23 sierpnia 2017

Rozdział XVIII - Niepojęte

Stałem w miejscu wciąż mocno obejmując Malię. Nie potrafiłem wypuścić jej z ramion nawet na krótką chwilę. Jednocześnie wiedziałem, że wyznanie uczuć w tym momencie nie było dobrym pomysłem.  Nie chciałem jej zostawiać, nie chciałem uciekać, ale nie potrafiłem też narażać moich przyjaciół na niebezpieczeństwo. Najgorszy w tym wszystkim był fakt, że osobą, która im zagrażała byłem ja. Wiedziałem że nawet gdy dowiedzą się prawdy, niczego to nie zmieni. I w tym tkwił problem. Nie chciałem zrobić im krzywdy, gdy Pożoga przejmie nade mną kontrolę, nie będę sobą, nie zawaham się przed niczym. Przecież widziałem Poparzeńców, żadne uczucia nie wchodziły w grę. Wiedziałem też jedno, moi przyjaciele się zawahają. Nigdy nie będą chcieli mnie zranić, nawet jeśli tego będzie wymagała sytuacja. Gdyby nie Malia, po dokładnej analizie sytuacji, pewnie już by mnie tu nie było. 
Pogłaskałem Malię po włosach, jeszcze mocniej ją do siebie przyciągając, w tej samej chwili dziewczyna zaczęła się trząść, a z jej ust wydobył się cichy szloch. Płakała. Płakała przeze mnie. Czułem się z tym potwornie źle. Gdy widziałem jej łzy, czułem ze pęka mi serce. Uniosłem dłonią jej podbródek, aby spokojnie móc spojrzeć prosto w te piękne, bystre brązowe oczy.
- Nie płacz Mals - szepnąłem ocierając jej policzki.
- Nadal nie mogę uwierzyć, że chciałeś nas zostawić. Odejść bez pożegnania... - Powiedziała powstrzymując kolejny szloch. - Chciałeś mnie zostawić...
- To nie tak - zaprotestowałem szybko -Nigdy bym was nie zostawił, a tym bardziej ciebie. Nie zostawiłbym kogoś kto nadał mojemu życiu sensu. Ta informacja była i jest dla mnie szokiem. Powinienem zniknąć i przestać was narażać - dodałem ciszej.
Malia wzięła głęboki oddech próbując się uspokoić, jednak znowu wybuchnęła płaczem. Zacząłem  gładzić ją uspokajająco po plecach.
- To moja wina. Wszystko co cię Spotkało to moja wina! To że tu jesteś, to że cię zarazili. Miałam w tym swój udział. Nie pozwolę ci odejść! Chociażbym miała cie związać i wlec za sobą, zrobię to! Niech to do ciebie wreszcie dotrze, nigdy więcej nie będziesz sam. Zrobię wszystko, żeby ci pomoc, przypomnę sobie recepturę na lek, wymyślę nową, ale nie pozwolę Ci odejść, rozumiesz? Nie pozwolę Ci zginąć, bo gdy ty odejdziesz, ja zrobię to samo. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie, Newt - powiedziała cicho i mocno się do mnie przytuliła. Po chwili nieco się odsunęła, aby ponownie spojrzeć mi w oczy. 
- Obiecaj, że nigdy mnie nie zostawisz - szepnęła łapiąc mnie za dłoń.
- Zawsze będę obok - odparłem bez namysłu - Nigdy więcej nie będę próbował cie zostawić -szepnáłem i złaczyłem nasze usta w delikatnym i czułym pocałunku. Jeśli magia istnieje, to ta chwila zdecydowanie była magiczna. 
Po dłuższej chwili, czyjś gwizd zmusił nas do przerwania tej przyjemnej czynności.
- No proszę, proszę. Spuścić was na chwilę z oczu - nie musiałem się odwracać by wiedzieć do kogo należy ten głos.
- Wal się Minho - odparłem, jednak lekko się uśmiechnąłem.
Minho w przeciągu kilku sekund znalazł się tuż obok nas.
- Mal, ty ryczysz? No nie mów, że on aż tak źle całuje -Azjata parsknął śmiechem, a ja posłałem mu piorunujące spojrzenie. Minho gdy udało mu się opanować śmiech, momentalnie spoważniał. Spojrzał najpierw na mnie, a potem na Malię.
- Czy wydarzyło się tu coś o czym powinienem wiedzieć? Zresztą to nie ważne. Sprawy się skomplikowały, zaraz będzie tu Thomas i Teresa, musimy pogadać. 
Kiwnąłem głową i poddałem Malii dłoń, aby pomóc jej zejść z podwyższenia. Zgodnie ze słowami Minho, chwilę później obok nas zjawił się Thomas.
- Musimy się zmywać. Na własną rękę dotrzemy do Denver - powiedział stanowczo brunet.
- To może potrwać wieki! - stwierdziła Malia patrząc uważnie na brata. - Wiesz, ze nie mamy tyle czasu, musimy się tam znaleźć jak najszybciej!
- Wiem! Ale Charlie to zdrajca, może nas zaprowadzić na pewna śmierć! - warknął Minho zaciskając dłonie w pięści.
- Zdrajca? - spytałem szybko - Coś mnie ominęło?
Wszyscy zrobili dziwne miny, a ich wzrok powędrował w dol.
- Newt... ty - zaczął Thomas, ale Malia weszła mu w słowo.
- Newt wie - odparła smutno. 
Thomas spojrzał mi w oczy i cicho westchnął.
- Charlie coś kręci i albo rzeczywiście w jakiś pokrecony sposób chce nam pomoc, albo wciąż pracuje dla DRESZCZ-u.
- Uratował Malię - powiedziałem cicho, ściągając na siebie wzrok pozostałych. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że wciąż trzymam dłoń blondynki. I chyba bardziej to, niż moje słowa najbardziej zwróciło uwagę Thomasa.
- Mógł mieć w tym jakiś interes. Ale z drugiej strony, postrzelił własnego ojca - dodała Malia.
- Ojca? - powtórzył Minho.
- No tak, wy nic nie wiecie - Malia pacnęła się otwarta dłonią w czoło. - Szczurowaty to ojciec Charlie'go.
- Ze co? - warknal Minho.
- To trochę zmienia postać rzeczy - powiedziałem cicho 
- Sądzicie, że Janson się niczego nie domyślał? Pozwoliłby by jego własny syn knuł coś przeciwko organizacji? 
- To nie ma najmniejszego sensu - westchnęła Malia. - Musimy coś wymyślić.
- Musimy dotrzeć do Denver - powtórzył Thomas.
- I to jest nasz plan? - prychnął Minho.
- Lepszego nie mamy - odparła Malia przygryzając wargę.
- Teresa znalazła jakieś stare mapy, może uda nam się chociaż trochę zorientować w terenie.
- Ja się tym zajmę - powiedział stanowczo Minho i podszedł do Teresy wyjmując jej mapy z dłoni. - Ruszamy z samego rana - dodał.
- A co z Arisem i Evanlyn? - spytała Malia, ściągając na siebie wzrok Minho.
- Im tez nie możemy ufać. Pora się rozdzielić - dodał stanowczo, ale w jego głosie dało się wyczuć coś na kształt smutku.
- Przecież nie możemy ich tu zostawić - zaprotestowała Malia.
- Oni ufają Charliemu, trochę was ominęło - wyjaśnił Thomas - Chcą wyruszyć z nim.
- Myślicie, że to rozsądne? Może będą próbowali nam zaszkodzić, albo Charlie coś im zrobi - zauważyła Teresa. - Powinnaś porozmawiać z Arisem - dodała przenosząc wzrok na Malię.
- Dlaczego akurat Malia ma z nim porozmawiać? - powiedziałem ostro.
Nic nie mogłem na to poradzić, po prostu byłem o nią zazdrosny. Aris od początku nie wzbudził mojego zaufania, a jego dziwna więź z Malią tylko dodatkowo zwiększała moją niechęć do jego osoby.
- Bo tylko jej posłucha i zdradzi ewentualne plany - dodała Teresa. - Twierdzi, że Malia jest jakąś Rachel. Nie ważne, czy nią jest, czy nie, ale jej ufa i to dla nas korzystna sytuacja - wyjaśniła.
- Przypominam tylko, że ja tu jestem - warknęła Malia. - I nie zamierzam grać na niczyich uczuciach. Zresztą, jeśli zdecydowali, że chcą iść z Charlie'm niczego się nie dowiem, albo Aris powie mi to, co chcemy usłyszeć.
- Malia ma rację - stwierdził Minho - Jest ogromne prawdopodobieństwo, ze ich dwójka od poczatku trzyma z tym zdrajcą. Mogą wkręcić nam kit, aby nami manipulować. Lepiej szybko się stąd zwijajmy. Ja przestudiuje mapy, a wy poszukajcie czegoś co może się nam przydać.
Wszyscy zgodnie pokiwaliśmy głowami i podzielilismy się na dwie grupy. Thomas i Teresa poszli w prawo, a ja i Malia w lewo. Przez chwilę szlismy w ciszy. Dyskretnie zerkałem na dziewczynę. Wyglądała na kompletnie nieobecną. 
- Wszystko w porządku? - spytałem łapiąc ją w pasie, gdy prawie przewróciła się o wystający z ziemi próg.
- Tak - odpowiedziała szybko, obdarzając mnie delikatnym uśmiechem - Próbuje coś sobie przypomnieć odnośnie leku, widziałam dokumentację, ale nie mogę jej odtworzyć w myślach. Inaczej tego nie zrozumiem. Czuje się tak, jakbym juz kiedyś przez to przechodziła. Boje się tylko, że teraz nie wpadnę na żaden pomysł - dodała smutno.
Objąłem ją mocniej i spojrzałem jej w oczy.
- Wiem, że zrobisz wszystko, aby mi pomóc, ale nie zadręczaj się - szepnąłem. - Nie chcę widzieć tego smutku w twoich oczach. Nawet jeśli zwariuje i Newt, którego znasz umrze, pamiętaj że tylko dzięki tobie, jakoś się trzymam. Czas, który spedzilismy i spedzimy razem jest najlepszym co mnie w życiu spotkało, Mals - dodałem, opuszkami palców przejeżdżając po jej policzku.
- To wszystko moja wina...
- Malia ty chcesz mnie ratować! Już raz mi pomogłaś, gdybyś nie zabiegała o to, żebym wziął udział w próbie, pewnie juz dawno bym nie żył. Dzięki Tobie poznałem Minho i Thomasa, gdy pojawiłaś się w Strefie, odzyskałem wiarę. Dzięki Tobie wiem, jak to jest się zakochać. Zrobiłaś dla mnie juz wystarczająco - dodałem.
Spojrzałem wprost w jej tęczówki i delikatnie się uśmiechnąłem.
- Wszystko się jakoś ułoży, Mals - dodałem łapiąc jej dłoń.
Prawdę mówiąc, średnio w to wierzyłem. DRESZCZ na pewno nie odpuści tak łatwo, za wszelką cenę będzie chciał uniemożliwić Malii i Thomasowi dostanie się do Denver, do tego wciąż nie wiedzieliśmy co zamierza Charlie. Może już dawno zdradził gdzie jesteśmy? A może to, że pomógł nam w ucieczce też było zaplanowane? Nie miałem pojęcia, co będzie dalej, ale wiedziałem jedno: muszę zrobić wszystko, aby chronić Malię. Teraz musiałem ją uspokoić. Malia udawała silną, ale widziałem, jak to wszystko się na niej odbija. Gdy byliśmy sami, znikała maska którą obrała, aby przetrwać w Strefie. Bała się, jak każdy z nas, ale dobijał mnie fakt, że wciąż obwinia się za to, co mnie spotkało. To nie była jej wina, nigdy nawet przez chwilę tak nie pomyślałem.
- Chyba powinniśmy się ruszyć, Minho nas zamorduje, jeśli nie wrócimy z czymś co w jego mniemaniu może się przydać - dodałem żartobliwie i pocałowałem ją w czoło - Chodź - dodałem delikatnie ciągnąc ją za rękę.
                                                                             ******
Od dobrych kilkunastu minut chodziliśmy z Newtem po kompletnie zniszczonym holu centrum handlowego, próbując znaleźć coś, co pomoże nam przetrwać na pustyni. Rozglądałam się po pozostałościach witryn sklepowych, próbując wyłapać coś przydatnego, jednak nie potrafiłam się skupić. Mój wzrok wciąż zatrzymywał się na idącym obok mnie blondynie. Nie mogłam uwierzyć w to co się stało. Czułam się tak potwornie źle! Nie mogłam nic zrobić. Nie potrafiłam pogodzić się z myślą, że Newt nie jest odporny, a bardziej z tym, że ten przeklęty DRESZCZ zaraził go Pożogą. Od tak po prostu. Wybrał sobie za cel, najważniejszą dla mnie osobę i postanowił pozbawić ją życia. To było niemoralne. Cholernie niesprawiedliwe. Miałam ochotę stanąć i wrzeszczeć, krzyczeć jak dziecko, które nie rozumie, poszczególnych działań dorosłych. Dlaczego zrobili coś takiego? Wiedzieli, że zarówno jak i Thomas zrobimy wszystko by ratować Newta? I dlatego postanowili, że narażą go na powolną i bolesną śmierć? Tylko po to, aby mieć nas w garści? Nie rozumiałam ich metod, nie rozumiałam tego co działo się wokół mnie. Gdyby nas zaszantażowali, gdyby nawet odizolowali nas od siebie... przecież DRESZCZ doskonale wiedział ile znaczy dla mnie Newt. Zgodziłabym się na wszystko, byleby tylko był bezpieczny. Ale dlaczego do cholery musieli zrobić coś takiego? Jakim trzeba być potworem by to zrobić? 
Zagryzłam wargę czując gulę rosnącą mi w gardle. Musiałam się jakoś trzymać, głównie dla Newta. On musiał widzieć, że wciąż jest nadzieja. Nie mogłam się załamać, nie teraz. Jeśli naprawdę ode mnie i od Thomasa zależy jego życie, oboje zrobimy wszystko, aby mu pomóc. Przestudiuje całą dokumentację, którą dał mi Charlie, przejrzę wszystko i spróbuje coś wymyślić. Dostaniemy się do tego przeklętego Denver, odzyskamy wspomnienia i znajdziemy lek. Tylko czy wystarczy nam czasu? Czy zdążymy uratować Newta? Potrząsnęłam głową odganiając od siebie te myśli. Musimy zdążyć. Newt był dla mnie najważniejszy na świecie. Nie pozwolę mu umrzeć. Umrzeć przez organizację dla której pracowałam, przez cholerne próby, które sama wymyślałam. 
- Zaczekaj - powiedziałam nagle i wskazałam głową na witrynę jednego ze sklepów. - Warto zaopatrzyć się w jakieś ubrania. Z tego co wiem w nocy na pustyni jest strasznie zimno - dodałam podchodząc do wyważonych drzwi.
Newt kiwnął głową i popchnął je mocniej, tak że wypadły z zawiasów, a my bez problemu dostaliśmy się do środka. Wnętrze sklepu wyglądało na nienaruszone. Ubrania wisiały na wieszakach, a buty były niemal idealnie poukładana na dolnych półkach. Zdjęłam z wieszaka bluzę i skórzaną kurtkę, którą narzuciłam na ramiona. Newt poszedł za moim przykładem i również znalazł coś dla siebie.  Szybko zdecydowaliśmy, że reszcie też przyda się cieplejsza odzież i zgarnęliśmy jeszcze kilka rzeczy. Gdy wybierałam bluzę odpowiednią dla Teresy, Newt znalazł dwa plecaki, które bez problemu pomieściły nasze zdobycze. W tym samym sklepie znaleźliśmy też dwie latarki, jakiś notes, długopis i dwa zegarki.
- Chyba nic więcej tutaj nie znajdziemy - powiedział po chwili Newt omiatając wzrokiem najbliższą okolicę.
- Racja - odparłam zrezygnowana i przeniosłam na niego wzrok - Wracamy? - spytałam, jednak w tym samym momencie Newt zatkał mi usta dłonią i pociągnął za kolumnę znajdującą się obok nas.
Posłałam mu zdziwione spojrzenie. Blondyn wolną dłonią nakazał mi być cicho i wskazał głową na korytarz którym przyszliśmy. Dopiero po chwili dostrzegłam Arisa i Evanlyn.
- Czy ty wiesz co robisz? - spytała wyraźnie zdenerwowana brunetka i uderzyła chłopaka w ramię - Aris, do cholery! To nie tak miało wyglądać? Dlaczego brniesz w ten chory układ! - krzyknęła nie potrafiąc, a może nie chcąc ukryć złości. - Myślałam że tak jak oni chcesz walczyć z DRESZCZ-em! Myślałam że zależy ci na Rachel! 
Aris, który do tej pory zdawał się ignorować krzyki przyjaciółki, przystanął i gwałtownie odwrócił się w jej stronę.
- Rachel nie żyje, rozumiesz? Ta Rachel, którą znaliśmy... ona przepadła! Zostawiła nas, więc my też teraz mamy wybór! Chcesz stanąć po stronie przegranych?A może spodobał ci się ich przywódca? Jak myślisz dokąd doprowadzi ich ten cały Minho? Wie o tym miejscu, tyle co nic.
- I tak jest lepszym dowódcą, niż ty! - warknęła - Zmieniłeś się odkąd znaleźliśmy się w siedzibie. Nie poznaje Cię! 
- Może nigdy mnie nie znałaś - warknął blondyn.
Zerknęłam na Newta, ale z jego twarzy nie dało się wyczytać żadnych emocji. W odróżnieniu ode mnie. Czułam, że zaraz eksploduje. Aris, który jeszcze kilkanaście godzin temu, zapewniał mnie o swojej przyjaźni, teraz mówił o mnie w taki sposób. Doskonale wiedział, że niczego nie pamiętam, a jednak nie przeszkodziło mu to w sugerowaniu, że ich zostawiłam.
- Chodzi o Malię, prawda? - ton głosu Evanlyn nieco złagodniał  - O Malię i Newta? - dodała po chwili.
Aris nic nie odpowiedział, ale odwrócił się do przyjaciółki plecami.
- Wiem, że Cię to boli - zaczęła ostrożnie dziewczyna - Ale wiedziałeś, że tak będzie. Dla niej zawsze Newt stał na pierwszym miejscu. Mówiła o nim, widziała go w snach, nie bez powodu poczucie straty, zżerało ją od środka. Powinieneś się cieszyć, że jest szczęśliwa. Co Ty próbujesz zrobić? Chcesz się na niej w ten sposób zemścić?
- Musimy iść - warknął Aris, gwałtownie wystrzelając do przodu. 
Evanlyn przez chwilę stała nieruchomo, zapewne bijąc się z myślami, ale ostatecznie ruszyła za przyjacielem. 
Dopiero po chwili, wyszliśmy z kryjówki. Sama nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim sądzić. Z jednej strony właśnie dowiedziałam się, że mój były przyjaciel zgodził się na współpracę z DRESZCZ-em, bo niestety byłam już prawie pewna, że Charlie wykonuje polecenia Stwórców, a z drugiej dotarło do mnie, że Aris czuł coś do Rachel. Rachel, która była mną. To była dziwna sytuacja. Może byłam w tym momencie egoistką, ale najbardziej zapamiętałam słowa Evanlyn. Te które dotyczyły Newta.
- Zawsze mnie pamiętałaś - szepnął prawie bezgłośnie Newt - Zawsze.
Uśmiechnęłam się delikatnie i spojrzałam mu prosto w oczy. 
- Ty też zacząłeś sobie mnie przypominać... 
- Dopiero gdy pojawiłaś się w Strefie, chociaż od zawsze czułem, że coś bezpowrotnie straciłem. To uczucie rozrywało mnie od środka. Myślałem że chodzi o wspomnienia, a przez cały ten czas brakowało mi ciebie - powiedział blondyn i musnął czule moje wargi.
Wiedziałam że tych chwili, gdy jesteśmy sami nie będziemy mieli zbyt wiele, dlatego starałam się każdą sekundę spędzoną z Newtem, wykorzystywać w maksymalny sposób. Żyliśmy tu i teraz i tak powinno zostać. Nie mieliśmy pewności, czy dożyjemy jutra, czy za rogiem nie czeka ktoś kto znowu będzie próbował nas rozdzielić. Jeśli to byłby ostatnie chwile mojego życia, właśnie tak chciałbym je spędzić. W ramionach osoby, która jest dla mnie całym światem.

- Kocham Cię i nigdy o tobie nie zapomnę - powiedziałam cicho i spojrzałam mu prosto w oczy - Nikt, ani nic nas nie rozdzieli. To obietnica - dodałam mocno się do niego przytulając.

******
- Wreszcie! - warknął Minho, gdy razem z Newtem wróciliśmy do miejsca, gdzie mieliśmy się spotkać.
- Dłużej się nie dało? - spytał zerkając na nas, ale po chwili machnął rękę i przeniósł wzrok na mapę, którą zapewne wcześniej rozłożył na stole.
- Znalazłeś drogę do Denver? - spytałam szybko momentalnie znajdując się obok przyjaciela.
- Tak.
- O ile ta droga jeszcze istnieje - wtrąciła Teresa, którą dopiero teraz dostrzegłam. Zapewne ona i Thomas wrócili wcześniej, niż ja i Newt.
- Istnieje - powiedziałam stanowczo.
- Nie wierzę, że to mówię - Minho chrząknął i otarł czoło z potu - Ale zgadzam się z Teresą. Nie mamy, żadnej pewności, że ta droga jeszcze istnieje.
- Hej! Przecież nie potrzebujemy betonowego chodnika i znaków informujących nas jak dotrzeć do miasta. Musimy być zorientowani w terenie - powiedział Thomas, który zaczął grzebać w przyniesionych przez nas rzeczach. - Wiemy gdzie mamy się kierować i to chyba najważniejsze - dodał przenosząc wzrok na mnie i prawie niedostrzegalnie kiwnął głową.
Wiedział że się martwię i chciał mnie odrobinę uspokoić, ale prawda była taka, że nie mieliśmy czasu na błędy. Pomylenie kierunku i kilkudniowa wędrówka donikąd mogła nas kosztować życie i cenne godziny, których nie mieliśmy. Newt powinien jak najszybciej dostać lekarstwo. Lekarstwo, którego nie mieliśmy. Pieprzony lek, który nawet nie istniał. To brzmiało, jak kiepski żart. Tak samo, jak to że to ode mnie i od Thomasa, zależało życie Newta. Jeśli nie dotrzemy do Denver, stracimy go.
- Wiemy co mamy robić. Przebieramy się, pakujemy i ruszamy w drogę - zarządził Minho, składając mapę i wpychając ją do tylnej kieszeni spodni.
Gdy wszyscy zabrali się za szykowanie do wędrówki, coś mi się przypomniało. Charlie dał mi przecież tablet i teczkę pełną dokumentów. To mogło okazać się niezwykle istotne.
- Zaraz wracam! - krzyknęłam i zanim zaskoczeni przyjaciele, zdołali wydusić z siebie chociażby słowo, rzuciłam się biegiem w stronę wschodniej części budynku. Po niespełna dwóch minutach, dotarłam do pomieszczenia w którym znajdowaliśmy się kilka godzin wcześniej. Rozejrzałam się i niemal od razu dostrzegłam czarną torbę, leżącą dokładnie w miejscu w którym ją zostawiłam. Zajrzałam do środka, zawartość się zgadzała. Więc, albo Charlie jej nie zauważył po naszej kłótni, albo celowo zostawił mi całą dokumentację. Gdy uniosłam torbę do góry, wypadła z niej mała karteczka. Podniosłam ją do góry i bez problemu odczytałam napis:
"Spróbuj zrozumieć. Przepraszam."
Przygryzłam wargę, przez chwilę zastanawiając się nad przekazem tych słów. Kto je napisał? Pierwszą osobą, która przyszła mi na myśl był Charlie, ale przecież on nie mógł przewidzieć, że tak rozwinie się sytuacja? A może od początku to planował? Może wiedział, że jeśli powie mi prawdę, tak to się skończy. Westchnęłam bezgłośnie i schowałam torbę do plecaka, póki co nie chciałam pokazywać reszcie zawartości. Najpierw sama muszę spróbować to zrozumieć.
-MALIA!
Słysząc wrzask Minho niemal od razu zerwałam się z miejsca i ruszyłam biegiem w stronę z której przyszłam. Miałam wrażenie, że droga powrotna zajęła mi dosłownie kilka sekund.
- Co ty robisz do cholery?
- Myślałam, że kogoś usłyszałam - skłamałam, ale szybko zdałam sobie sprawę, że to nie był dobry pomysł.
- I poleciałaś sama to sprawdzić? Geniusz - warknął Minho.
Newt posłał mi zdziwione spojrzenie, byłam prawie pewna że mi nie uwierzył, jednak po chwili kiwnął głową.
- Lepiej już chodźmy - zarządził Thomas i wszyscy zgodnie ruszyliśmy w stronę wyjścia.
Gdy znaleźliśmy się na powierzchni, uderzyło w nas potworne zimno. Był środek nocy, a my jeśli nie liczyć praktycznie przykrytego piachem centrum, znajdowaliśmy się po środku niczego. Gdyby nie księżyc, nie widzielibyśmy praktycznie nic. Thomas jakby czytając mi w myślach, wręczył każdemu z nas latarkę. Otuliłam się szczelniej bluzą, lewą rękę włożyłam do kieszeni bluzy, a w drugiej trzymałam latarkę.
- Lepiej nie będzie, no to w drogę - rzucił w swoim stylu Minho i ruszył naprzód. Thomas szybko zrównał się z nim krokiem i po chwili zaczęli o czymś dyskutować. Nawet nie miałam siły ich słuchać. Po jakimś czasie, nasza grupa odrobinę się rozdzieliła. Tommy i Minho szli kilkanaście metrów z przodu, Teresa w środku, a ja i Newt odrobinę z tyłu. Mimo to nie rozmawialiśmy. Od kilkunastu minut nie zamieniliśmy ze sobą nawet słowa. Jedno spojrzenie na blondyna wystarczyło, bym wiedziała że jest tu obecny tylko ciałem. Był pogrążony w myślach i to na tyle, że nawet moje chrząknięcie nie zwróciło jego uwagi. Postanowiłam zamilknąć i dać mu chwilę tylko dla siebie. Sama na chwilę się odłączyłam, próbując sobie wszystko poukładać. Chociaż czy mogłam coś więcej wymyślić? Czy mogłam robić coś więcej poza zadręczaniem się? Nie mogłam zrozumieć, jak los może być cholernie niesprawiedliwy. Ucieczka z labiryntu miała być dla nas początkiem lepszego życia, a tymczasem wszystko jeszcze bardziej się skomplikowało. W Strefie przynajmniej Newt był bezpieczny! Nie był chory. Ta przeklęta Pożoga nie wybrała go sobie za cel. A teraz? Teraz musiałam żyć ze świadomością, że w ciele Newta rozwija się to paskudztwo. Że z każdym dniem, godziną, minutą będzie chciało przejąć nad nim kontrole. Zniszczyć Newta, którego znam. Obiecał, że mnie nie zostawi, ale w tej kwestii mu nie ufałam. Gdyby powiedział mi to zanim dowiedział się o chorobie, byłabym najszczęśliwszą osobą na świecie i ufałabym mu bezgranicznie. Jednak teraz sytuacja uległa zmianie. Wiedziałam, że jeśli uzna, że nie radzi sobie z walką z Pożogą, odejdzie. Zostawi nas, żeby nas chronić. Miałam nadzieję, że nigdy nie dojdzie do tej chwili, a zanim choroba naprawdę zacznie mu się wdawać we znaki, odzyskam pamięć i będziemy mogli zaaplikować mu lek. Jednak w tym wszystkim było tyle niewiadomych, że miałam wrażenie, że coś skręca mnie w środku. Tyle rzeczy mogło pójść nie tak. Wystarczy, że się zgubimy, albo dopadnie nas DRESZCZ. Czy cokolwiek innego, co sprawi że zboczymy z trasy. To wszystko było tak cholernie ciężkie.
Zagryzłam wargę i otarłam dłonią twarz. Miałam wrażenie, że nikt nie potrafi mnie zrozumieć. Od nadmiaru uczuć zaczęło mi się kręcić w głowie. Żadne słowa nie potrafią opisać tego, co teraz czułam. Złość, smutek, rozgoryczenie. Zerkając na Newta zastanawiałam się, czy to nie są ostatnie chwile, które spędzimy razem. Dlaczego mielibyśmy mieć tak mało czasu? Przecież to niemożliwe... On nie zginie dlatego, że ktoś tego chce. Nie pozwolę na to.

                                                                         ******
Nowy rozdział za Nami, nie wiem czy jeszcze ktoś tu zagląda, ale obiecałam sobie, że dokończę to opowiadanie, chociażbym miała pisać tylko dla siebie. Wiem, że trochę mi się schodzi z pisaniem i rozdziały nie pojawiają się regularnie, ale postaram się to zmienić. Tekst nie był sprawdzany, a więc mogą pojawić się błędy, obiecuje że w najbliższym czasie zrobię korektę. Póki co zapraszam do czytania i wyrażania opinii. :) Ściskam Was mocno!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by Elmo