. Czułam, że nie kłamie. Nawiązała się pomiędzy nami nić porozumienia. Może to głupie, ale czułam się lepiej wiedząc, że Tessa przechodzi przez to samo co ja. Nie byłam wyjątkowa, ani nie zwariowałam. I ją DRESZCZ nawiedzał w snach, i o na słyszała głosy i widziała tę dziwną kobietę. Nie zwariowałam. Przynajmniej na razie.
– Co przypomniałaś sobie jako pierwsze? – spytała nagle Teresa patrząc na mnie z ciekawością.
– Newt’a – wyjąkałam czując, że moje policzki płoną.
Miałam nadzieję, że dziewczyna oszczędzi sobie głupich komentarzy.
– A ty?
– Thomasa – odpowiedziała, a ja parsknęłam śmiechem.
Czy tylko mi cała ta sytuacja wydawała się komiczna? Zerknęłam na Teresę, która nieznacznie się uśmiechnęła.
– Przynajmniej pierwsze wspomnienie było miłe. Im dalej tym gorzej – mruknęłam nie kryjąc rozbawienia, a potem wzruszyłam ramionami.
– Żebyś wiedziała – odparła Teresa na co odpowiedziałam jej uśmiechem.
********
Stałem oparty o kolumnę, z uwagą przyglądając się, wchodzącym do pomieszczenia chłopakom. Na twarzy żadnego z nich nie dostrzegłem, nawet cienia uśmiechu. Wszyscy wyglądali na śmiertelnie poważnych. Zapowiadała się ciężka narada. Nie miałem pojęcia czy uda nam się z tego wybrnąć. Po kilku minutach sala zapełniła się po brzegi. Tradycyjnie w pierwszym rzędzie siedzieli przedstawiciele poszczególnych zbiorowości. Rzeźników, kucharzy i tak dalej i tak dalej. Spojrzałem na Minho. Za chwilę trzeba będzie zaczynać. Pierwszy raz denerwowałem się przed obradą. Zawsze te spotkania były ważne, jednak nigdy aż tak bardzo. Teraz mieliśmy zdecydować o naszym być, albo nie być.
– Błagam Tommy bez żadnych głupot, okay? – spojrzałem na przyjaciela czekając, aż ten mi przytaknie.
– Malia? Teresa? – spytałem i od nich oczekując potwierdzenia.
Teresa lubiła wyrażać swoje zdania, a Malia. Cóż działania Malii były nieprzewidywalne o czym zdążyłem się już przekonać.
– Cześć! – powiedział głośno Minho witając Streferów – Wiem, że narady zazwyczaj odbywają się w innym terminie, wiem że godzina też jest wyjątkowa, ale wierzcie mi na słowo, że sytuacja, też do zwyczajnych nie należy – dodał.
– Minho, purwa. Nie możesz wprost powiedzieć o co chodzi? – mruknął Plaster krzyżując ręce na piersiach.
– Musimy uciekać – powiedziałem stanowczo, jednak zewsząd rozległy się śmiechy.
– Tyle to wiemy, geniuszu – warknął Gally wysuwając się naprzód.
Był ode mnie sporo wyższy, jednak i bez tego nie miałem problemu by dostrzec żądze mordu w jego oczach.
– Wylaksuj stary – mruknął Minho momentalnie znajdując się obok chłopaka.
– Pojawiły się nowe tropy – po raz pierwszy odezwał się Alby – Uspokójcie się i dajcie nam wszystko wyjaśnić. Mamy coraz mniej czasu – dodał.
Streferzy wymienili się spojrzeniami, jednak pomruki i śmiechy ucichły.
– Kontynuuj Newt.
– Znaleźliśmy nowe wskazówki. Nie znacie specyfiki labiryntu, ale coś się zmieniło. Pojawiło się nowe miejsce, różne od wszystkiego co jest w labiryncie. Nie mamy wątpliwości, że to wyjście. Podobnie jak nie mamy wątpliwości, że musimy uciec po jutrze.
– Pojutrze? Jaja sobie robisz? – odezwał się Marc, jeden z rzeźników z którym nie miałem zbyt dobrego kontaktu.
Łypnąłem na niego spod łba, gotów by w razie czego go uciszyć, jednak Minho mnie powstrzymał.
– Nie uważacie, że to trochę za szybko? Większość z nas nigdy nie była w labiryncie. Nie każdy umie walczyć, nie wszyscy mają kondycje – stwierdził Plaster omiatając wzrokiem chłopaków.
Kilku z nich potwierdziło jego słowa kiwając głowami, albo mrucząc ciche „racja”.
– Zapewniam, że wszystkim uda się dotrzeć do wyjścia. Nie musicie z nikim walczyć. Buldożercy grasują w nocy. Nie za dnia. Będziecie bezpieczni – odparł Minho.
– Bezpieczni? W labiryncie z Buldożercami? – warknął Gally – To, że zamierzacie słuchać tego debila – mówiąc to wskazał głową na Thomasa – I jego szurniętej przyjaciółeczki i równie porąbanej siostrzyczki to Wasza sprawa. Ja nie mam zamiaru ginąc za szpiegów – wrzasnął.
Thomas zerwał się z miejsca i za nim ktokolwiek z nas zdążył zareagować Gally oberwał pięścią w nos. Chłopak posłał Tommy’emu zabójcze spojrzenie i odwinął się tak, że i Thomas teraz trzymał się za nos.
– Purwa! Porąbało Was! – warknął Minho próbując ich rozdzielić. Odciągnąłem Thomasa podczas gdy Minho i Alby trzymali Gally’ego.
– To, że jesteś pieprzonym tchórzem nie oznacza, że możesz decydować o losach innych! – warknął Thomas – Nikt Cię nie zmusza, żebyś się stąd ruszał. Nie chcesz dać sobie pomóc? Mam to w dupie, ale pozwól innym żyć! – krzyknął próbując wyrwać się z mojego uścisku. Jednak jakimś cudem udało mi się posadzić go na krześle. No i ze spokojnej narady nici. Cholera! – zakląłem w myślach. Gally również usiadł, jednak na wszelki wypadek Minho stał kilka metrów od niego. W razie gdyby chłopak znowu chciał zaatakować.
– Wydobyliśmy z Buldożercy kapsułę. Prawdopodobnie to klucz, który umożliwi nam wyjście. Kolejną rzeczą jest nadajnik. Wczoraj widniała na nim cyfra: trzy, dzisiaj jest tu: dwa – powiedziałem unosząc nadajnik w górę, aby każdy mógł go bez problemu dostrzec. To zawiła historia. Nie musicie jej rozumieć, ale mamy już tylko dwa dni na ucieczkę! Thomas dobrze mówi. Do niczego Was nie zmuszamy. Ci którzy zdecydują się z nami iść, mają czas na podjęcie decyzji do jutra. Ci którzy chcą zostać, droga wolna. Zrozumcie do cholery, że zależy nam, żebyśmy wszyscy przeżyli!
Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Streferzy nie wyglądali na przekonanych, a wręcz przeciwnie.
– Dlaczego mamy się zgodzić? – spytał ktoś z końca sali.
– Dlatego, że nagrodą jest wyjście – warknął Minho.
– Minho – Alby spojrzał na niego z wyrzutem – Dlatego, że to nasza jedyna szansa. Stwórcy nigdy nie dawali nam wskazówek, aż do teraz. Wszystko układa się w logiczną całość. Taka sytuacja może się drugi raz nie powtórzyć. Nie możemy zignorować znaków – wyjaśnił Alby.
– Co jeśli te znaki to podpucha? Może chcą Nas zabić?
– Gdyby chcieli nas zabić, nasłaliby na nas Buldożerców, albo znaleźliby inny sposób. Nie narobiliby sobie tyle trudu, żeby wysłać nas na pewną śmierć – mruknął Minho łypiąc z pod łba na Gally’ego, który próbował podnieść się z miejsca – Zresztą jak mówiliśmy, macie wybór.
– Nie mamy żadnego wyboru idioto! – warknął któryś z osiłków Gally’ego – Odkąd ona się tu pojawiła – mówiąc to wskazał głową na Malię – Pudło nie rusza się z miejsca. Wiesz co to znaczy! Nie będzie dostaw, zdechniemy z głodu – warknął.
– Dlaczego purwa nie widzicie, że to oni są problemem? – warknął Gally – Powinniśmy się ich pozbyć. Gdy znikną ze Strefy, wszystko wróci do normy, a problem zniknie.
– A ten znowu swoje – warknął Minho, jednak w pomieszczeniu znowu rozległy się pojedyncze potwierdzenia.
– Dobra. Dosyć tego! – krzyknął Alby – Wyjść. Wszyscy. Już – warknął – Zostają tylko przywódcy. I Wasza trójka – dodał zerkając na Malię, Thomasa i Teresę.
Streferzy niechętnie opuścili pomieszczenie. Gally wyszedł jako ostatni spluwając na ziemię, dając tym samym do zrozumienia co sądzi o naszym planie.
– Załatwiliście to na spokojnie. Gratuluję – warknął Alby posyłając mi i Thomasowi mordercze spojrzenie.
Czekała nas długa rozmowa.
********
Kolejny rozdział za nami. Nie jestem z niego specjalnie zadowolona, ale chciałam, żeby coś się dzisiaj pojawiło. Jutro cały dzień nie ma mnie w domu, dzisiejsze popołudnie też mam zajęte, dlatego nie byłam pewna czy uda mi się coś dodać przed poniedziałkiem. Ten rozdział potraktujmy jako wstęp do kolejnego. No nic mam nadzieję, że jakoś przez to przebrnięcie. Bardzo dziękuje za komentarze, to strasznie motywujące. Odblokowałam, też możliwość dodawania komentarzy bez posiadania konta google. Teraz każdy może wyrazić swoją opinię, jeśli ma na to ochotę.: ) Pozdrawiam serdecznie i do napisania.
Jeszcze nie ochłonęłam po poprzednim rozdziale, a tutaj kolejny. Robi się coraz cieeekawiej. Kurcze, tak strasznie nie lubię postaci Gally'ego... No i rozmowa Malii i Tessy, nie spodziewałam się czegoś takiego, no ale mimo wszystko jestem ciekawa jak ich relacja będzie wyglądać w kolejnych rozdziałach. :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak krótko komentuje, ale niestety weszłam tutaj głównie z powodu powiadomienia cię o nowym rozdziale, a jak zobaczyłam, że dodałaś nowy rozdział to nie mogłam się oprzeć, aby go nie przeczytać, choć nie mam czasu...
Przy następnym postaram się bardziej rozpisać!
Pozdrawiam i życzę miłego weekendu!
PS. Zapraszam na nowy rozdział :) http://bigxliar.blogspot.com/
Dziękuję bardzo. <3
UsuńGally jest okropny, ale jednocześnie jest tak dobrze stworzona postacią, że nie mogłam go pominąć. Był zbyt istotny dla fabuły.
Rozmowa dziewczyn. Szczerze? Nie planował jej. Wyszła w trakcie pisania. Myślę, że relacja Malii i Teresy do końca pozostanie tajemnicą nawet dla mnie. Z każdym rozdziałem będziemy się o nich dowiadywać więcej. :)
Jeszcze raz wielkie dzięki i oczywiście wpadnę.
Pozdrawiam. :*
Yay! Nowy rozdział! Od momentu aż to zauważyłam mam wielkiego banana twarzy!
OdpowiedzUsuńPo prostu strasznie bardzo wkręciłam się w tą historię.
Rozdział jest cudny, ale czegoś mi tu zabrakło...
Czemu Newt tu ani raz nie rozmawia z Malią?
Minho też. Nie mów, że zdjął bransoletkę przyjaźni, bo go zabiję.
Pozdrawiam i całuję
Koteł ;3
Oooooo <3
UsuńJak miło, że w jakims stopniu mam wpływ na Twój humor. :)
Wiem, wiem to wyjątek od reguły 'Newtalia' później będzie już w każdym rozdziale. :)
Haha. Minho. Nadal się śmieje jak czytam o tych bransoletkach. :')
Sciskam mocno i całuję. :*
Ja wiem, że mój refleks jest świetny, ale zauważyłam błąd.
UsuńJest to pierwsze słowo, czyli "okay", oni mówili "ogay".
Aniołku...
UsuńGdzie jest rozdział ja się pytam, bo już doczekać się nie mogę ;*
Kocie.:*
UsuńPrawdopodobnie jutro, ale nie obiecuję. :*
Pozdrawiam i ściskam mocno. <3
Nieee nie wytrzymam do poniedziałku, strasznie sie wciagnelam, ciesze sie ze znalazlam tem blog <3 Powodzenia w dalszym pisaniu kochana ;)
OdpowiedzUsuńJej. <3
UsuńBardzo, ale to bardzo dziękuję. Mam nadzieję, że zostaniesz że mn na dłużej. :)
Hej! Woow, Twoje opowiadanie jest świetne. Gally... Ech... Nie znoszę go :') Jestem ciekawa, jak się potoczy ta rozmowa.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i zapraszam do siebie :)
http://nieskonczonamagia.blogspot.com/
Hah. Bardzo dziękuję. ;)
UsuńGally to skończony palant, przynajmniej na razie. :D
Mam nadzieje że dokładnie nie będziesz trzymać się książki i nic się Newtowi poważnego nie stanie wiesz o co chodzi �� (staram się nie spojlerowac innym leku na śmierć)
OdpowiedzUsuńPrzypadłość Newt'a jest kluczowym elementem tego opowiadania. To co się z nim stało, złamało mi serce. Nie wiem czy znów chce przez to przechodzić. :(
UsuńNigdy nie darzyłam sympatią Gally'ego. Ani książkowego, ani filmowego. Nawet 'twojego' również nie. W sumie... co mi się dziwić? Jest ktoś, kto go uwielbia?
OdpowiedzUsuńWracając, Newt i Malia, o mój królu. Liczyłam na coś więcej, ale sam przytulas wywołał na mej twarzy uśmiech! Kolejny rozdział, który umilił mi wieczór i poprawił humor ;)
No, no, no. Jestem ciekawa co dalej i jak ucieczka z labiryntu. :D Czekam na kolejny rozdzialik! Życzę dużo weny i słonecznego jutrzejszego dzionka! ;>
Pozdrawiam!
Co prawda, przytulas był w poprzednim rozdziale... ja czytałam oby dwa dopiero teraz. (Wcześniej nie miałam jakoś czasu na przeczytanie. :/)
UsuńA no i dodając rozdział cudny. ^^